Wygląda na to, że wątek obumarł, odświeżam więc z nadzieją, że ktoś odpowie, może doradzi.
Przeszło rok temu poznałam "wirtualnie" kobiete, z którą już po kilku minutach naszej korespondencji wyczułam nietypową, fascynującą więź. ( żeby była jasność jesteśmy lesbijkami i ona napisała do mnie na jednym z portali) Okazało sie, że mamy ze sobą wiele wspólnego, wręcz jakby ona była moim odbiciem i odwrotnie. Ona też to wyczuwała i odwzajemniała zainteresowanie. Wszystko było na dobrej drodze , ale Zaczęłam się bardziej angażować w tę znajomość i ona najzwyczajniej się wystraszyła. ( przynajmniej takie jest moje odczucie) Chciałam za bardzo i za szybko ją poznać. Przestała mi odpisywać, za to ja nie mogłam się powstrzymać od pisania jej o swoich uczuciach i tego, że chciałabym w końcu doprowadzić do spotkania. I tak otrzymywała ode mnie te wyznania czasem co kilka dni, czasem kilka razy w miesiącu. Otrzymując w zamian milczenie... Czekałam na jej wiadomość, czekam nadal. Odpisała ostatnio, że jej nieodpisywanie(chyba 4 miesiące) było wynikiem depresji. Ja napisałam znów o chęci spotkania, ale ponownie zamilkła.
Nie mogę przestać myśleć o niej, wyobrażam sobie nasze spotkanie i widzę w niej kogoś, kogo mogłabym naprawdę pokochać. Non stop przeglądam 'co u niej' na różnych portalach i czuje się jeszcze gorzej, jak jakiś stalker. Po jej ostatniej wiadomości już totalnie sie posypałam, straciłam apetyt, nie śpię w nocy. Straciłam motywacje do pracy, nauki. Mam już dość tego myślenia i czekania. Jak próbuje o niej zapomnieć, tak jak było przed tą jej wiadomością, to niespodziewanie dostaje wiadomość od niej i jestem wniebowzięta, zapominam o całym bólu i tak w kółko.
Było też tak, że przez jakiś czas mieszkałyśmy w tym samym mieście i jak dowiedziałam się, że ona będzie mieszkać na tym samym osiedlu, spanikowałam, wzięłam alprox i w tym całym lęku zadzwoniłam po karetke. chciałam jak najszybciej znaleźć się na oddziale psychiatrycznym. Zdala od niej. Zdala od ludzi w ogóle. bałam się tego przypadkowego spotkania, które było nieuniknione tak bardzo, jak jego pragnęłam. I tak też sie stało, trafiłam na oddział, wypisując się na żądanie po pierwszej nocy. ( trafiłam do najgorszego chyba szpitala w Polsce) Rzuciłam studia, wróciłam do rodzinnego miasta. Nikt nie zna rzeczywistej przyczyny mojego powrotu, rodzina i przyjaciele są przekonani, że to moja depresja i nerwica, co jest prawdą, ale o tej kobiecie nie wie nikt...
Czuje żal do siebie, złość, że pozwoliłam by tak irracjonalne uczucie mną zawładneło. Nie potrafie wejść w żadną inną relacje, bo tak sobie wyidealizowałam ją, że uparcie szukam w innych napotkanych kobietach tego, co widziałam w niej.
Dodam, że mam zaburzenia lękowo-depresyjne które lecze już od 6 lat.
Nie chcę już więcej do niej pisać, myśleć, chcę zapomnieć, przestać się łudzić, że to może być coś wielkiego, że nasze rozmowy miały jakieś znaczenie.
Jak sobie poradzić z tym?