Skocz do zawartości
Nerwica.com

nerwa

Użytkownik
  • Postów

    4 912
  • Dołączył

Treść opublikowana przez nerwa

  1. dusznomi, nawet imię ma świetne! :) kurde ale fajnie, ze Ci sie tak trafilo w zyciu. Jednak to wazne jest! I duzo latwiej walczyc z tym dziadostwem całym jak tak ktos wspiera. A wiecie co Wam powiem, moje drogie :) - ze tak popisalam z Wami, i mimo, ze tylko 2 godziny spalam, rano czulam sie fatalnie, to msuze powiedziec, ze po tych konwersacjach naszych czuje się naprawde lepiej :) jakas taka zadowolona, zrelaksowana! :) Dzieki! -- 01 paź 2013, 10:37 -- a po spacerze wracaj lepiej sama, zostaw francę w jakim przydrożnym rowie
  2. no własnie tak od razu widziałam, że mu tez dobrze z oczu patrzy! :) i gdzie to takich szukac, powiedz mi? Chyba ze swiecą..
  3. dusznomi, ale suuuuuuuuuuuper!!!! :) w ogole piękna suknia! i widac, że impreza świetna!!! wszyscy sie super bawili a wy najlepiej A w ogole to juz mialam wczesniej napisac, po ogladaniu zdjec na fejsie - niezły ten Twój mąż !!!! W ogole wiecie co ja wam powiem... tzn. wiem, ze to trudne i sama caly czas to robie. Ale mysle, ze my sie zdecydowanie za duzo skupiamy na objawach, zamiast na zyciu. I na realnych problemach. Ogolnie trudno sie nie skupiac jak co chwile takie akcje, wiem... ale (tez juz to pisalam) jak poszlam na terapie, moja terapeutka w ogole pomijala kwestie objawow, i tylko rozmowa byla ogolnie o zyciu i innych problemach. I powiem Wam, ze wtedy one na poczatku i tak byly, jakzeby inaczej, ale potem jak je postrzegalam nie jako problem, tylko jakis taki objaw uboczny tego wszystkiego, to naprawde zaczely zanikac. Co wiecej, na poczatku terapii, jak pytali mnie, co mi przeszkadza, co chce zmienic, to mowilam - chce sie pozbyc tych objawow i bedzie ok! A potem juz, zapytana o to samo, mowilam zupelnie inczej - tez je pomijalam (jako konsekwencje) a mowilam, ze no chce zmienic zycie, miec wglad w to co chce i takie tam rozne. I to moim zdaniem jest wazne - skupic sie na zyciu bardziej niż na tych objawach - sercu, dusznosciach, zawrotach Tylko to nam moze pomoc ostatecznie...
  4. dusznomi, ale wiesz co.. ja w marcu tego roku wlasne mialam taki wybor. Od roku wszystkim opowiadalam, ze juz ciezko mi tu, ze nie chce, ze sie ciesze ze wracam. Nagle w marcu szef zaproponowal : Mozesz zostac jeszcze rok. Nie musisz, nie traktuje tego jak przymus, ale jesli chcesz, to jest taka opcja. Wiec byl to zdecydowanie wybór. Tylko wtedy mimo, ze wiedzialam czego chce, to czułam taki jakis "przymus", ze no ok, nie chce tam byc, ale pewnie sie myle... pewnie mi sie wydaje, ze przeciez tu fajnie, kazdemu sie podoba, kazdy by zostal jakby mu zaproponowano. I po jednym dniu namyslu, powiedzialam - ze sie zgadzam. Wiec byla to w sumie moja decyzja (chociaz caly czas uwazam, ze wplyw na nia mialy rozne opinie ktorych nie podzielalam ). I co.... kiedy sie zgodzilam, posypalo mi sie nagle wszystko, zaczely się lęki, płacze dzień w dzień, depresja, zmęczenie, niechęć do wszystkiego. Wiec dla mnie, to jest dosc oczywisty znak, ze zrobilam wtedy cos, czego nie chcialam. Sama mialam wybor, i wybralam zle (wbrew sobie). Co wiecej, jak po paru miesiacach sobie to uswiadomilam - zaczelam myslec, ze glupia bylam, ze sie zgodzilam chociaz nie chcialam - od razu tak mi sie poprawil nastroj, ze przez kolejne 24h, mialam zero lekow. Wiec no nie wiem.. moge sie oczywiscie mylic, ale jak patrze na to wszystko to dla mnie jest to wrecz oczywiste co ja powinnam robic -- 01 paź 2013, 10:01 -- hania33, nie no coś Ty! :) ja sie nie gniewam. Ja w ogole jakis czas temu uswiadomilam sobie, ze i tak tylko ja bede pewnie wiedziala co jest dla mnie najlepsze... i wlasnie nawet jakby kazdy mi mowil, ze lepiej zrobic co innego, to musze sluchac siebie, bo to wcale nie znacyz, ze mam tak jak kazdy
  5. hania33, nie wiem, nie mam zupelnie pojecia. W sumie w ogole nie mam zaplanowanej zadnej przyszlosci.
  6. hania33, no wiem, wiem :) Ale wiecie co dziwne to jest, bo wlasnie jak pisalam - mam wsrod znajomych conajmniej 2 osoby, ktore pracuja tak jak ja. Wiec mozna by pomyslec, ze dosc idealne warunki. A maja dokladnie takie same problemy (tzn. nie maja moze lęków - ale nie spia po nocach, zniechecenie, zdemotywowani sa, nie maja sily na zycie po prostu).
  7. hania33, no moze :) ale to nie wazne.. bo ja wlasnie w tym momencie w ogole nie skupiam sie (myslac o tym co mam zrobic dalej) na lękach czy tego typu objawach, tylko na t ym, zeby wlasnie życ tak jak chce. Bo wtedy wiem, ze lęki same miną. A z tym wykonywaniem polecen, to tez tak nie do konca - bo dlugi czas to robilam, ale teraz mam poczucie, ze takie to jest bez sensu, ja bym chciala cos znaczacego robic, moze nawet isc na jakis wolontariat, ludziom pomagac :) Cos robic takiego, ze poczuje sie po tym dobrze (i znowu nie chodzi mi o to , ze lęki magicznie znikną, tylko że bede sie czula dobrze z tym co robie - tak ogolnie). A jesli widze, ze tutaj mi to nie odpowiada - takie zycie i praca, to po prostu nie widze powodu dla ktorego mialabym to dalej ciagnac. Jedyny powod to pieniadze, ale jak mowilam - ja nie mam tak, ze mam noz na gardle, bo dzieci do wykarmienia...
  8. Sluchajcie, ja po prostu pamietam jak wyszlam z poprzedniego epizodu :) Co musialam zrobic, co bylo przyczyna itd. I cos mi mowi wewnetrznie, ze musze zmienic cos w swoim zyciu, i nie wazne , ze tutaj jest mi lepiej materialnie - bo w tym momencie nie to jest dla mnie najwazniejsze. I pomijam tu calkowicie kwestie lęków i nerwicy, tylko mowi o takim normanym szczesciu czy poczuciu zadowolenia jakie czlowiek powinien miec w zyciu. Ja gdybym nie miala tu lęków to i tak nie byla bym szczesliwa (bo tak bylo przez ostatnie lata - bez nerwicy - wiec mam tą pewnosć). I ja wcale nie licze, ze wroce i mi nagle wszystko minie - bo to jest jakby po czesci troche oddzielna sprawa - poradzic sobie z nerwicą.
  9. dusznomi, no tak, ale sluchaj, ja rok temu jak czulam sie dobrze i nie mialam lęków, tez chcialam wracaj już do Polski. Bo tam sie czulam lepiej tak ogolnie - nie ze wzgledu na lęki czy objawy, tylko na to, ze moglam sie spotkac z ludzmi, ze fajnei spedzalam czas. Ze fajnie mi sie pracowalo, robilam co chcialam i idąc do pracy chcialo mi sie tam isc (naprawde!). A tutaj tego nie mam, pracuje wykonujac czyjes polecenia, nie mam w ogole zycia towarzyskiego i tyle. I to bylo ZANIM zaczela mi się nerwica. Wiec to nie jest kwestia ucieczki wydaje mi sie. Dla mnie to jest kwestia robienia czegos w zgodzie ze soba. A nawet mam podejrzenie, ze wlasnie tak sobie wczesniej myslalam, ze ok, nie podoba mi sie tu, ale racjonalnie myslac : lepsze pieniadze, lepsza praca, wiec trzeba zostac. I robiac to wbrew tego co chcialam naprawde - rozwinely mi sie lęki itd. Ja mialam dokladnie podobnie 10 lat temu, jak poszlam na inne studia, meczylam sie, ale poszlam tam tylko dlatego, ze musialam cos robic... i tez zaczely się lęki, nerwica itd. Ale jak potem z czasem, zrozumialam na terapii co naprawde chce robic, zaczelam zmieniac to swoje zycie to i lęki przmeinely.
  10. tzn. mama u mnie byla i znajomi tez kilka razy. Ale wiesz jak to jest, na codzien mam poczucie bycia w takim miescie gdzie nie ma takich dobrych znajomych. Sa oczywiscie tacy z pracy ale nie nazwalabym ich dobrymi znajomymi... W Polsce jednak mialam poczucie, ze zawsze moge do kogos zadzwonic, spotkac sie, poprosic o cos i nawet jak jest zle, to daje takie poczucie bezpieczenstwa jakies. Albo chociazby to, ze wiesz, ze jak pojdziesz do lekarza to beda mowic po Polsku i dogadasz sie we wszystkim... tutaj ja mam wizje, ze mnei zabiora do jakeigos szpitala i w ogole nie bede rozumiala co do mnie mowia... I przez to wszystko taka mam awersje do tego miejsca i mieszkania tu, ze nawet juz mi sie nie chce, na sile probowac, integrowac sie, udzielac towarzystko. W Polsce nawet takie glupie poczucie, ze zawsze moge wezwac taxowke, sporo mi dawalo. A tutaj, ani nie znam nazw ulic, ani nie umiem po francusku sie dogadac. I tak wiele takich małych spraw jak sie zbierze do kupy, to serio - czuje sie tu pozbawiona takiego bezpieczenstwa, stabilnosci (bo w sumie wszystko jest "tymczasowe" - caly pobyt tutaj)
  11. czy szczesliwa to do konca nie wiadomo )) heh, ale chociaz bede wsrod rodziny i znajomych... W ogole jedna znajoma mowila mi (a wyjechala chyba na 3 miesiace za granice) , ze za nic w swiecie nie wyjechalaby drugi raz sama. Jak z kims znajomym to ok, ale sama - za nic.
  12. chcialabym na koniec roku jakos :) chociaz pewnie bedzie to trudne, bo swieta itd. a ja musialabym oddac mieszkanie, pozalatwiac urzedowe sprawy itd. Wiec moze predzej jeszcze do konca stycznia bym zostala, i wtedy po swietach przyjechala juz na miesiac wszystko pokonczyc. Troche sie tylko boje, ze szef powie mi, zebym jeszcze cos zrobila (jakis kolejny projekt) przez ten czas. Ale z drugiej strony zawsze mu moge powiedziec, ze sie zle czuje i wtedy i tak nie bedzie mial wyjscia...
  13. a ja wlasnie mam tak, ze nawet gdybym miala sie czuc tak samo, miec takie same lęki itd. to i tak wolalabym byc w Polsce. I nawet zanim zaczely mi sie te wszystkie objawy to tez wszystkim mowilam, ze juz nie moge sie doczekac az mi sie kontrakt skonczy bo juz ledwo tu wytrzymuje.
  14. hania33, nie no jasne, pieniadze są potrzebne. Ja mysle, ze cos tam w PL bede zarabiac. Oczywiscie nieporownywalnie mniej, ale juz wole to mniej i lepiej sie czuc, niz wiecej a i tak nie moc z tego korzystac... To oczywiscie wszystko zalezy od sytuacji, czy sie ma rodzine na utrzymaniu itd. Ale ja akurat wiem, ze dla mnie tutaj jest totalna wegetacja i ja "trace" te lata - i nic mi juz ich nie zwroci. A w Polsce, bedzie ciezko, ale chce zlozyc niedlugo taki wniosek o stypendium, pewnie marna szansa, ale gdyybm dostała to są jakies pieniadze (w sumie calkiem niezle) co miesiac "za nic", chce tez zlozyc wniosek o grant na jeden projekt, wtedy tez jakies pieniadze dodatkowe. I w sumie na tym narazie sie skupiam, a jak nie dostane - to bede dalej kombinowac. Ja mam o tyle dobrze, ze wlasnie nie mam np. dzieci na utrzymaniu i nie musze sie o to martwic. Wiec Ty hania33, jestes oczywiscie w zupelnie innej sytuacji, wiec ja nie mowie, ze kazdy powinien wracac. Tylko walsnie ja wiem, ze chce to zrobic i juz :)
  15. hania33, ja wiem, kazdy mi to mowi :) tzn. prawie kazdy, bo sa ze 2 osoby ktore maja podobna sytuacje co ja (jedna jest w Holandii), i tak samo, nie jest w ogole szczesliwa, czuje sie zle itd. A z boku tez by wygladalo, ze fajna praca, pieniadze sa itd. Ja w kazdym razie neidawno doszlam do wniosku, ze moze i super praca, ale jak widac - nie dla mnie :) I ze glupia bylam, ze jak ludzie tak mowili, to bralaam to do siebie i zostalam dluzej wbrew sobie. Bo tak naprawde nawet jakby kazdy na moim miejscu wolal tu siedziec ile sie uda, to jesli ja nie chce, to nei chce :))) I musze sluchac siebie bardziej... A tak naprawde byl czas w PL kiedy praktycznie nic nei zarabialam, i wtedy czulam sie duzo lepiej i taka szczesliwsza bylam...
  16. hania33, jak przezyje dzisiejszy dzien, to juz nie tykam alkoholu :) po prostu to nie jest warte przezywania potem takich stanów taka prawda... Nie no, musze jak najszybciej pogadac z szefem o wczesniejszym powrocie... ale wczesniej nie mial czasu, teraz znowu go nie ma - wiec to tez nie takie proste Moze wtedy bede choc troche spokojniejsza.
  17. ja kiedys balam sie przyspieszonego pulsu (bo czesto miewalam) i tez bralam wtedy bisocard. Ale potem mialam czasem kołatania itd. i juz przywyklam, ostatnio nawet kołatań zadnych nie mialam ani nic. A teraz to tak czuje bicie tego serca... tak w tym miejscu, jakies łaskotanie jak gdyby czy cos. -- 01 paź 2013, 08:47 -- hania33, nie no, w ogole jak sie kladlam do nawet rauszu nie mialam juz zadnego :) Ale kurde no, w ogole dla mnie sen jest wszystkim - jak mam bezsenną noc, to nie jestem w stanie zrobic nic - mam mega lęki, nie moge sie na niczym skupic, czuje sie zle fizycznie i psychicznie i dopiero na wieczor mi przechodzi...
  18. moze dlatego, ze wódke piłam zamiast wina? heh
  19. hania33, no pewnie ma zły wplyw ale kurde no... serio boje się o swoje serce a juz mysallam, ze w oogle nie wkrecam sie w "sprawy sercowe"... -- 01 paź 2013, 08:26 -- niby puls 74, ale tak czuje dziwnie w okolicy serca cos.
  20. Powiem Wam... ze dzisiaj mam niezla masakre! Wczoraj wieczorem wypilam troche alko :) bo z kolezanka na skype sobie rozmawialysmy. Potem nie moglam cala noc spac!!! czulam sie jakbym miala wysoki puls, ale jak zmierzylam to bylo z 72 wiec nie tak zle. Ale ogolnie wcale mi sie spac nie chcialo i do 6 rano bylam calkowicie rozbudzona. Po 6 zasnelam na jakies 2h. Obudzilam sie zlana potem i tak sie dziwnie czuje Oczywiscie lęk itd. Goroco mi, raz zimno, ale co najgorsze, caly czas czuje serce! Tak jakbym jakas artymie miala czy c os... i boje sie, ze moze faktycznie mam jakąs niewydolnosc czy co. Oczywiscie po 2h snu to wiedzialam, ze dzien bedzie ciezki, ale zeby tak od rana taki stan z tym sercem? Staram sobie tlumaczyc, ze pewnie nerwy i dlatego.. ale w sumie - to pewnosci nie mam.
  21. mika211, ja to już pisałam, miałałam kiedys taki stan, że nie byłam w stanie wyjsc przed własny blok (nawet jak wychodzilam na pólpietro do zsypu, to juz bylam baardzo zdenerwowana) i to trwalo miesiacami... A dalo rade to pokonać i bez leków. Wiec ogolnie mi sie wydaje, że leki nie są tu kluczowe, ale moga oczywiscie ułatwić sprawe - no i też pomagaja jakos funkcjonowac, jak nie da się inaczej. Ale tez trzeba uwazac, bo np. w terapii moga czasem przeszkodzic, bo po braniu leków czesc rzeczy nie jest juz dla nas problemami, juz nie zwracamy na to uwagi itd. emocje sa wytlumione, i czasem trudniej dojsc do sedna. Ale i z lekami i bez - wszystko jest do zrobienia :) A dzisiejszy dzien (tzn. wczorajszy juz) oglaszam po prostu ZŁYM dniem, bo widze, ze kazdy sie czuł kiepsko, wiec wina dnia kiepskiego
  22. mika211, ja mam to samo z bieganiem :) przebiegne z 50m i juz ledwo oddycham! serce mi wali, powietrza nie moge złapac :) Ostatnio robilam tak, ze przebieglam kawalek, i potem szlam troche az odpoczelam i potem znowu kawalek itd.
  23. doklanie, ja tez jak tak mi dzien zlatuje, kompletnie na niczym, to załamana jestem, ze niedosc, ze taki stan, to kolejny dzien spisany na straty :-/ I jakos tez szybko to leci, czlowiek sie nie obejrzy, a juz popoludnie, cos zjesc trzeba, zaraz wieczor, noc i spac :) -- 30 wrz 2013, 14:33 -- ale okazalo się chociaz, ze szefa nie ma tez w pracy wiec nie dostanie mi się za to nieprzyjscie
  24. Ja tez bym chciala ciucha pojechac kupic! :) Kurde no, zwyczajne takie przyjemnosci ludzkie są nam odbierane Inni to nawet chyba nie zdaja sobie sprawy jakie maja szczescie, ze moga sobie bez problemu isc do kina czy gdziekolowiek chca, bez obawy, ze beda sie zle czuc... po prostu sobie zyja i robia co tylko im przyjdzie do glowy.
  25. No ja sluchajcie, wyszykowalam sie do pracy, walnełam kawe, poszlam na autobus... i takie otumanienie i odrealnienie, ze ledwo szlam. I doszlam do wniosku, ze bez sensu.. pojade do pracy, po drodze bedzie pewnie ciezko (bo z takim stanem, to juz lęk byl na dzien dobry), i tam tez jak pojade, to jak ja bede pracować "jak we snie" ? Wiec co... wrocilam do domu, i oto jestem :) heh... Nie no, ale tak serio, to dobija mnie to juz, ja chce normalnei zyc, nawet jak mi sie nie chce isc do pracy to zeby to byla taka normalna niechec a nie taki lęk i odrealnienie W domu tez mam to otumanienie, ale tu chociaz już nie budzi to takiego lęku. No co za życie... pije drugą kawe (co na mnie to i tak sporo!), ale pewnie nic to nie pomoże na to... Moze to tylko pogorszenie przed okresem. Pamietam keidys na studiach mialam tak samo, przed okresem zdarzal sie taki dzien, gdzie po prostu w ogole nie wiedzialam co sie dzieje dookola! siedzialam na wykladach i nic nie rozumialam (a wtedy ogolnie nerwicowo czulam sie dobrze).
×