Skocz do zawartości
Nerwica.com

evvelinka

Użytkownik
  • Postów

    414
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez evvelinka

  1. Współczuję wam, bo ja nie wiem czy dałabym teraz radę na studiach. Na szczęście zdążyłam je skończyć, obronić dwie prace, trochę popracować w zawodzie, zdobyć doświadczenie i teraz móc pracować na własną rękę w domu ze wspólniczką, która jakby co zawsze może gdzie pojechać kiedy nie dam rady.
  2. Ja znam tylko jeden sposób na to... kaptur na głowę, słuchawki w uszach i okulary przeciwsłoneczne albo zamknięte oczy. Jak się musi chodzić to przynajmniej przytłumienie można sobie wytłumaczyć przez kaptur, inne odbieranie świata przez przeszkadzające okulary, a dziwne słyszenie zagłuszyć i jest łatwiej psychicznie. Ale ja wtedy najchętniej się kładę, zamykam oczy i zatykam uszy żeby tylko nic nie czuć, nie lubię gdy ktoś coś do mnie mówi, sama się nie odzywam... jak się to pojawia wieczorem to po prostu dobrze iść spać, gorzej rano. Ze wszystkich objawów nerwicy jakie można mieć to uczucie nie ma sobie równych. To zdecydowanie najgorsza rzecz jakiej można doświadczyć. Już lepsze są ataki paniki, bo przynajmniej po uspokojeniu się przechodzą. To uczucie nie znika mimo spokoju i nie wiem jak was, ale mnie zwykle doprowadzało na skraj, gdzie czułam, że znalazłam się na krawędzi, że oszaleję i czułam jak prawie dotykam granicy między normalnością, a szaleństwem.
  3. Ja to mam. Potrafi mnie wybudzić w nocy, pojawić się nagle na ulicy, w rozmowie z kimś. Byłam u kardiologa i powiedział, że mam dodatkowe skurcze. Badało mnie dwóch. Gdzieś też przeczytałam, że serce jest ogromnym mięśniem i taki mały skurcz czy chwilowe kołatanie to dla serca zerowy wysiłek. Te dwie rzeczy trochę mnie uspokoiły i już się nie boję o serce, że jest słabe, ale ciągle mam schizy, że zrobi mi się zakrzepica. Od 2 miesięcy od kiedy zaczęłam brać leki hormonalne bolą mnie nogi, drętwieją, mrowią, doświadczam bardzo bolesnych skurczy, które aż wykręcają mi palce, uczucia zimna i gorąca w nogach. Czytałam, że hormony mogą prowadzić do choroby zakrzepowej i teraz nie mogę znieść tego uczucia. Nie daje mi ono normalnie funkcjonować. Tylko czekam na nagły ból w klatce piersiowej zwiastujący śmiertelną zakrzepicę czy zatorowość płucną. Tej nocy prawie nie spałam z tego powodu. Jakiej pozycji nie przyjęłam czułam silne mrowienia nóg. Od dawna miałam problemy z krążeniem po babci, ale teraz bardzo się te objawy nasiliły.
  4. A na mnie to nie działa. Gdziekolwiek nie pojadę ledwo chodzę po ulicy, czuję się zamroczona i boję się, że się przewrócę, kręci mi się w głowie, a w knajpach łapie mnie uczucie przygniatania w klatce piersiowej albo zawroty głowy z mdłościami. Jazdę autobusem znoszę o dziwo lepiej, bo warczy silnik, zmienia się obraz, wieje zimne powietrze, poruszam się, nie stoję. Ale już chodząc ulicą cały czas łapię się na szukaniu wzrokiem ławki, wysokiego murka na którym można by usiąść czy stolika z krzesełkami i jak znajdę to wcale mnie to nie uspokaja, bo nadal jestem zamroczona i otumaniona jak po alkoholu. Podobnie w centrum handlowym czy sklepie szukam drzwi albo okna. Nie mogę po prostu normalnie chodzić! Tak mnie to denerwuje, że coraz mniej wychodzę. Myślałam, że jak się z tym zmierzę i trochę pocierpię to będzie coraz lepiej, a tu raz dobrze, a za dwa dni fatalnie. Zniechęcam się jak nie widzę efektów i tracę nadzieję. Nie boję się ataków w sklepie czy, że zemdleję... mogę chodzić z reklamówką w ręku jak mam mdłości czy trzymając się chłopaka kiedy mam zawroty, stać spokojnie kiedy przygniata mi coś klatkę piersiową. Robiłam sobie już takie wyzwania i mimo, że czułam, że zaraz zemdleje twardo stałam. Przeraża mnie, że to się ciągle pojawia i to mierzenie się z lękiem nic nie daje. Myślałam, że będzie coraz lepiej, że dam radę sama, ale już nie potrafię znieść tego, że ciągle źle się czuję i nie ma poprawy. Nie chce mi się już. Teraz rozważam terapię, przynajmniej zdobędę fajne doświadczenie i może poznam jakichś ludzi, którzy mnie zrozumieją i będę się mogła wyżalić, bo dookoła nikt już nie chce słuchać. Mam 28 lat, a zachowuję się jak babcia nad grobem, którą wszystko boli.
  5. To fakt. U mnie waga wahała się od 50 do 80. Nie mogę patrzeć na swoje uda, ramiona i cycki. Jeszcze mam problemy z krążeniem i zatrzymywaniem wody, więc do obwisłej, sflaczałej skóry dochodzą rozstępy, cellulit wodny, pajączki i wystające żyły. Ale ja się tym nie przejmuję. Mam to w dupie. Chcę po prostu normalnie żyć. Staram się cieszyć z tego, że mam figurę klepsydry, prawie idealne wymiary i jestem szczupła. Nie przeżywam, że już nigdy się nie pokażę na ulicy w krótkich szortach jak wiele kobiet, bo na to konto w spódnicy ołówkowej do kolan wyglądam super. Nikt mi już nie powie, że dobrze czy zdrowo wyglądam (aż mnie wzdrygają te określenia). Ja tak jak Bogusław Kaczyński ma obrzydzenie do nagiego ciała przez babcię, która mu mówiła, że ciało to coś obrzydliwego i brudnego tak mi się bardzo, bardzo nie podobają kobiety o mocnej budowie typu Jennifer Lopez, Beyonce czy Kim Kardashian i Doda. Podejrzewam, że przez to, że babcia zawsze mówiła, że ktoś dobrze wygląda na grubsze osoby z takim jakby negatywnym w moim przekonaniu wydźwiękiem, pogardą, gestykulując przy tym, a potem tak samo potrafiła mówić o mnie. Do dziś pamiętam jak patrząc na moje zdjęcie z Majorki, na którym byłam z chłopakiem powiedziała z takim dziwnym ni to podekscytowaniem ni to niedowierzaniem, że moja ręka jest tej samej grubości co mojego chłopaka. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to wynika z różnic w budowie ciała i po prostu przez wiele lat żyłam w przekonaniu, że jestem gruba. Gruba nigdy nie byłam, bo wagę zawsze miałam w normie, ale dziecko wierzy rodzicom kiedy mówią, że się zaokrągliło. Mama była pół życia gruba i zawsze się przyznaje, że nie lubi ludzi grubych. Kiedy zaczęłam dojrzewać i spodnie z dzieciństwa zrobiły się za ciasne w biodrach skomentowała to słowami: "trzeba było jeść więcej czekolady". Rodzice jednak uważają, że ja sama sobie to wszystko zrobiłam, oni się nie przyczynili w żadnym stopniu. W każdym razie w moim przekonaniu kobieta powinna być drobna, a takie grubsze są brzydsze, mniej atrakcyjne, gorsze. Odpowiadając na wcześniejsze pytanie. Odwiedziłam dawno temu kilku psychologów, ale żaden nie wzbudził mojego zaufania. Samej udało mi się uśpić chorobę i przez ostatni rok, a wcześniej kilka lat z przerwami żyłam w miarę normalnie. W marcu tego roku doświadczyłam bardzo silnych ataków paniki i od tego czasu tak z raz na jakiś czas mam atak obżarstwa albo po prostu więcej zjem np. z nudów czy stresu, bo nie zawsze jest to kompuls. Kompulsy miałam ze 2 miesiące temu przez jakieś 3 tygodnie. Objadałam się codziennie słodyczami... paczka ptasiego mleczka, wafli wedel, kilka kanapek z żółtym serem, marcepan, delicje, czekolada... przytyłam z 5 kilo w ciągu 3 tygodni i potem się odchudzałam przez kolejne 2 miesiące. -- 25 sie 2013, 12:53 -- A już najgorsze są kobiety grubsze od swoich partnerów. Mam na tym punkcie bzika, czuję się fatalnie jak nie jestem szczuplejsza od mojego. Cieszę się niesamowicie jak on przytyje do górnej granicy swojej wagi, a ja jestem przy dolnej. Nie wiem czy to fakt, że podobają mi się dobrze zbudowani faceci, ale tak naprawdę dobrze jak mój ojciec czy to ta sytuacja z babcią kiedy skomentowała, że mam na zdjęciu grubszą rękę niż mój chłopak tak podziałała, ale takie zaburzenie już mam.
  6. Nie jesteś sam. Ja też to mam. Na targach oświetlenia raz tak mi się w głowie zakręciło i na chwilę pociemniało w oczach, że o mało nie upadłam. Na innych targach jak się dwa razy odezwałam do człowieka to poczułam się jak w jakimś innym świecie. To jak na mnie ludzie patrzyli, dźwięk mojego głosu mnie wystraszały. Aż miałam wrażenie, że zaraz zemdleję i robiło mi się słabo. Jak się w takiej chwili wypije kieliszek wódki to uczucie jest 2x gorsze i bardziej nasilone. Próbowałeś? Tylko wtedy psychicznie jest łatwiej, bo dziwne uczucie można sobie wytłumaczyć po prostu upiciem. Też nie umiałam tego nazwać i wyjaśnić lekarzom. Dopiero w internecie przeczytałam, że ludzie tego doświadczają i podkradłam niektóre określenia. W każdym razie w supermarkecie czy centrum handlowym często mnie zamracza i nie mogę tam długo być, bo a to czuję, że się zaraz przewrócę, a to zaczynam czuć gniecenie i pieczenie w klatce piersiowej, do tego dzwoni mi tedy w uszach. -- 25 sie 2013, 00:15 -- aaa i świetny masz avatar :)
  7. Dzięki. Dokładnie kilka dni temu czytałam o terapii na ich stronie. Znalazłam już psychiatrę, który tam pracuje i przyjmuje prywatnie. Zapiszę się na wizytę i może uda mi się tam wkręcić na zimę. To okres kiedy w moim zawodzie mam trochę luźniej z pracą i mogłabym się na kilka tygodni odizolować.
  8. Tak, a po czym to stwierdzasz? :) To dla mnie ciekawe, bo nie umiem stanąć z boku i spojrzeć na to obiektywnie. Ostatnio jak rozmawiałam z babcią, która ma nerwicę to wydaje mi się, że coraz bardziej zaczynam się do niej upodabniać. W każdym razie mój chłopak też tak mówi. Często od niego słyszę: rzuć w cholerę te diety i zacznij ze mną się cieszyć życiem, bo i tak ci to nic nie daje nie masz żadnych pasożytów ani grzybicy, a to tylko twoja psychika. Miałam moment, że już uwierzyłam, że to psychika, skupiłam się na tym, zaczęłam wychodzić z domu itd., a potem znowu zaczęłam się zachowywać jak Nash w filmie piękny umysł kiedy skończył brać leki i znowu myślał, że łamie tajne kody i wysyła poufne listy. Ja podobnie zaczęłam szukać sobie chorób i wyłączyłam się z życia. Mieszkam teraz w Warszawie, dokładnie Bielany.
  9. A można mieć osobowość narcystyczną w połączeniu z unikającą?
  10. Nie ma miejsca na normalne życie. Od pół roku żyję tylko chorobami. Raz byliśmy w moim chłopakiem w Toruniu to bałam się podróży autobusem i wytrwałam chyba tylko dlatego, że z wywietrznika wiało zimne powietrze, a autobus się ruszał; w mieście starałam się chodzić i cieszyć, ale co chwilę mnie zamraczało, chwiałam się, źle czułam, w nocy budziłam się z atakami itd. Byliśmy niedawno na krótkiej wycieczce za miasto to w knajpie złapało mnie gniecenie w klatce piersiowej i odechciało mi się wszystkiego. Po prostu gdziekolwiek nie wyjdę, nawet na krótki spacer czuję, że ledwo idę, że zaraz się przewrócę. Wychodzę z ochotą, nadzieją, która po chwili przechodzi kiedy znowu źle się poczuję. Rzekłabym, że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. -- 24 sie 2013, 14:40 -- A co do twojej rady do tej pory myślałam, że przyczyna jest fizyczna i jak wiadomo zanim zacznie się leczyć nerwicę trzeba wykluczyć przyczyny fizyczne, w których trakcie wykluczania jestem. Poza tym myślałam, że sama dam sobie radę, ale nie mam niestety takiej wiedzy medycznej żeby odróżnić prawdziwe objawy chorobowe od tych będących częścią nerwicy i się zgubiłam, bałam się leków i szpitala, ale mimo, że ataki są rzadsze to jest chyba gorzej. Już powoli rozważam do kogo iść żeby dostać się na dobrą terapię, bo stwierdziłam, że lepiej zacząć nim będzie za późno i będę się bała wstać z łóżka, a czuję, że dzielą mnie od tego może 3 kroki.
  11. Witajcie. Ja chorowałam i na anoreksję przez jakieś 2 lata i na bulimię typu nieprzeczyszczającego i na kompulsywne objadanie się i na prawdopodobnie nerwicę teraz. Z anoreksji zostało mi to, że czasem się łapie na myśleniu, że jestem gruba, a noszę rozmiar 36 i jestem prawie na dolnej granicy normy wagowej, z kompulsywnego objadania się i bulimii mam napady obżarstwa. Podczas napadu potrafię zjeść 4000-7000kcal, a z bulimii zostało mi ćwiczenie po jedzeniu żeby spalić kalorie. Dopiero wtedy wyrzuty sumienia znikają i czuję się lepiej, bo uspokoiłam się po nawpieprzaniu się i nie przytyję, bo to spaliłam. Obecnie podejrzewam u siebie nerwicę lękową, gdzie ataki paniki występują na przemian z epizodami obżarstwa i zachowaniami kompensacyjnymi.
  12. Mój wspaniały, beztroski świat zaczął się walić kilka lat temu kiedy byłam na studiach magisterskich. Nigdy nie byłam hipochondryczką, zawsze bagatelizowałam swoje objawy, a wizytę u lekarza odkładałam na ostatnią chwilę. Pamiętam, że miałam wtedy bardzo silne bóle menstruacyjne, a po okresie przez kilka dni pobolewał mnie prawy jajnik. Bólom towarzyszyła gorączka ponad 38 stopni. Ginekolog po badaniu nic nie stwierdził. Bóle stały się coraz dłuższe i silniejsze. Przeczekałam 3 miesiące i na własne życzenie kazałam sobie zrobić usg. Wykryto mi guz wielkości 12cm na prawym jajniku i 7cm na lewym. 3 lekarzy powiedziało, że to guzy wymagające operacji i powinnam się udać do onkologa. Specjalista wysokiej klasy od usg nastraszył mnie, że usuną mi oba jajniki, a jak dobrze pójdzie macicę oszczędzą. Ryczałam cały tydzień i myślałam, że umrę. Szybko dostałam się na wizytę do ordynatora oddziału w centrum onkologii, zrobiłam wszystkie potrzebne badania i czekałam na przyjęcie do szpitala. Zniosłam to wszystko dobrze, ale co ja się tam napatrzyłam to wiem tylko ja. Zdałam sobie sprawę, że mam ogromne szczęście, że jeszcze nie rodziłam, bo starsze kobiety traktowano tam o wiele gorzej. U mnie wszystko ładnie wycieli laparoskopowo, młodszą koleżankę elegancko zaszyli, a inne kobiety zszywali na okrętkę i potem obserwowałam jak pani z łóżka naprzeciwko wyciskają ropę z ran aż mdlała z bólu, innej przekłuwali na żywca krwiaka w gabinecie bez znieczulenia i zalała krwią cały fotel. Badanie przez konsylium 10 lekarzy, z których każdy wkładał mi do środka palce sprawiło, że to, co kiedyś było bardzo wstydliwą wizytą teraz jest niczym. Podczas tego badania jednak dowiedziałam się, że nie mam raka, a endometriozę. Odetchnęłam wtedy z ulgą, bo nie umierałam. Wróciłam do normalnego życia. Przez dwa lata zdążyłam obronić pracę, skończyć studia i zacząć pracować w zawodzie. Aż któregoś pięknego dnia po powrocie z CH dostałam wysokiej gorączki. Wzięłam lek i spadła, ale następnego dnia od rana znowu była ponad 38. Byłam coraz słabsza, a wszystko, co zjadłam zwracałam, nawet leki. Po 3 dniach ledwo chodziłam, a gorączka od rana do wieczora była ponad 39. Taki stan kwalifikuje się już do szpitala, mnie jednak nie chcieli przyjąć. Tylko dzięki mamie udało mi się dostać na oddział. Dostałam antybiotyki dożylnie i powoli, powoli dochodziłam do siebie i byłam coraz mniej rozpalona. Po tygodniu wypuścili mnie do domu. Do dziś nie mam pewności co to było, ale byłam leczona na zapalenie dróg moczowych. W szpitalu na prośbę mamy zrobili mi też usg. Lekarz znowu mnie nastraszył, że mam guz 6cm na prawym jajniku i mięśniaka. Ten mięśniak mnie dobił. Znowu ryczałam przez tydzień. Znowu konsultacje z innymi lekarzami, badania i operacja. Mięśniaka nie miałam, ale guzy na obu jajnikach i zrosty owszem. Po tej operacji szybciej doszłam do siebie i znowu wróciłam do życia. Zaczęłam prowadzić wspólnie z koleżanką własną działalność w międzyczasie znowu przechodząc ostre zapalenie pęcherza. Tym razem jednak zareagowałam szybciej, wcześniej wzięłam antybiotyk i obeszło się bez szpitala, bo dochodziłam do siebie w domu. Po operacji kontrolowałam się co 3 miesiące ginekologicznie, potem jakieś pół roku nie, ale w styczniu tego roku zrobiłam usg. Przez ten czas zaczęłam odczuwać coraz większe napięcie i rozdrażnienie. Każde zakłucie w brzuchu przywoływało najgorsze myśli, że to znowu wróciło, że znowu będę musiała iść do szpitala itd. Wybrałam się do lekarza i trochę mnie uspokoił. W lutym miałam ostatni normalny okres, po którym kilka dni doświadczałam takich dziwnych stanów zamroczenia idąc ulicą. Potrafiło to trwać godzinę lub 2 i ustępowało. Mówiłam wtedy mojemu chłopakowi, że czuję się dziwnie, ale nie potrafiłam określić co mi jest. Czułam się trochę jak po alkoholu i że to, co jest dookoła mnie jest jakieś dziwne, inne, nierealne. Przeszło po jakichś 4 dniach. Zdążyłam o tym zapomnieć kiedy po 3 tygodniach w marcu znowu wróciło. Planowałam już badania i wizytę u lekarza, ale jakoś nigdy nie było okazji. Aż pewnego dnia, podczas targów oświetlenia szłam sobie taka zamroczona i wtem zrobiło mi się ciemno przed oczami na 2 sekundy, zakręciło w głowie, zaplątały mi się nogi i musiałam się przytrzymać mojego chłopaka. Zrobiło mi się trochę słabo i miałam już siąść, ale nagle przeszło czego nie można było powiedzieć o zamroczeniu towarzyszącemu mi tego dnia. Na początku myślałam, że to coś z kręgosłupem, ale miałam wtedy bardzo dużo ruchu i coś takiego nie powinno się dziać. 4 dni po tym zdarzeniu się zaczęło. Obudziłam się z uciskiem z tyłu głowy i mdłościami. Mój chłopak wtedy wyjeżdżał na cały dzień do pracy, bo miał jakieś zlecenie, ale poprosił swoją mamę żeby ze mną została. Zaczęłam czytać w internecie co może powodować ucisk z tyłu głowy i pamiętam, że wyskoczyło coś o udarach i wylewach. Szybko pobiegłam zrobić podstawowe badania, elektrolity, pierwiastki, a kiedy wróciłam przeżyłam swój pierwszy atak paniki. Zgodnie z tym co napisali w internecie o udarach zaczęła mi drętwieć jedna strona ciała i twarz, zaczęłam się pocić i przeczuwać, że zaraz coś mi się stanie. Zrobiło mi się słabo. Znowu zaczęłam czytać o ucisku z tyłu głowy i drętwieniu i nie wiem jak, ale dotarłam do artykułu o nerwicy lękowej. Zaczęłam pisać kartki pożegnalne dla mojego chłopaka i rodziny, bo tekst o nerwicy uspokoił mnie może na chwilę. Zaraz miałam kolejny atak. Zadzwoniłam do mojego chłopaka, który był już blisko domu, a kiedy dotarł na miejsce uspokoiłam się, że nie jestem sama. Po dwóch godzinach znowu miałam atak. Tym razem zadzwoniłam do mamy opowiadając jak to czuję, że coś złego mi się może stać. Wszyscy się przejęli. Dwa dni potem udałam się do neurologa z wynikami badań. Wyszło zapalenie dróg moczowych i TSH równe 5,00 przy normie do 4,2. Pani nie kazała panikować tylko powtórzyć badania za miesiąc, a jak wyniki będą prawidłowe udać się do psychiatry, bo wszystko wskazuje na to, że mam nerwicę. Dostałam furagin i leczyłam pęcherz. Znajoma laborantka zrobiła mi też badanie kału testem immuno i wyszły lamblie. Od tego czasu zaczęłam biegać po lekarzach i się badać. Ekg, usg brzucha i tarczycy, tomografia głowy, kardiolog, endokrynolog, 2 neurologów, psychiatra, laryngolog... każdy miał swoją teorię i zapisywał inne leki. Z biegiem czasu zaczęłam kolejno przypisywać różne swoje dolegliwości nerwicy, aż doszłam do momentu, że nic mi nie zostało. Ciągle czytałam w internecie i próbowałam sama dochodzić do tego co mi jest. Objawy, z którymi żyłam do tej pory kilka lat jak zasłabnięcia podczas nagłego wstawania z łóżka, strzykanie w kościach, zatkany nos, piekące oczy, upławy nagle zaczęły zwracać moją uwagę i zaczęłam baczniej zwracać na nie uwagę. Byłam również na wizytach u lekarzy medycyny naturalnej. 3 zasugerowało, że mam pasożyty. W badaniach w kolejnych labach wychodziły różne rzeczy: w jednym owsiki, w innym lamblie, w jeszcze innym nic. Odstawiłam mleko i pszenicę, a po dotarciu do artykułu o kandydozie podjęłam trwającą już 3 miesiące restrykcyjną dietę z mnóstwem suplementów i różnych kropli. Po pierwszym ataku paniki przeżyłam swój najgorszy tydzień w życiu. Nie spałam przez 2 tygodnie codziennie budząc się z drgawkami, niemiarowym biciem serca, skurczami, mdłościami, zawrotami głowy. Nie obce były mi też stany, że za chwilę oszaleję. Wyobrażałam sobie jak błagam lekarza o głupiego jasia, który sprawi, że nie będę czuła tego co teraz. Swoimi przeżyciami podzieliłam się na blogu i jakaś studentka medycyny opisała mi jak wygląda oddział leczenia nerwic, że nie zamykają tam na stałe, że można sobie wychodzić kiedy się chce i do tej pory przez 2 miesiące atak, że zaraz oszaleję się nie powtórzył. Potrafiłam mieć w tamtym okresie po 5-10 ataków dziennie, co chwilę. Trwały chwilę z przerwami lub godziny z nasileniami. 2 miesiące temu byłam u endokrynologa i stwierdził, że mam hashimoto oraz niedoczynność jajników. Dostałam leki hormonalne. Na tarczycę nie bałam się brać, ale na jajniki bardzo. Miałam już przykre doświadczenia z takimi preparatami z czasów liceum kiedy po anoreksji gdy zaczęłam brać leki na wywołanie okresu przytyłam w ciągu miesiąca 20 kilo. Od tego czasu panicznie boję się hormonów. Biorę je już 2 miesiące i na razie nie przytyłam, ale stosuję restrykcyjną dietę. Staram się jeść normalnie, ale czasami nie radzę sobie z tym wszystkim emocjonalnie i wracają zaburzenia odżywiania. Miałam anoreksję w liceum, bulimię nieprzeczyszczającą, ćwiczeniową na studiach (polega na objadaniu się jak w bulimii, ale nie wymiotowaniu, a spalaniu kalorii ćwiczeniami) oraz kompulsywne objadanie się w międzyczasie i po. Udało mi się z tym wygrać i uśpić chorobę, ale po wydarzeniach z ostatnich miesięcy to czasem wraca. Ostatni napad miałam w niedzielę. Nie jem teraz słodyczy, ale skutecznie się napchałam orzechami. Zjadłam z pół wielkiej paczki nerkowców - ok. 300g, wielką paczkę orzeszków ziemnych 400g i opakowanie wafli ryżowych. Podczas napadu potrafię zjeść jakieś 4000-7000kcal. Przez następne dni spalam te kalorie i cierpię, bo po operacji mam zrosty w brzuchu. Przed wypróżnieniami po takim napadzie niekiedy tak mnie boli brzuch, że robi mi się słabo i ciemno przed oczami. Od 3 miesięcy stosowania diety przeciwgrzybicznej i leków na tarczycę oraz jajniki jestem spokojniejsza, ataki mam mniej silne i rzadziej, ale z domu wychodzę mniej, a każde wyjście do sklepu i dłuższe stanie przy kasie to zawroty głowy, kołatania serca lub uczucie gniecenia w klatce piersiowej. Potrafię to przetrzymać, ale każdorazowe pojawienie się tego jest bardzo męczące. Nasiliły mi się objawy depresji... rodzice ciągle pytają kiedy dziecko, a ja prawdopodobnie nigdy nie będę ich miała. Po każdym takim pytaniu idę do siebie i płaczę. Koleżanka ciągle pyta czy już jest lepiej i mogę gdzieś tam pojechać. Powiedziałam ostatnio, że na razie będę pracować w domu i dochodzić do siebie, a ona mnie zastąpi w pracach terenowych. Mój chłopak widzę, że też chwilami nie może na mnie patrzeć. Jestem taka żałosna i nieprzydatna społeczeństwu. Leki hormonalne, które biorę mogą nasilać endometriozę i ciągle się boję, że to wróci, a z kolei nie branie ich ma przykre konsekwencje w postaci przechodzenia jakby menopauzy i to w wieku 28 lat. Poza tym u mnie w rodzinie są problemy z krążeniem. Od czasu kiedy biorę te leki ciągle mam schizy, że zrobi mi się zakrzepica. Nogi często bolą mnie w nocy, jedna potrafi drętwieć, w drugiej mam bardzo bolesne skurcze. Poza tym nie chcę przytyć. Tyle pracowałam na swoją figurę i chociaż z tego chciałabym mieć radość. Mam wrażenie, że już z tego wszystkiego nie wyjdę. Może fizycznie jest trochę lepiej, ale psychicznie coraz bardziej siadam. Zgubiłam się już w tym wszystkim. Ciągle się zastanawiam co jest objawem nerwicy, a co moich chorób (endometriozy, niedoczynności jajników i hashimoto). Nie mam z kim o tym porozmawiać, bo każdy ma już mnie dość. Uważają, że jestem hipochondryczką, a ja naprawdę źle się czuję. Naprawdę bardzo boli mnie brzuch, jestem słaba, bolą mnie nogi. Czuję, że się sypię i odechciewa mi się żyć. Nie chcę tak żyć. Nie dość, że nie da się ze mną nigdzie pójść, nigdzie pojechać to jeszcze nic nie mogę jeść. Mam ochotę na coś słodkiego, ale boję się, że ataki wrócą, bo mam zaawansowaną grzybicę, a z drugiej strony chciałabym sprawdzić czy ataki paniki były spowodowane prze grzybicę czy przez hormony czy przez hashimoto. Nie biorę leków psychotropowych, bo chcę wykluczyć wszystkie fizyczne przyczyny ataków lęku, ale zastanawiam się już nad wizytą u drugiego psychiatry i podjęciem psychoterapii, bo lepiej zacząć nim będzie za późno i jeszcze bardziej nie będę chciała nigdzie chodzić. Nie lubię teraz spacerów, bo cały czas się zastanawiam czy już jestem zamroczona, kiedy będę i ile czasu, mam zawroty głowy i czuję, że za chwilę upadnę. Tylko na rowerze i w samochodzie tego nie czuję, bo coś drga, nie stoję w miejscu. Boję centrów handlowych, targów, sklepów, kościołów i miejsc gdzie ludzie patrzą... restauracje, autobusy, tramwaje. Wszystko to powoduje u mnie dyskomfort i cierpię wewnętrznie walcząc z natrętnymi myślami. Zmuszam się do chodzenia w te miejsca, walczę ze sobą, ale potem jestem nie do życia i załamuje mnie to, że nic, a nic się nie poprawia. A to zaczyna mi się kręcić w głowie, a to czuję przygniatanie w klatce piersiowej, a to takie chwilowe zrywy, zamroczenia, szarpnięcia serca. Najbardziej mnie boli, że nie mogę pójść do mojej ukochanej filharmonii na koncert. Ostatni skończył się dla mnie chwilę przed tym jak zaczęli grać - wyszłam z sali. Za bardzo nie do zniesienia była myśl, że nie mam blisko wyjścia/okna/dostępu do świeżego powietrza. Jak byłam na wycieczce w sortowni śmieci to samo... nie wiem jak wytrzymałam ten upał i zaduch połączony ze smrodem śmieci, chyba tylko to, że ciągle się przemieszczaliśmy mnie uratowało chociaż spacer w kolejce mostkiem szerokości 1m na wysokościach, gdzie przed tobą 10 osób i za tobą też, a na dół daleko i nie dało się uciec był wyzwaniem. Najgorzej jest jak muszę gdzieś stać bez ruchu dłużej, nawet przy kasie... od razu się zaczyna. Staram się uspokajać, ale to na nic. Da się to wytrzymać, ale i tak się pojawia. Generalnie jeśli chodzi o walkę z atakami widzę postępy. Nie zawsze mi się udaje, ale potrafię to przeczekać, znieść choć jest mi bardzo, bardzo źle. Miałam okres, że było jeszcze lepiej, bo wyjeżdżałam sama autobusami na spotkania z klientami, sama wracałam i zaczynałam się cieszyć, że jest coraz lepiej mimo, że głowa mi potem pękała, a teraz znowu widzę regres. Jestem po prostu zniechęcona, a zniechęcam się szybko jak nie widzę efektów. Mam tylko ochotę znowu się objeść, ale potem myślę, że oprócz chwilowej przyjemności nic mi to nie da i tak przeskakuję od depresji przez zaburzenia odżywiania po nerwicę. Uwielbiam chodzić do lekarzy kiedy mówią, że jest ok. Poprawia mi to stan na dzień lub dwa. Ostatnio byłam u proktologa z hemoroidami i przy okazji powiedział o tych zrostach w brzuchu. Już się tak nie boję, że coś nie tak z moimi jelitami i mam raka chociaż w kale mam mnóstwo niestrawionych resztek, więc pewnie coś z trawieniem jest nie tak. Lekarz powiedział, że to może być zaburzone wchłanianie od pasożytów. Z nimi nie chce mi się już walczyć, bo próbowałam już tylu środków i nic, nadal są. Od czasu kiedy zrobiłam tomografię głowy nie boję się też udaru, a dwukrotne ekg i wizyta u 3 kardiologów oraz przeczytanie gdzieś o tym jakim to wielkim mięśniem jest serce i takie małe ataki paniki to da tego narządu nic nie boję się już tak o moje serce mimo, że potrafię się budzić w nocy z kołataniem. Ostatnio biorę też mniej środków uspokajających. Staram się radzić sobie bez nich. Czy waszym zdaniem od leków mi się poprawiło czy po prostu radzę sobie z lękami lepiej psychicznie? To drugie nasila depresję, bo w momencie ataku myślę sobie, że jest mi już obojętne czy umrę, a na pogotowie nie pojadę. Działa, bo nie jadę do szpitala, ale czuję się coraz bardziej jak śmieć. Za bardzo jest mi potem głupio kiedy trafiam na pogotowie, nic mi nie jest, a ktoś stracił swój czas na pierdoły. Ostatni taki silniejszy atak miałam z miesiąc temu kiedy wzięłam pierwszy raz tabletkę na tarczycę. W ulotce pisali, że może wywoływać ataki lęku i pamiętam, że pojechałam od razu do kardiologa, który powiedział, że to nerwica. Inny, że skutek leku. Do dziś nie wiem. Wiem tylko, że na początku brania novothyralu często bolało mnie serce i miałam mdłości. Teraz to rzadkość.
  13. Witajcie, jestem nowa na forum. Joaśka czy można się z tobą skontaktować prywatnie? Jeśli tak to wyślij mi na priv swojego e-maila, bo widzę, że nie masz możliwości odbierania wiadomości prywatnych. e.
×