Niewyraźnie się dziś czuję. Dziwny jest ten dzień i dzisiaj jest u mnie 10 stopni, a jutro wg prognoz ma padać śnieg (przy 5 stopniach ciepła). Ciekawe, to pewnie ktoś na górze wymyślił, żeby mi nastrój przed wiosną zepsuć. Znam już prawie wszystkie wyniki z matur, wszystkie poszły mi bardzo słabo, nawet polski, który myślałam, że poszedł dobrze, miałam tylko 55%. Z matmy mam 20% (niezdane). Założę się, że prawdziwą maturę z matmy napiszę na ok. 25-29%, takie mam szczęście w życiu. Mój zakres wiedzy i umiejętności z matematyki przypomina poziom dziecka umysłowo upośledzonego. Współczuję tym, którzy muszą mnie uczyć. Mam problemy z podstawowymi obliczeniami. Jeśli nie zdam jednej matury z 6, to nie zdam w ogóle?
Zazdroszczę innym ludziom, także tym, których widzę po raz pierwszy i w ogóle nie znam. Jestem przekonana, że mieli i mają lepiej ode mnie. Chociaż, biorąc pod uwagę 10 poprzednich lat mojego życia, to rzeczywiście prawie wszystko mi się ułożyło i wyszłam na prostą. Ale dlaczego musiałam tyle cierpieć? Niestety mam też wrażenie, że skoro teraz jest lepiej, to za chwilę wszystko się spier...pieprzy.
Jestem wykończona i wyczerpana pracą fizyczną i umysłową.