-
Postów
394 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Tornado
-
czy istnieja jakieś badania by stwiedzić depresję?
Tornado odpowiedział(a) na temat w Depresja i CHAD
Można, ale wymaga to wiele pracy i przede wszystkim cierpliwości. Pozbyłam się już niemalże wszystkich lęków (pozostał tylko jeden, a było ich wiele) ale walka trwa już siódmy rok... Stopniowo, do przodu - daję radę. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale sukces osiągnęłam - wiele z lęków już do mnie nie wraca Ale uważam, że terapia zdecydowanie ułatwiłaby wyjście z choroby -
Tak, jest to spowodowane w dużej mierze stresem. Miałam też przez jakiś czas tego typu objawy. I jak najbardziej terapia pomóc może - ponieważ już od kilku lat problem u mnie się nie pojawiał. Pomogła mi w tym szkolna pani pedagog, która - rzec by można - ściągnęła mnie na ziemię
-
Uwielbiam piosenki Tamary Kalinowskiej - zarówno słuchać jak i śpiewać Oto jedna z nich: Walc Walc mi się przyśnił Dawno tańczony Walc mych najlepszych lat Kłótni niepomny Bójek nad ranem Niepomny tamtych dat Smutny sens walcem Długo ćwiczonym Tańczonym na trzy pas Pomógł wybaczyć Zapomnieć pomógł Pozwolił jak nie raz Tancerzu podaj dłoń Ciasno talię obejmij Tuląc zatrzymaj czas Tuląc wprowadź mnie w trans Pijany walcu tańcz I nie, nie pytaj Czy mi nie braknie tchu Nie zabije mnie walc W me oczy patrzeć chcesz W niepotrzebne łzy też Tej iskry z lepszych dni Nie odnajdziesz już w nich Tancerzu nie patrz w twarz Wszak na pamięć ją znasz O łzy nie pytaj też Bo rozumiesz bo wiesz Walczę tym walcem Czas chcę zatrzymać Przegrywam jak nie raz Wiem, walc następny Będzie dla innej Z innym zatańczę ja Tańczmy więc jeszcze Cóż że przegrywam Tak widać jest od lat To co już miałam Mam i mieć będę Oddam za taki walc Tancerzu podaj dłoń Ciasno talię obejmij Tuląc zatrzymaj czas Tuląc wprowadź mnie w trans Pijany walcu tańcz I nie, nie pytaj Czy mi nie braknie tchu Nie zabije mnie walc W me oczy patrzeć chcesz W niepotrzebne łzy też Tej iskry z lepszych dni Nie odnajdziesz już w nich Tancerzu nie patrz w twarz Wszak na pamięć ją znasz O łzy nie pytaj też Bo rozumiesz bo wiesz //Słowa: Tamara Kalinowska Muzyka: Tamara Kalinowska//
-
Nie jestem rozczarowana, ponieważ niczego tak naprawdę nie oczekiwałam - chciałam tylko podzielić się z kimkolwiek tym, co mnie od kilku dni męczyło. I nie uciekam, tylko biorę się za siebie. Mam tyle ważniejszych spraw od rozczulania się nad samą sobą i swoimi (drobnymi prawdę mówiąc) problemami. (Choć te drobne problemy czasami mnie zaczynają przerastać, ale niewiele mi trzeba, aby spowrotem wziąść się w garść). Już w liceum nauczyłam sobie radzić z myślami, których być tak naprawdę nie powinno - a że mam czasami dni, w których gubię czasami sens - to już inna sprawa. Zawsze jednak wyjście z takiego zagubienia wiele mnie uczy i umacnia.
-
Widzę, że nie do końca mnie rozumiecie - ale to normalne. Nie znacie mnie, nie znacie mojego życia - a urywki myśli, które tu umieściłam - zdecydowanie nie wystarczają do zrozumienia w czym tak naprawdę u mnie tkwi problem. Nie będę jednak już nic wyjaśniać, nie będę nic prostować w Waszych komentarzach, bo nie chcę rozdrapywać ran. Uzyskałam już odpowiednią pomoc - i bardzo Wam wszystkim dziękuję za zainteresowanie sprawą. Pomogło przede wszystkim uwolenie dręczących mnie myśli Dalej już sobie sama poradzę. Pozdrowienia dla wszystkich
-
W momencie, kiedy codzienność składa się niemal z samych porażek i przez połowę Twojego życia każdą Twoją porażkę ktoś Ci wytyka i próbuje udowodnić, że do niczego się nie nadajesz (dosłownie) - każdy sukces staje się na miarę złota, a porażka przekleństwem. Już na szcęście osoba, która tyle narobiła szkód w mojej postawie do życia i moim toku myślenia zaczęła mnie doceniać i teraz traktuje jak oczko w głowie, ale nie pozbyłam się braku wiary w siebie - choć już jest i tak coraz lepiej. Osiągnięcie samodzielnie postanowienia o którym wyżej mowa - była dla mnie zbyt ważna, aby nie potraktować potrzeby pomocy specjalisty jako porażki - porażki w sensie realizacji postawionego przed sobą celu. Jednak, jak śpiewa Turnau: "(...)martwić się przegraną nie trzeba, nie trzeba, skoro jeszcze przegram nie raz". Zdążyłam się już z tym wszystkim pogodzić - i idę dalej. Dziękuję za komentarze.
-
To, że jest coś nie tak - dotarło już do mnie dawno. Wiem, że nie wszystko jest w porządku, skoro nie zawsze potrafię opanować myśli i czasem się wręcz ich boję - tak samo jak boję się ludzi. I też wiem, że z całej depresji którą kiedyś miałam - te dwa czynniki depresję powodującą jeszcze się w moim życiu niestety czasami pojawiają - nie wiem tylko dlaczego. Co prawda z kilkoma problemami nie umiem sobie poradzić, ale radość z życia odnalazłam - czasami tylko jest ona przesłaniane przez w/w lęki, ale później wraca. Pozbyłam się już wyimaginowanego świata. Zbyt mocno jeszcze tylko chcę utrzymać nad wszystkim w swoim życiu kontrolę - zbytnio się przejmuję jej brakiem. Choć czasem jeszcze się zastanawiam nad sensem życia tylko dla siebie - partnera nigdy nie miałam (jedynie amantów, którym wiecznie to samo w głowie) - polubiłam życie. Jest w nim wiele piękna - przede wszystkim na łonie natury - nie odnalazłam jeszcze tylko tego piękna w człowieku... ...przepraszam - za mocno zaczęłam się wgłębiać w swoje myśli....
-
ech... Też kiedyś miałam ten problem - od czego zacząć... i też myślałam, że samo minie... Już od liceum próbuję walczyć z depresją i niemalże mi się już udało z niej wyjść - na samym początku pomogła mi szkolna pani pedagog - jeden z nauczycieli wręcz mnie zaprowadził do niej, bo podchodziłam w ten sam sposób do problemu jak Ty... Pedagog jednak sama pokierowała rozmową - choć było jej dość ciężko, bo byłam zamknięta, wręcz nieobecna w trakcie rozmowy, ale już po trzech wizytach u niej stwierdziłam, że potrafię już na temat swoich problemów rozmawiać - to był mój początek walki z deresją. Rozmowy te wyciągnęły mnie z najgorszych myśli, jednak rozmówczyni cały czas radziła mi udać się do specjalisty - gdyż jako pedagog nie była w stanie mi do końca pomóc. Z pewnych wzgędów do tego specjalisty się nie udałam - i teraz za to pokutuję - mam nawroty depresji. Ale wiem, że wizyta u psychatry naprawdę może pomóc - trzeba się tylko przemóc...
-
Wiesz DaGa, mimo że moja historia jest całkiem inna - inne są źródła mojej depresji - objawy mam takie same - boję się ludzi, boję się własnych myśli, ogarnia mnie niechęć do jakiegokolwiek działania... Jednak wiedząc, że muszę z tym walczyć, zaczynam od rzeczy maluczkich. Poszukuję choć odrobiny pozytywnej strony tego, co naokoło mnie i we mnie. Proszę też często o pomoc Boga, do którego zawsze też się zwracam kiedy sama przestaję dawać radę z własnymi lękami - długotrwała modlitwa jeszcze nigdy mnie nie zawiodła Nauczyła mnie przede wszystkim spokoju, cierpliwości, pozwoliła na wyciszenie się, a analiza wiary (w moim przypadku jest to analiza życia Chrystusa na podstawie Bibli) - pomogła mi zrozumieć wiele spraw To wszystko pomaga dojść do siebie, ale pomoc psychiatry - jak się okazało w moim przypadku - przy depresji też jest niezbędna.... Też mam udanie się do lekarza jeszcze przed sobą i mam duże obawy przed wybraniem się do niego - ale chcę w końcu mieć spokój - dojść do siebie i żyć pełnią życia - po to chyba w końcu to życie jest...
-
Wiem, że to moja decyzja i noszę się z jej podjeciem od kilku lat. Wszystko jest na tyle złożone, że czasem zwyczajnie tracę kontrolę nad myślami... Była współlokatorka mi mówiła, że zna jakiegoś psychiatrę w Poznaniu, i przyjdzie mi się o niego zapytać, choć to nie tak miało być... Ale wiem, że całkowite zamknięcie się w sobie - a do tego niestety powoli wbrew woli dążę - jest zgubne. I najgorsze, że wszystko wiem odnośnie tego jak patrzeć na świat, potrafię poradzić też innym, co zrobić, aby było lepiej, potrafię się też naprawdę cieszyć z życia - a co jakiś czas tak czy inaczej przychodzi dołek - i to na maxa. Dziękuję, że mi odpisujesz Twilight, potrzebowałam wyżucić z siebie to wszystko wiedząc, że ktoś wysłucha i zrozumie... Również pozdrawiam
-
Tak... Znaleźć na to tylko czas i pieniądze... No i się przemóc .. Punktem zwrotnym w mojej depresji było silne postanowienie, że zmienie się, zmienie swoje myślenie, nastawienie do życia, do świata i osiągnę to sama, skoro nie mam mieć pomocy innej niż rozmowa z nauczycielami, że ciężko będzie mi teraz zdecydować się na wizytę - to tak jak bym się przyznała do porażki. Udało mi się pokonać lęk do ojca, zmienić jego postępowanie w stosunku do nas (mnie i młodszego rodzeństwa), wielu osobom pomagałam poradzić sobie z problemami na codzień, a teraz miałabym się poddać ... Być może to jest moje błędne koło, ale sama do wszystkiego dochodziłam i chciałabym, aby było tak dalej - czasem tylko potrzebuję podzielić się z kimś problemami.
-
Na imię mam Ula. Poprzez dość stresowe dzieciństwo dość szybko nabawiłam się nerwicy, która wręcz podwoiła się w momencie kiedy wpadłam w depresję... Szkolna pedagog, do której się udałam kiedy było już naprawdę źle, namawiała mnie do wizyty u psychiatry - jednak moi rodzice zawsze stwierdzali, że nie trzeba, że mnie nie zawiozą (mieszkałam bowiem wtedy na wsi). Walczyłam sama ze sobą bardzo długo. Wynik: nerwicę potrafię opanować niemal w każdej sytuacji (choć sporadycznie jeszcze zdarzają się wyjątki), ludzie uważają mnie za stale uśmiechniętą miłą dziewczynę. Pozbyłam się myśli samobójczych, zaakceptowałam samą siebie, potrafię znaleźć optymistyczną nutkę w każdej sytuacji, a jednak jeszcze coś jest nie tak... Mimo iż układa mi się wcale nieźle - mam pracę, za pół roku bronię licencjat, niedługo będę kończyć kurs prawa jazdy, cały czas coś się dzieje (a należę do osób dość aktywnych i energicznych) to jednak czuję jakby depresja zaczęła powracać... Jestem znowu wiecznie zmęczona, na nic nie mam ochoty, nie jestem zadowolona z osiągnięć - ale to wszystko chowam w sobie - ktoś, kto mnie obserwuje z zewnatrz - wcale tego nie widzi - przekonałam się już o tym nieraz (i całe szczęście że tak jest). Być może przyczyną jest samotne mieszkanie na stancji - od 3 lat już. Odkąd się wyprowadziłam z rodzinnej miejscowości - nie odnalazłam się w żadnym środowisku - z nikim się nie skumplowałam, wiecznie jestem sama - choć z kontaktami z ludźmi i zawieraniem znajomości problemów nie mam - zawsze czuję się obco, nieswojo. Zauważyłam, że znów zaczęłam się zamykać w sobie, zaczęłam poszukiwać sensu tego co robię... Być może lepiej poczułabym się wychodząc ze swoich 4 ścian częściej, ale wędrówki samemu nie należa do przyjemności w mieście, a na rozrywkę mnie nie stać. Dzisiejszy post pisany jest akurat pod wpływem takiego nawrotu depresyjnego, potrafię jednak z dnia na dzień obrócić się o 180 stopni - i chwalić życie pod każdym względem. Jednak zbyt często zagląda do mnie ostatnio pesymizm. Dlatego postanowiłam tutaj w skrócie to wszystko opisać - może i nawet samo wylanie z siebie tego, co przeszkadza, pomoże w jakimś stopniu dojść do siebie..