Tak się zastanawiam...
Zdarzały mi się już myśli samobójcze, czasem nawet często, ale zawsze miałam jakoś nad tym kontrolę. Kilka dni temu to jakby się zmieniło. Miałam okropny dzień, wzięłam z łazienki żyletkę i położyłam ją przed sobą. Nie wiem ile to trwało, nie wiem do końca o czym wtedy myślałam. Chyba tylko o tym, żeby sobie ulżyć w końcu. To był taki pierwszy raz, kiedy do samego końca nie wiedziałam co zrobię, nie byłam pewna samej siebie. Na szczęście w końcu żyletka wylądowała znowu w łazience. Poza tym śniło mi się, że się tnę. I co najgorsze nie odebrałam tego snu jako zły, przeciwnie cały dzień myśl o tym przynosiła mi jakieś ukojenie. W ogóle zaczęłam myśleć o swoim pogrzebie, albo wyobrażać sobie sam akt odbierania sobie życia.
Powinnam powiedzieć o tym terapeucie przy następnej wizycie? Chodzę do Niej od niedawna i w sumie jeszcze nie zdążyłam wspomnieć, że w ogóle jakiekolwiek myśli tego typu mnie dręczyły...