Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nastia

Użytkownik
  • Postów

    381
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nastia

  1. Będąc zdiagnozowaną jako borderline mam ten stan niemal codziennie od wielu lat i to w sporym nasileniu. Mam wrażenie, że BPD to przewlekły stan suicydalny i jeden wielki alarm.. Nie jest tak? Trwam kilka lat w regularnej terapii i farmakoterapii (ustawionej w szpitalu), pod okiem specjalistów, którzy dobrze wiedzą o moim stanie i pewnie przyjmują jako nieodłączny objaw zaburzenia. Nie wiem, co to jest dzień bez chociażby przelotnej myśli samobójczej oraz tydzień bez chwil, gdy cały wysiłek idzie na pohamowanie się od nie nałykania się leków.. W każdym razie - idąc tropem tych kryteriów i zalecenia natychmiastowego kontaktu z psychiatrą musiałabym być 24h w szpitalu dzień w dzień albo codziennie dzwonić do mojego lekarza co nie miałoby sensu przecież. Oczywiście są okresy dużej poprawy i widzę duże postępy w terapii, ale i one okupione są w/w objawami. Mimo tego wszystkiego na ogół mam jednak ciągle nadzieję, mam wsparcie bliskich.. Ech, chyba napisałam tu dlatego, bo mi tak strasznie przykro, że objaw uważany za wymagający natychmiastowej interwencji, czyli nieobecny (?) u przeciętnej osoby, jest moim stałym udziałem
  2. Hahaha Jakie to znamienne... Bardzo pasuje mi do tego wątku "aseksualnego" cytat z de Mello: "Ilekroć usiłujesz się czegoś wyrzec, ulegasz złudzeniu. Co ty na to? Naprawdę ulegasz złudzeniu. Czego się wyrzekasz? Ilekroć wyrzekasz się czegoś, wiążesz się z tym na zawsze. Pewien guru z Indii twierdzi, że kiedy przychodzi do niego prostytutka, mówi wyłącznie o Bogu. - Mam dość życia, które wiodę - mówi. - Chcę Boga. I zawsze, kiedy odwiedza go ksiądz, mówi jedynie o seksie. Widzisz więc, że jeśli wyrzekasz się czegoś, to zrastasz się z tym na zawsze. Kiedy coś zwalczasz, wiążesz się z tym na wieki. Tak długo, jak z tym walczysz, tak też długo dajesz temu moc. Tak więc musisz "przyjąć" swoje demony, bo kiedy z nimi walczysz dajesz im siłę. Czy nikt ci dotąd tego nie mówił? Kiedy się czegoś wyrzekasz, stajesz się z tym związany. Jedynym sposobem, aby się z tego wyzwolić, jest poddać się temu. Nie wyrzekaj się niczego, poddaj się temu. Pojmij prawdziwą wartość takiego czy innego obiektu, a już nie będziesz musiał się go wyrzekać. Po prostu odpadnie to od ciebie. To jest pozornie paradoks, ale podobnie jest z anorektyczkami. Wyrzekają się jedzenia, ale stanowi ono centralny temat, na którym się koncentrują...
  3. Jetodik, na dwie terapie na raz nie można, nie ma to sensu, chyba, że chodzi o grupową i indywidualną, ale i tak obu terapeutów musi wtedy wiedzieć o tym. Jeśli chodzi o uzależnienie - z tego, co wiem, to jeśli ma się z tym bieżący lub nie tak odległy problem, to najpierw trzeba przejść terapię uzależnień i okres abstynencyjny, a potem dopiero terapię "normalną" tzn. nie koncentrującej się na uzależnieniu. Ale może są też terapeuci, którzy potrafi od razu poprowadzić taką terapię z osobą uzależnioną.
  4. Dotyczy osób, które są/były uzależnione od jakiejkolwiek substancji - alkoholu, benzodiazepin, narkotyków, leków nasennych itd. Wyjątkiem jest kawa i nikotyna od których sporo osób się uzależnia bardziej podczas terapii na 7F
  5. Nie wiem, czy Ty tak specjalnie, czy na serio nie zajarzyles, o co mi chodzi..? Kobiety sa rożne, każda inna, wiec z łaski swojej nie uogólniaj.
  6. Uwielbiam takie generalizacje... "wy", "oni", "kobiety", "mężczyźni", "zawsze", "nigdy"... Nie masz zielonego pojęcia, co np. ja lubię, a czego nie.
  7. Hej, Jeśli lekarz zalecił na nerwicę tylko/głównie farmakologię, to proponuję go zmienić. Leki co najwyżej złagodzą objawy albo i nie, ale przyczyny pozostaną nietknięte. Tylko psychoterapia leczy, najlepiej wglądowa. Jeśli chcesz bardziej zrozumieć, co się z żoną dzieje, to ze swojej strony polecam książki Karen Horney :) Wybacz, ale moim zdaniem to skrajny egoizm i nieodpowiedzialność z Waszej strony. Aby decydować się na dziecko, to samemu trzeba być stabilnym, emocjonalnie zrównoważonym, aby dać maluchowi odpowiednie emocjonalnie warunki do rozwoju. A tak to co? Dziecko od urodzenia będzie miało mamę pogrążoną w depresji, smutną, zalęknioną, bojącą się jeść i wyjść z dziećmi z domu.. Przecież na maleństwo to bardzo wypływa, ukryć się tego nie da. No ale jak to sobie uświadomicie, to może tym najszybciej żona zdecyduje się na terapię, podratuje sytuację i tym mniejsze skutki dla dzieci będą (choć starsze na pewno już ich doświadcza..). A właśnie, że JEST od niej zależne i terapia jest po to, aby to sobie uświadomić. Wtedy można siebie leczyć, zmieniać i pozbyć objawów. Moim zdaniem masz jak największe prawo, mimo wyrozumiałości, czuć się z tym wszystkim źle i być wkurzonym. Tym bardziej, jeśli ona odwleka terapię, podjęcie jakichś działań w tym kierunku. Może się boi, no ale do cholery, ma męża i dzieci. Czasem będąc zbyt wyrozumiałym dla osoby zaburzonej, wcale się jej nie pomaga, przemyśl to. Z takiej "taryfy ulgowej" dość trudno się potem rezygnuje. Poza tym jak na to przyzwalasz to ona może nie mieć motywacji, aby siebie leczyć, pracować nad sobą. Moim zdaniem ważne, abyś mówił jej i o swoich uczuciach, z tym, że bez oskarżania
  8. Co za dyskryminacja! A dlaczegóż to nie? -- 11 sie 2014, 13:53 -- Ja też nie. Jeśli nie jest to uciekanie od problemów wszelakich tylko urozmaicenie dla związku czy wynik ogromnego temperamentu albo zaspokajanie się, gdy partner daleko, to nie widzę nic złego, nawet podniecające to może być O ile chodzi o seksiącą się parę, bo jak o samą superatrakcyjną lalę, to mogłoby mi się zrobić przykro, przyznaję. O tym wolałabym nie wiedzieć. Prawda jest taka, że wiele osób nas pociąga, nawet w związku będąc i kochając, i lepiej pozachwycać się kimś w kompie niż zdradzić w realu.
  9. Po pierwsze - nie jest to mitologia, bo się zdarza. Po drugie - niekoniecznie równoczesny orgazm miałam na myśli
  10. Ja myślę, że najmilej jak w seksie jedno jest tożsame z drugim, gdy granica dawanie-branie zaciera się np. gdy podczas stosunku kobieta przeżywa orgazm to jednocześnie ona ma przyjemność, ale i daje ją partnerowi, który ten orgazm odczuwa "na własnej skórze" ale to w sumie dotyczy seksu w ogóle: jak mężczyzna wchodzi w kobietę, to i daje i bierze przyjemność, równocześnie. Mówię o seksie udanym
  11. Nastia

    ot

    No faktycznie jest głupie, bo niby dlaczego pieszczenie ustami ciała kochanej osoby, której się jest wiernym, miałoby być brakiem szacunku?? Stawiasz sprawę tak, że jedno nie może iść w parze z drugim. A przecież można mieć bliską relację, pełną szacunku, zrozumienia, w której partnerzy czują się dobrze - i wyrażać swoją miłość np. poprzez ochotę na pieszczenie całego ciała partnera, w różny sposób, bez zmuszania kogoś/siebie, bez poczucia upokorzenia, z obopólną ochotą i zgodą na taką zabawę. Zresztą nawet ksiądz o seksie oralnym pozytywnie pisze, i co Ty na to? http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101023/REPORTAZ/333022746
  12. Nastia

    ot

    Rozwalają mnie takie pytania generalizujące "Czy mężczyźni..?", "Czy każda kobieta?", "Faceci są.." Przecież każdy jest inny... Nie. Są takie, które uprawiają seks co najmniej raz dziennie i posuwają się do bardziej zaawansowanych pieszczot i praktyk niż wymienione przez Ciebie. I mają z tego wiele radości. Albo nie mają. Są takie, które nie uprawiają wcale. I są mimo to szczęśliwe. Albo nie są. Np. dla mnie częstotliwość seksu raz/tydzień to bardzo mało, tylko jakie to ma dla Ciebie znaczenie? Jakie masz kryteria tego, co jest "normalne"? Dla mnie nienormalne jest robienie czegoś wbrew sobie, czyli: -jak robisz komuś dobrze, mimo, że nie masz na to ochoty (a potem masz żal do drugiej osoby, a nie do siebie samej) -jak nie robisz komuś dobrze, choć masz na to ochotę, bo przejmujesz się, że ktoś inny uważa to za grzeszne, obrzydliwe itp.
  13. To są dwie skrajności... Między byciem skurwysynem, a poświęcaniem się dla innych są inne postawy. Co właściwie było dla Ciebie tym poświęcaniem się? -- 10 sie 2014, 09:46 -- Candy, dzięki za powiew optymizmu! Choć to swego rodzaju offtop w tutejszym wątku -- 10 sie 2014, 09:53 -- A przyszła Ci taka myśl, że to Ty się w tym epicentrum stawiasz, z jakiegoś powodu? Przecież nie musisz. Obiektywnie rzecz biorąc masz możliwość wyjścia, gdy Ci coś nie pasuje, masz możliwość zrezygnowania z tych znajomości, masz wybór czy stawiać im granice czy być biernym, możesz próbować nowych reakcji, możesz wyjść z roli tego epicentrum - oczywiście po to jest terapia, aby potrafić to wszystko z czasem wdrożyć w działanie. A przedstawiasz sytuację tak, jakby nic od Ciebie nie zależało, bo inni są tacy i siacy. -- 10 sie 2014, 10:00 -- Semir, nikt nie podważa Twojej chęci zmiany Chodzi o to, że oprócz niej w człowieku jest także zarazem naturalny lęk i opór przed tą zmianą, widocznie w Twoim przypadku nie uświadomiony. Jedno nie wyklucza drugiego, paradoksalnie. Nie chcę się mądrzyć sama, więc podsyłam kilka linków dla rozjaśnienia sprawy: http://www.pracownia-rozwoju.com.pl/blog/2013/06/kryzys-w-psychoterapii/ http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=426 http://terapeuticum.blog.pl/dynamika-relacji-terapeutycznej/ http://egoterapia.com.pl/zaburzenia-zachowania/
  14. Też mam podobne rozkminy w głowie, ale powoli próbuję to sobie układać... Nie ma raczej opcji, aby stać się kimś totalnie innym, w tym sensie, że miałaś taką, a nie inną historię życia, jesteś tym, kim jesteś ze swoimi doświadczeniami, temperamentem, itd. Chodzi chyba o to, aby zmienić patrzenie i przeżywanie siebie, aby ten sposób przestał być zaburzony, błędny, fałszywy, w różnym rozumieniu tego słowa... aby zniknął dyskomfort i nadeszła ulga. Aby z tych kawałków budować poczucie jedności i wreszcie poczuć, kim się JEST, naprawdę. Przypuszczam, że na początku może to być dziwne-nowe, bo nieoswojone, ale w ogólnym rozrachunku uwalniające, muszę w to wierzyć, bo co mi zostaje..? I może na tę siebie "przeszłą" będzie można kiedyś popatrzeć tak, że to był potencjał mnie, który spał, ja śniłam na jawie i w zafałszowany sposób radziłam sobie z rzeczywistością (i moją wewnętrzną i zewnętrzną), a teraz to naprostowałam. Ale ciągle byłam "ta sama", jeśli wiesz, o co mi chodzi, terapia ani ze mnie ani z Ciebie nie zrobi tabula rasa, nie ma takiej opcji/ryzyka więc nie znikniemy :) nie da się wymazać doświadczeń, emocji i popędów, które w nas są, to przecież niemożliwe i nie o to zresztą chodzi - raczej nie o wymazanie, ale takie "namazanie", pomalowanie, aby było lepiej Myślę, że to dotyczy wszystkich, bo nawet sama nazwa zaburzenie OSOBOWOŚCI świadczy o tym, że pod spodem się ją ma, takie zalążki osobowości, które z lęku się trzyma w osobnych szufladkach, często totalnie zamkniętych, nie pozwala się im rozwinąć. Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie takie podejście nastraja optymistycznie, choć przerażona jestem swoją drogą...
  15. Ooo, mniej więcej tak się teraz czuję. Choć.. jedną nogą stoję ciągle w patologii, a jedną w zdrowieniu. To pierwsze się zaczyna walić, a drugie jeszcze nie zbudowane. Taki misz-masz. Rozumiem Candy, że udało Ci się ten etap przejść i z czasem powoli budować z tych kawałków siebie zdrowszą? Ja się boję, że rozpadnę się całkowicie i nic ze mnie nie pozostanie. Albo że nie będę umiała się poskładać. Ale jednak mam taką nadzieję:) Oczywiście rozmawiam o tym z terapeutką. Ona jest taka spokojna, nie wpada w panikę, jak ja, pozwala mi zrozumieć, co się ze mną dzieje i zachowuje się tak, jakby to był normalny etap zdrowienia, choć trudny i ryzykowny. Jej spokój w jakiejś mierze się mi udziela, ale i tak jest to straszne.. dziwnie się czuję, tak obco ze sobą teraz.
  16. Ja się rozglądam, bo jest dla mnie różnica, czy śmierć przyjdzie teraz zaraz, czy też później. Mimo, że i tak i tak pójdę do piachu, to ma dla mnie znaczenie, aby nie było to teraz. Bo życie samo w sobie jest dla mnie wartością, a nie "efekt końcowy";) (Nie mówiąc już o tym, że nie chcę być sparaliżowana, jeśli przeżyję ewentualne potrącenie) Wprawdzie, gdy mam mocniejsze depresyjne stany, to ledwo się hamuję, aby samej nie wejść na pasy pod rozpędzone auta Ale jednak - hamuję się. Nie dlatego, bo boję się śmierci, tylko dlatego, że chcę żyć, mam nadzieję.
  17. Bei, to zależy, jak się na początku umawiałaś z terapeutą. Jej zadaj to pytanie Myślę, że to zależy od tego, co Ci bardziej posłuży na tym etapie - czy regularność spotkań, czy ten wyjazd, który rozumiem, że byłby krokiem ku większej samodzielności, niezależności. Co do przerw - akurat u mnie byłyby dalece niewskazane, ważna jest regularność spotkań dla mnie, stałość i stabilizacja choćby w tym zakresie życia. Terapia to taki mój "szkielet" obecnie. Dodam, że do tej pory byłam uciekającym z terapii wiele razy borderem i w moim przypadku wszystko, co służy stałości, regularności, związaniu z terapeutą jest cholernie ważne i wiem, że nie każdy potrzebuje takiego "obwarowania"
  18. Murphy, nie można było tego lepiej ująć Tylko i tak znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że relacje to może stworzyć równie dobrze z kumplem, któremu może się wygadać i nie płacić za takie "pogaduchy" jak terapeucie. Ale to tylko tacy, którzy nie bardzo się orientują, na czym relacja terapeutyczna polega albo kiepsko trafiali - a niestety w Polsce terapeutów z powołania jest jak na lekarstwo. -- 08 sie 2014, 09:58 -- To, co napisałaś, bardzo dobrze odzwierciedla to, co akurat przeżywam mocno w mojej terapii! Nowe, opuszczenie "diabła znanego"... to mój etap. Czuję, że się rozsypuję na drobne kawałki i nie wiadomo, co z tego będzie i jak będzie. Przerażające to... Zgadzam się, że mnóstwo osób chodzi do terapeutów nie po to, aby się zmienić, lecz aby przetrwać swoje cierpienia opierając się na kimś w swojej niedoli i tyle, choć wcale nie muszą być tego świadomi, więc nie wiedzą, dlaczego terapia nie pomaga. Tylko że dobry terapeuta powinien umieć to pokazać tak, aby pacjent nie poczuł się zaatakowany.
  19. Violet, daj sobie szansę z lamo:) U mnie pierwsze dni były fatalne.. uczucie przybicia i przymulenia, ogólnej niechcicy do robienia czegokolwiek, nastrój podły. Oprócz tego bonus w postaci mocnych zawrotów głowy, chodzenia slalomem jakbym pijana była. Ale minęło, może też dlatego, że teraz biorę tylko wieczorem. Może i u Ciebie minie? Ja też na leki mocno reaguję, zaczynałam od 12,5mg, mrówka by nic nie poczuła
  20. Rozumiem, że prawdopodobnie masz kiepskie doświadczenia z terapią, ale nie każdy ma, więc nie generalizuj... Jest mnóstwo ludzi, którym terapia pomogła, uratowała życie wręcz i choćby te przypadki przeczą Twojej opinii. Moja terapia akurat zdecydowanie nie jest "słuchaniem gadania", być może masz na myśli pomoc psychologiczną..? Leki same to mi gówno dawały, dopiero jak poszłam na terapię, to coś zaczęło ruszać do przodu. Teraz biorę, ale tylko jako wspomagacz, aby proces terapii był bardziej do wytrzymania. Łatwiej jest połknąć pigułkę i zaleczyć objaw, trudniej popracować nad jego przyczynami... Oczywiście nie myślę o endogennych sprawach, gdzie leki to podstawa.
  21. Może dlatego, że jak sam to ująłeś, było to "bawienie się"? Też się "bawiłam", mniej więcej tyle czasu jak Ty, z tym, że statystyki mam większe (=gorsze). Ja też się bujałam po różnych terapiach i WŁAŚNIE DLATEGO nie pomagało. Bo to nie jest tak, że im więcej, tym lepszy efekt. Jest odwrotnie! Chodzi o to, że leczy relacja terapeutyczna, ta jedna jedyna, której budowania trwa, w której trwanie wymaga cierpliwości, trzeba w to wkładać wysiłek i liczyć się z tym, że efekty mogą przyjść po dłuuuższym czasie, a nie skakanie od sasa do lasa. Patrząc na ilość Twoich terapii domyślam się, że w żadnej nie brałeś udziału więcej niż 3 lata? Jeśli tak, to skąd oczekiwanie, że miała pomóc..? Chcę przez to powiedzieć, że moim zdaniem i obiektywnie rzecz biorąc jest nadzieja dla Ciebie, ale jeśli będziesz potrafił zaangażować się w jedną relację z t., której dasz szansę.
  22. Dream, ja akurat czuję po lamo, tylko różnica jest taka, że nie są to aż tak ekstremalnie intensywne emocje nie do wytrzymania, nie boli aż tak cholernie, że chce się żyły podcinać. Na Depakine byłam przymulona, ale też czułam. Nie czułam po neuroleptykach, ale to były straszne stany.
  23. Gratuluję poziomu i klasy.
  24. A przepraszam dlaczego z takim przekonaniem zakladasz, ze jak u Ciebie cos nie zadziałało/działało to na pewno u kogoś bedzie tak samo..? Ja akurat juz od pierwszych tabletek lamo poczułam wyraźne zahamowanie bardzo uciążliwej gonitwy myśli, tak jakby mój umysł spowolnił, ale w pozytywnym sensie. Łatwiej mi sie zatrzymać i reflektowac, myśli biegną w spokojniejszym tempie. Z kolei SSRI nic nie pomogło w tym zakresie, dopiero jak dodałam lamo. Emocje tez nie kłębią sie we mnie aż tak jak wcześniej. So relax
  25. Myśle ze moze byc Ci trudno, bo to Ty musisz podjąć decyzje, nikt inny. My Ci doradzamy, ale do Ciebie należy wybór. Pomysl ze w tej sytuacji nie ma idealnego rozwiązania, pogodz sie z tym. Ale moze byc rozwiazanie wystarczająco dobre. Zrób dla siebie to co zrobilabys w tej sytuacji dla kogoś kogo kochasz, kto ma myśli s. Gdzie byś z taka osoba pojechała teraz aby była bardziej bezpieczna? Poradzilabys jej aby siedziała w takim stanie w domu i męczyła sie bez opieki czy pojechalabys z nią na jakikolwiek sor? Każdy szpital w Twoim stanie jest lepszym, bezpieczniejszym miejscem niż dom, zrozum to. Zaopiekuj sie sobą i idź w to bezpieczniejszej miejsce. Jak jesteś na liście do K. to możesz sie potem przenieść. -- 01 sie 2014, 23:18 -- Nie są okratowane bo są z pleksy czy czegoś takiego, wybić sie nie da a otworzyc tez nie bo nie ma klamek
×