Od kilku dni nie czuję się zbyt dobrze, wczoraj i dzisiaj nie poszłam do pracy. Czuję się zmęczona i zdołowana.
Nie znoszę wyjazdów służbowych a w ostatnim czasie była ich kumulacja. Nie znoszę siebie a muszę ze sobą przebywać i nie ma od tego ratunku.
Chciałabym się bardzo do kogoś przytulić i czuć się trochę mniej samotna ale w głowie ciągle mam to co się działo przy rozstawaniu z moim byłym.
Jaki był podły wredny.... to co mówił, jak mnie oszukiwał, wykorzystywał i znęcał się nade mną. Zaciskałam wtedy zęby ale teraz ma to odbicie na każdej mojej relacji...i wraca jak tylko próbuję stanąć na nogi.
Czuję że jestem tymczasowo... nie planuję, nie próbuję i nie chcę... bo się boję. Boję się że znowu uwierzę w coś czego nie było. Boję się zranienia i tego, że ktoś mi zrobi to samo co on. I czeka mnie dużo pracy nad sobą ale boję się, że wysiłek będzie nadaremny... że znowu spotka mnie ten sam ból co wtedy. To było strasznie upokarzające i nie mam siły na powtórkę. A zarazem tak strasznie mi brakuje bliskości...
Nie mam siły udawać... ale się uśmiecham a w środku czuję taki potworny ból i nie potrafię sobie z nim poradzić...
jest tyle rzeczy z którymi trzeba się zmagać a nie ma na kim się oprzeć...
boze dlaczego muszę przeżyć kolejny dzień a nie zdechnąć by to się w końcu skończyło
marny żywot, bezsensowny do samego początku