Skocz do zawartości
Nerwica.com

tomekn

Użytkownik
  • Postów

    105
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tomekn

  1. W każdej dziedzinie są spece i fuszerzy, w szczególności dotyczy to psychoterapii. Trafiają się terapeuci na różnym poziomie, ale więcej od dobrego specjalisty znaczy nastawienie - bez niego nic nie da się zrobić. Jesli będziesz z góry ich traktować jak kogoś kto chce od Ciebie głównie wysysać pieniądze, nikt Ci nie pomoże i w ten sposób potwierdzisz swoje założenie, że to jest do niczego. Co do lekarzy - wielu ma faktycznie takie nastawienie, że popatrzy na wynik, zada dwa pytania, ew. coś zapisze i następny. Ale terapia to inna zabawa, inny rodzaj interakcji. Tu ma leczyć rozmowa, proszek jest najwyżej pomocnym tłem. Oczywiście czasem to wcale nie pomaga, i wtedy możesz albo zmienić terapeutę albo zrezygnować. Jesli sam się nie przekonasz - nie będziesz wiedział
  2. element, jak widać mało masz wspólnego ze swoim mottem, bo to co tu piszesz nie tylko nie jest pokorne, ale wręcz chamskie i aroganckie. Gdybyś wiedział "na czym to wszystko polega", NIGDY byś się tak nie odezwał. Zastanów się, o co Ci chodzi na tym forum. -- 19 lut 2013, 12:28 -- po prostu - czemu takie ostre reakcje? kolega nie atakował Ciebie tylko pewien sposób myślenia, który większości ludzi się może się przydarzyc
  3. element, jak widać mało masz wspólnego ze swoim mottem, bo to co tu piszesz nie tylko nie jest pokorne, ale wręcz chamskie i aroganckie. Gdybyś wiedział "na czym to wszystko polega", NIGDY byś się tak nie odezwał. Zastanów się, o co Ci chodzi na tym forum. -- 19 lut 2013, 12:28 -- po prostu - czemu takie ostre reakcje? kolega nie atakował Ciebie tylko pewien sposób myślenia, który większości ludzi się może się przydarzyc
  4. Bardzo dobrze Cię rozumiem kobir. Sam mam takie wahania. Ja to sobie tłumaczę, że nie idę do terapeuty po to, żeby nawiązać jakąś bliższą relację, tylko żeby przepracować jakiś problem. Czasem to może być wręcz korzyść, że on ma podejście "profesjonalne", bo łatwiej zdobyć do siebie dystans, wyjść własnie z tego swojego świata i spojrzeć na siebie inaczej. Poza tym dzięki tej "mało bezinteresownej" pomocy będziesz może miał większa łatwość nawiązania "prawdziwych" kontaktów. Mowię Ci, spróbuj. Raczej nie zaszkodzi a możliwe że pomoże. A skoro dobrze zdajesz sobie sprawę, że psycholog to nie anioł zesłany z nieba, to nie będziesz oczekiwał Bóg wie czego i oszczędzisz sobie zawodu, który by Cię od razu czekał przy takim podejściu
  5. Bardzo dobrze Cię rozumiem kobir. Sam mam takie wahania. Ja to sobie tłumaczę, że nie idę do terapeuty po to, żeby nawiązać jakąś bliższą relację, tylko żeby przepracować jakiś problem. Czasem to może być wręcz korzyść, że on ma podejście "profesjonalne", bo łatwiej zdobyć do siebie dystans, wyjść własnie z tego swojego świata i spojrzeć na siebie inaczej. Poza tym dzięki tej "mało bezinteresownej" pomocy będziesz może miał większa łatwość nawiązania "prawdziwych" kontaktów. Mowię Ci, spróbuj. Raczej nie zaszkodzi a możliwe że pomoże. A skoro dobrze zdajesz sobie sprawę, że psycholog to nie anioł zesłany z nieba, to nie będziesz oczekiwał Bóg wie czego i oszczędzisz sobie zawodu, który by Cię od razu czekał przy takim podejściu
  6. Pradopodobnie jest to raczej kwestia psychologiczna niż "teocentryczna". Praktycznie Cię nie znam więc trudno mi mówić, ale w tym co piszesz widać wewnętrzny konflikt - indywidualizm, ciężka muzyka i mocno lewackie poglądy obok chodzenia do kościoła i spowiadania się. Ta pierwsza część może powodować ukryte poczucie winy wobec Boga. Pochodzisz ze wsi, więcc bardzo możliwe że zostałeś wychowany w duchu "bogobojności" i może przechodzisz fazę buntu. Polecam Ci wywiad z kompetentnym w tych sprawach gościem: http://flandra.wordpress.com/tag/nerwica/ z drugiej strony głowy nie dam, że to nie jest nic "nadnaturalnego", ponieważ nie wykluczam takich zjawisk. Choć uważam że jeśli istnieją to są bardzo rzadkie, więc stawiałbym na wyjaśnienie psychologiczne, tym więcej że jesteś w okresie utrwalania tożsamości Pozdrawiam
  7. Pradopodobnie jest to raczej kwestia psychologiczna niż "teocentryczna". Praktycznie Cię nie znam więc trudno mi mówić, ale w tym co piszesz widać wewnętrzny konflikt - indywidualizm, ciężka muzyka i mocno lewackie poglądy obok chodzenia do kościoła i spowiadania się. Ta pierwsza część może powodować ukryte poczucie winy wobec Boga. Pochodzisz ze wsi, więcc bardzo możliwe że zostałeś wychowany w duchu "bogobojności" i może przechodzisz fazę buntu. Polecam Ci wywiad z kompetentnym w tych sprawach gościem: http://flandra.wordpress.com/tag/nerwica/ z drugiej strony głowy nie dam, że to nie jest nic "nadnaturalnego", ponieważ nie wykluczam takich zjawisk. Choć uważam że jeśli istnieją to są bardzo rzadkie, więc stawiałbym na wyjaśnienie psychologiczne, tym więcej że jesteś w okresie utrwalania tożsamości Pozdrawiam
  8. Od lat to u sibie w mniejszym czy większym stopniu obserwuję. Leków nie biorę, wynika to z ogólnego stłumienia i poczucia bezradności. Niekiedy dochodziło niemal do niemoty, kiedy nie umiałem (czy też mi się nie chciało) klecić bardziej złożonych zdań. Mimo to ze studiami nie miałem kłopotów, choć przestawały mnie interesować. W sumie trafnie to nazwałeś - "regresywność". Bo intelekt jest zdominowany przez reakcje i myśli nerwicowe, przez ciągłe obawy i rozliczenia w rodzaju "co zrobiłem nie w porządku". Staje się wiecznie znużony i roszczeniowy, jakby był już na rencie ale pretensji do high life'u jeszcze nie stracił. Młodociane stetryczenie. W sumie w całym "obrazie nerwicy" właśnie utraty lotności umysłu chyba najbardziej mi żal jeszcze jedno - z jednej strony wiesz, jak ważne jest dochodzenie do rozumienia czegoś poprzez dialog z kimś, a z drugiej strony boisz się ten dialog podjąć, bo wszak już stałeś się do niego mniej czy więcej niezdatny. Błędne koło. Też to macie? Pozdrawiam
  9. Od lat to u sibie w mniejszym czy większym stopniu obserwuję. Leków nie biorę, wynika to z ogólnego stłumienia i poczucia bezradności. Niekiedy dochodziło niemal do niemoty, kiedy nie umiałem (czy też mi się nie chciało) klecić bardziej złożonych zdań. Mimo to ze studiami nie miałem kłopotów, choć przestawały mnie interesować. W sumie trafnie to nazwałeś - "regresywność". Bo intelekt jest zdominowany przez reakcje i myśli nerwicowe, przez ciągłe obawy i rozliczenia w rodzaju "co zrobiłem nie w porządku". Staje się wiecznie znużony i roszczeniowy, jakby był już na rencie ale pretensji do high life'u jeszcze nie stracił. Młodociane stetryczenie. W sumie w całym "obrazie nerwicy" właśnie utraty lotności umysłu chyba najbardziej mi żal jeszcze jedno - z jednej strony wiesz, jak ważne jest dochodzenie do rozumienia czegoś poprzez dialog z kimś, a z drugiej strony boisz się ten dialog podjąć, bo wszak już stałeś się do niego mniej czy więcej niezdatny. Błędne koło. Też to macie? Pozdrawiam
  10. A pijesz poważnie i często? przede wszystkim zbierz siły i postaraj się umówić na wizytę u psychologa. Tobie potrzebna jest przede wszystkim otwarta rozmowa w cztery oczy, żeby krok po kroku się konfrontować i oswajać z własnym wstydem. Już on zdecyduje, czy wysłać Cię do psychiatry po leki. Nie zawsze to jest konieczne. Głowna rzecz - nie myśl o sobie jako o świrze! Dla terapeuty jesteś "klientem", który chce o sobie głębiej pogadać. Tylko tyle i aż tyle. Sam fakt, że spotkasz się z czlowiekiem który Cię szczerze wysłucha, może sporo pomóc. Dlatego nie mysl o tym jako o ostateczności, tylko o szansie, którą warto wypróbować. Porządna dłuższa rozmowa spuści z Ciebie napięcie lepiej niż pozbywanie się 1,5l krwi... Bo raczej nie robisz tego żeby się zabić, tylko żeby zasygnalizowac swoją bezradność. Jest taka pieśniczka "Najtrudniejszy pierwszy krok" - i wcale to nie musi być krok w przepaść
  11. A pijesz poważnie i często? przede wszystkim zbierz siły i postaraj się umówić na wizytę u psychologa. Tobie potrzebna jest przede wszystkim otwarta rozmowa w cztery oczy, żeby krok po kroku się konfrontować i oswajać z własnym wstydem. Już on zdecyduje, czy wysłać Cię do psychiatry po leki. Nie zawsze to jest konieczne. Głowna rzecz - nie myśl o sobie jako o świrze! Dla terapeuty jesteś "klientem", który chce o sobie głębiej pogadać. Tylko tyle i aż tyle. Sam fakt, że spotkasz się z czlowiekiem który Cię szczerze wysłucha, może sporo pomóc. Dlatego nie mysl o tym jako o ostateczności, tylko o szansie, którą warto wypróbować. Porządna dłuższa rozmowa spuści z Ciebie napięcie lepiej niż pozbywanie się 1,5l krwi... Bo raczej nie robisz tego żeby się zabić, tylko żeby zasygnalizowac swoją bezradność. Jest taka pieśniczka "Najtrudniejszy pierwszy krok" - i wcale to nie musi być krok w przepaść
  12. A pijesz poważnie i często? przede wszystkim zbierz siły i postaraj się umówić na wizytę u psychologa. Tobie potrzebna jest przede wszystkim otwarta rozmowa w cztery oczy, żeby krok po kroku się konfrontować i oswajać z własnym wstydem. Już on zdecyduje, czy wysłać Cię do psychiatry po leki. Nie zawsze to jest konieczne. Głowna rzecz - nie myśl o sobie jako o świrze! Dla terapeuty jesteś "klientem", który chce o sobie głębiej pogadać. Tylko tyle i aż tyle. Sam fakt, że spotkasz się z czlowiekiem który Cię szczerze wysłucha, może sporo pomóc. Dlatego nie mysl o tym jako o ostateczności, tylko o szansie, którą warto wypróbować. Porządna dłuższa rozmowa spuści z Ciebie napięcie lepiej niż pozbywanie się 1,5l krwi... Bo raczej nie robisz tego żeby się zabić, tylko żeby zasygnalizowac swoją bezradność. Jest taka pieśniczka "Najtrudniejszy pierwszy krok" - i wcale to nie musi być krok w przepaść
  13. Też mam problem ze zwróceniem się o cokolwiek, nawet do przyjaciół. I też bierze się to m.in z poczucia niskiej wartości. Tyle że to poczucie najczęściej nijak ma się do faktów. Bo wiem, że w większosci spraw nie mam się czego wstydzić, a jednak się wstydzę. Racjonalnie wiem, że to bzdura, ale niewiele to pomaga. Dlatego jak mi coś mówi: jesteś chłystek!, staram się to ignorować, bo tego nie mówią fakty, tylko moja głowa. Ty ulegasz swojej głowie. Mowisz: jestem nikim, naprawdę nikim. Ale nie jesteś. Dwa przykłady, które mimochodem jakby Ci się wymykają. Praca w hospicjum i harowanie po 12-16h na dobę. Zeby tyle pracować, trzeba oczywiście mieć mnóstwo siły i umieć sobie organizować czas. Wierz mi, człowiek z utrwaloną depresją przy tym wymięka. Nie jesteś nikim, jesteś bardzo nieśmiały, a to żaden wstyd być bardzo nieśmiałym. Daj sobie czas, ciągle walczysz o ;siebie i to już świadczy za życiem. Spróbuj się jednak przemóc i zgłosić się do kogoś po pomoc. Mów sobie po prostu: należy mi się to - bo taka jest prawda, naprawdę Ci się należy za te lata krycia wszystkiego w sobie. Po prostu przyjmij to do wiadomości, nie patrz na żadne bzdury które Ci szepce poczucie wartości. i nie rezygnuj, jak na pocztątku będzie dyskomfortowo, bo będzie
  14. Też mam problem ze zwróceniem się o cokolwiek, nawet do przyjaciół. I też bierze się to m.in z poczucia niskiej wartości. Tyle że to poczucie najczęściej nijak ma się do faktów. Bo wiem, że w większosci spraw nie mam się czego wstydzić, a jednak się wstydzę. Racjonalnie wiem, że to bzdura, ale niewiele to pomaga. Dlatego jak mi coś mówi: jesteś chłystek!, staram się to ignorować, bo tego nie mówią fakty, tylko moja głowa. Ty ulegasz swojej głowie. Mowisz: jestem nikim, naprawdę nikim. Ale nie jesteś. Dwa przykłady, które mimochodem jakby Ci się wymykają. Praca w hospicjum i harowanie po 12-16h na dobę. Zeby tyle pracować, trzeba oczywiście mieć mnóstwo siły i umieć sobie organizować czas. Wierz mi, człowiek z utrwaloną depresją przy tym wymięka. Nie jesteś nikim, jesteś bardzo nieśmiały, a to żaden wstyd być bardzo nieśmiałym. Daj sobie czas, ciągle walczysz o ;siebie i to już świadczy za życiem. Spróbuj się jednak przemóc i zgłosić się do kogoś po pomoc. Mów sobie po prostu: należy mi się to - bo taka jest prawda, naprawdę Ci się należy za te lata krycia wszystkiego w sobie. Po prostu przyjmij to do wiadomości, nie patrz na żadne bzdury które Ci szepce poczucie wartości. i nie rezygnuj, jak na pocztątku będzie dyskomfortowo, bo będzie
  15. Też mam problem ze zwróceniem się o cokolwiek, nawet do przyjaciół. I też bierze się to m.in z poczucia niskiej wartości. Tyle że to poczucie najczęściej nijak ma się do faktów. Bo wiem, że w większosci spraw nie mam się czego wstydzić, a jednak się wstydzę. Racjonalnie wiem, że to bzdura, ale niewiele to pomaga. Dlatego jak mi coś mówi: jesteś chłystek!, staram się to ignorować, bo tego nie mówią fakty, tylko moja głowa. Ty ulegasz swojej głowie. Mowisz: jestem nikim, naprawdę nikim. Ale nie jesteś. Dwa przykłady, które mimochodem jakby Ci się wymykają. Praca w hospicjum i harowanie po 12-16h na dobę. Zeby tyle pracować, trzeba oczywiście mieć mnóstwo siły i umieć sobie organizować czas. Wierz mi, człowiek z utrwaloną depresją przy tym wymięka. Nie jesteś nikim, jesteś bardzo nieśmiały, a to żaden wstyd być bardzo nieśmiałym. Daj sobie czas, ciągle walczysz o ;siebie i to już świadczy za życiem. Spróbuj się jednak przemóc i zgłosić się do kogoś po pomoc. Mów sobie po prostu: należy mi się to - bo taka jest prawda, naprawdę Ci się należy za te lata krycia wszystkiego w sobie. Po prostu przyjmij to do wiadomości, nie patrz na żadne bzdury które Ci szepce poczucie wartości. i nie rezygnuj, jak na pocztątku będzie dyskomfortowo, bo będzie
  16. tomekn

    Splot samych pozytywów.

    byłeś już w AA? spotkasz tam ludzi którzy przeszli dużo więcej i z tego wyszli przy tym AA ma opracowane całkiem skuteczne metody wychodzenia z alkoholizmu
  17. Po mojemu bardzo mógłby Ci pomóc sport. I nie mów, że masz dwie lewe ręce i nic nie potrafisz, bo zawsze znajdzie się taki sport który Ci podpasuje. Spróbuj biegać lub pływać. Pierwsza sprawa - nie załamuj się, jesli za pierwszym razem przebiegniesz 100m i ledwo będziesz chwytać dech. Tak właśnie ma być. Następnym razem będzie 150, 200 etc. Podstawa - rób to konsekwentnie, dzień w dzień; nawet teraz przy -5, organizm szybko się rozgrzewa. 2-3 miesiące i będziesz biegać wiele kilometrów, a przede wwszystkim poczujesz się dużo lepiej - wagowo i psychicznie. Wysiłek poprawia samopoczucie i zmniejsza napięcie, więc biegaj czasem do upadłego A jak się przeziębisz, to też OK - przynajmniej od szkoły spokój kilka dni Kilka miesięcy i sam się zdziwisz, jaka jest zmiana. Ale powtarzam - rób to konsekwentnie, nieważne coby Cie bolało albo jak bardzo się nie chciało.
  18. Nie, nie ignorowanie w sensie nieodzywania się, unikania kontaktu - bo to może mieć jeszcze gorsze konsekwencje. Jak masz z nimi przygodny codzienny kontakt, to taki podtrzymuj, a na jakieś docinki staraj się odpowiadać milczeniem czy żartem.
  19. rzeczywiście sytuacji nie można lekceważyć, choć nie czuj się tak odpowiedzialna. Mogę ze swej strony podsunąć proste argumenty: 1. skąd wiesz, że życie nie ma sensu? Robiąc taki wniosek opierasz się na jakimś rozumieniu świata, a więc zakładasz jakieś jego sensy. 2. Nigdy nie możesz wiedzieć czy życie ma sens, bo musiałbyś być czymś w rodzaju boga, który może jednocześnie żyć i stanąć poza życiem. A skoro nie możesz tego wiedzieć, jakim prawem możesz podjąć decyzję o śmierci? Jeśli sądzisz, że możesz uczciwie podjąć taką decyzję, to stawiasz się w pozycji ponad ludzkim byciem, a więc się wyjątkowo łudzisz - bardziej od innych ludzi którzy nie filozofują. jeśli to do niego dotrze, powinno mu pomóc
  20. maestro wiadomo, pytania ogólne stawiamy wszyscy; tyle że w Twoim przypadku te pytania jakby przychodzą z zewnątrz, i są dla Ciebie dziwne i niepokojące. Bardzo prawdopodobne że to przejściowa sprawa, ale może też być początek procesu chorobowego. Moim zdaniem powinieneś się zapisać do psychiatry i pogadać z nim o tym. Nic to nie szkodzi, a korzyść może być duża.
  21. Dobrze że przyznajesz się przed sobą do problemu i nie boisz się o tym napisać (choć jak podejrzewam nie była to prosta decyzja). Gdybyś tak długo ciągnął "z uśmiechem na twarzy" i poczuciem pustki, to dopiero stałby się problem. przycinków w żadnym razie się nie bój - już chocby Twój sposób formułowania wypowiedzi świadczy, że nie masz się czego wstydzić - a za tymi docinkami może stać zazdrość po prostu. Na szukanie sensu daj sobie czas, dużo czasu - bo jeśli jest, na pewno nie zależy od tego co inni o Tobie myślą. "Kula w łeb" to byłby ukłon w ich stronę, całkowicie bezsensowny
  22. kapseicyna - niewykluczone, przecie przy nim nie siedziałem. Ale to raczej skromny facet, nie widzę powodu by miał koloryzować. Możliwe, że przysypiał na parę minut i sam tego nie spostrzegał. Poza tym w jakiejs TV było kiedyś coś w rodzaju reality show - kto wytrzyma dokładnie tydzien bezsennie, wygrywa kasę. Nie wiem czy ktoś wytrzymał (oczywiście idiotyczny pomysł całkowicie), ale przypuszczam że pewne predyspozycje na to pozwalają. dla mnie dwie doby to prawie Mount Everest, więc nie mogę po sobie sądzic -- 08 lut 2013, 07:24 -- comatom - masakra... środki nasenne nie działały?
  23. oczywiście mu o tym mówiłem, ale on jest chyba na to szczególnie odporny - raz dociągnął tydzien bez snu. Co nie znaczy że nie miał epizodów snu na jawie o których nie wiedział. Zresztą zarzucił już tę praktykę. a propos - macie tu jakiś "konkurs"... :)
  24. z własnej woli czy raczej masz z tym problem? moj kolega nie sypiał po kilka dni z rzędu - mówił że traci życie śpiąc
  25. kapseicyna, rano to wieczór czy w ogóle nie sypiasz? ja od 1,5 m-ca chodzę spać rano i się przestawic nie mogę...
×