Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaqzax

Użytkownik
  • Postów

    631
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zaqzax

  1. raczej samo zycie i to ze sobie z nim jakkolwiek nie radze, w sensie poznawczym, samopogrążenie a nie żadne neuroprzekaźniki - smieszne. nie wiem czemu nie przyjeli do Komorowa, proponowali dzienna Klinike Nerwic w Warszawie, ale chyba nie jestem tam w stanie chodzic codziennie z rana, bo tam jest tak jak wszedzie na grupowych, ktore juz mialem kiedys... tak samo twierdzi psychiatra ze to mi nic nie da bo jestem juz jakby przeterapeutyzowany. dlatego chyba tylko indywidualna ma sens ale takich juz obecnie niemal nigdzie nie ma, tylko prywatnie, albo normalnie ale to jest gora raz w tygodniu (bo tyle maja czasu) a mi sie wydaje ze potrzebuje czesciej. jestem w kropce.
  2. Zenonek za bardzo wierzysz w te leki, tez kiedys tak obsesyjnie na nich polegałem, teraz troche tez ale wiem ze nie sa w stanie zmienic mnie, gdzie jestem uzalezniony od swojego złego nastroju, jestem jakby hipnotycznie zamkniety w swojej chorobie i zbyt skupiony na niej bo czuję ją wszędzie bo nigdzie nie ma tego ukojenia, ciągły marazm w który moja psychika sama się wpędza. Ja poprostu umieram na smutek, marazm, beznadzieje, nie ma na to leku
  3. chodze obecnie do bardzo dobrego psychiatry, jest na wysokim stanowisku na Nowowiejskiej w Warszawie i nie tylko. znalazłem info o nim: "Dr n. med. Dariusz Maciej Myszka - lekarz, specjalista psychiatra, adiunkt w Katedrze i Klinice Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, od lat specjalizujący się w zakresie zaburzeń lękowych, depresyjnych i zaburzeń snu. Jest dyrektorem medycznym INZPiRO. Prowadzi konsultacje psychiatryczne, także w języku niemieckim." z resztą chodziłem poprzednio tez do innych lekarzy ktorych renoma była wysoka. nie wierze az tak bardzo w leki, bo ogranicza mnie psychika ktorej leki nie pokonają, ta psychika jest zniszczona i ograniczona od lat. co do Krakowa i oddziału F7 - to jakoś nie sądze by mnie tam przyjeli, powiedzieli mi ze na konsultacje mozna sie zglosic w grudniu, no i trzeba tam jezdzic pare razy i załatwiać, potem znowu czekac... do tego sa tam koszmarne warunki, no i niczym nie rozniaca sie terapia od innych takowych, czytałem opinie o tym Krakowie i nie sa one pozytywne, niewiele jest dobrych wypowiedzi. nikt nie musi mnie wyciagac z domu bo moim stanem przejmuja sie rodzice ale oni juz wszystko zrobili, mam teraz jeszcze lepszego psychiatre z duzym doswiadczeniem, ktory jest jednoczesnie psychoterapeutą, lepszego nie znajdę. mi by pewnie sie przydała bardzo czesta psychoterapia indywidualna, ale nie stac mnie na nia, by chodzic tak chociaz 3x w tygodniu. obecnie biore od tygodnia wiecej Escitalopramu bo już 20mg. leki nie naprawią mojej psychiki, na co tam badania stezenia leku we krwi, to tylko kosmetyka, w stabilizatory za bardzo nie wierze (to dobre przy chad a nie tak jak u mnie przy stałym przygnebieniu) z reszta wielu psychiatrow proponowalo mi takie leczenie jak teraz mam czyli tylko Lexapro w max. dawce, wiec nie jest to opinia jednego lekarza. moje myslenie jest chore a leki tego nie poprawia, bo to juz wyuczone myslenie. z reszta co mnie moze pocieszac ? to ze nie potrafie zyc, realizowac sie jakkolwiek, bedac ciagle ograniczonym i sfrustrowanym.
  4. leczenie szpitalne juz mialem, nic nie dało - nie widzieli sensu trzymania mnie tam, o codzienna terapie jest trudno - ekstremalny koszt na ktory mnie nie stac, codzienne sa tylko terapie grupowe a takie juz mialem. co do leków to psychiatra o nich decyduje, poki co nie ma ich w Polsce, do tego sa niesprawdzone, a lekarz mowi ze elektrowstrzasy u mnie niczego nie poprawia tylko pamiec naruszą. co do stezenia leku we krwi to nie wiem, od tego jest psychiatra. Hipnozy bym spróbował, ale wydaje mi sie to smieszne.
  5. głupie to ale jako osobowosc zalezna, potrzebuje kogos bliskiego, kogos do pomilczenia, przytulenia, kogos z kim bym mógł zabijać czas, bo samemu wariuję, chcialbym tu poznac kogos (kogos z Wawy), a nikt normalny nie zrozumie mojej pustki i tego stanu agonii, wiec szukam i tutaj.
  6. heh, dla mnie wstanie rano jest niemal niemożliwe, tzn. da się ale to tylko potęguje depresję, załączając nerwice z powodu tego że wolałbym pospać - albo to że nienawidzę w ogóle wstawać rano. Boże jak ja będę żyć, skoro jestem tak bardzo ograniczony :/ Irytuje mnie bardzo wiele rzeczy - że ktoś żuje gume, chrupie jakieś paluszki, gryzie jabłko, czy mówi z gębą pełną jedzenia (niesamowite wkurzenie, jakby natręctwo, trwa to od dziecka), nie potrafię już gadać z ludźmi bo nie mam tematów, jedyny temat to moje beznadziejne samopoczucie które jest na pierwszym planie - to jest jak jakiś hipnotyczny stan :/ Nie nadaje się już nawet do pracy dorywczej, wcześniej chodziłem 2x w tygodniu na 1-2h do firmy gdzie opiekowałem się komputerami i pomagałem przy problemach z nimi, potem nasilał się u mnie stres, odporność na niego spadała, pojawiła się drobna sytuacja gdzie coś mi nie wyszło, coś spieprzyłem, załamałem się kompletnie, zrezygnowałem z tej pracy... i od ponad 2 miechów jestem w stanie agonii, depresja - nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy, z nikim nie chce mi się gadać (nie mam o czym), za nic nie chcę się wziąć (bo wszystko mnie stresuje i drażni), do tego niepokój i napięcie (które i tak troszkę się ostatnio zmniejszyło). ja się nie nadaje do życia, boję się samych myśli samobójczych bo pojawia się od razu przerażenie, takie ciśnienie, ale wiem że już nie wytrzymuje i ani w lewo ani w prawo, psychiatra mówi mi że póki co na terapię się nie nadaje, do Komorowa mnie nie zakwalifikowali, na Sobieskiego nie mają mnie gdzie skierować bo tam to jest ogólna przechowalnia, jedynie Klinika Nerwic (dzienna) - ale ja już nie mam siły na codzienne chodzenie rano na kolejna terapie grupowa. do wszystkiego obecnie muszę się zmuszać, ale czy to ma sens ? czy ma sens życie skoro ?: - pewnie nigdy nie będę w stanie pójść do pracy ? - nigdy nie będę samodzielny (mieszkam z rodzicami i oni wiele za mnie robią) ? - żadna kobieta nie zechce takiego wariata ? - zawsze będą mnie gnębić stare natręctwa (jedzenie) ? - żaden drobiazg ani nic odrobinę większego mnie nie ucieszy ? - ciągle będę czuł osamotnienie mimo ludzi wokół ? - ciągle będę czuł pustkę i przygnębienie - skoro wszystkie te ograniczenia sprawiają że jestem nikim ? Męczarnia, Boże zlituj się nad nami
  7. Każdy z nas słyszał taki termin jak depresja poporodowa... moze to to.
  8. wiekszosci co nie czuje efektu po 2-3 tygodniach, polecam zwiekszenie dawki na max do 20mg, u mnie przy zwiekszeniu do 15mg po tygodniu zmniejszyły się lęki i niepokój znacznie opadł, teraz czekam na efekt 20mg.
  9. kocham was za to ze nie jestem w tej chorobie sam - wiem ze to egoistyczne :/, Boze ja juz nie daje rady, kazdy dzien to wielka katusza, nic nie robie, na terapie sie juz nie nadaje, bo nie jestem w stanie, do tego przeszedłem juz kiedys pare terapii, leki wiele nie daja, bo niechec do zycia pozostaje, niemoznosc podjecia sie jakiegokolwiek dzialania bo nic nie daje mi zadowolenia/przyjemnosci, wszystko to tylko zmuszanie, Boze ja nie moge tak zyc. ;(((((
  10. Chętnie się spotkam z kimkolwiek, jestem z Warszawy i mogę codziennie po godz. 16. Mogę się spotkać nawet po to by wspólnie pomilczeć, jakkkolwiek. Wspólnie łatwiej jest cierpieć, albo chociaż łatwiej jest zabić czas. priv lub gg: 2048838
  11. MattFX - ja tak sie czuje niemal całe zycie, przyzwyczaisz sie obecnie u mnie jest gorzej niz u ciebie teraz na standardzie (bo mam przerazajacy lęk i niepokój), zobaczysz ze bedzie lepiej, tylko musisz sobie odpuscic niektore obowiazki, moze pospotykaj sie z osobami ktore tez maja problemy - szukaj ich.
  12. to niesamowite ze potraficie cieszyc sie drobiazgami, ja nie potrafie sie cieszyc czymkolwiek. nie wiem czemu ale uwazam sie obecnie za najbardziej chorego tutaj, w sensie najbardziej cierpiacego, bo nie robie niemal nic, 24h cierpie i jestem znowu na granicy samobojstwa, mam juz dosyc tych objawow, od 2 miesiecy czuje sie jakby cos mnie niemal nonstop rozrywało: silny niepokoj, skrajna depresja, lęki, strach, zdziczenie, otępienie -> zombie ludzie ze schizofrenia ktorych poznalem wielu - tak nie cierpia jak ja, nie ma sie czym chwalic, nie chce tego, wcale nie jestem z tego dumny. Boże zabierz to ode mnie, prosze pozwol mi jeszcze egzystować normalnie, w miare normalnie. Moja osobowosc w tej chorobie aktualnie ulegla juz finalnej destrukcji, nie ma czego zbierac, jeszcze na schizofrenie zapadne ((
  13. od 2 miesiecy umieram zywcem, codziennie ten silny niepokoj, lęk, napięcie ciągłe, wystraszenie, razem z depresja, niemocą co mnie dobija, do tego stopnia ze ledwo wychodze z domu, jestem jak zombie, cały dzien cierpie, nie moge tego zniesc, lekarze odradzaja i nakazuja mi nie branie benzodiazepin ale nie wytrzymuje tego i musze brac, znowu brałem 3 dni Cloranxen 10mg, wczoraj nie brałem a dziś znowu wziąłem, no ale co jest lepszego niemal śmierć żywcem czy branie tego. jestem bezsilny Boże pomóż, bo wszystko okazało się bezradne, nawet nie jestem zbytnio w stanie uczestniczyć w terapii w klinice nerwic, do ktorej jestem zapisany od 23 sierpnia, ale moj umysl nie nadaje sie do myslenia i dzialania. Byłem miesiac w psychiatryku, od 5 dni na wolności, dopiero wczoraj jeden psychiatra (dr. Myszka, jeden z najważniejszych na Nowowiejskiej w Wawie), zwiekszyl mi dawke Lexapro do 15mg, na razie nic nie czuje, w ogole nie czuje, ciagle ta silna depresja nie do wytrzymania i te niepokoje i lęki, ratuj.
  14. biore Escitalopram juz 39 dni i prawie w ogole nie odczulem działania, niemal cały czas czuje silny niepokój i napięcie, czasem też lęk ale generalnie bardzo silną depresję i niemożność robienia czegokolwiek, strach przed wszystkim i taka ogólna paranoja i zacinanie się w sobie, dziś wyszedłem ze szpitala na Sobieskiego (Warszawa) po prawie 4 tygodniach pobytu. ciągle biore tylko 10mg Escitalopramu i troche Hydroxyzyny, ale dzis zarzucilem Xanax ktory mnie troche stłumił i zachamował te największe objawy, ale długo tak nie pociagne, boje sie samobojstwa.
  15. jutro przyjmuja mnie tymczasowo do szpitala na pare dni, na sobieskiego na oddzial ogolnopsychiatryczny. nie wiem jak tam wytrzymam.
  16. moja depresja siegnela zenitu, nic nie robie, totalna rezygnacja, gdy sie budze to dopada mnie to uczucie silnego napiecia, ganiam do kibla co 20min ze 3-4 razy bo mnie tak sciska zoladek, moj mozg jakby sie przyzwyczail do takiego stanu, proboje sie wyrwac na sile gdzies ale wszedzie czuje sie tak samo, czy na spotkaniu z kolega, czy jak wyjde na spacer, czy jak siedze przy kompie, czy jak wyjde posiedziec na sloncu, nic na mnie nie dziala, nie jestem w stanie przelamac tego stuporu, do wszystkiego sie musze zmuszac a to zmuszanie tylko poglebia moje objawy. wczoraj mialem juz mysli samobojcze, dzis to powiem psychologowi, ja poprostu druzgocąco przegrałem. [Dodane po edycji:] u mnie to samo, przegrałem 10:0
  17. na dniach wale samoboja, juz dzisiaj zdejmowalem 2x pasek z szyi, nie moge, ja juz nie wytrzymam, jutro psychologowi powiem zeby mi pomogl sie zabic bo nie mam juz nadziei w terapii, niech mnie zamkna, ja nie mam czasu czekac, osmiesze sie dodatkowo w pracy i sie w niej nie zjawie, nie mam ubezpieczenia, bo nie moge pojsc do urzedu pracy w takim stanie by se ubezpieczenie zalatwic.
  18. skoro to sie tak ciagnie latami to straciłem cierpliwość i nadzieję. ale i tak cały czas się leczę, chodzę do psychologa, do psychiatry, będę się starał za jakis czas o przyjecie do szpitala. najgorsze jest to ze ja nie chce zyc.
  19. fajnie ze w ogole mozecie sie gdziekolwiek ruszyc, ja mam opor przed jakakolwiek zmiana i nie wyjezdzam od lat nigdzie, bo uwazam ze problemy zabiore ze soba i nawet tam mnie to nie pusci, mam zjebana osobowosc ktora nie pozwala mi na podejmowanie az takich wielkich decyzji, gdzie bym nie był to i tak problemy i samopoczucie beda ze mna, wszedzie je ze soba mam i nie odpuszczaja. z reszta taki wyjazd nic mi nie da, nie zmieni mojego zycia, taki wyjazd moglby byc kiedy bym byl w pelni zdrowy, a taki chyba nie bede nigdy.
  20. dają haj, mocne odprężenie, ogłupienie. musze dac sobie z nimi spokoj bo mnie zrujnowały doszczetnie.
  21. miałem i mam z nimi problemy od ponad roku, kazde zerwanie z nimi konczylo sie dla mnie wielkim nasileniem depresji i tak jest tez obecnie jak rowno 3 tygodnie temu 4 dni sobie paliłem to mysląc że nie będzie konsekwencji, a są one ogromne :/ moja głupota po raz 5. paliłem zazwyczaj mieszanki ziołowe (kadzidełka) ktore sa odpowiednikiem Marihuany (kannabinoidy). ktos mial problem z tym ? mi na poczatku pomagalo palenie tego a nawet twierdzilem ze zmienialo moja osobowosc, ale skonczylo sie 2 miesiecznym zjazdem z tego, ale palilem to 8 miesiecy, a teraz po pol rocznej przerwie zapaliłem to tylko przez 4 dni i znowu taki stan, tylko pojawił się około tydzień po odstawieniu tego, zaczelo sie od silnego napiecia rano i lekkich lęków, a obecnie wszystko razem + depresja. tak to jest jak czlowiek jest zdesperowany, ze brzytwy sie chwyta, nic poza alko nie moge zazywac i o to sie modle. odradzam kazdemu zazywanie tych "zabawek" bo ja myslalem ze nie bedzie konsekwencji a teraz widze ze bez nich niemal nie istnieje, bo one dawały tyle radości, zabawy, śmiechu, a teraz nic a nic, nie jestem w stanie nic robic, bo wszystko mnie irytuje i przeraza, ogromny szereg objawow.
×