głos z nerwicowo-depresyjnego offu: podziwiam Waszą samoświadomość. Zwłaszcza czytając Ciebie chalkwhite mam wrażenie, że jesteś psychologiem rozpracowującym pewien przypadek - który jakby "przy okazji" jest niestety Twoim przypadkiem. Leczeni często bywają dużo wrażliwsi od leczących, i może "nieoczekiwana zmiana miejsc" by się od czasu do czasu przydała dla zdrowia i pożytku obu stron
Szkoda że samoświadomość tak jednak niewiele daje przy wychodzeniu z psychicznego cierpienia - założę się, że wiele z Was więcej wie o borderline od wielu terapeutów (także i w sensie książkowym), ale większość tego, co wiecie, bardzo trudno da się kontrolować.
Zresztą ktoś tu pisał, że diagnoza jest rzeczą drugorzędną, a liczy się przede wszystkim stabilna praca nad sobą. A propos: próbowaliście może medytacji? Nawet położenie się i koncentracja na głębokim oddychaniu ma wielki potencjał wyciszania; i wcale nie potrzeba do tego żadnych kierowników z tytułem dra n.med. Mając to za punkt wyjścia można już całkiem nieźle nad sobą popracować. A czy z psychiatrą, księdzem czy może szamanem - rzecz do dyskusji...
pozdrowienia