Skocz do zawartości
Nerwica.com

mika211

Użytkownik
  • Postów

    168
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mika211

  1. Andzia, nie miałam biegunki i wymiotów naraz, właściwie wymiotów ja nie mam, jak już to mi się zdarza biegunka. No, ale objawy nerwicy są bardzo różne, ja mogę nie mieć wymiotów, a Ty możesz mieć. Ja też jak miałam lęki to bałam się śmierci, że może to jednak coś poważniejszego i nadal (choć dużo rzadziej) miewam takie lęki. Wtedy myślę sobie, że skoro do tej pory nic mi się nie stało, to raczej nerwica. To mi nawet pomaga. No, ale ja biorę też leki: Venlectine, Hydroxyzynę i Trittico CR na noc i niewątpliwie leki mi też dużo pomogły, w jakiś sposób też uspokoiły moje lęki :) A lęki miałam ogromne, bardzo mnie męczyły i były bardzo silne.
  2. Jak tam "nerwicowcy"? :) Macie plany na Sylwestra? Ja w sumie tradycyjnie jak prawie od 5 lat z chłopakiem, we dwoje u mnie w domu Za rok może coś innego dopiero się wymyśli Pytałam moją psychiatrę czy w Sylwester mogę się napić lampkę szampana, no ogólnie, ale powiedziała, że niestety nie, bo nawet jakbym odstawiła na jeden dzień leki, to mam wolnodziałające. No i raczej bym się źle czuła, bo ja miałam i czasem jeszcze mam objawy silne, więc alkohol nawet trochę mógłby dołożyć do pieca. Leki już biorę długo, praktycznie od lutego tamtego roku, więc prawie rok nie piję ani kropelki :) Dla mnie to nie problem, ale miałam po prostu ochotę symbolicznie lampkę szampana się napić. No, ale niestety nie bardzo. Ja teraz biorę Venlectine 75 mg, bo na 110 trochę źle się czułam, chyba nie dla mnie ta dawka, więc mi zmieniła, biorę 75 mg Trittico CR i dokładam sobie 25 mg lub 50 mg jeszcze Hydroxyzyny, bo ostatnio gorzej sypiam, a sama mówiła, że jak będą gorsze noce, to dokładać sobie 25 mg Hydro lub 50 mg, a jak już będzie dużo lepiej, to mogę już samo Trittico. Ja miałam też same Hydro, ale niestety potem źle spałam i dołożyła mi Trittico. Postanowiłam, że może jak wybije północ, to symbolicznie napiję się szampana, ale taki maleńki łyczek, coś jak odpowiednik alkoholu w niektórych lekach. Taka ilość chyba nie powinna zaszkodzić. A tak poza tym będę pić bezalkoholowego Piccolo, by był taki Sylwestrowy klimat, a mój facet będzie sobie pił po trochu zwykłego szampana. Także chyba tak zrobię i będzie ok :)
  3. Hej :) Długo mnie nie było, jakoś tak, sporo obowiązków było, dlatego nie zaglądałam. Czuję się nawet, nawet, ale czasem jeszcze natręctwa mnie łapią i wtedy mi ciężko i np z tego stresu wtedy zaczyna mnie boleć głowa. No, ale poza tym nie jest najgorzej. No i czasem łapią mnie myśli depresyjne, taki smutek znikąd, ale staram się jakoś to przeganiać. Życzę Wam wszystkich Wesołych Świąt, pełnych spokoju i samych miłych chwil :)
  4. Klaudek, to pewnie grypa. Nie martw się :* U mnie ostatnio nieźle, leki na lęk na pewno xdziałają, bo prawie lęku nie czuję, natręctw trochę mniej, a niedługo kolejna wizyta u psychologa, więc spoko. Czasem serducho i tak kołacze, ale staram się nie przejmować. Holtera mam zamiar i tak zrobić niedługo, ale nie czuję teraz tak pośpiechu, niedługo zrobię w końcu, ale teraz wierzę, że pewnie wyjdzie dobrze, mimo tych sensacji , które miałam z serduchem. Pewnie to właśnie z nerwicy było, mniej się teraz boję tego wszystkiego. Pisaliście coś o wyjściach towarzyskich parę stron temu. Ja nie przepadam za takimi w większych grupach jak nerwa, ale mam to raczej od zawsze, więc to kwestia osobowości chyba, a nie kwestia nerwicy albo nerwicy też, ale w pewnym stopniu, a nie całkowicie. Mnie przytłacza jak jest dużo ludzi, pewnie po prostu jestem bardziej introwertycznym typem, ciężko mi się skupić jak jest tyle osób, przeszkadza mi hałas, a jak jestem z jedną koleżanką czy z góra dwoma, trzema osobami, to jest generalnie ok :) Pamiętam jak byłam mała i byłam w jakiejś większej grupie, to wczułam się właśnie taka przytłoczona, a niektórzy brylowali w towarzystwie. Wręcz włączył mi się w głowie taki smutek. Wtedy myślałam, że to jest nienormalne, teraz uważam, że to po prostu taka osobowość, w końcu jedni lubią przebywać w dużych grupach, a inni wolą w mniejszych./ Kwestia osobista. -- 22 lis 2013, 00:54 -- Już nie mogę edytować, więc muszę dopisać nowy post Nerwa, bardzo ładny avatar masz teraz :) Tamten też spoko, ale ten jeszcze lepszy. Ja może też coś wstawię sobie, ale już nie dzisiaj, nie chce mi się teraz -- 22 lis 2013, 00:55 -- A nie, jakoś mi się dopisał post
  5. Chyba już się tak nie da, wcześniej się udawało, ale to jak byłam zalogowana, ale nadal nie moigłam dodać, bo coś tworzyliście. Potem dałam spokój, a potem chciałam znowu to dać, ale zobaczyłam, że automatycznie mi forum wylogowało i raczej ten tekst co pisałam to już traciłam. No, ale co miałam Wam napisać, to napisałam w sumie od nowa, więc już spoko.
  6. Brr, pisałam cxały post, ale tworzyliście tworzyliście i nie mogłam dodać, a potem wylogowało mi się samo i musze jeszcze raz. Także, długo mnie nie było, bo neta nie miałam. Miałam na razię tą pierwszą wizytę u psychologa i wydaje się ok. Także na razie to tyle u mnie. A co do brania leków czy nie, to uważam, że każdy z nas jest silny, ja też jestem silna, mimo że biorę leki. Tak uważam albo chce wierzyć Po prostu każdy z nas walczy jak umie, a to czy z lekami czy nie to inna sprawa, każdemu co innego służy.
  7. Tak często mam takie zmęczenie, że nawet spać nie mogę. Ostastnio też niestety trochę wróciły mi lęki przed śmiercią, mimo że jak wiecie już jakiś czas dzięki lekom ich prawie nie miałam. No, ale wiadomo leki nie działają na zawsze. Ostatnio u mnie średnio, gorzej śpię jakoś, ale za 2 dni mam już wizytę u psychologa,także dobrze. Na pewno terapia u psychologa da jeszcze więcej niż leki, tzn na dłużej, bo wiadomo tu się zwalcza przyczyny, a nie tylko skutki. Teraz kołatanie serca jest też mocniejsze teraz u mnie, ale pewnie z niedospania no i jak Wam pisałam niedługo w końcu zrobię tego Holtera ekg, nie będę tego już tak odkładać, jak odkładałam.. Teraz jak mi kołacze serce, to tak mocno chwilami, że mam takie wrażenie jak kiedyś, że pływam w łóżku, nogi mi podnoszą się do góry, tak drżą wtedy, ale to raczej od tego kołatania.
  8. A.. i wiem.. miałam robić tego holtera ekg.. ale teraz po uśpieniu tej suni dam sobie jeszcze trochę czasu, teraz staram się normalnie żyć, ale jeszcze dam sobie czas. Za jakiś czas zrobię tego holtera, jak się uporam z tym wszystkim. Teraz te moje myśli bardziej wokół niej krążą. Musi minąć trochę czasu i wtedy zrobię tego holtera ekg.
  9. Nerwa, bardzo ciekawe zagadnienie, ale niestety nie znam na nie odpowiedzi U mnie dzisiaj nawet dobrze, z tym, że w nocy miałam zakręcony sen- moja psina śniła mi się, pamiętacie, pisałam Wam, że niedawno została uśpiona W śnie ona nie żyła, ale miała swoją jakby zwierzęcą postać, chyba taką, którą my widzimy i nadal jadła, załatwiała się, aż dziwne. Moja psina była wspaniała, pamiętam jak miałam taki pierwszy atak, nie spałam, bałam się, że umrę, to położyłam się obok niego, tak patrzyła na mnie i czułam jej wsparcie. Bardzo mi jej brakuje. A ile to minęło od uśpienia jej? 2 tygodnie chyba, nawet straciłam rachubę czasu z tęsknoty. No, ale jakoś staram sobie radzić, ale tęsknie za nią..co wiem, jest normalne...Czasem wydaje mi się, że słyszę jej piszczenie czy widzę zarys sylwetki pod łóżkiem, gdzie często spała, ale tak, to też z tęsknoty. Chociaż w śnie ją zobaczyłam..
  10. Hej co u Was? Ja miałam trochę stresujący dzień i kiepsko dziś spałam, taka rozbita teraz jestem.
  11. Dusznomi, super, że Ci pomagają. Mi czasem pomagały, ale jednak nie wystarczająco, bo miałam silne ataki i jednak czułam, że na dłuższą metę, to mi nie wystarczą. Już za ok tydzień mam wizytę u psychologa, na szczęście :) To ważne w leczeniu, więc cieszę się, że oprócz leków w końcu do psychologa pójdę, i będę chodzić do niego, rozmawiać itp. Dzisiaj czułam się mocno śpiąca, bo słabo spałam. No, ale ogólnie nie jest najgorzej. A teraz mój błąd, że o tej porze jestem jeszcze na komputerze, także schodzę.
  12. Nie, jasne, że nie trzeba, to indywidualny wybór. Ja na razie biorę 5 miesięcy i przez ten cały czas nie wypiłam ani grama, nic pewnego, że czegoś symbolicznego kiedyś nie wypiję, jak będę brać dłuższy czas, ale generalnie moja lekarka odradza, ja wolę uważać, a do tego moi znajomi rozumieją, więc nie ma żadnego 'wstydu', że tak powiem. Tzn, mam jedną znajomą, która sama bierze lek na nerwicę i piję, więc ona akurat może nie do końca mnie rozumie, że nie wypiję ją z nic, ale reszta rozumie i dobrze. No nawet źle policzyłam, nie piłam nic z alkoholu tak poważnie praktycznie 9 miesięcy, bo w lutym ostatni raz kieliszek wina, a potem już nie piłam, bo najpierw brałam Asentrę, która nic mi nie pomagała, a teraz Venlectine i po prostu na żadnym z tych leków nic nie piłam. A co do tego: jasne, że lepiej coś ogólnie napić się niż cpać, co do ćpania, to nigdy nie brałam żadnych narkotyków (chyba, że licząc Venlectine czy Asentrę hehe). No, ale wątek nie o tym. Nikogo nie krytykuje za jego wybór, za to czy pije przy Venflafaksynie, piszę tylko o sobie, że ja wolę nie pić przy leczeniu, a przy okazji dla mnie to nie jest trudne. No, ale rozumiem, dla kogoś może być, każdy jest inny. Ja oprócz Venlectine biorę też Hydroxyzynę, więc alkohol mógłby podwójnie zaszkodzić.
  13. Ja nie piję przy Venlectine alkoholu, uważam, że leczenie to leczenie, oczywiście każdy może mieć inne zdanie, ja po prostu wolę nie ryzykować. Co też dla mnie nie jest wielkim poświęceniem, bo pije rzadko, tylko jak okazja i "nie wypada" symbolicznego toastu wznieść np Sylwester albo rzadko jak koleżanki mają ochotę, to napije się drinka, ale tak sama z siebie nie piję, a tak jak piszę jak już napiję się to minimalnie. Nie przepadam ogólnie za alkoholem, za jego smakiem itp,Dlatego to, żeby wcale nie pić, nawet na te okazje to dla mnie żaden wyczyn. A bliskie osoby rozumieją i tym bardziej nie proponują, nawet na okazję, wiedzą, że przy lekach wolę nie brać i rozumieją. Rozumiem jednak, że są osoby, którym ciężko byłoby zrezygnować z picia, ponieważ lubią alkohol, lubią czasem się napić. Wtedy na pewno jest ciężej i czasem ulega się pokusie.
  14. mika211

    Liczy się tylko wygląd

    Wiem, ale póki nie mam stałego aparatu, to mam takie zęby że to od razu rzuca się w oczy i rozumiem, że np według wielu osób mogłabym być np znośna dopóki nie otworzę ust, a potem już nie.. Wiele osób po prostu im się przyglądało, bo są bardzo krzywe po prostu, a diastema taka 5 mm nie wygląda uroczo, inni jak mają to sporo mniejszą zazwyczaj diastemę i sporo mniejszą wadę. Także mało kto po prostu ma takie krzywe zęby jak ja. No, ale ja postanowiłam to paskudztwo zaakceptować, bo i tak wiem, że taką dużą wadę nie zlikwiduje całkowicie nawet stałym aparatem (i rozumiem, są rzeczy nie do przeskoczenia), więc wiecie. A co do makijażu to tak zawsze niby można coś poprawić, ale ja nigdy nie lubiłam siebie w makijażu a jak już to minimum... wiem, że bez makijażu wyglądam dużo gorzej, bo jak pisałam nie jestem zbyt ładna i wiem, że by mi się nie przydał.. no ale nie lubię, po prostu . Owszem, wiem, co to odrzucenie, jasne, że dla wielu wygląd jest ważny i nie raz byłam odrzucana i wtedy chłopaki mówili, że nie podobam im się, takich sytuacji było naprawdę wiele. Przez wygląd nie doświadczyłam też sytuacji, żeby oglądali się za mną inni faceci, bo nie oglądali się nigdy, a znam dziewczyny, za którymi się oglądają. Wielu facetów oceniało mnie kiedyś w necie i szczerze powiedzieli (i to wielu chłopaków oceniło), że ładnie nie jestem, że poniżej przeciętnej i wiem to. No, ale starałam się już nie dołować swoim kiepskim wyglądem, no i poznałam obecnego chłopaka. Owszem, najpierw przez sieć ale.. :) Co lepsze, nic nie zmieniłam, nie malowałam się spotykając z nim praktycznie, teraz tak samo, więc cały czas widział i widzi wszelkie moje niedoskonałości, to, że nie jestem zbyt ładna itp. No, a jednak jesteśmy razem i układa nam się :) Także wiecie.. autorko.. nawet jeśli wyglądasz kiepsko, to nie myśl pesymistycznie, że nie znajdziesz faceta, który Ciebie kocha, a Ty jego, bo ja uważam, że jestem przykładem i to nie jedynym, że z kiepskim wyglądem też można znaleźć faceta, który będzie kochał, Ty jego, z którym będzie dobrze. A co do sylwetki to też wiem coś o tym, owszem, teraz gruba nie jestem- 65 kg i 170 cm (choć według dzisiejszych kanonów niektótrzy może za taką by mnie uznali), ale mam figurę jabłka, i tak, przy tej figurze nie tak łatwo się ubrać. No i niefajny jest ten brak talii, wiem, że to też nie podoba się facetom, że kobieta taka prosta bez talii. No, ale żeber przecież sobie bym nie wycięła :) Także jakiejś super sylwetki o jakiej bym marzyła też nigdy nie będę mieć, bo pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Mogę być szczupła, ale przez brak talii też wyglądać kiepsko. No, ale racja, dobre ubranie coś tam może dać zawsze.
  15. mika211

    Liczy się tylko wygląd

    Nie zawsze tak jest. Zawsze byłam nieładna, nie podobałam się chłopcom, byłam też wyśmiewana, bo ogólnie nie jestem zbyt ładna, mam krzywe zęby, przerwę między zębami jedynkami 5 mm i podobne przerwy pomiędzy innym zębami, co wygląda strasznie, ale jeszcze nie stać mnie na stały aparat. No i mam też inne defekty. Na szczęście jednak znalazłam faceta, owszem, na początku były między nami tylko rozmowy, koleżeństwo, możliwe, że z racji wyglądu jeszcze wtedy mu się nie podobałam, ale z czasem coś jednak się zawiążało, mimo mojego kiepskiego wyglądu. No i 4 i pół roku razem już jestem, dobrze mi z nim :) Także nie trać nadziei, bo różnie w życiu bywa.
  16. Co u Was? U mnie dzisiaj dobrze, humor lepszy, czuję się nawet ok.
  17. Hej. U mnie dzisiaj lepiej, ale ogólnie mocno na mnie wpłynęła śmierć mojego futrzaka, pieska No nie powiem, serce mi zaczęło bardziej dokuczać, ciężko mi nawet chodzić, pewnie to na tle nerwowym. Także, niefajnie, a boję się myśleć, co by bez leków było, skoro już z nimi nie za ciekawie. Ciężko znoszę takie tragedie, a często i stresy dnia codziennego. No, ale już za 2 tyg mam psychologa. Nerwa, też tak mam i to często, że niby lęku nie ma, ale spać nie ma jak. No, ale teraz lęk troche jest po śmierci psa, niestety... Także będę musiała się jakoś z tym nauczyć radzić. Nie będzie łatwo, ale trzeba.
  18. Ja dzisiaj lepiej. No, ale ostatnie 2 dni po śmierci psa, to masakra, nie bardzo mogłam spać, serce jeszcze bardziej kołatało niż kiedy jak kołatało i nierówno bardzo biło, teraz jestem spokojniejsza i lepiej czuję, że bije, także nerwy na pewno w dużej mierze miały wpływ, a nie żądna ciężka choroba, którą też ostatnio zaczęłam sobie wmawiać, że może jestem na coś chora poważnego.
  19. No pewnie tak. Tak bardzo mi jej brakuje, jej piszczenia, szczekania, nawet tego załatwiania się w domu, co często robiła nie tylko jako staruszka. Teraz już sikała co godzinę, a wiem, że stare schorowane psy tak mają. Faktycznie, szła i często wywalała się, raz mi się wywaliła, połóżyła na trawie i nie chciała wstać, wyglądałó to tak jakby czekała na śmierć, to było parę dni temu. No, ale ja myślałam, że osłabienie, że nie jest jeszcze tak źle, że jeszcze pożyje chociaż miesiąc. No i jeszcze wtedy ładnie jadła, a to przecież ważne, więc wydawało się, że mimo tego pożyje miesiąc lub kilka miesięcy. No, ale wychodzi z tego, że nagle jej się pogorszyło i że nagle z dnia na dzień nie chciała jeść. No, ale to chyba jest możliwe, żeby psu tak pogorszyło się z dnia na dzień, ż jednego dnia je ładnie, a następnego nie chce jeść? Pewnie tak.
  20. Wiesław, nie skorzystam z rady, zwłaszcza, że rodzice nie chcą psa. A oni jak mówią, że już nie chcą, to nie chcą, nie rzucają słów na wiatr. A i ja bym zdecydowanie nie była gotowa teraz. Uważam, że musi być czas na żałobę, a nie że brałabym od razu innego psa, żeby zapełnić pustkę. Dla mnie to kiepskie rozwiązanie, a pies to powinna być przemyślana decyzja, teraz nie potrafiłabym dać serca innemu. A przecież nie chodzi też o to, żeby psa zastępować, bo jej nikt nie zastąpi, nie ma drugiego takiego identycznego psa, więc nawet jakby teraz był w domu inny, to też by mi jej brakowało, była wyjątkowa Nerwa, dokładnie o to chodzi, dlatego potrzebuje czasu na przetrawienie i wybaczenie tego mamie. Wiem, ona jest chora, ma raka, dlatego już nie będę jej o tym mówić, dołować jej, ale nasze stosunki nie będą takie jak przed tym serdeczne, na razie będe mniej z nią rozmawiac i chłodniej. Ona wie, że jestem na nią zła. A ja nie potrafię jeszcze z nią tak normalnie, swobodnie rozmawiać. A do tego przecież ona kazała spalić psa, a mnie nie zapytała o zdanie, innych też. Wiem, że to ona była właścicielką mojej nikusi, ona płaciła za zastrzyki na raka, ona kupowała jej karmę,bo ja jeszcze nie pracowałam, częściej wychodziła na spacery, bo przyznam, czasem dopadała mnie lenistwo i nie chciało mi się z nią wyjść ale mimo wszystko powinna to inaczej rozegrać, bo to był mój pierwszy pies, jedyny i powinnam wiedzieć przed. Wiem, jestem wrażliwa, mam nerwicę, mama wie o tym, ale zna też mnie i wiedziała, że ja wolę przed faktem wiedzieć. Dlatego mam żal i musi jeszcze trochę czasu minąć, oczy dzisiaj spuchnięte mam od łez. Mam nadzieję, że moja psina jest teraz w lepszym świecie, że jest jej tam dobrze, że ma tam dostatek jedzenia, bo zawsze była żarłoczkiem naszym kochanym i piszczała do jedzenia, teraz nawet tego porannego piszczenia do jedzenia jak tata rano je śniadanie czy mama mi brakuje. Ciągle mam wrażenie, że ona zaraz do mnie przybiegnie Miałam ją od 8 roku życia. A wiecie, ona była leczona już z jakiś miesiąc, no może niecały, ale mimo wszystko nikt z nas nie spodziewał się, że już odejdzie, bo owszem, była słaba, no ale wiecie, wiek i zastrzyki, robią swoje, dlatego myśleliśmy, że jednak jeszcze parę miesięcy z nami zostanie, a jednak nie...
  21. A mi nadal smutno, że mama nie obudziła mnie i że dowiedziałam się po fakcie po uśpieniu psa Wiem, źle sypiam, bała się, że jak mnie obudzi to się bardzo źle poczuje z tego powodu i z powodu nerwicy, ale mimo wszystko powinna mnie obudzić: to był mój pierwszy pies i powinna wiedzieć, że ja przecież zasługuję na to, by dowiedzieć się wcześniej, a nie po fakcie No i znów ja bardzo boję się, że umrę, wyszukuję sobie choroby
  22. u mnie dziś źlem ój pies został uśpiony.. i to wtedy gdy spałam,wcześniej taka decyzja nie była konsultowana, bo było kiepsko z moim psem, ale wierzyliśmy, że jeszcze da radę. A dzisiaj rano podobno byuło bardzo źle, ona nie chciała jeść i cierpiała, a stara -14 lat z zaawansowanym rakiem, leczonym zastrzykami, ale podobno byłó widać jak cierpi, a ja w to wierzę, bo ostatnio już kiepsko chodziła itp, nie chciała tak jeść... Mama pojechała z nią, uśpiła u weterynarza, dowiedziałam się po fakcie Na pewno dobrze zrobiła, ale jest mi smutno, że nic nie konsultowała z nami, że nie obudziła mnie chociażby... ona mówi, że nie chciała bym widziała psa cierpiącego, że czy tak czy tak podjęlibyśmy taką decyzję.. ale mimo wszystko chciałabym być uczestnikiem tych zdarzeń... Choć wiem, że mama chciała dobrze, bo wie, że nadal mam czasem problemy ze snem i pewnie też dlatego nie chciała mnie budzić... no wiem.. ale to ważna sprawa... no nic ale tak mi źle.. do tego chłopak nie popisał się, tzn spotkaliśmy się i na spotkaniu wspierał, a potem poszliśmy do kina na film o zwierzętach animowany "Kumba" i nawet się na nim śmiałam i mimo smutku w środku miło spędziłam czas.. A teraz chłopak gada, że mi się dziwi, bo jak jemu pies zmarł, to płakał ciągle, że teraz za moim psem też płacze i to mocno, a ja nie płacZę prawie i to dziwne.. faktycznie tak było, niewiele płakałam, do tego jak gadaliśmy przez telefon, to gadałam o moim psie takim spokojnym psem, jakby wyprahym z emocji, a mój chłopak płakał.. z tym, że to też dlatego, że jeszcze w szoku jestem.. poza tym ja jestem takim człowiekiem, że rzadko płaczę nawet jak cierpię, mam tak chyba po tacie.. ale to gorzej, bo to wszystko wtedy siedzi w środku.. z tym, że ja nie bardzo umiem inaczej.. ale to że nie cierpię czy mniej cierpię niż on teraz czy on kiedyś po swoim psie to bzdura i aż smutno, że mi coś takiego zarzucił.
  23. Hej. Ja dzisiaj średnio, czułam trochę niepokój, no ale normalne, nawet na lekach na pewno może czasem się tak zdrarzać, i teraz jest to rzadko. Nervka, ja podobnie, hydroxyzynę mam właśnie na sen przepisaną, bo z tym też było źle zasypiałam przez 5 lat nawet o 5 rano czy 6 rano i ciężko było mi na tle nerwowym z nerwicy zasnąć wcześniej.
  24. Hej ! Ja jak miałam ataki paniki to wszędzie, nawet w domu, praktycznie non stop. Mi w końcu zaczęła pomagać Hydroxyzynę i Venlectine. Nawet dobry mam dziś nastrój, wczoraj byłam u psychiatry i teraz zostaję przy tej dawce co jestem czyli 110 mg Venlectine i 50 mg Hydroxyzyny.
×