Skocz do zawartości
Nerwica.com

tomekn

Użytkownik
  • Postów

    105
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tomekn

  1. Też się nad tym zastanawiam od dawna. Ze dwa-trzy razy było tak, że po bardzo trudnych momentach przychodziły okresy spokoju, a nawet euforii. W sumie jestem zdania, że trzeba zjeść beczkę soli ze śmiercią, żeby się na nią zdecydować. Wcześniej nie ma się co decydować, bo właśnie nie ma pewności, co będzie za miesiąc. Tyle że to niestety działa w dwie strony - nie ma też pewności, czy za miesiąc nie zmienię zdania... Bardzo Ci polecam medytację. Jeśli tylko chwyci, efekty mogą być niewiarygodne - żadna terapia tego nie da. Ale żeby chwyciło, potrzeba się mocno przyłożyć jakiś czas. Na początku trudno opanować potok myśli,ale gdy to następuje, uczysz się powoli patrzeć na życie z zupełnie innej perspektywy, jakby nie-swojej. Jest o tym dużo dobrych tekstów w necie, np. na portalu sasana. Polecam te o sztuce uważności.
  2. właśnie... problemem jest to "ja sama", które ciągle mówi, że nie może się zmienić. Myslisz, że kiedykolwiek możesz to definitywnie stwierdzić?
  3. hej dziw - o tej porze ponad 60 osób to forum przegląda, w samą środkową środę
  4. tomekn

    Kolejne witam

    tzw. przewaga świeżego spojrzenia :)
  5. tomekn

    przy-po-witanie

    o ich archaiczne piękno, które staje się religią. To przecież nie były wizerunki świętości, to była świętość; a co za tym idzie - ich autorzy musieli być czyści i dlatego anonimowi. Tak też rozumiem ideał sztuki - rodzaj mniszego powołania
  6. tomekn

    Kolejne witam

    witaj; zaczynasz z grubej rury, teraz może być już tylko lepiej
  7. tomekn

    przy-po-witanie

    trafiłaś; dla roztargnionego i roztrzepanego od kołyski człowieka to odkrycie innego świata na tym rzekomo szarym i znanym padole. Mój sceptycyzm kazał to traktować z dystansem, dopóki nie zaznałem przebłysków tego stanu. widziałaś kiedyś wydruk EEG? te niezliczone wahania i załamki? to jest model bliższy psychice od sinusoidy. o ikonografii sobie pewnie poczytam; a o ikony spytałem nieprzypadkowo, Twój patron z opisu był rusofilem, i miał powody - jest w ikonach (i nie tylko) coś niezwykłego
  8. tomekn

    przy-po-witanie

    Też tak kiedyś myślałem (jeśli "kiedyś" można nazwać jeszcze ubiegły rok), tzn. przeżyć ten czarny ogień do końca, nieważne ile to zapętlenia albo zbydlęcenia przyniesie. Nie ruszała mnie nawet świadomość, że i ten ogień, i to zbydlęcenie zależą prawie zawsze od mojego samopoczucia, od moich definicji, a więc są grą własnej psychiki. Hindusi mają na to pojęcie - Mara. Igrałem z tym na zasadzie przekornej wiary, że z dna piekła wychodzi się w kierunku nieba, jak u Dantego. Ale oczywiście rzekome "dno" też jest własnym odniesieniem do własnej sytuacji - "był już na dnie, kiedy usłyszał pukanie od spodu". Lepszą metaforą jest wykonywanie pantomim w próżni tuż obok innych wykonujących osobiste pantomimy w przekonaniu, że coś się dokonuje. Realne jest tylko cierpienie, a nie można STAĆ SIĘ cierpieniem. Ostatnio zacząłem rozumieć rozpuszczanie się w chwili, poddanie się tu-i-teraz (anglicy mają fajne słowo: self-surrender), i to jest dla mnie ogień, który daje życie. No, ale jedna rzecz rozumieć, inna praktykować... Ikonografia - masz na myśli ruskie ikonopisanie?
  9. tomekn

    przy-po-witanie

    Witaj; jeśli sądzić po Twoim "wstępniaku", masz silne zamiłowanie do autoironii. W zbyt dużych dawkach robi się z tego autosarkazm i palenie siebie na stosie, co też przerabiam od lat. Niestety ten rodzaj ognia nie wygasa; na odwrót - im mniej niby zostało do wypalenia, im większa pustka, tym bardziej robi się gorąco i tym większy swąd. Rodzaj trwałego nemesis... Trafiłaś chyba w dobre miejsce, by wspólnie to "świętować". W ZSRR wielu dysydentów najbardziej chwaliło sobie czas zamknięcia w psychuszce, bo tam w morzu nieszczęśników bywały niesformatowane egzemplarze. W naszym kapitalistycznym raju bywa dość podobnie. Swoją drogą - jakie dzialki historii sztuki Cię najbardziej zajmują?
  10. nie powiem, że nie lubię kobiet, ale nie powiedziałbym też, że sławna kobieca powierzchowność to tylko stereotyp patriarchalizmu. Miałem parę razy okazję być rodzynkiem w szerszym gronie studentek w knajpie. Podczas gdy u facetów w takiej sytuacji zwykle tematy zasadnicze mieszały się z lżejszymi, u dziewczyn praktycznie nie było śladu tych pierwszych. Głownie kto jaki jest i ew. z kim jest. Najśmieszniejsze dla mnie było, jak rozmowa zeszła na kwestię "czy ta zapalniczka jest wiśniowa czy raczej bordowa"... Rozstrzygnięcia debaty nie pamiętam, ale przynajmniej wiem, że takie dylematy istnieją. Podobnie dbałość o strój i wygląd, czasem niewiarygodna. Tego typu "lalunie" omijam bez żalu, bo szansa na jakieś poważniejsze pogadanie wydaje mi się niewielka. Oczywiście jest dużo wyjątków, ale dobrze się kamuflują (czyt. tapetują). Właśnie - skorzystam z okazji i spytam czytające to dziewczyny - nie jest tak, że im gorzej się ze sobą czujecie, tym macie większą potrzebę "ukrycia się" za makijażem i nienagannym strojem? Obserwujecie jakiś związek między aktualną samooceną i potrzebą pięknego wyglądu? Wiem że trochę zjeżdzam z tematu, ale mnie to intryguje...
  11. nie powiem, że nie lubię kobiet, ale nie powiedziałbym też, że sławna kobieca powierzchowność to tylko stereotyp patriarchalizmu. Miałem parę razy okazję być rodzynkiem w szerszym gronie studentek w knajpie. Podczas gdy u facetów w takiej sytuacji zwykle tematy zasadnicze mieszały się z lżejszymi, u dziewczyn praktycznie nie było śladu tych pierwszych. Głownie kto jaki jest i ew. z kim jest. Najśmieszniejsze dla mnie było, jak rozmowa zeszła na kwestię "czy ta zapalniczka jest wiśniowa czy raczej bordowa"... Rozstrzygnięcia debaty nie pamiętam, ale przynajmniej wiem, że takie dylematy istnieją. Podobnie dbałość o strój i wygląd, czasem niewiarygodna. Tego typu "lalunie" omijam bez żalu, bo szansa na jakieś poważniejsze pogadanie wydaje mi się niewielka. Oczywiście jest dużo wyjątków, ale dobrze się kamuflują (czyt. tapetują). Właśnie - skorzystam z okazji i spytam czytające to dziewczyny - nie jest tak, że im gorzej się ze sobą czujecie, tym macie większą potrzebę "ukrycia się" za makijażem i nienagannym strojem? Obserwujecie jakiś związek między aktualną samooceną i potrzebą pięknego wyglądu? Wiem że trochę zjeżdzam z tematu, ale mnie to intryguje...
  12. tomekn

    Nie wiem co zrobić

    amfetamina i podobne rzeczy są dość mocno uzależniające, a jej odstawianie daje objawy depresyjne, więc to niewykluczone. Ja bym spróbował iść na piwo czy na spacer i delikatnie popytać kolegę, co u niego. Od zdania do zdania może się coś okaże. Ale jeśli sprawa zabrnęła daleko, i tak raczej niewiele zrobisz - przede wszystkim nie bierz sprawy za bardzo do siebie
  13. tomekn

    Nie wiem co zrobić

    amfetamina i podobne rzeczy są dość mocno uzależniające, a jej odstawianie daje objawy depresyjne, więc to niewykluczone. Ja bym spróbował iść na piwo czy na spacer i delikatnie popytać kolegę, co u niego. Od zdania do zdania może się coś okaże. Ale jeśli sprawa zabrnęła daleko, i tak raczej niewiele zrobisz - przede wszystkim nie bierz sprawy za bardzo do siebie
  14. tomekn

    Przeżyć.

    Poszukaj sobie w necie. Tak wstępnie http://anima.republika.pl/por_medytacja.htm http://polski.wildmind.org/pozycja/siedzenie-na-krzesle czasem piszą, że leżenie to raczej nie najlepsza pozycja do medytacji, ale mi dotychczas najbardziej "leży". W każdym razie podstawa to skupienie na ciele i oddechu - pozycja ma to maksymalnie ułatwić, więc po prostu wybierz najwygodniejszą dla siebie. Powodzenia :)
  15. tomekn

    Przeżyć.

    Poszukaj sobie w necie. Tak wstępnie http://anima.republika.pl/por_medytacja.htm http://polski.wildmind.org/pozycja/siedzenie-na-krzesle czasem piszą, że leżenie to raczej nie najlepsza pozycja do medytacji, ale mi dotychczas najbardziej "leży". W każdym razie podstawa to skupienie na ciele i oddechu - pozycja ma to maksymalnie ułatwić, więc po prostu wybierz najwygodniejszą dla siebie. Powodzenia :)
  16. tomekn

    Przeżyć.

    Witaj. Próbowałeś się aktywizować - jakaś forma wolontariatu, może sport, jeśli lubisz? Może pomyśl o czymś takim, żeby stopniowo wychodzić ze zdołowania związanego z tym, że z pracą kiepsko. Mogę Ci polecić coś, co mi teraz dużo daje - medytację. Wcale nie trzeba tego robić w trudnych pozycjach w rodzaju lotosu - ja to robię na leżąco. Zasada jest jedna - skupienie na głębokim oddechu z przepony; na początku to wymaga cierpliwości, ale powoli staje się naturalne. Raz że to uspokaja, dwa że wzmaga uważność, w przeciwieństwie do leków które raczej przytępiają. Trzymaj się i nie mysl, że już jesteś stracony, bo tak nie jest
  17. tomekn

    Przeżyć.

    Witaj. Próbowałeś się aktywizować - jakaś forma wolontariatu, może sport, jeśli lubisz? Może pomyśl o czymś takim, żeby stopniowo wychodzić ze zdołowania związanego z tym, że z pracą kiepsko. Mogę Ci polecić coś, co mi teraz dużo daje - medytację. Wcale nie trzeba tego robić w trudnych pozycjach w rodzaju lotosu - ja to robię na leżąco. Zasada jest jedna - skupienie na głębokim oddechu z przepony; na początku to wymaga cierpliwości, ale powoli staje się naturalne. Raz że to uspokaja, dwa że wzmaga uważność, w przeciwieństwie do leków które raczej przytępiają. Trzymaj się i nie mysl, że już jesteś stracony, bo tak nie jest
  18. Hej miałem coś podobnego, tyle że w wieku 13 lat; też na zasadzie wkręcania się w jeden temat, oprócz którego nie było nic, i tez ta myśl to była rozpacz. Paskudztwo. Stopniowo mi przeszło. Problem był nerwicowy, i Twój też prawie na pewno taki jest moim zdaniem. Po pierwsze - mama i siostra też mają nerwicę, po drugie ojciec wcześnie odszedł, więc brakło męskiego wzorca, co tutaj ma bardzo duże znaczenie. Wiem że "masz nerwicę" marne to pocieszenie, i że te natrętne myśli kiepsko się poddają racjonalnemu myśleniu. Ale z drugiej strony często znikają równie nagle jak się pojawiły. Więc krótko: nie jesteś gejem, mogę się z Tobą o to założyć. Ale nie rób tego - przegrasz
  19. Hej miałem coś podobnego, tyle że w wieku 13 lat; też na zasadzie wkręcania się w jeden temat, oprócz którego nie było nic, i tez ta myśl to była rozpacz. Paskudztwo. Stopniowo mi przeszło. Problem był nerwicowy, i Twój też prawie na pewno taki jest moim zdaniem. Po pierwsze - mama i siostra też mają nerwicę, po drugie ojciec wcześnie odszedł, więc brakło męskiego wzorca, co tutaj ma bardzo duże znaczenie. Wiem że "masz nerwicę" marne to pocieszenie, i że te natrętne myśli kiepsko się poddają racjonalnemu myśleniu. Ale z drugiej strony często znikają równie nagle jak się pojawiły. Więc krótko: nie jesteś gejem, mogę się z Tobą o to założyć. Ale nie rób tego - przegrasz
  20. tomekn

    Lobby homoseksualne

    Nic nie ma dziwnego w tym, że jakaś mniejszość organizuje lobby dla obrony swoich interesów/praw. Normalne zjawisko w demokracji. Można uważać homoseksualizm za dewiację, ale nie można nikomu zakazać mieć przeciwne zdanie i tego zdania bronić. Dewiacja to pojęcie bardziej kulturowe niż medyczne. W jej definicji jest to, że innych razi i zniesmacza. Jeszcze 250 lat temu seks analny (z kobietami też) karano śmiercią - de Sade musiał uciekać przed takim wyrokiem, a 100 lat temu całowanie się na ulicy byłoby uznane za coś w rodzaju ekshibicjonizmu albo prostytucji. Dlatego zrozumiała jest strategia "wychodzenia na światło" ze swoją orientacją - być może za jakiś czas nie będzie nikogo kłopotać przytulanie się dwu facetów na ławce w parku. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby na tej zasadzie kiedykolwiek była zaakceptowana pedofilia czy zoofilia - mamy przeciwko temu jakieś głębsze bezpieczniki. Może dotyczy to też homoseksualizmu, i obecna ofensywa LGBT powinna być tego sprawdzianem. Krótko mówiąc - ciekawy eksperyment społeczny, któremu sam się chętnie poddam, bo ciężko mi jednak przemóc niesmak na myśl o dwu całujących się facetach (dziewczynach - co innego...) Jeśli idzie o katolicyzm - w teorii tak jest jak piszecie, ale co ciekawe w liberalniejszych krajach praktyka bywa swobodniejsza. Czytałem o księżach w Kalifornii, którzy "prowadzą" pary homoseksualne
  21. tomekn

    Lobby homoseksualne

    Nic nie ma dziwnego w tym, że jakaś mniejszość organizuje lobby dla obrony swoich interesów/praw. Normalne zjawisko w demokracji. Można uważać homoseksualizm za dewiację, ale nie można nikomu zakazać mieć przeciwne zdanie i tego zdania bronić. Dewiacja to pojęcie bardziej kulturowe niż medyczne. W jej definicji jest to, że innych razi i zniesmacza. Jeszcze 250 lat temu seks analny (z kobietami też) karano śmiercią - de Sade musiał uciekać przed takim wyrokiem, a 100 lat temu całowanie się na ulicy byłoby uznane za coś w rodzaju ekshibicjonizmu albo prostytucji. Dlatego zrozumiała jest strategia "wychodzenia na światło" ze swoją orientacją - być może za jakiś czas nie będzie nikogo kłopotać przytulanie się dwu facetów na ławce w parku. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby na tej zasadzie kiedykolwiek była zaakceptowana pedofilia czy zoofilia - mamy przeciwko temu jakieś głębsze bezpieczniki. Może dotyczy to też homoseksualizmu, i obecna ofensywa LGBT powinna być tego sprawdzianem. Krótko mówiąc - ciekawy eksperyment społeczny, któremu sam się chętnie poddam, bo ciężko mi jednak przemóc niesmak na myśl o dwu całujących się facetach (dziewczynach - co innego...) Jeśli idzie o katolicyzm - w teorii tak jest jak piszecie, ale co ciekawe w liberalniejszych krajach praktyka bywa swobodniejsza. Czytałem o księżach w Kalifornii, którzy "prowadzą" pary homoseksualne
  22. skąd ja to znam... oznacza to walkę o to, co dla mamy jest ważne, dla mnie - nie. Choćby w jaki sposób się ubieram. Niby błahe, ale przez lata może się nagromadzić niechęć. Ale staramy się dogadywać (nawet jeśli wymaga to powtarzania tego samego po wielekroć), no i nie jest to już tak jaskrawe. Parę lat temu po takich kłótniach "o pietruszkę" (z mojej perspektywy) matula miała stany bliskie histerii, teraz przechodzi do porządku.
  23. skąd ja to znam... oznacza to walkę o to, co dla mamy jest ważne, dla mnie - nie. Choćby w jaki sposób się ubieram. Niby błahe, ale przez lata może się nagromadzić niechęć. Ale staramy się dogadywać (nawet jeśli wymaga to powtarzania tego samego po wielekroć), no i nie jest to już tak jaskrawe. Parę lat temu po takich kłótniach "o pietruszkę" (z mojej perspektywy) matula miała stany bliskie histerii, teraz przechodzi do porządku.
  24. kmk, a nie wynika to przynajmniej częściowo z tego, że nie wiedzą jak do Ciebie podejść, a Ty nie bardzo chcesz im to umożliwić?
  25. kmk, a nie wynika to przynajmniej częściowo z tego, że nie wiedzą jak do Ciebie podejść, a Ty nie bardzo chcesz im to umożliwić?
×