Skocz do zawartości
Nerwica.com

White Rabbit

Użytkownik
  • Postów

    591
  • Dołączył

Treść opublikowana przez White Rabbit

  1. vifi, dziękuję, że odpowiedziałeś na moją wiadomość. Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, żałuję, że nawał zajęć nie pozwalał mi wcześniej tutaj zasiąść. Wbrew pozorom, mam jednak jaśniejszy umysł niż ostatnio, jednak nadal trudno jest mi się skupić. Czuje ogromny chaos, więc nie wiem, czy ta odpowiedź będzie jasna i zrozumiała dla Ciebie i dla kogokolwiek. Przepraszam tez z góry, że pojawię się tu następny raz za dzień lub parę dni. Nie, nie mam derealizacji. Tak myślę, bo trochę inaczej odczuwam nerwicową derealizację, częściej teraz towarzyszy mi taka schizofreniczna. Zdarza mi się mówić i myśleć rzeczy, nad którymi nie mam kontroli, bardzo często, na tyle, że mam wrażenie, że rozpadam sie na kawalki. Jednak jest to dysocjacyjne, jest to mi znany stan od dawna. On też dokłada się do mojego cierpienia, bo jest przerażający i nie mam wątpliwości, że straumatyzowałoby każdego doświadczenie kompletnej desynchronizacji myśli i mowy, mówienia rzeczy, których się nie planowało, które nawet nie są prawdą, i nie da się nad tym nijak zapanować, luki czasowe, dziury w historii, nagłe zmiany poczucia tożsamości, powodujące straszny lęk, jednak nie to, nie dezorganizację wewnętrzną miałam na myśli. Chodziło mi o to, że od cierpienia dzień w dzień, od ciągłej walki, od kolejnych druzgoczących ciosów, od sytuacji, w których widzę, jak to wszystko, co mnie otacza, włącznie z tą rodzinką ureligijnioną jest kompletną iluzją, odrażająca obłudą, w ich przypadku ma miejsce egoistyczne kupowanie sobie wybawienia, kiedy widze, jak pozaburzani są ci ludzie wokół, bez świadomości i woli zmiany, od bólu fizycznego większych partii ciała, intensywnego.., od świadomości i doświadczenia, że ludzie są do czasu > do czasu kiedy pasujesz do ich idyllicznego obrazka, że panuje w ogóle powszechna zgoda na pielęgnowanie urojeń, jeśli pozwalają funkcjonować, kiedy nie widze możliwości ucieczki, czy wyjścia, pomimo, że nie rozłożylam sie, nie zaczełam - tam bardzo dawno temu lamentować, tylko walczyć, a teraz widzę, i to już jest absolutnie klarowne, że ta walka nie miała zakończyć sie moim zwycięstwem -> wtedy trace poczucie realności sytuacji, czuje się jak w klatce bez wyjścia, zaczynam sie dusic powietrzem i nie mam na mysli ataku paniki. Nie umiem ubrac w słowa tego, co czuje. Nie dawałam za wygraną, z uporem maniaka walczyłam, gdy stawiano na mnie krzyzyk. Podnosiłam się z najgorszego bagna. Czołgałam się choćby, ale posuwałam się do przodu, w raz obranym celu, nie gubiąc go z oczu, tęskniąc za prostymi rzeczami. Tonęłam i wynurzałam się. Stało się po drodze tak bardzo dużo złych rzeczy.. Ale byłam odważna, jak zawsze, zdecydowana, zorganizowana, konsekwentna. Od dziecka miałam silny charakter i spory temperament, wytrzymała, uparta. Ale przegrałam. I teraz widzę, że ta historia nie miała się dla mn,ie zakończyć dobrze. z tej historii nie mialam wyjść zywa. i n i c j u ż s i ę n i e d a z r o b i ć. Jeśli chodzi o zdrowie, ono jest nie do odzyskania, pomimo walki, pogrzebane. Szpital jest złym pomysłem, dlatego, że leki kompletnie na mnie nie działaja. Przestało mnie to dziwić jakieś półtora roku temu, kiedy każdy psychiatra odniósł fiasko, byłam też już po tej wizycie, kiedy wzrok psychiatry mówił sam za siebie. Zaczęłam bardzo wyraźnie dostrzegać, że to, na co cierpie jest osobowościowe i choleeeeeernie głębokie. Nauczyłam się sama pracować nad sobą, tak, jak z żadnym terapeutą mi nie wychodziło. Niestety, pojedynczymi siłami nie dało się zrobić wszystkiego. Siła jednej osoby też nie jest wieczna, ani odnawialna, jeśli cały czas cierpi się potworną mekę. Moje zycie bylo bardzo trudne, dlatego już od najwcześniejszego dzieciństwa, potem przez okres dorastania, kiedy bylam kompletną wariatką, młodą, cierpiącą wariatką, z dysocjacjami, zaburzeniami lękowymi, urojeniami, depresjami, myślami, planami samobójczymi i samooakelczaniem sie, potem próbą dokonaną, ale nieudaną. Potrzebuję drugiego człowieka do pomocy.. Nie stać mnie na terapię teraz, ani za rok. Obdzwoniłam ośrodki, nie przyjma mnie na nfz. Kwota 120zł za 50 minut. Kolejnym problemem w terapii jest to, że mam zaburzenia, które przerastają wielu terapeutów. No i w tym temacie, o ktorym wspominam zaledwie, nie da się juz nic zrobic. Wiem, że piszę bardzo zawile, przepraszam za tę enigmatyczność, ale obawiam się powiedzieć wszystko. Myślę, że wiele można wyczytać, co zdejmuje ze mnie pośrednio poczucie wstydu. Moim bolem jest teraz stan bezsilności, poniżenia, deptania godności, nadmierny wysiłek i walka o przeżycie, choć wiem, ze to sie skonczy marnie, rozczarowanie, ogromne, przytłaczające i wyciskajace ze mnie ostatnia łzę, rozczarowanie ludźmi, którzy w podskokach znikają, kiedy okazuje się, że Twoja sytuacja psuje im wyśmienity nastrój, samotność, fakt, że już bardzo niewiele zostało mi wspólnych rzeczy z innymi, że całego ogromu, całych połaci mojego doświadczenia nie mogę dzielić, że one są tylko moje i tak niewygodne tym obcym, zamkniętym ludziom. Funkcjonowanie w świecie cieni, co jest jakimś przedpokojem smierci. I właściwie chciałam spytać, czy ktoś z Was dzwonił na telefon zaufania, bo nie wiem już, co zrobić.
  2. ..... ... Nie wiem, co napisać, bo jstem w strasznym stanie. Cały czas walcze o przetrwanie, mam strasznie ciężka sytuacje... Przezywam traumy, ktore niejednego wpedziłyby do piachu. Nie mam rodziny. Nikogo nie obchodze. Czuje, ze nie wytrzymam, nie mowie o samobójstwie, bo nie mam narzędzi, a przewracam sie. Przewracam sie od cierpienia. Codziennie bol rozrywa moje cialo. Codziennie zwijam sie z bolu, a staram sie walczyc i wykonywac swoje obowiazki. Mowie o bolu fizycznym, psychiczny anie nikogo nie obchodzi, ani ja juz nie zwracam na niego uwagi. Do tego stany lękowe non stop, bez przerwy, nawet minuty. Ktos ze mnie najwyraźniej teraz zrezygnowal. Moze nie mogl zniesc tego, ze mozna tak cierpiec, więc wolal odwołac się do mechanizmów psychologicznych: nie lubimy pechowców, nie lubimy ludzi chorych, bardzo szybciutko stwierdzimy, ze sami sa sobie winni. Kiedyś byłam świadkiem sytuacji, w której ktoś opowiadał o kobiecie, która stracila w nocy wzrok. Obudzula się slepa. Trwoga na twarzach. Dorosła kobieta. a więc to moze zdarzyc sie i tobie i tobie. Szybko ktos sie odezwał: ale ona czasem chodzila na solarium (wtf??), więc jest sama sobie winna, w tym momencie atmosfera lęku i obezwladniającej trwogi zostala rozladowana. Wszyscy spokojni. Wszyscy szczesliwi. Trzeba bardzo szybciutko zagonic pechowca w poczucie jego własnej winy i sprawstwa, żeby większość mogła poczuć sie dobrze. opisywane zjawisko w literaturze przedmiotu. Nie mam komu powiedzieć, jak cierpie.... Nie mam komu powiedziec, jak sie boje.. Chocbym umarla na srodku pokoju, rodzina nie zareaguje. Lód. Nie wiem, co robic... Ta sytuacja sie przedluza, to juz kilka lat cierpienia, kazdy zobojetnial. potrzebuje pomocy... zabijaja mnie wlasne stany, ktorych nie moge wypowiedziec glosno. zabija mne samotnosc i obojetnosc. ...... .......... Nie wiem. czy ktos z Was dzwonil na telefon zaufania. Ja sie przewroce z cierpienia. To nie jest krzyk egzystencjalny, to nie jest nastręctwo myslowe... ja nie spedzam dni w domu, gapiac sie na sciany. Walcze z potwornym bolem, zaburzeniami osobowosci, badzo glebokimi i ciezka choroba.. Chyba nie ma sensu pisac, ze chce umtrzec, bo to jest chyba dla wszystkich jasne... Pisze to, bo trace orientacje, zmysly, poczucie realnosci sytuacji....
  3. Zebrec, może oddać do MOWu (miejski ośrodek wychowawczy), albo innej tego typu placówki. Święte obrazki sobie podaruj, ale ciuchy, zabawki (dom dziecka), filmy są OK. Tam zawsze brakuje środków.
  4. White Rabbit

    Cześć wszystkim !

    To zdanie brzmi mniej więcej tak: Nauczymy się latać, jeśli nauczymy się latać.
  5. Czyli trafiłam. Ważne, że mnie kochasz. Nie martw się. I banan na buzię.
  6. Odstaw to SSRI!!! Uśmiecham się, a teraz moja odpowiedź, proszę. Brak odpowiedzi jest odpowiedzią?
  7. Wiesz, pytam o to, bo zostałam wychowana na chrześcijankę. "Szumność" i agresywna reklama - jak wynika z moich doświadczeń - na niewiele się zdaje. Ta miłość nie sięga za chorobę. A zachorować może każdy. Inna miłość - eros też wygasa, kiedy czasowo bilans zysków i strat wychodzi na korzyść tego drugiego. I przyjaźń się kończy, kiedy trzeba trochę dokładać do interesu.. Napisałeś o uśmiechu. A ulga? A zwykłe-niezwykłe poczucie, że masz się na kim oprzeć? Nie trzeba sprawić, by ktoś pękał ze śmiechu, by mu ułatwić cierpienie. Wiesz, z telewizorów każdy zachwyca się chorymi na raka, którzy do ostatniej chwili zachowywali pogodę ducha. A przecież nie wiemy, jak m.y b,ędziemy to znosić. No ale nie irytuje, nie denerwuje, nie rozprasza. Taka jawna, bez skrępowania, deklaracja, że.. - nie lubimy chorych, - nie lubimy uwzględniać ich w swoim światopoglądzie, - lubimy ich izolować. I każdy klaszcze. Wychodzisz poza bezpieczną sferę deklaratywności? Robisz coś na użytek tych, których kochasz? Jak długo możesz pracować bez zapłaty? To nie jest atak.
  8. hasie, szkło i byle co w miejscu, gdzie powinno być serce. podnieciłbyś się do zdjęcia ładnej samobójczyni?
  9. Nigdy, by zdobyć punkty w oczach nieznajomej. Co musiałoby się stać (wydarzenie), żebyś podciął/-ęła sobie żyły?
  10. Candy14, elo, Zebrec, przekażecie jej, że ma ode mnie wiadomość w skrzynce, kiedy się pojawi? Ja uniknełam teraz szpitala, bo się zaparłam i ciągle robię w balona psychiatrę.
  11. Zebrec, rozumiem. Dzięki. A czat? Wchodzisz tam czasem? Wiem, że jest zewnętrzny..
  12. White Rabbit

    Czołem!

    Jak długo ją znasz?
  13. White Rabbit

    Czołem!

    Kto Ci zdiagnozował tę osobowość dyssocjalną? Ty jesteś tylko bierno-agresywny. Cześć i czołem.
  14. Czy ktoś ma kontakt z Robotnicą? Wie, co u niej?
  15. Bardzo dlugo sie tego uczylam. Do tego trzeba się trochę ukorzyć i trochę zmaleć, by pozwolic sobie na słabość i ewnetualnie proszenie o pomoc. Pewnie ktoś nazwałby to otwieraniem czakry, związanej z miłością. No, w każdym razie, to się rzadko dzieje nie w relacji. Analogicznym przykładem jest przekonane utożsamienie się z pierwszymi krokami z dwunastu w wypadku uzależnień. Podobnie, osoby religijne, które mają koncepcje osobowego Boga, sporo się modlą - > często są w stanie bardzo mocno przeżywać świat. Nie wszyscy. Nie rytualiści i formaliści. Ryzyko jest takie, że zaczyna się mocno czuć i pojawia się taka pierwotna podatność na zranienie. Ale faktycznie można przekierować objaw na emocję.
  16. White Rabbit

    zadajesz pytanie

    Seria podpowiedzi, jak poradzić sobie z przyszłą sytuacją. Jedyne, co mnie martwi, to to, że nie znam ich pochodzenia (a wierze i w Boga i w obecność demonów). Jesteś ziółko, ancymonek, śląski (sluński) rojber?
  17. White Rabbit

    zadajesz pytanie

    Zdecydowanie nerkowce, chociaż, nie wiedzieć czemu, ostatnio mi obrzydły i zaczęły mdlic. Posyłasz dobro w świat, z nadzieją, że wróci?
  18. White Rabbit

    zadajesz pytanie

    Chliptam chwile dobrego nastroju. Stracić dobre maniery czy stracić przekorę. Co jest gorsze?
  19. White Rabbit

    zadajesz pytanie

    pijana coś mrocznego w Tobie
  20. White Rabbit

    zadajesz pytanie

    Wypadałoby na 10. Dobra kobieta. Gorsza niż zła?
  21. Jazzowa, to, co opisałaś jest aż nadto klarowne. Nijak się ma jednak do bordera, masz spory komponent histrionizmu i celowałabym w tę stronę. Jeśli jesteś zainteresowana tematem, musisz się niesety wysilić, by przebić się przez stosy bezwartościowych stron, na których nie jest wyczerpująco scharakteryzowany histrionizm (niektóre opisy to kpina), w babińskim są chyba sensowne zakładki.
  22. ~ użeranie się z ludzką głupotą. Fakt, że trzeba wszystkim, którzy m,nie ostatnio otaczają, tłumaczyć wszystko, jak krowie na rowie. Zaczynam czuc się, jak w cyrku lub ZOO. Jak muł się zaprze, że wie już wszystko i kropka.
×