Skocz do zawartości
Nerwica.com

evvelinka

Użytkownik
  • Postów

    414
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez evvelinka

  1. Wiem, że miałam zaburzenia lękowe z silnymi atakami paniki, które wybudzały mnie nawet w nocy. W dzień nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Zaczęłam leczyć hashimoto, hormony mam prawie wyrównane. Zwiększyłam dawkę i badania robię za jakieś 2 tygodnie. Mam więcej siły, nie mam ataków, potrafię chodzić w miejsca, których wcześniej się bałam typu centrum handlowe, kino, muzeum.. ale.. cały czas jak chodzę mnie chwieje. Nie ważne czy chodzę po domu czy po ulicy, czy po lesie, sama czy z kimś czuję takie dziwne zachwiania równowagi jakbym miała za chwilę się ostro zachwiać albo upaść. Dodam, że to nie są epizody, czuję to non stop.. tyle, że czasem silniej i muszę zwolnić albo się czegoś przytrzymać, czasem słabiej i mogę iść o własnych siłach. Czuję takie dziwne kołysanie jakby mi się miały nogi zaplątać. Zwłaszcza od pasa w dół. Taką ciężkość, zdrętwienie nóg i trudność w chodzeniu. Dodam, że kiedyś miałam taką akcję, że na sekundę straciłam wzrok i naprawdę się zachwiałam ostro aż się musiałam przytrzymać chłopaka. Jakbym na chwilę straciła świadomość i już upadała, ale w połowie drogi ją odzyskała i w ostatniej chwili uratowała się cudem przed upadkiem.. jakby chwilowa przerwa w dopływie krwi do mózgu normalnie. Straszne. Po tym zaczęły się u mnie ataki paniki i przekonanie, że to otumanienie to coś więcej. Po 2 minutach poczułam się lepiej, ale nadal byłam taka jakby otumaniona i zamroczona, tak jest do teraz.Kiedy się prześpię i rano wstanę jest ok, ale jak tylko trochę pochodzę zaczynam się dziwnie czuć. Czasem już po 5 minutach chodzenia, czasem po godzinie, a czasem po 2-3, ale zawsze prędzej czy później kiedy chodzę zaczynają mi się robić ciężkie nogi i czuje taki dziwny ucisk w kręgosłupie. W ogóle dziwnie mi się chodzi. Robiłam sobie rtg.. mam skrzywienie prawostronne z rotacją kręgów, spina bifida.. konsultowałam to z fizjoterapeutą i powiedział, że to co opisuję to nie od kręgosłupa. Oprócz tego mam różne dziwne problemy wzrokowe.. powidoki (widzenie przedmiotu na który się patrzy jeszcze przez kilka minut po odwróceniu wzroku) i męty widziane nawet przy ciemnym świetle to jedno, ale np. jak oglądam telewizję wieczorem, odwrócę wzrok na ścianę to przy dłuższym patrzeniu pod kątem zaczynam widzieć taki duży prostokąt, czasem prostokąt i dwie kreski. Ostatnio nawet jak oglądałam film i miałam głowę na boku obraz był podzielony na pół kreską pod kątem i różnił się trochę jasnością. Badanie oka miałam z rok temu i pani twierdziła, że wszystko jest ok. Teraz mam wrażenie, że zdarza mi się to coraz częściej jak nie codziennie. Staram się po prostu nie zwracać uwagi na swoje dolegliwości od jakiegoś czasu, ale na to chodzenie czy problemy ze wzrokiem, gdzie nie mogę dłużej nic czytać na ekranie, bo mi się mieni w oczach, a potem widzę na ścianie paski, nie da się nie zwracać uwagi. Dodam, że gdy chodzę nie denerwuję się ani nic, ataków nie mam od dawna. Myślałam, że to wszystko przejdzie, ale nie wiem czy nie jest jeszcze gorzej. Jak miałam ataki i kilku lekarzy pod rząd stwierdziło, że to nerwica to się poddałam. Miało to sens, ale teraz nie mam ataków, nie boję się, a ciągle mnie chwieje... stwierdziłam, że może wykonam jeszcze jakieś badania, bo nie mogę już tak dłużej siedzieć i czekać jak tracę życie. Po prostu każdy krok to dla mnie tortura, non stop, codziennie, od roku :/
  2. Też mam skurcze dodatkowe, ale nie zwracam na to aż takiej uwagi. 2x ekg i badanie 3 kardiologów nawet bez echa serca mnie uspokoiły i teraz nawet jak zaczyna mi tak bić, że czuję, że zaraz zejdę albo boli tłumaczę sobie, że to nerwica i muszę wytrzymać, że to przejdzie. "Wylew" miałam tylko raz, po tomografii głowy nawet jak codziennie boli mnie głowa nie mam już myśli, że to udar. Z resztą ja mam dolegliwości i bóle ze strony wszystkich układów, serce odzywa się tylko czasem, a szkoda. Ja się nawet cieszę jak serce mi wali, rzekłabym, że to uwielbiam, bo przynajmniej wiem, że to atak paniki. Wystarczy się uspokoić, wziąć valused i dojdę do siebie. Najgorsze jak serce jest spokojne, a mnie mdli i mi słabo i nie wiem co ze sobą zrobić czy to atak czy umieram czy co, jak w więzieniu... nie wiadomo czy wylać sobie na łeb wiadro zimnej wody, wsadzić rękę do wrzątku czy skakać z okna. -- 22 wrz 2013, 01:04 -- Nie, najpierw czekam na uregulowanie hormonów tarczycy, potem spróbuję terapii, jak już będę mogła sama jeździć to zapiszę się na jogę, a jak to nic nie da to dopiero leki. Wezmę coś dopiero jak będę mogła powiedzieć, że zrobiłam wszystko. Wytrzymam jeszcze. Mnie to przeraża, że nie ma postępów. Są dni, że normalnie bym mogła pojechać sama autobusem na drugi koniec miasta, a następnego dnia mi słabo i nawet po mieszkaniu ledwo chodzę, zero jakiejś prawidłowości... też tak macie? -- 22 wrz 2013, 02:27 -- Nom... ja tak robię, od dawna. Olewam ataki i owszem są coraz mniej silne i rzadsze, ale teraz z kolei objawy nerwicy kiedy jestem spokojna trwają dłużej. Od rana do wieczora jest mi słabo, mam mdłości, a jak wejdę do sklepu to co 2 minuty czuję, że zemdleje i przechodzi dopiero jak usiądę na siedzeniu samochodu. Ostatnio byłam z moim chłopakiem w saturnie i przez 10 minut stania przy dziale z routerami co 2 minuty robiło mi się słabo i czułam, że zemdleję, ale nie uciekłam. Potem poszliśmy do carrefoura gdzie było gorąco i znowu co minutę robiło mi się słabo, ale chodziłam po sklepie mimo to, mimo, że czułam, że zaraz skończę na posadzce... wytrzymałam kilka takich chwil kryzysowych i nic mi to nie dało, nadal było mi słabo. -- 22 wrz 2013, 12:28 -- Wiecie co zazdroszczę wam zdrowym ludziom. Mam wrażenie, że ja gdybym była zdrowa już dawno bym to gówno pokonała. Ale niestety choruję na endometriozę. Codzienny ból, osłabienie i myśli czy to znowu odrosło i będę musiała iść na operację to codzienność. Niestety nie mogę sobie powiedzieć to tylko nerwica będzie ok... tzn. mogę jak mi serce mocniej bije, ale gdy sprawa dotyczy bólu brzucha czy tego, że mi słabo to niestety nie jestem w stanie stwierdzić czy od nerwicy czy od endo i niestety wierzę w to, że mogę zasłabnąć, bo czułam się identycznie w czasie okresu jakiś czas temu jak jeszcze nie wiedziałam co to nerwica i musiałam zawracać z drogi do pracy, a w domu wymioty, biegunka i leżenie kilka godzin zanim ibuprom zaczął działać i dopiero jak wzięłam tego kilka garści i poczułam się senna wstawałam. -- 22 wrz 2013, 12:39 -- Jeszcze się nie wyleczyłam, bo zaburzenia lękowe mam zdiagnozowane dopiero od chyba kwietnia. Ja pracuję w domu. Prowadzę własną działalność. Z domu muszę wyjść tylko czasem na spotkanie z klientem albo jakieś prace w terenie typu pomiary czy dokumentacja fotograficzna. Jestem ze wspólniczką, więc do tej pory jak się gorzej chwilami czułam zastępowała mnie na spotkaniach, na które jeździłyśmy razem. Teraz zwaliłam na nią wszystkie spotkania, bo codziennie źle się czuję. Myślałam, że mam tylko nerwicę, ale przy nerwicy człowiek może gdzieś wyjechać, spędzić czas z ludźmi, ja nie mogę... będzie mnie dotąd męczyć aż wrócę do domu albo hotelu albo samochodu i się położę. Ciągle się boję, że w danym pomieszczeniu będzie duszno i zemdleję (mam do tego skłonność po mamie, niegdyś ciągle prawie mdlałam w kościele i udało mi się wyjść w ostatniej chwili, raz zemdlałam. W autobusach i tramwajach jak tylko jest duszno i ciasno od razu robi mi się słabo jak nie siedzę), jak chodzę po mieście boję się, że upadnę i ciągle szukam wzrokiem ławek. Potrafi mi być słabo przez całe dnie, od 9 do 21 tak, że jestem w stanie tylko leżeć, ale zmuszam się do wyjść do sklepu czy prostych prac domowych. Zastanawiam się co mi się stało. Choruję na endometriozę. Za pierwszym razem miałam ogromne torbiele na jajnikach i wystraszyli mnie, że to nowotwór. Przez 2 miesiące szykowałam się na śmierć. Potem naoglądałam się chorych, umierających ludzi w centrum onkologii, potem przeżyłam drugą operację. Przeżyłam ból, strach, wiem jak to jest mieć diagnozę nieuleczalnej choroby o czym się wtedy myśli i co robi. Czułam, że jestem silna, że się uodporniłam. Przestałam się przejmować ludźmi, pracą... zdrowie stało się najważniejsze. Dbałam o siebie. Zdrowa dieta, ruch. Cieszyłam się życiem i nawet wyjście na 10 minut do biedronki mnie radowało. Jeździliśmy na krótkie wycieczki do innych miast z moim chłopakiem tam też odżywałam. Zaczęłam planować przyszłość i nagle w lutym zaczęło mi się dziwnie chodzić po ulicach... czułam się jak pod jakimś kloszem albo jak po alkoholu. Olałam to i ustało po czym wróciło za 3 tygodnie i skończyło się omdleniem na targach. Straciłam na chwilę wzrok i się zachwiałam, że prawie upadłam na ziemię, ale przytrzymałam się mojego chłopaka i ustałam na nogach. Za 2 dni maraton ataków paniki. Było ich po kilka dziennie, co chwilę. Wybudzały w nocy i za każdym razem dotyczyły czegoś innego. Raz czułam, że mam udar, za 2 godziny zawał, a za 4 czułam, że jestem na granicy i zaraz oszaleję. Do tego drętwiała mi noga i miałam wizję, że mi ją utną, a koszmary były tak straszne, że w życiu takich nie miałam... co noc jak tylko zamknęłam oczy. Potem już się nawet nie kładłam spać. Wytrzymałam 2 tygodnie i samo odpuściło. Pewnie organizm był już zmęczony i się wyłączył. Bałam się, że mnie zamkną w psychiatryku i nie zrealizuję swoich marzeń. Potem było mi już wszystko obojętne. Potrafiłam w czasie ataku leżeć płasko i czekać na śmierć, było mi obojętne czy umrę. Potrafiłam źle się czuć całe noce i całe dnie. Tak samo miałam gdzieś czy mnie zamkną w psychiatryku. Za to moja nerwica generuje na to konto nowe lęki, które muszę od początku rozpracowywać i znajdować na nie sposób. Myślę, że to ta endometrioza mnie wykończyła. W tej chorobie codzienny ból i strach czy torbiele już odrosły i będzie trzeba znowu iść do szpitala na operację to codzienność. A zdarzenie z targów kiedy zasłabłam tylko wbiło gwóźdź do trumny. Psychiatra twierdzi, że to od tych przeżyć tak mi się zrobiło i kiedy już zaczynało być dobrze zaczęły się lęki.
  3. Mi wychodzenie i mierzenie się ze strachem w ogóle nie pomaga, a wręcz jest jeszcze gorzej. Kiedyś jeździłam autobusami sama na drugi koniec miasta na parę godzin i radziłam sobie z atakami paniki na mieście, bo przemijały. Był atak, trwał kilka minut i jak ręką odjąć. Teraz jednego dnia jest ok i mogę wyjść normalnie z domu jakby nic mi nie było, a innego już chodząc po mieszkaniu ledwo robię kroki. Dziś wyszłam na chwilę do sklepu. Było mi słabo, czułam, że się przewrócę i już chciałam wyjść, ale mówię sobie nie ku#$a stój, pie$#@&%$sz to pie$#@&%$sz trudno, będzie sensacja, ale masz tu stać i co... strach przeszedł, ale nadal było mi słabo i trzymało mnie do końca dnia. 3 dni temu znowu cały dzień było mi słabo, poszliśmy z moim chłopakiem do CH, co chwilę robiło mi się słabo, mówię mu, że chyba muszę iść do samochodu, ale się zawzięłam i szłam dalej mimo, że wyjście się oddalało. Wbiłam sobie paznokcie w nadgarstek tak mocno, że nie myślałam o niczym innym oprócz tego bólu i trochę pomogło, ale nadal było mi słabo. Ciągle mi słabo mimo, że walczę. Albo coś robię nie tak albo to nie to.
  4. Ja wolę się nie cieszyć za bardzo jak dobrze się czuję, bo potem jak znowu mnie dopada to dłużej muszę do siebie dochodzić i dłużej zajmuje mi pogodzenie się z tym.
  5. Mnie ostatnio trzymały mdłości przez 3 dni od rana do wieczora, ale to takie, że chodziłam z reklamówką foliową, bo byłam pewna, że zwymiotuję. Słabo robiło mi się co chwilę. Pod koniec dnia byłam wykończona. Nawet do sklepu nie mogłam wejść, bo od razu atak. Nie wiem jak to wytrzymałam. Przeszło i teraz jest w miarę ok. Dziś nawet jak stałam w dusznej kolejce z 5 minut to wytrzymałam, wczoraj byłam w kinie. W stanie sprzed 3 dni nie byłoby to możliwe. Wtedy nadawałam się tylko do leżenia cały dzień na kanapie.
  6. Ja zawsze byłam miła, potem się trochę zmieniłam i stałam się mniej dająca sobie wchodzić na głowę. Jak pojawiła się u mnie nerwica praktycznie w ogóle o innych i o tym żeby było im dobrze nie myślę.
  7. Macie może tak, że nagle ni z tego ni z owego zaczyna się u was ciąg ataków lęku? Przejmowanie się każdym ukłuciem gdzieś w ciele, które zwykle kończy się myślą o raku czy zawale i atakiem lęku? Niemożność odprężenia się i ciągłe napięcie? Każde wyjście do sklepu kończy się atakiem? A potem nagle to wszystko odpuszcza? Nie ma przez jakiś czas ataków, ukłucie w sercu nawet jeśli pojawia się chwilowa myśl o zawale nie doprowadza do ataków paniki? Można normalnie iść do sklepu, odprężyć się? Tak jakby były nasilenia choroby i okresy "wyzdrowienia" :/
  8. Próbuję dociec do tego jak to jest, że czasem myśl, że się zaraz zemdleje albo pod wpływem ukłucia jakiejś części ciała chwila kiedy myślimy o tym, że to zawał czy jakaś poważna choroba czasem powoduje tylko chwilowy niepokój i szybko dochodzimy do siebie, a czasem w sekundę dostajemy ataku lęku. Czasem atak potrafi pojawić się od razu pod wpływem takiej trwającej sekundę myśli i nie zdążamy się zorientować, zastanowić, racjonalnie pomyśleć, a jak się orientujemy co się stało jest już za późno, bo uspokajające myśli są wypierane przez strach i bardzo ciężko jest im się wysunąć na pierwszy plan. Innym razem jak taka myśl nas najdzie mimo, że trwa tyle samo dyskomfort czujemy tylko przez chwilę, bo myśl wypiera nasza zdolność logicznego myślenia... i tak już upośledzona, ale jednak. Czasem kilka takich myśli pojawia się w ciągu dnia, z każdą udaje się wygrać i nie dostać ataku, innym razem ostatnia myśl w kolejce go wywołuje. Czy takie dni z myślami o chorobach przeżyte bez ataku jakby kumulują się i po kilku takich dniach w końcu do ataku musi dojść? Czy po prostu są dni kiedy jakoś nieświadomie każdą myśl o zagrożeniu rozładowujemy i do ataku nie dochodzi? Czy jest jakiś schemat powstawania ataku? Jak to jest u was? A może po prostu ta choroba robi co chce i nie ma nad czym się zastanawiać?
  9. To widzę prawie na jednym wózku jedziemy. Ja się ostatnio u endokrynologa popłakałam i coraz częściej pękam. Mój partner się jeszcze nie badał, ale nie chcę go stresować i tak się ze mną nacierpi, bo bardzo przeżywa, że jestem chora. Podejrzewam, że z jego nasieniem też mogą być problemy. Invitro to dla mnie raczej jedyna nadzieja, ale teraz z tą nerwicą nie wyobrażam sobie próbować, najpierw muszę się uporać ze sobą zanim wezmę odpowiedzialność za kogoś. Fajnie tak pogadać z kimś kto choć trochę rozumie.
  10. Ja niestety zdrowa nie jestem. Mam hashimoto, endometriozę i niedoczynność jajników... pewnie szybciej umrę w związku z tym. Pół biedy jednak gdybym chociaż czuła się lepiej i ta jakość życia rekompensowała mi ten niedostatek. Poza tym pewnie nie będę miała nigdy dzieci, a wszyscy dookoła będą pytać kiedy dzieci i pie$#@!ić, że to już czas, a ja będę jeszcze bardziej zdołowana i będę się czuła jak kompletny śmieć tak, jak czuję się teraz. Czeka mnie pewnie jeszcze jakaś operacja w przyszłości, bo leki, które biorę na niedoczynność mogą nasilać endometriozę i kolejne zrosty w brzuchu, a w związku z tym okropne bóle przy wypróżnianiu. Jestem strzępkiem nerwów i człowieka.
  11. Hej pralinka. Ja też mam bóle w dole brzucha po lewej stronie, kilka dni temu też miałam, a jeszcze jakiś czas temu po prawej. Uspokajam się tym, że w styczniu jak miałam nawet większe bóle robiłam usg i było ok. Poza tym ostatnio proktolog powiedział, że po każdej operacji w brzuchu robią się zrosty i nie ma na to rady. Takie bóle mogą mieć z tym związek i ja tak sobie to tłumaczę. Nie umiem ci odpowiedzieć czy to może być tylko nerwowe. Mam dopiero pół roku doświadczenia z nerwicą. Też mam przejścia ginekologiczne, bo jestem po 2 laparoskopiach usuwania torbieli obustronnych na jajnikach w związku z endometriozą. W tej chorobie torbiele odrastają i ja osobiście świruję, bo nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy. Wykańcza mnie ciągła myśl o szpitalu i operacji po raz kolejny.
  12. A ja miałam już z 5 razy. Zawsze jak mi rośnie temperatura albo maleje mam sepsę :/ Już 2 razy byłam o krok od zrobienia posiewu krwi. Boję się gorączki bo kiedyś trafiłam do szpitala na zapalenie dróg moczowych z gorączką ok. 40 stopni, która trwała 4 dni plus wymioty i totalne osłabienie. Leczyli mnie dożylnie antybiotykami, ale tak naprawdę nie wiadomo czy to zapalenie dróg moczowych było, bo często wspominali o gorączce nieznanego pochodzenia. Właśnie to jest najgorsze to uczucie, że już koniec jakby nam nic nie dolegało, a rano to samo napędzanie się... kręci mi się już w głowie czy nie, kiedy się zakręci, będzie mnie bolał brzuch? Odwołać to spotkanie czy ryzykować i jechać? Zemdleję w sklepie czy nie? A może to nie nerwica? Nie badałam jeszcze tego, tego i tego... żyć się nie chce :/
  13. Aaa ostatnio mój chłopak się mnie pyta czy nie chcę pójść sobie posiedzieć w przychodni :) Wie już kochany, że po wizycie u lekarza jest mi lepiej. Ale to nie zawsze działa. Wczoraj byłam u lekarza i czekając wcale nie czułam się lepiej. Może dlatego, że lekarz się spóźniał, była tylko pani w recepcji, która pewnie nie umie udzielić pomocy i tłum pacjentów czekających do gabinetu, którzy tylko czekają na sensację, że zaraz się zemdleje. Jak tak na nich patrzyłam, na ich stopy to bardzo im zazdroszczę, że potrafią tak sobie spokojnie siedzieć żeby ani drgnąć, tak się totalnie wyluzować. U mnie stopy non stop się ruszały, podsuwałam się to w górę to w dół, ruszałam głową, grałam w grę i mimo, że byłam spokojna to jednak napięta, oczekująca z niepokojem na to, co może się wydarzyć.
  14. Ja rano miałam chory kręgosłup, o 12 raka jelit o 14 zatorowość i zbliżający się zawał, o 17 sepsę, a o 19 schizofrenię i czułam, że jestem na granicy, że nie ma już drogi dalej, że już mnie nic nie czeka, chcę uciec, a nie mogę i nie mam gdzie :/ Kurde nigdy w swojej półrocznej karierze z nerwicą nie przeżyłam czegoś takiego. Teraz będę się bała wyjść jak nigdy, a już zaczynało być trochę lepiej.
  15. Mnie strasznie boli jak mój chłopak czasem mówi do mnie ze smutkiem gdzie jest ta radosna dziewczynka Tak mi cholernie przykro, że nie mogę mu dotrzymywać kroku i się cieszyć życiem, ale obiecałam sobie, że w każdej wolnej chwili będę mu dawała z siebie jak najwięcej. Tyle, że coraz mniej jest tych chwil
  16. A macie tak, że TO jakby na wszelkie sposoby próbuje sprawić żeby się przestraszyć? Jakby to była walka z samym sobą? Nie przestraszy nas zawrotem głowy to próbuje straszyć zawałem serca, jak to nie pomaga to przechodzi do mdłości, a jak się nie boimy to doprowadza nas do uczucia, że zaraz zemdlejemy. I może tak cały dzień z nami walczyć i nas męczy aż w końcu czasem się wystraszymy i przychodzi atak, dopiero wtedy gówno odpuszcza nam trochę. Normalnie jakby to było jakieś nasze drugie ja, które się cieszy, że wygrało... Ja tak dziś miałam znowu. Moje urodziny, a co ja przeżyłam... na długo to zostanie w mojej psychice. Rano pojechałam na badania krwi, bo w przyszłym tygodniu idę do lekarza na konsultacje. Od rana miałam zawroty głowy, ale starałam się być radosna i normalnie sobie chodziłam po sklepie i się cieszyłam. Po powrocie do domu zaczął mnie boleć brzuch z lewej strony i chyba się trochę przestraszyłam, że mam jakiegoś raka, bo 2 dni temu też mnie bolało i też w sklepie myślałam, że zemdleję. Wkrótce potem biegunka i jeszcze większe zawroty głowy. Wiedziałam, że w takim stanie lepiej nie wychodzić, ale mój chłopak chciał żebyśmy poszli do sklepu. W sklepie czułam się średnio, ale jeszcze jakoś dałam radę chyba dzięki temu, że się nie zatrzymywałam. Potem pojechaliśmy odebrać jakieś części elektroniczne i też się jeszcze trzymałam, bo stałam na dworze i wiał wiatr. Pojechaliśmy do galerii kupić ciasto, od razu po wejściu mdłości i strach... dosłownie sekundowa myśl, że wyjście jest coraz dalej jak tak idziemy. Dałam radę dojść tylko do lady i myślałam, że zemdleję. Zamiast się uspokoić, że to nerwica uległam i prawie wybiegłam ze sklepu. Postałam na zewnątrz, ale nie było mi lepiej... poszłam do samochodu, siedziałam z pół godziny non stop czując, że zemdleje i w końcu mój chłopak poszedł sam. Pojechaliśmy na pocztę. Ja zostałam w samochodzie, bo cały czas było mi słabo i jak mój chłopak powiedział, że go może długo nie być znowu to na mnie źle zadziałało. Tym razem już wiedziałam, że nadchodzi atak. Poznaję to po tym, że zawsze mam ochotę jechać na pogotowie. Odchyliłam sobie fotel do tyłu na wypadek jakbym miała zemdleć, napisałam smsa, że zaraz zemdleję i przygotowałam się do wysłania i wtem serce zaczęło mi bić jak szalone. Odchyliłam się i zaczęłam się wachlować mapą. Wrócił mój chłopak i pyta co mi jest, a ja, że mam atak. Chcesz na pogotowie? Nie. Wiedziałam, że będę tego potem żałować jak pojadę i będzie mi wstyd. Dojechaliśmy do domu, a mnie wciąż mdliło i było mi słabo tyle, że czułam, że coraz mniej... tak powoli, ale robiło mi się lepiej. Jak zjadłam przeszło. Trzymało mnie od 14 do 20, jestem wykończona, a to wszystko po wzięciu 2 tabletek uspokajających.
  17. Udar, wylew, zawał, zakrzepica, kandydoza, jaskra (mam astygmatyzm), alergie pokarmowe (chyba jestem uczulona na jajka, bo zawsze jak zjem na kolację łzawią i swędzą mnie oczy), rak jelita, celiaklia, hashimoto (to mam), borelioza, cukrzyca, nadciśnienie, niedociśnienie, tętniak, rak mózgu, hipotermia, refluks żołądkowy, schizofrenia, przedwczesne wygasanie funkcji jajników (mam niedoczynność, więc coś podobnego), zespół jelita drażliwego (mam zrosty w brzuchu po operacji stąd bóle).
  18. Jeśli brała dragi żeby nie czuć głodu to dla mnie jak nic ED, ale jak jest uzależniona i po prostu nie czuje głodu jako skutek uboczny narkotyków to masz rację, nie ED.
  19. Ojej dzięki, zrobię sobie. A tobie jak się przyczynił kręgosłup do nerwicy? Wygląda na to, że wracam do punktu wyjścia, bo po pierwszych atakach pierwsza myśl to że to kręgosłup, ale na rtg szyjnego poprzestałam jak mi neurolog powiedział, że to nerwica, bo jestem strasznie napięta. Tylko, że od nerwicy nie traci człowiek nagle wzroku na 2 sekundy, nie plączą mu się nogi i nie upada prawie na ziemię - zdarzyło mi się takie coś na targach oświetlenia i miało miejsce jeszcze przed pierwszym atakiem paniki. Musiałam się przytrzymać mojego chłopaka, bo jak nic bym gruchnęła na ziemię. Dlatego wciąż nie odpuszczałam i twierdziłam, że to coś fizycznego jak mi wszyscy mówili nerwica. Jakoś mi to umknęło w natłoku tych wszystkich badań, ale pamiętam, że wtedy nie raz się budziłam ze zgiętą szyją nagle pod wpływem jakiegoś zrywu i wstawałam na równe nogi. Pierwsze mdłości pojawiły się po masażu szyi, a pierwszy atak po ćwiczeniach izometrycznych na kręgosłup... ciekawe... zaprzestałam wtedy ćwiczeń i po jakimś czasie przestałam doświadczać nagłych wybudzeń, tylko czasami mi się zdarzało, ale jak jakiś miesiąc temu znowu spróbowałam izomatrii niedługo potem znowu miałam atak... albo tak sobie zakodowałam albo rzeczywiście to kręgosłup wszystko. Jak mi robili tomografię głowy i stół się poruszał to tak mi się kręciło w głowie, że potem przez kilka godzin miałam mdłości. Od początku najbardziej przeszkadzała mi w tym wszystkim jedna rzecz... to zamroczenie i zawroty głowy chodząc po ulicy. Co bym nie robiła jak dłużej chodzę się to pojawia, trwa do dziś.
  20. Ja też się boje, że u mnie jest coś z kręgosłupem, bo pierwszy atak paniki miałam dokładnie następnego dnia po tym jak mi chłopak wymasował szyję. Rano miałam mdłości i źle się czułam. Taki dziwny zbieg okoliczności. Akurat wtedy jak codziennie wykonywałam ćwiczenia izometryczne na kręgosłup od neurologa miałam największe ataki paniki i najgorzej się czułam. Nie robiłam jeszcze rtg całego kręgosłupa, jedynie odcinka szyjnego - wyszła kyfoza, ale neurolog powiedział, że to nie powinno mieć aż takiego znaczenia. W każdym razie często chodząc ulicą dziwnie się czuję. Nawet jak jestem spokojna i to mnie zastanawia. Powinnam jeszcze chyba iść do ortopedy. A jeszcze jak pochodzę po sklepie szybko, pokręcę głową na różne strony to potem mnie zamracza i mam zawroty głowy. Mam też i tak, jak nerwa, że idąc w górę lub w dół po schodach kręci mi się w głowie. Ale to wszystko też nie zawsze.
  21. Mnie też często wybudzały w nocy zawroty głowy. Ledwo szłam do łazienki się wysikać. Nie da się wtedy spać, trzeba przeczekać tę godzinę czy dwie, więc tak sobie siedziałam przed komputerem zwykle pisząc co czuję w notatniku. Wybudzały mnie też i mdłości i kołatania serca i derealizacja, wszystko. Nie umiem odróżnić, które są od kręgosłupa, a które od nerwów... da się jakoś?
  22. Tak sobie myślę, że jest coś gorszego od derealizacji... derealizacja, która nagle wybudza w nocy. Przeżyłam raz coś takiego. Tak mnie sieknęło, że nie wiedziałam co mi jest. Nie wiedziałam czy mam budzić mojego chłopaka żeby mnie wiózł do szpitala psychiatrycznego czy skoczyć z okna czy co zrobić. Dzwoniło mi w uszach, nie wiedziałam gdzie jestem i jak tu trafiłam, czułam się jak we śnie, w innym świecie, nierealnym tak, jakbym już nie istniała, nie miała ciała tylko była czymś niematerialnym. Aż mnie mdliło takie to było okropne. Był środek nocy, więc nie chciałam nikogo budzić. Siadłam przy kompie i zaczęłam opisywać co czuję, a w międzyczasie udało mi się narysować nawet niezły, mroczny rysunek. Pamiętam, że to była jedna ze straszniejszych rzeczy jakie mnie w życiu spotkały. Jeszcze wtedy bałam się bardzo, że zamkną mnie w szpitalu, nafaszerują lekami i nie zdołam spełnić swoich marzeń, ale ktoś mi napisał na blogu, że oddział nerwic tak nie wygląda, że jest otwarty i można sobie przychodzić i wychodzić kiedy się chce. Dzięki temu podczas tego ataku derealizacji chciałam jechać do szpitala. Chciałam żeby mi podali coś żebym tylko przestała to czuć, jakiś środek, który mnie otumani żeby tylko przez to nie przechodzić. Od tego czasu nie miałam już nigdy ataku lęku, że oszaleję. Teraz derealizacja dopada mnie głównie w supermarketach, ledwo wtedy chodzę.
  23. Nie ma czego zazdrościć. Ja oprócz nerwicy; różnych chorób fizycznych, które spowodowały u mnie depresję mam jeszcze zaburzenia odżywiania... przeszłam anoreksję, bulimię i kompulsywne objadanie się. Tak naprawdę każdy człowiek jest w jakiś sposób psychicznie zrąbany, a jak nie to każdego można doprowadzić na skraj tylko na każdego co innego zadziała. Ja się pocieszam, że wielu wielkich ludzi też miało problemy psychiczny, w tym wielu artystów jak ja, a nie przeszkodziło im to osiągnąć sukcesu. Swój nietypowy stan można by wykorzystać jakoś do tworzenia tak sobie nieśmiało myślę :) Też dziś miałam prawie atak. Obudziłam się nagle i zaczęłam się bać, że powtórzy się to co przeżyłam w marcu... 2 tygodnie nie spania i codziennie po kilka ataków paniki pod rząd od zawału serca po zaraz oszaleję, wielogodzinna derealizacja i ciągłe napięcie. Sny na jawie i ciągłe wybudzanie się nagłymi zrywami, które sprawiały, że w sekundę wstawałam z łóżka na równe nogi, bo inaczej czułam, że się zapadam. Byłam tak potwornie zmęczona, że nie wiem jak to zniosłam. A jakie ja w tych krótkich chwilach kiedy na chwile zamykałam oczy miałam straszne koszmary! Potem to już ogóle się nie kładłam tak się bałam spać. Dziś jak się obudziłam wzięłam sobie benosen dla spokoju psychicznego i zaczęłam sobie tłumaczyć, że wtedy nie wiedziałam co mi jest i sama się nakręcałam, teraz wiem i mam świadomość, że tylko uspokajając się mogę to szybciej przejść. Położyłam się, przytuliłam do mojego chłopaka i zaczęłam wyobrażać jak konsumuję moje ulubione ciasto z cukierni sowa, a potem białe michałki. Nie jadłam słodyczy od 3 miesięcy, więc było to bardzo przyjemne wyobrażenie :)
  24. Fajnie, że u ciebie są jakieś zasady, bo u mnie nie ma żadnych. Czasem rano ok, wieczorem atak, czasem rano atak, a wieczorem ok. Jednego dnia odrealnienie, następnego poddenerwowanie i tylko czekam aż się to stanie, ale się nie staje, jeszcze innego totalny spokój, a następnego 5 ataków pod rząd. Raz atak jest krótki i trwa kilka sekund, raz trzyma mnie godzinę albo kilka godzin. Czasem śpię normalnie w nocy i odpoczywam po atakach, innym razem ataki w ciągu dnia umiem przetrzymać bez większego wysiłku, a w nocy nie śpię w ogóle bo nie umiem tego wytrzymać. Mój rekord nie spania to 2 tygodnie. Umierałam ze zmęczenia, ale nagłe zrywy i napięcie nie pozwalało mi zasnąć. Co się kładłam i zamykałam oczy coś mnie wyrywało ze snu. Skończyło się ni z tego ni z owego, nagle, samo.
  25. Ja się boje: - supermarketów, centrów handlowych - doświadczam tam często derealizacji; - metra, tramwajów, zatłoczonych autobusów - stresuje mnie kiedy ludzie patrzą i nie można spokojnie zemdleć, bo zaraz będzie sensacja. Kiedyś zemdlałam po wyjściu z kościoła to tłumy ludzie gapiły się rządne sensacji i człowiek nawet nie mógł spokojnie do siebie dojść, bo chciał jak najszybciej zejść z ich wścibskich oczu. - ulicy... chodzenia nią, bo czuję, że zaraz upadnę; - muzeów, teatrów, filharmonii - wszędzie tam, gdzie wyjście jest daleko i nie ma okien; - dużych przestrzeni, ale tylko tam gdzie są ludzie i patrzą, bo znowu jak zemdleję będzie sensacja. - gładkich chodników... to może dziwne, ale wtedy zawsze bardziej odczuwam problemy z równowagą, wolę chodzić po trawie i wertepach.
×