
Victta
Użytkownik-
Postów
127 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Victta
-
Co to znaczy nie potrafisz. Organizmy mamy takie same mniej więcej. Ja Cię rozumiem, boisz się, że nie dasz rady. Ja też się boje, ale jakoś trzeba. Trzeba dać rady, trzeba przekonać mózg do spania. Ja raz nie spałam tydzień. Nie umarłam. Może jest w Twoim życiu cos co nie pozwala Ci spać.
-
Na bezsennosc ponoć trzeba tak: 1. Ustalić sobie stałe godz snu np 24-6 2. Położyć się i spróbować zanąć, jak się nie da tzn po 20 min, wstać,poczytać, posiedzieć, napić sie, poczekać, jak się znowu zachce spać to do łóżka i jak się znowu nie da to od nowa wstać, do skutku, trzeba zmęczyć lęk. 3. Pamiętać, że można żyć i funkcjonować bez snu i nic się nie stanie. Po prostu sen zwycięży lęk. Musimy tylko dać mu szanse.
-
jazon nie chodzi o to żeby nie myśleć. Rozum jest od myślenia. Chodzi tylko o to, żeby zajmował w naszym zyciu odpowiednie i przynależne mu miejsce. Jeśli rozum produkuje myśli, które zamiast rozwiazywać problemy straszą nas, coś jest z nim nie tak. Poza tym rozum może też stanowić schronienie przed nieakceptowanymi emocjami. Ja też mam problem z lekiem przed niemyśleniem, dlatego tez moge cos o tym naspisac.
-
witaj jazon Nie wiem co lepiej ćwiczyć. Ja bym poszukała przyczyn. Dlaczego boisz się nie wiedzić? Dlaczego musisz nieustannie życie filtrować myślami?Ja bym na poćwiczyła akceptację życia, bycia po prostu, skupiła się na oddechu. Jest w nas siła, która zmusza nas do oddechu i nie jest to siła rozumu lub woli. Lubie obserwowac oddech i jestem za niego wdzięczna, to bardzo pomaga. Pytasz ludzi co zrobić, bo chcesz wiedzieć. Czyli znowu rozum. A życie jest do doświadczania, a nie rozumienia. Spróbuj pierwszą metode, a jak nic nie da drugą i tyle. Sam sie musisz przekonać.
-
Hej Myśle, że to Ty znasz odpowiedź na to pytanie Moje przypuszczenia są takie: w dzien trzymasz nerwice pod kontrolą, jestes silna osoba, w nocy gdy nie ma zadan, nalezy sie odprężyc wyciszyc, wszystkie leki trzymane w dzien w podswiadomosci wylazą na wierzch. Przebijaja sie do świadomosci.
-
Mam tak samo, też jak się żegnam z ojcem to mnie aż trzepie.
-
Jestem w rozsypce, już nie mam więcej siły by żyć...
Victta odpowiedział(a) na harpik temat w Nerwica lękowa
harpik - wiem ,że łatwo powiedzieć: nie przejmuj się to minie, ale to minie. Ja też to przechodzę i przechodziłam. Uważam,że szpital nie jest złym rozwiązaniem, nie wiem przed czym się bronisz. Na początek zapisz się na dzienny odział leczenia nerwic, postawią Cie tam na nogi, dodadzą sił na przyszłość. Po drugie wbij sobie do głowy, że z nerwicą się nie walczy. Przegrywasz cały czas, bo z nią walczysz. Nad nerwicą się PRACUJE, małymi kroczkami, oswaja się ją, poznaje i uczy z nią żyć. Wyobraż sobie ,że masz astmę lub inną przewlekłą chorobę. Czy walczysz ze sobą? Zamykasz się w pokoju i myślisz o samobójstwie? Nie. Poprostu uczysz się co ci szkodzi, kiedy masz atak, co wtedy robisz, jakie lekarstwa musisz zażyć itd. Z nerwicą jest podobnie to też choroba, tyle ,że nie ciała, a emocji. I musisz ją poznać i nauczyć się z nią obchodzić. I nie ważne czy ją wyleczysz, czy nauczysz się z nią żyć, będziesz inaczej funkcjonować. 100 razy lepiej. Zamykanie się w pokoju i krzyczenie nie chce mieć tego świństwa, jest bez sensu, jest drogą donikąd. Dlatego zmoblizuj cały swój rozsądek, swoją siłę życiową i zacznij kroczek po kroczku uczyć się na nowo żyć. Szpital na początek jest dobrym rozwiązaniem, wszak musisz się na nowo narodzić. -
A ja mam plan na nowe życie, który od dziś zaczelam wcielać. Bylam u fryzjera, nie bardzo lubię chodzić, nie lubie, jak mnie ktos dotyka, ale .....postanowilam, ze pójdę bo już straszne odrosty mialam, mimo że sama staram się farbować dokladnie. Wobec tego poszlam i najlepsze jest to, ze ja czuje lęk, ale sobie cholery nie uświadamiam. Wiec siedze z pofarbowanym łbem, gazetek nie bylo i zaczynaja mi jakis glupie mysli łazić, o Bogu, istnieniu itp. I taki jest u mnie mechanizm, by nie dopuszczac leku, zaczynam filozofowac, co oczywiscie powoduje ze lęk buzuje. Wiec powiedzialam STOP i skupilam sie na oddechu, coby przestac myslec, no i złapalam byka za rogi. Potem poszlam na gimanstyke, wiec juz musialam sie skupic na wysilku, wiec leb zamilkl. A moj nowy plan na życie to rozwoj strefy fizycznej-jakis sport, duchowej-kościół, modlitwa, intelektualnej-przestac filozofowac i zajac sie doczesnoscia i emocjonalnej-zaczac czuć. W sumie tak mysle, ze dla mnie nawet zdrowiej jest jak czuje lęk, bo to znaczy, że czuje. Najgorzej jest jak nic nie czuje, a łeb tak nawija, ze mam gonitwe mysli. To tyle na dzisiaj. POzdrawiam wszystkich.
-
Mój dzien byl dzis pozytywny. Jakos troche sie wyspalam, choc jest mi mega ciezko i bezssenne noce sa teraz norma. Bylam na mszy w kosciele, wyspowiadalam sie. Wczoraj na sen wzielam hydroksyzyne, ktora nic mi nie pomogla, no moze ze dwa razy ziewnelam.
-
Moim zdaniem, gdy masz jakiś bardzo poważny emocjonalnie wyparty problem, z którym Twoja psychika nie chce się zmierzyć, wtedy Nerwica przenosi się na objawy somatyczne. Taki zastępczacz. Widać, że pomimo, że bardzo cierpisz, łatwiej Tobie dać sobie radę z bólem ciała, niż z bólem duszy.
-
Nie radzę sobie z atakami. Nie lubię brać pigułek,ale często tym się kończy. Ostatnio doznałam oświecenia czemu mam ataki, jakie myśli i stany emocjonalne je poprzedzają, więc to już dużo.
-
Kaczanov Pogubiłeś się,sorry że to piszę, ale uważam, że to racja. Mam cytat z książki, którą sobie bardzo cenię, a który brzmi: " Życie jest do życia, a nie rozumienia. Najpierw trzeba żyć, dopiero potem można próbować zrozumieć jakieś małe fragmenty swojego doświadczenia. Jeśli starasz się zrozumieć życie, zamiast je przeżywać, wtedy analizujesz je intelektualnie z bezpiecznej odległości i tracisz podwójnie. Po pierwsze, gdy polegasz wylącznie na intelekcie, patrzysz na życie przez zdeformowana soczewke. Intelekt staje sie wowczas bariera, nie pozwalajaca zyc. Po drugie chronisz sie przed zyciem w swojej glowie, zamiast wziac w nim czynny udział......Intelekt nie jest najlepszym instrumentem rozwiazywania wielkich egzystencjalnych kwestii. Jest to raczej narzedzie egzystencji, lepiej przystosowane do zapewnienia ci chleba z maslem. Ale w zetknieciu z wielkim tajemnicami zycia - takimi jak kwestie milosci, cierpienia, smierci, Boga, tozsamosci, sensu istnienia-musisz pozwolic by intelekt wycofal sie skoromnie na drugi plan i zamilkl". Idz ugotuj zupe - dowiesz sie wtedy czy ja umiesz ugotowac czy nie, jakich skladnikow potrzebujesz, jaki jest przepis i gdzie go znaleźc. Dobrze Ci radze, od razu lepiej sie poczujesz i wcale nie mysl, ze bagatelizuje Twoj problem. A książka to "Odwaga poddania się" Pozdrawiam
-
Bo ja mam ten cholerny wgląd. Za każdym razem jak mam atak paniki mam ten wgląd. Zawsze jest ten sam schemat: Sukces-Uczucie radości, przyjemnosci, rozluźnienia-Lęk-Atak Paniki. Mój zapis w głowie jest taki: Masz być słaba, masz się źle czuć, bo inaczej Cię opuszczę i będziesz sama. Masz być zależna. Co mi daje ten wgląd? Nie wiem, za każdym razem jak poczuje się dobrze od razu jazda w dół. Rollcoaster. Całe zycie nauczylam się życ tak na pól gwizdka. Moja cała energia skierowana jest na tlumienie radości, ekspresji, rozwoju. Zamiast czuć, myślę. Mam wgląd i co z tego.
-
Oleńko nie cieszy mnie, że to zrozumiałaś, bo to znaczy, że przeżywasz to samo, a to jest koszmar, ktorego nie życzylabym nikomu, żadnej ludzkiej istocie. I cieszę się, że to zrozumiałaś, bo wiem - WIEM - że nie jestem sama, jakaś mojej część istoty WIE intelektualnie, że nie jest sama. Gdyby tak POCZUĆ na minutkę, sekundę to ulgę,że jest ktoś obok. Poczuć wspólnotę. Nie wieszać się ludziom na szyi, nie wykorzystywać, ale też nie uciekać. Nauczyć się byc poprostu obok i czerpać z tego radość. Jak to zrobić. Ktoś wie?
-
Dziękuję za odpowiedzi. Wczoraj mnie rozwaliło. Ten potworny lęk. Gdyby on potrafił chociaż zabić,dac ulgę w byciu nieświadomym. A on torturuje powolutku. Najpierw jest niewielki, człowiek zwija się w odruchu samoobrony, a on narasta, za każdym mocniej. Totalne rozbicie. Skonczyłam leżąc na ziemi. Myślałam, że on mnie tam nie doścignie, że nie można niżej upaść, a jednak dopadł i torturował do końca. Poddalam sie – Afobam. Dzis pobudka z kacem, że jestem niczym. Mam nerwice 40 lat, tyle się we mnie rozwijała, z każdym dniem, minutą. Każde moje chce – nie chce, musze-nie musze, każde podjęcie wyboru wynikało z Niej. Jest we mnie. Jest mną. Nie jest jakimś guzem, który można wyciąć i oddetchnąć. Bo to ja jestem guzem. Naroślą na życiu. Nawet gdy czuję się dobrze, to tyka we mnie jak bomba zegarowa, z dokładnie z nastawionym czasem wybuchu. Nie slyszę tego tykania. Jestem tak prożna, dumna, tak mam wielkie i nadmuchane ego, że nie słyszę, nie widzę, nie czuje, jak rośnie. Czuje się wielka, bo dobrze się czuje, a więc pewnie nie mam nerwicy. Hurra, nie ma jej. A kto tego dokonał, kto pokonał nerwicę? -JA. Moje cudowne zadufane ego bez pokory. Nerwica pokonała Nerwicę. Śmiech na sali. Jestem swoim największym katem, katem bez litości. Najpierw się poganiam biczem do działania, a jak nie mam już sił, wyciągam broń i strzelam sobie między oczy. I tak cały czas. Jak w pieprzonym „Dniu Świstaka”. Oglądałam film „ Into the Wild” o chlopaczku z przerośniętym ego, ktory sam uwięzil się w dziczy, po czym umarł z głodu pozbawiony ludzkiej pomocy. Myślal, że da rade, że jest silny, że nikogo nie potrzebuje, że jest lepszy, mądrzejszy. Zapłacił życiem za wlasną arogancję. Ja jestem podobna, uwięzilam się na pustyni emocjonalnej. Bezpiecznej pustyni, na której nikt nie może mnie skrzywdzić. Wydawalo mi się, że dam radę bez ludzkiego wsparcia. Zero pokory. Nie umiem kochać. Chce kochać, ale nie umiem. Milość kojarzy mi się tylko z bolem. Nie wiem jak to przekroczyć. Jak przekroczyć samą siebie. Krzyczę, ale wokół odpowiada pustka, a nawet jak ktoś odpowiada zatykam rękami uszy, bo boli. To napisalam JA – NERWICA. Może poplawie sie troche w uczuciu rozkoszy jak ktoś to przeczyta lub przeciwnie dowale sobie, ze jestem beznadziejna, samotna bo nikt tego nie przeczytal.
-
Chodze na terapie, ale króciutko Moim problemem jest odduczyc sie panowania nad uczuciami, bo ja za bardzo je tłamsze w sobie i potem wychodza ze mnie w niekontrolowanej formie.
-
Witam Przejdę od razu do rzeczy. Bardzo boje sie utraty kontroli, głównie nad emocjami. Utrzymuję sie w takim letnim, bezpiecznym stanie emocjonalnym. Prowadzi to do tego, że w momentach rozluźnienia gdy do głosu dochodzą mocne emocje, nawet te przyjemne dostaje ataków paniki. Nie wiem jak sobie z tym radzić.Czy są jakies praktyczne ćwiczenia, aby nauczyć sie odczuwać emocje bez leku? Pozdrawiam
-
Witam Mam pytanie do zorientowanych osób. Cierpię na nerwicę lękową z atakami paniki (być może ma osobowość zależną). Mój psychiatra na pytanie o wybór terapii odpowiedział, że najlepsza to psychodynamiczna, która doprowadzi do wglądu, czyli uświadomieniu sobie pewnych nieświadomych sił, działających w mojej psychice i napędzających koło nerwicy. Wg niego gdy sobie uświadomię te siły, procesy nerwica i jej objawy znikną. Tylko, że sprawa wyglada tak, że ja wiem dlaczego mam ataki paniki, czego się boję, wiem jakie są tego przyczyny, mogę nawet opowiedzieć całą historię jak do tego doszło. Natomiast za chiny ta świadomość mnie nie leczy. Bo to, że wiem że się boję i czego to za mało. Moja psychika jest tak skonstruowana, że zrobi wszystko, żeby nie doświadczać tego lęku i się z nim nie mierzyć na co dzień. Czyli wiem, ale przy tym jestem sparaliżowana strachem, on jest jakby wgryziony w moją tkankę. I w związku z tym pytanie. Jak myślicie jaki rodzaj terapii byłby dobry. Ja sobie myślę, że to powinna być nauka jakiś nowych zachowań przy pomocy kogoś z boku. Czy macie jekiś doświadczenia? Pozdrawiam
-
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
Victta odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
Agulla 88 A co zrobiłaś do tej pory by sobie pomóc? -
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
Victta odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
Hej Chcialabym się z Wami podzielić moim przemysleniami nt. ataków. jak nasunie się komus cos na ten temat to piszcie. Zauwazyłam, że znajduję się w ciagu dnia w czterech stanach emocjonalnych. 1. Atak paniki, generalnie jest to moment w którym czuję się bardzo źle, zarówno somatycznie jaki i psychicznie, to tez moment w którym tracę panowanie nad swoją głową, mysleniem, wtedy już nic nie jestem w stanie zrobić, leżę tylko i mnie telepie. Na szczęście trwa to krótko i przechodzi. Pomaga mi tylko mówienie w myślach, że to minie, ale w sumie wtedy i tak nic nie ma znaczenia, bo to jest już musztrada po obiedzie 2. Czas po ataku, - wtedy odzysuję kontrolę nad myślami, ale automatycznie pojawia się myśl -"Boję się, że znowu mi się to przydarzy". Ten okres trwa niestety parę godzin. 3. Czas przed atakiem - kiedy wiem, że czynnik zagrażający się zbliża (dla mnie to jest noc), wtedy moje myśli to: "Boję się że to zaraz się przydarzy". Ten okres zawiera się w godzinie 4. Czas gdy czuję się dobrze. Gdyby nałożyc te cztery stany na skalę odczuć od 0 - 10, gdzie 10 to czuję się dobrze, a 0 atak To najgorszy jest dla mnie moment spadania na skali. Generalnie źle się czuję jak z 10 spadnę do 9 i z np. z 5 do 4. Zauwazyłam też że ta skala odczuc ma swoją dynamikę tzn. Spadając z 10 do 5 odbywa się to wolno, ale już od 5 do 0 przyspiesza. Gdy jestem na skali 9-5 najłatwiej przychodzi mi, w celu poprawy samopoczucia, koncentracja na czymś, zajęcie myśli np pracą. Wtedy szybko jestem w stanie dojść do 10. Gdy jestem na skali 5-1, wtedy już koncentracja nie pomaga. Wtedy pomaga mi coś innego. Siadam spokojnie i czekam psychicznie na pogorszenie, nie blokuję starchu, jestem gotowa na konfrontację, wtedy momentalnie skaczę na 5,6 czyli mogę przejść do etapu koncetracji mysli na czymś innym. I tak to u mnie działa. Przemyślcie to i dajcie znak. -
Hej Zagląda tu jakaś mama z Katowic ( w okolicach 30). Chętnie się spotkam.
-
Witam Nerwica zaczęła się mi w dzieciństwie (dom pełen napięć i niepokojów, z naciskiem na pracę, perfekcję i odmawianie realizacji potrzeb). Pamiętam dzień jak do tego wszystkiego dołączyła mi się lekka depresja. Z dnia na dzień usnęłam jakby wewnętrznie, lęki nie wychodziły, ale ja czułam się potwornie zmęczona i senna. Mogłam ciągle spać. I tak się toczyło moje życie (myślałam że ja mam poprostu taki defekt psychiki i tyle). Potem zaczęłam mieć poważne problemy wieku dorosłego -narodziny dziecka, emigracja, choroba rodziców, utrata przez męża pracy. Zauważyłam, że coś jest ze mną nie tak, że te problemy skądinot poważne, zaczęły mnie jednak zdecydowanie przerastać. Nie radziłam sobie. Zaczęłam myśleć intensywnie o sobie, pisałam pamiętnik, czytałam książki, analizowałam. To wszystko, cała praca nad sobą zaczęła po jakimś czasie przynosić wymierne efekty. Przestałam zasypiać. Przychodziłam do domu i moją pierwszą myślą już nie było jak zaszyć się w łóżku i odpocząć, uciec od życia, tylko co by tu zrobić, fajnego lub pozytecznego. Wzięłam potężny chaust powietrza. Nigdy nie czułam się tak dobrze, lekko i pozytywnie. Czułam olbrzymi wewnętrzny spokój. Aż do pewnego niedzielnego ranka, gdy niespodziewanie dostałam potężnego ataku paniki. Tak jakby wszystkie gromadzone latami lęki (a jestem osobą potwornie lękową) wybuchły i wyszły ze mnie. Tak jaby ta depresja, sennośc i wcześniejsz apatia były reakcją obronną na nerwicę. Diagnoza - nerica lękowa. Nauczyłam się w miarę opanowywać napady paniki, najgorzej jest w nocy, w dzień sobie radzę. I teraz się zastanawiam o co chodzi. Czy moja praca nad sobą miała sens , dlaczego mi się pogorszyło, czy to jest normrmalne, Posze aby ktoś podzialił się ze mną swoim doświadczeniem. Może też przeżył taki nawrót. Jak to mam to sobie wytłumaczyć.
-
Proponuje abyśmy wspólnie zrobili forumowa terapie grupową. A mianowicie wypisywali w punkatch wszystkie nasze twory myślowe,które uniemożliwiają nam rozwój,z krótkim uzasdnieniem dlaczego tak jest. Ja zaczynam: 1. POCZUCIE WINY-miałam do pewnego czasu wielkie poczucie winy,że jestem taka jaka jestem,że nie spełniam kryteriów i wymagań wspólczesnego świata.To poczucie winy podsycały u mnie paradoksalnie książki o sile pozytywnego myslenia i obietniecach,ze pozytywne myślenie jest antidotum na wszystko.Skoro jednak mam nerwicę tzn,że ciągle nie myslę pozytywnie,więc poczucie winy wzrastało.Zastanawialiście sie nad tym,że człowiek ,który jest inwalidą i nie ma np nóg nigdy nie cierpi z powodu poczucia winy ,że sam jest np za to odpowiedzialny.A ja czułam sie odpowiedzialna ,za moja chorobę i nigdy nie pomyślałam,że tak jak inwalida nie ma nóg tak ja np mogę nie miec jakiegoś hormonu w mózgu i choćbym nie wiem jak sie starała to tego nie zmienie ,podobnie jak czlowiek bez nóg nie sprawi pozytywnym myśleniem ,że mu odrosną kończyny.Więc koniec z poczuciem winy. 2.POCZUCIE KRZYWDY-natrętne przeszukiwanie przeszłości w celu znalezienia winowajcy mojego cierpienie,co znowu rodziło straszne poczucie krzywdy i użalanie sie nad sobą.Teraz tego już nie robię.Nauczyłam sie akceptować swoje emocje ale nie lituje sie nad sobą. 3.MYŚLENIE MAGICZNE-na zasadzie -jestem taka wrazliwa,dobra i empatyczna,więc los musi sie w nagrodę obchodzić ze mna dobrze i łaskawie.Zasługuje na to bez względu czy będę przejawiała jakąś aktywność czy też nie.Błąd w myśleniu!!! 4.UCIECZKA OD BÓLU- w marzenia,telewizję ,internet. ktoś jeszcze sie dopisze???
-
Ciesze sie Arek,ze sie ze mną zgadzasz-to znaczy ,ze jest ktoś kto praktykuje akceptacje i to działa. Czytając to forum zauważyłam dwie skrajne postawy albo rozpacz,przygnębienie,bezsilnosc albo totalną euforię ,w stylu trzeba walczyć,nie poddawać sie,myslec pozytywnie itp.Typowe zachowania neurasteników - postawy skrajne. A żeby życ z tym zaburzniem i być szcześliwym,co jest możliwe i w co glęboko wierze należy wypracowac postawe złotego środka. My ludzie zachodu traktujemy chorobe jak zlo,ktorego trzeba sie pozbyc ze wszelkich sil,ktorego trzeba sie wstydzic i napewno ukryc. Duzo osob cierpiacych na nerwice traktuje to jak guz,rak osobowosci ,cos co najlepiej wyciac i szybko o tym zapomniec. A nerwica jest bardziej podobna do alergii.Alergik zawsze pozostanie alergikiem,musi na siebie uwazac ,bardziej niz przecietny czlowiek,nie moze jesc pewnych produktow,musi byc bardziej swiadomy odglosow plynacych z wlasnego ciała ,ale to nie znaczy ,ze jest nieszczesliwy. Kazdy z nas ma w reku narzedzia do poradzenia sobie z nerwica.Nalezy tylko z nich nauczyc sie korzystac. Kazdy z nas ma serce i rozum.Serce ,w ktorym rodzi sie akceptacja i rozum ,w ktorym rodzi sie sila.Pomyslcie o tym. Nauczyłam sie patrzeć na swoje życie troche jak widz,obserwator,z dystansem ,jak w kinie.Zeby jednak w tym sie wprawić zaczęłam bezwzglednie przyjmować wszystkie emocje,zle i dobre,wszystkie mysli,nie oceniam ich ,nie weryfikuje.Niech sobie będa. Nerwica to choroba braku akceptacji.Gdy jest akceptacja,zgoda na siebie,na siebie niedoskonalego-nerwica znika.A kto może mnie bardziej akceptowac od siebie samej.Mogę zrobić to tylko ja!!!!! I to jest świetne. Pozdrawiam
-
Dla mnie nie ma innego sposobu,niz akceptacja swojego stanu i jest to duzo latwiejsze ,niz zycie z rozpedzona nerwica. Przeczytalam wszystkie ksiazki na temat pozytywnego myslenia,autosugestii itp.Skonczylam kurs Silvy.I to wszystko przynosilo ulge ,ale na krotko.To bylo jak plaster na rane. Wizualizacje,afirmacje,pozytywne mysli,relaksacja - a w srodku pieklo. Gdy dopadał mnie ten straszny stan-leki,depresje, to albo z tym walczylam albo dowalałam sobie poczuciem winy,ze jestem beznadziejna,ze nie umiem sobie pomoc,ze sama to kreuje itd. Teraz mysle inaczej -gdy czuje przyplyw emocji pozwalam im przyjsc,jakkolwiek bylyby straszne.Biore wszystko.Staram sie tylko,zeby mnie nie wciagnely jak wir,musze stale pamietac ,ze to minie.Ale nie spinam sie ,nie chronie przed bolem.I w tej bezgranicznej akceptacji rodzi sie moc.Poczucie sily,ze nie jest w stanie mnie to zlamac,ze jestem w stanie to przezyc.W takim stanie umyslu nerwica kurczy sie do niewidzialnych rozmiarow. Wydaje mi sie,ze nie ma innej drogi do calkowitego wyleczenia.Mnie to bardzo pomaga i Wam wszystkim tego zycze.