
mih
Użytkownik-
Postów
35 -
Dołączył
Treść opublikowana przez mih
-
Ayahuasca - co to jest, jak działa?
mih odpowiedział(a) na polaraksa temat w Medycyna niekonwencjonalna
W sumie jak się zastanowić... Ale bardziej myślę o mechanizmie lękowym, który jakoś ( zwykle słabo,trochę histerycznie i z niepokojem) nastawia do zażycia czegokolwiek i może na tej drodze przy psychodelikach może się wytworzyć jakiś badtrip. ?? -
Ayahuasca - co to jest, jak działa?
mih odpowiedział(a) na polaraksa temat w Medycyna niekonwencjonalna
Myślę że taki wyciąg z psylocybiny (?) to musi być jakaś esencja wobec tego grzyba... w sensie mocy. (jak liść koki i proszek???) Nie doszedłem do żadnych wizji itp. Może za mało tego zjadłem? Właściwie miałem uczucie jak po mocnym joincie, no i może barwy były bardziej intensywne. Ale to było w Holandii a tam są inne kolory :) Najwyraźniej coś jest, że jak się ma psychę nieodporną na działanie THC nawet, które nie jest jakoś specjalnie psychodeliczne, to lepiej nie iść dalej. Chciałbym, żeby THC było lekiem na nerwicę, który relaksuje, dystansuje, uspokaja.. ale w moim przypadku ni hu hu... wiadomo, że gandzia podkręca raczej to co w środku więc ja nigdy nie mogę być pewny co mnie trzepnie... (Szkoda. Bo uwielbiam zapach, smak.. ) Więc innych mocniejszych rzeczy o silniejszym oddziaływaniu pychodelicznym (kwasu, grzybów, mescalu) trochę się boję. A do tzw twardych, speedujących dragów jakoś mnie nie ciągnie. -
Ayahuasca - co to jest, jak działa?
mih odpowiedział(a) na polaraksa temat w Medycyna niekonwencjonalna
Bardzo ciekawe rozważania... Też mam taką osobowość której "to wszystko" jest za mało... :) szczególnie po lekturach typu Castaneda miałem ochotę na grzyby, pejotl, ayahuasce itp. generalnie coś co 'pogłębia świadomość'. Ale na szczęście jakoś zrozumiałem, że się nie nadaję. Moja psyche tego nie wytrzyma. Mam doświadczenie z meksykańskimi grzybami (raz) no i konopiami (wiele razy). Po grzybach po początkowej euforii i radości dostałem takiego napadu lękowego, że bałem się nawet latającej w pokoju muchy... Po latach okazjonalnego palenia gandzi - po ogarnięciu tematu nerwic, lęków itp. - zdołałem sobie uświadomić, że na 10 spotkań w towarzystwie jointa 8 kończy się schizą lękową i złym samopoczuciem. Stwierdziłem, że nie ma co liczyć na te 2 kiedy jest miło i przyjemnie. Nerwicowy egocentryzm wziął górę i postawiłem na swój dobrostan psychiczny:) Mimo, że dragi są gdzieś tam pociągające - to jestem przekonany że w moim przypadku nie są wskazane... (swoją drogą trochę szkoda..) więc ratuję się używkami bardziej bezpiecznymi typu kawa, piwko, muzyka. No i psychotropy W końcu chodzi o to żeby w życiu było miło a nie męcząco;) Ale tak sobie myślę, że komuś może być miło jak cały czas jest na fazie...Nie myśli o tym jak to wpływa na jego organizm, na tak zwane zdrowie psychiczne, na potencjalną długość życia... Albo świadomie akceptuje to wszystko. Po prostu jest zadowolony z tego co się dzieje. (oczywiście abstrahuję od całej sfery funkcjonowania społecznego, w rodzinie i ewentualnych skutkach takiego postępowania w tych obszarach..) Trochę zazdroszczę takiego stanu. Czasem mam wrażenie, że my nerwicowcy martwimy się o innych za bardzo, co komu szkodzi, co wypada, co powinien.. Jakby nasz system wartości był jedyny i słuszny:) A każdemu pewnie co innego dobrze robi. -
Witam, tak mnie ostatnio oświeciło, że może mam tendencje do zakupoholizmu.. a może to już.. Jestem lękowcem więc może sobie to wkręcam. Stąd post, z prośba o obiektywny ogląd;) Ok, zdecydowanie nie latam po sklepach, nie kupuję wszystkiego co mi wpadnie w ręce, nie wydaję ostatnich pieniędzy w biedronce na 6 litrów coli.. Ale dość często zmieniam instrumenty- mam takie hobby, gram na różnych rzeczach- a że lubię ładne i dobre to zwykle sa drogie.. np gitary. Co jakis czas czuję, że chcę nową.. inną, lepszą.. chociaż nie wiem po co.. bo te które mam są i tak na wyrost moich mozliwości.. ale zawsze znajdę jakąś okazję albo wytłumaczenie. Sprzedaję więc stare (ze stratą oczywiście) i kupuję nowe... taki instrument niestety tez nie zagrzewa miejsca. Oczywiście po tym dochodzą drobne wyrzuty sumienia.. tyle kasy, a ja przecież gram tylko hobbystycznie, mało i w ogóle...chyba to sprzedam (ze stratą..) A potem znów cos znajdę na allegro albo gdzieś. Moja żona przymyka oko, protestuje ale zwykle ulega w końcu mojemu marudzeniu, jeśli nie dołożę za dużo do tego.. Potrafię siedzieć godzinami i oglądać, porównywać, wybierać. Czasem uda mi sie przetrwać i nie kupić:) ale potem wracam do tematu często.. Dodam, że w środowisku muzykantów jest to dość częte.. tzw, GAS (get another syndrom), bo jednka te instrumenty sa piękne, ekscytujące i ciekawe a każdy inny.. itd:) Robiłem sobie teścik: http://psychiatria.mp.pl/uzaleznienia/show.html?id=73538 z tej strony. nie jest miarodajny ale jednak... i wyszło mi że musze sie pinować ale nie jestem uzależniony od zakupów. Ale z innej strony spełniam wiele punktówe z listy na tak... ekscytacja, mysli o nowym, wydawanie większych sum niż mam, poczucie winy po, czasem tez brak większego zinteresowania po zakupie... Kurde, chyba jednak cos jest na rzeczy.... ???
-
U mnie było: ta twoja pedagogika to szkółka... politechnika to są studia (mój brat to kończył)...
-
- nie unoś się, idź do pokoju sie uspokoić, nie da sie z tobą rozmawiać (bo przeciez rozmawia się spokojnie a nie w złości) - nie babraj tak na talerzu! jedz co ci dają i się ciesz że jest co do garnka włożyć, jak pójdziesz na swoje będziesz wydziwiał (i wydziwiam- jestem wege w kierunku weganizmu:)) - a to rób jak chcesz! my ci dobrze radzimy..( jesteś przeciez wolnym człowiekiem ale ta wolnośc nas strasznie wkurza więc..) - ten twój słomiany zapał. ledwie sie za cos weźmiesz i juz zostawiasz (zachęta do szukania siebie) - rób swoje i sie nie wychylaj (tak dobra rada na życie) No k..wa.... piękny bagaż wszyscy tu nosimy. strasznie to przykre
-
oj ja też... właściwie mam ze 3-4 scenariusze które mi się śnią co noc wymiennie od 2 lat.... Masakra...Myślę że ewidentnie związane jest to z prochami ale czemu w kółko to samo..
-
ehh.. ja też ostatnio na terapii odkrywam jakie miałem dziwne stosunki ze swoją rodziną. Jak niby neutralne komunikaty typu. "w takim razie rób jak uważasz i juz nie zarwacaj głowy" okazuje się szantażem emocjonalnym. pozorny spokój zakazem pokazywania emocji, pozorna wolność bagatelizowaniem potrzeb prawdziwego "ja". Ile pośredniej agresji było w komunikatach- niedomówieniach, ile trzeba było sie domyslać co kto czuje żeby było ok... Potem się człowiek zastanawia skąd u niego wszelkie objawy nerwicy, lęków, skumulowanej złości, niezgody na świat.. Skąd niemoc i psychologiczna, emocjonalna autoagresja... A to proszę, z kochajacego rodzinnego domu, od rodziców którzy sie poświęcają dla dzieci i chcą im tylko wskazać dobry sposób na życie. No więc czy mozna być DDD ze 'szczęliwym" dzieciństwem? Myslę że na pewno, bo dziecko wszytko bierze za dobra monetę. A rodzice dają zwykle tylko miłość, z tym, że w takim wydaniu na jakie ich stać- jakiej sie nauczyli od swoich rodziców.. No ale nie tracę ducha. Chcę to wszytsko przerobić, żeby nie fundować podobnych atrakcji swojemu synkowi. Żeby jego płacz był płaczem., złość złością a radość radością.. Kurcze, niby łatwe...
-
jem zotral od 2 miesięcy i jakoś wyciagnął mnie z klimatów obnizonego nastroju. mam sporo energii- jak po jakiejś kresce- ale czasem też totalne zawieszki. bezstan. No i najgorsze, że mało to działa na lęki, które są moja główną zmorą. napinka ciagle jest i obawiam się , że nie zniknie... więc sam nie wiem czy to dobry proch dla mnie. ale przynajmniej mam ochotę wychodzić z domu.. po poprzednich średnio mi sie chciało cokolwiek.
-
cześć, z tego co piszesz to klasyczne objawy nerwicowe- lękowe. Jeśli Ci się to nasila to raczej przejdź się do psychiatry.. Może przejdzie samo ale może nie a wtedy samej Ci będzie ciężko. Szkoła na pewno się do tego dokłada.. ale wiesz, inni też chodzą do szkoły a nie koniecznie dostaja napadów duszności w zwiazku z tym. no i nie martw się na zapsa tylko idź sie poradzić do specjalisty. pozdrawiam,
-
ja jakoś od miesiąca łykam sertra 50mg i odpukać jakoś mnie stawia na nogi.. w sensie symptomów depresyjnych...poprzednie proszeczki mnie nieco w nie wpędziły.. ale niestety średnio to działa na mój główny problem czyli lęki (nie są jakieś straszne ale czuję ciągle napinkę...). Zastanawiam się czy jeszcze sie rozkreci i na to wpłynie czy też będę musiał się wesprzeć czymś dodatkowo..
-
Męczy mnie myśl...hehe..no niestety:) jak czytam powyższe posty, że istnieje jakiś przymus bycia szczęśliwym i podchodzenia do życia pozytywnie i widzienia w nim sensu by dojrzalej w nim egzystować. Takie nastawienie może byc przyczyną problemów z niezgodą na siebie takiego jakim się jest. "Jest to idealna forma bycia tu. Cieszymy się i chcemy być szczęsliwi". Dlaczego mamy właściwie sie cieszyć z tego co się dzieje i tłumaczyć to sobie pozytywnie- tzn zajmować pozytywne stanowisko? Może lepiej przyjąc że wcale nie jest fajnie ( co mi się zdaje bliższe rzeczywistości,, oczywiście mojej) i poprostu żyć z takim przekonaniem.. "ŻYĆ a nie rozumieć" ma tu mieć moim zdaniem wydźwięk "Życ i być szczęsliwym nie kombinować bo i tak nie dojdziesz.."..ale dlaczego? Natura wyposażyła nas w mózgi- wcale nie twierdzę, że celowo- więc siłą rzeczy kombinujemy. każdy na swoim poziomie- w zależności od zdobytej i zapamiętanej wiedzy. Ale nawet z najmniejszą wiedzą mozna już kombinować i sie pogubić. Co to właściwie znaczy że życie jest do życia a nie do rozumienia???? Jak można żyć nie próbując rozumieć? Nie da się umieć kupić bułki i nie rozmyslać czasem o egzystencji w ogóle, bo to ten sam mechanizm. Można też w ogóle nie mysleć, ale wtedy mamy spory problem,,a szczególnie nasi opiekunowie którzy nam podcierają pupkę- tzn nie myslimy kiedy nie działa mózg a funkcjonuje ciało- czyli o ile dobrze kombinuję w chwili śmierci klinicznej...?? poza tym chyba zawsze myslimy. No i może właśnie stan pogubienia jest naturalym stanem człowieka a pławienie się w endorfinach czystego szczęścia stanem swoistego zatrucia mózgu..??? do którego w dodatku dążymy za wszelką cenę martwiąc się że jeszcze nas tam nie ma... innymi słowy: czekanie na swój pogrzeb też może być postawą życiową i może wcale nie gorszą niż: Korzystaj z życia bo to dar! oczywiście pod warunkiem, że to faktycznie nasza własna postawa, nie spodziewa się wiele, robi co musi, żeby przetrwać i nie czyni sobie wyrzutów, że choć nas wołają, to nie chcemy tańczyć w wesołym kółeczku. Myślenie o życiu męczy .. ale może jest naturalne i dopiero próba nie myślenia o nim "bo tak jest lepiej" staje się źródłem prawdziwej frustracji?
-
oczywiście chciałem tu troszeczkę uwypuklić, żeby lepiej oddać co miałem do przekazania:) Nie sądzę żebyś był cyborgiem. .
-
nerwica po jednorazowym zapaleniu marihuany?
mih odpowiedział(a) na withapain temat w Nerwica lękowa
Po atakach zwykle nastrój jest obniżony, więc oby tylko za często sie nie pojawiały. Jeśli psychol uznał że Ci się należą proszeczki- to ja byzm zjadł- ale opinii na ten temat tyle co ludzi...Na Twoim miejscu bym pobrał z miesiąc , dwa- one i tak z miesiąc sie rozkrecają.I jak poczujesz przez jakiś czas - parę tygodni, że jest ok, to sie skonsultuj ze specem. Może uzna że to wystarczy. i wtedy masz luz:) Życzę Ci. PS- chyba ze Ci nie podejdą proszki (nie wiem co to za jedne)to dzwoń do psycho niech mysli- pamietaj że przez pierwsze 2 tygodnie masz prawo miec uboki rozmaite- łacznie z pogorszeniem nastroju, atakami lęku, bólami brzucha, mdłościami itp..no tak ten szit działa..ale sie nie zniechęcaj. No i nie myśl o tym jako o 'wpędzaniu się', potraktuj je jako swoich przyjaciół -
luloo, bardzo fajny post powyżej. Mnie też w nerwicy męcza m.in. mysli egzystencjalne, pytania fundamentalne i rozmowy istotne. Lubię je nawet do momentu kiedy staję przed poczuciem sensu i prawdy. Widzisz, to co opisałaś powyżej wydaje mi sie tylko grą z samym soba-tzw. pozytywnym mysleniem. Wymaga inteligencji, umiejetności patrzenia na siebie z boku, dystansu od emocji.... próbuję tego, ale w efekcie zawsze mam poczucie, że to nie ma sensu. Każdej tezie mogę postawić antytezę ale co z tego? Rzeczywistość nie potrzebuje sensu. Jasne, mnie martwi, że my potrzebujemy a jako część tego świata i tej rzeczywistości powinniśmy raczej po prostu byc i nie szukać sensu tam gdzie go nie ma. Wymyślanie go jest brnięciem w fantazję. Stąd poczucie, że sensowniej (!) jest nie mieć sensu:).. ale bez niego cięzko się żyje. (plis, tylko nie pisz, że moim sensem może byc poczucie bezsensu bo dostanę depresji natychmiast ) Innymi słowy, fajnie, że umiesz to sobie wszytko tak ładnie wytłumaczyć.. zazdroszczę PS- to jest zaproszenie do ew. dyskusji a nie atak, na prawde zrobił na mnie wrażenie Twój post. -- 10 lut 2014, 13:33 -- acz sądząc po dacie ostatniego posta dyskusja ma niewielkie szanse na rozwój...
-
nerwica po jednorazowym zapaleniu marihuany?
mih odpowiedział(a) na withapain temat w Nerwica lękowa
hej, tez jakos interesuje mnie wątek marihuana-nerwica, bo jedno i drugie mnie dotyczy:) Była kiedyś w 60/70 latach w USA taga propaganda rządowa, że gandzia powoduje nerwicę- tzn. lęki. Nie chcę w nią wierzyć... ale po latach doświadczeń stwierdzam ze smutkiem, że cos jest na rzeczy... Jestem zdania, że jeśli masz w sobie pewien dość złożony układ cech osobowości, sposobu myslenia, doświadczeń, przekonań oraz nabytych schematów to palenie może poruszyć całą misterną konstrukcję i dać w efekcie lęki. Generalnie podkręca to co juz jest. Tyle, że lęki możesz mieć raz na jakiś czas..okresowo, w czasie dużego stresu... to spoko, ale jak zaczną Cię dopadać co raz częściej, bez powodu, to wtedy już gorzej, bo to męczące i rozbijające.(zespół lęku napadowego) Myślę że w Twojej sytuacji to również sesja i kwestie osobowościowe- maksymalizm (wielkie ambicje, którym cięzko sprostać). To się wszystko ładnie nakręca. :) Szczerze mówiąc to życzę Ci pozbycia się części ambicji:) w jak najlepszej wierze.Będziesz spokojniejszy. Obserwuj, jak będzie tego (napadu lęków) co raz więcej to idź do lekarza.. ale może jakoś się rozejdzie. No i w Twoim przypadku nie polecam przypalania:) -
mam pytanie raczej techniczne...biorę wenle (prefaxine) w postaci ampułek w których jest proszek (pigułka cała- nie proszek sypki.. sprawdzałem) te ampułki niby są do powolnego uwalniania leku.. czy jakoś tak. w sensie pewnie sie rozpuszczaja i ten syf wychodzi.. ale z pewnych powodów - one są z żelatyny-w sensie ampułki nie powody:) wolę ich nie jeść. Myslicie, że mogę sobie tą pigułkę wyjąć i zjeść bez otoczki czy mnie pop..doli jak tak zrobię
-
no ja się chyba muszę podłączyć do apelu autora. Niestety.. bo bardzo lubię, i byłem uzytkownikiem przez długie lata (kilkanaście) Nie namiętnym ale zawze gandzia była obecna.. takich też mam znajomych. Teraz jak juz od pewnego czasu wiem czym są ataki lękowe, to mam jasność że kiedyś juz ich doznawałem.. że takie "paranoje", które łapałem czasem po fajce to właśnie były ataki lęku. Raz były raz nie-i było idealnie, jak po fajce byc powinno. (i bynajmniej- nie twierdzę, że palenie przyczyniło sie do rozwoju nerwicy-NIE) W czasie brania SSRI dwa razy zapaliłem. Wiedząc ze to ryzyko.. ale ja uwielbiam smak i zapach haszu...:) no i akurat było ok. Pozytywnie i twórczo. Ale np teraz czuję że bym nie chiał.. poprostu paraliżujący atak lęku jest jednym z najgorszych doświadczeń mojego organizmu i nie chce mu go fundować zamiast czilautu(bo nigdy nie wiadomo). No i jeszcze jedno, co do cytatu z Mistrz Marleya- oczywiście, że gandzia pozwala usiąść i pokojnie się zastanowić.. ale niestety nie wszyskim,, pomijająć jazdy po trawie, to duża część palaczy porostu pier..li głupoty i smieje sie z byle gówna albo zjada suchy chleb z namaszczeniem jak dla czekolady. Totalny bezsens. Czyli jasno potwierdza się, że stuff podnosi w nas to co juz w nas jest.. boskie objawienia i olsnienia raczej nie następują.. chyba, że ktoś ma schizofrenię. Dlatego moim zdaniem nerwicowcy nie powinni raczej przypalać. Albo trzeba mieć w pamięci że zamiast relaksu będzie większy stresssss
-
a ja od dziś lecę prefaxine.... Seronil mnie dobił, mam nadzieję że to będzie lepsze
-
lęk napadowy.. zasadniczo.. ale jak powiedział mój psychol.. tam cos jeszce by się znalazło... kurczaki, podziwiam Twoją siłę charakteru- bez proszków to lecieć. takie nerwicowe objawy typowe somatyczne to miałem juz od daawna.. potem sie nasiliły,, że spac nie mogłem i ciagle mnie cos bolało, plus derealizacje i lęk ogólny.. to się zacząłem wspomagać tabsami(przepisanymi na receptę ) i musze powiedziec , że bardzo mi to ułatwia życie. w zasadzie nie wystepuja ataki lękowe..na pewno nie w takim nasileniu jak kiedyś.śpię, nieco mniej rozkminiam. No i mniej podk...wiony jestem. Więcej luzu- wszyscy na tym korzystaja.. moja rodzinka też oczywiście nie namawiam do prochów ale czasem warto.
-
no np ja:) Myslę że wiele osób. To jest rodzaj natrętnych mysli. kotłowanie w głowie,, czegoś co było, prawie było albo może będzie.. wystraczy niewielki bodziec żeby się zahaczyc i lecę.. Podobno proszki to niwelują.. w moim przypadku średnio.. to też ponoć cecha charakteru może być, że człowiek sobie lubi z kimś inteligentnym pokonwersować. Generalnie jak jestem w gorszej kondycji to bardziej rozkminiam kwestie nierozkminialne.. jak mam bardziej luz ze sobą to i mniej myslę o egzystencji per se.. Ja zasadniczo to w sobie nawet lubię..że nie oglądam świata tylko po wierzchu ale też go analizuję.. fakt, że czasem za bardzo.. i wtedy jest to męczące. Co do derealizacji to jak mam jakąś lękową jazdę objawia się zacieśnieniem oglądanego świata.. wszystko jest takie przytłaczające, ściany się zbiegają ze sobą, podłogi się robią giętkie a ludzie mają twarze jak z portretów Witkacego. No i jest to bardzo męczące, duże napięcie. Nie lubię.
-
Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''
mih odpowiedział(a) na anita27 temat w Depresja i CHAD
wyglada na top że jestesmy w podobnym momencie.... też lęki w miarę od 2 lat ale od pewnego czasu mam dość... zdaje się że niektóre SSRI mogą powodować stany depresyjne jako uboki...jutro idę do dr po zmianę prochów, bo mam nowe od pewnego czasu i mi jeszcze gorzej. Więc może trzeba trafić na leki odpowiednie dla siebie, nie koniecznie dodatkowe.. mi psychol powtarza zawsze: leki dziłają jak sie je bierze... Czyli jak sie nie bierze to nie działają. Nie da sie tym naprawić. Czyli albo to jesz do końca życia i jakoś lecisz albo w międzyczasie pracujesz na psychoterapiach i innych i dochodzisz do normy ze sobą- czymkolwiek jest.. Zdaje się że tak to wygląda niestety...