Skocz do zawartości
Nerwica.com

refren

Użytkownik
  • Postów

    3 901
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez refren

  1. carlosbueno, nie mówię, że studia zaszkodziły Ci pod względem wiary, myślę że pod innymi względami też. Przez studia musimy czytać teraz Twoje racjonalizujące wywody o historii ludzkości, poza tym umiesz marudzić na 50 sposobów, a tak to byś się pewnie ograniczył do 10. No ale skoro forum dźwiga moje wywody, to Twoje też udźwignie. Przynajmniej się papier nie marnuje.
  2. Oh yeah, nawet przedszkolakowi? Czy przewidzieli że będziesz potem pisał maile do konfucjonistów i cytował świadków Jehowy? Ciekawe. Ale to wyjaśnia Twój lot przez wszystkie zakątki religijne (z sympatii dla ludzi szukających sensu nie napiszę "odlot").
  3. No bo jest, ale nie każde wychowanie tematycznie religijne jest dobre, czasem rodzice, rodzina czy nauczyciele robią odwrotną robotę i kogoś zniechęcają czy przyprawiają o głębokie urazy. Przymus zwykle się źle kończy, jak też inne działania tylko zewnętrzne. Mimo wszystko uważam Carlos, że nic Ci tak nie zaszkodziło jak studia, zresztą znasz moją opinię Słowo "kler" jest komunistyczne.
  4. jetodik, no to rodzice zaniedbali sprawę, jeśli byli katolikami, że pierwsze spotkanie z religią katolicką było w przedszkolu. Moje pierwsze lekcje religii wspominam dobrze, prowadziła je "ciocia" katechetka, zawsze uśmiechnięta, przyczepiała obrazki przedstawiające postacie z Biblii do tablicy (na rzepy) i opowiadała nam historie biblijne w sposób dostępny dla dzieci. Teraz pisze książki dla dzieci i o nauczaniu religii. Chyba pierwsze kontakty z religią mają duże znaczenie i mogą wpłynąć pozytywnie lub negatywnie na czyjś stosunek do wiary. Ale wcześniej mama mnie uczyła religii, m.in uczyła mnie modlitw i tłumaczyła mi je. No ale ja zaczęłam chodzić na religię dopiero w wieku 6 lat, bo w przedszkolu nie było.
  5. Raczej otwartość duchową, bo tekst religijny jest specjalnym rodzajem tekstu, sens głęboki jest pod powierzchnią. Dużą rolę pełni wychowanie religijne. Według części psychologów religii istnieje coś takiego jak dojrzałość religijna, którą definiują między innymi jako zdolność rozumienia języka religijnego. Allport twierdzi, że dojrzałość religijna to jest to m.in. zdolność do odróżniania treści istotnych i nieistotnych w religii. Z drugiej strony nawet dziecko może lepiej zrozumieć nieraz Pismo Św. niż dorosły.
  6. Ale ja czekam na Twoje uzasadnienie. Nie obchodzi mnie lanie wody jakiegoś księdza. A dlaczego Rosa26 ma Ci wszystko wyjaśniać dlatego, że Ci się nie chce poszukać odpowiedzi na pytania, na które mądrzy ludzie odpowiadali już setki razy? Zwłaszcza że pytanie o płeć Boga nie jest specjalnie górnolotne. Jeśli dasz gimbusom Szymborską albo Grochowiaka, to część z nich powie "ale to głupie" (pewnie dosadniej). Jak im dasz Mickiewicza, to też wyśmieją (jakieś Świtezianki, dziewice, cuda wianki), bo nie rozumieją języka, konwencji, epoki. Jak im dasz św Augustyna albo Biblię, to będą reagować jak wielu forumowiczów.
  7. Nie ma sam z siebie, nie jest jego źródłem, jednak może uczestniczyć w pierwiastku boskim, dlatego przyjmujemy Komunię, przyjmujemy wtedy Jezusa i się z nim jednoczymy. Na pewno człowiek ma godność, przez to, że jest stworzony na obraz Boga. Jest upadły, ale należy w nim widzieć jakby to, co Bóg dla niego zaplanował, jakim go widział, to czym mógłby być. Nawet po upadku nadal jest podobny do Boga m.in przez swoją wolność. Nawet jeśli z niej źle korzysta, to nadal ją posiada, dlatego wyrasta ponad inne stworzenia. Wyrasta też dlatego, że Bóg stał się człowiekiem.
  8. Również tak uważam. Przed grzechem pierworodnym nie było brudu, brzydoty, śmierci, zawstydzającej fizjologii. Jest to efekt upadku człowieka. Jednak Jezus wszedł w ludzką skórę z całą tą fizjologią i brudem materialnym (choć nie duchowym). To jakby uświęca na nowo to co ludzkie, bo będąc istotami cielesnymi i "brudnymi" możemy przybierać naturę Jezusa.
  9. akwen, problem moim zdaniem w tym, że w Twojej filozofii w centrum jest człowiek. Owszem, ma on pierwiastek boski, ale w gruncie rzeczy to tylko jego natura, człowiek i wszechświat/ bóg (nie jesteś tu spójny) się ze sobą uzupełniają. Celem dla człowieka jest osiągnięcie harmonii. Sprawiedliwość jest tu i teraz i również sprowadza się do utrzymania równowagi przez człowieka, z drugiej strony "wszechświat" zyskuje funkcje magiczne odpłacania za dobro dobrem, a za zło złem. Czym jest ten wszechświat, skoro nie jest osobowym Bogiem, a wymierza sprawiedliwość? Nie ma u Ciebie żadnej ostateczności. Owszem, uważam, że nie powinniśmy osądzać i trzeba rozumieć, że ludzie mogą tyle, na ile pozwalają im ich możliwości, że lepiej rozumieć niż osądzać, że zło ma przyczyny. Jednak pewne wybory są ostateczne, a konsekwencje nieodwracalne, jak np. morderstwo czy samobójstwo. I człowiek, który to zrobił, odpowiada za to w sposób ostateczny, a nie tylko wraca do niego zła karma.
  10. Tych bogów żaden mędrzec nie traktował poważnie, zwykli Grecy też niekoniecznie, bogowie opisani w mitach pełnili funkcje polityczne oraz byli elementem wspólnej tradycji kulturowej. Zauważ też, że np. Homer żył w VII albo VIII w. p.n.e., a Sokrates w V-IV. Cała grecka filozofia, począwszy od sofistów (czy może czegoś wcześniej) lekceważy te bajki i ponad nie wyrasta, szukając pierwszej przyczyny, natury świata, dróg do szczęścia, idei, Absolutu itp.
  11. refren

    Natręctwa myśli...

    Zaakceptowałaś? To znaczy umowę jakąś podpisałaś czy przestało Cię to niepokoić? Dobrze że piszesz "czułam się jakbym" Nie można każdej myśli i uczucia roztrząsać. W nerwicy to są zlepki różnych impulsów połączonych lękiem. Lęk tworzy iluzję. Uczucia zresztą to coś względnie trwałego. Na razie musisz odpuścić, jak będziesz się czuła wolna, to będziesz mogła decydować co chcesz, a czego nie chcesz, kształtować się. Na razie nie masz takiej możliwości, a więc i obowiązku (na polu, na jakim masz natręctwa). Nic nikomu nie zrobisz.
  12. refren

    Natręctwa myśli...

    U mnie to nawet nie jest natręctwo. Jak mnie ktoś wkurzy, to odreagowuję i cieszę się, że się ograniczam do myśli. To nie jest najgorsze rozwiązanie. Za bardzo chyba masz w sobie presję, żeby Twoje myśli były poprawne i przez to może te natręctwa. Co się stanie, jak rzucisz w myślach jakimś wyzwiskiem?
  13. Ambaras, szkoda Twojej mądrości na to forum, bo chyba w nim utonie. A cierpienie mamy własne. Ale dobrze czytać wreszcie tu coś z sensem i rozmachem.
  14. Wychowywanie jest oddziaływaniem osoby na osobę, prowadzi do rozwoju osobowości. Nie dotyczy zwierząt. Dzieci, podobnie jak zwierzęta, można tresować a nawet hodować, ale nie jest to dobry sposób postępowania. Pomocniczo się stosuje warunkowanie, ale wychowanie polega na uwrażliwianiu na dobro. Ktoś dobrze wychowany będzie się zachowywał w sposób właściwy, nawet jak nikt tego nie widzi i nie grożą mu żadne kary ani nie czekają nagrody. To znaczy nie ukradnie czegoś tylko dlatego, że w danej sytuacji nikt by tego nie zauważył. Nie kradnie bo wie, że kraść nie należy.
  15. No nie, mamy Dekalog, Ewangelię, Naukę Kościoła- dość precyzyjnie jest określone, na jakiej podstawie będziemy sądzeni. Problem w tym, że ludzie sądzą z zewnątrz, a Bóg od środka, bo zna ludzkie serce, więc nie możemy Go wyręczać. Poza tym Bóg jest nie tylko sprawiedliwy ale i miłosierny. Łaska, żal za grzechy może wiele zmienić, często też ludzie za życia odpokutowują jakoś swoje winy czy robią rzeczy, które je równoważą (np. uczynki miłosierdzia). Mogą też wywrzeć negatywny czy pozytywny skutek na innych, czego sami nie do końca są świadomi. Podsumowując, wiemy co mamy robić, ale tylko Bóg ogarnia całość naszego życia. Chrześcijaństwo to nie jest moralizm, ważna jest wiara czyli relacja z Bogiem, miłość do Boga, do ludzi -bo wtedy przynosi się "dobre owoce" - nikt nie jest w stanie wypełnić doskonale prawa i tylko na tym się oprzeć (zakazy i nakazy nie inspirują, nie dają siły ani wolności).
  16. A Kościół nie rości sobie prawa do takiej wiedzy? to na jakiej podstawie twierdzi: „nikt – jakichkolwiek by jałmużn nie udzielał, nawet gdyby dla imienia Chrystusa przelał swą krew – nie może być zbawiony, jeśli nie pozostaje w łonie Kościoła katolickiego i w jedności z nim” (Sobór Florencki). ?A np. taki JP2 to wg kościoła jest, czy nie jest zbawiony? a może Kościół tego też nie wie? To był sobór średniowieczny. Kościół nigdy nie wyrokuje o konkretnych osobach, czy zostały zbawione czy nie, przyjmując, że to jest tylko Bogu wiadome. Nie twierdzę też, że jest zbawienie poza Jezusem Chrystusem, bo On sam powiedział, że nie ma ("Nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze mnie"). Tylko że ludzie często się nawracają w chwili śmierci i możemy już o tym nie wiedzieć, bo są w stanie, w którym już nie ma z nimi kontaktu. Nigdzie nie jest też powiedziane, że ktoś nie może spotkać Jezusa w chwili po śmierci. Są osoby, które są niewierzące nie do końca z własnej winy i nie chodzi tylko o brak kontaktu z chrześcijaństwem, ale też o wychowanie, brak chrztu oraz wpływy kultury, które są obecnie bardzo antychrześcijańskie czy przez zły przykład, jaki dają katolicy. Nie wiem jak Bóg to wszystko ocenia, ale na pewno sprawiedliwie. Niemniej im dalej jest się od Kościoła, tym mniej spójna wiara, mniej szans na różne łaski (które się otrzymuje w komunii św, w spowiedzi, wyznając wiarę itp), większe utwierdzenie w grzechach, większe błędy (np. pochwała aborcji, odciąganie innych od wiary), mniejsze otwarcie na Boże miłosierdzie. Ryzykowne. Jest takie powiedzenie Leca, które lubię "A może Bóg sobie mnie upatrzył na ateistę?" Czasami mam wrażenie, że niektórzy rzeczywiście są na to "upatrzeni", tylko że powołanie ateisty według mnie, to bycie rzetelnym wobec rozumu, moralności, siebie. Rzadko kto daje radę, ale prawdziwi ateiści często prędzej czy później, posługując się obiektywnym rozumem, dochodzą do tego, że jest jakiś Absolut. Większość to jednak zacietrzewione osoby, walczące z religią, z roszczeniami wobec Boga, w którego niby nie wierzą, z egocentrycznym systemem moralnym. Za takimi nie przepadam. Choć pewnie są jakieś powody, że tacy są.
  17. refren

    Natręctwa myśli...

    tomek23, a przeglądałeś ten wątek? co-by-by-o-gdybym-przesta-a-j-jego-kocha-t5117.html Z rodziną niestety tak bywa, może być wspierająca na co dzień, wyrozumiała, ale kiedy przychodzi naprawdę trudny moment- problemy psychiczne-to wtedy nie rozumieją. Problem w tym, że osoby, które tego nie doświadczyły naprawdę nie rozumieją, a nikt nie zajrzy do środka Ciebie, żeby zobaczyć co tam się dzieje. Inni ludzie patrzą przez pryzmat własnych doświadczeń, które wyglądają tak, że "jak mam zły nastrój, to się czymś zajmuję i mi przechodzi", "ja też mógłbym rozmyślać o czymś bez końca, ale nie mam na to czasu" itp. (w domyśle: fanaberie).
  18. refren

    Natręctwa myśli...

    tomek23, jak oglądasz porno, to dla mnie oczywiste jest, że będziesz mniej podniecony podczas prawdziwego seksu. Ogólnie zaśmieca Ci to wyobraźnię i być może dodaje niepotrzebnych wątpliwości. Skoro kochasz (kochałeś) swoją dziewczynę, to wiesz, że miłość nie sprowadza się do podniecenia. I to jest według mnie droga wyjścia z natręctw na temat orientacji - bycie zdolnym do miłości, świadomość tego, bo samo sprawdzanie, co Cię podnieca, a co nie, do niczego nie prowadzi. Prawda jest głębiej. Dlatego współczuję, że dopadły Cię wątpliwości "czy ją kocham", jednak mam nadzieję, że się nie dasz i uświadomisz sobie na nowo, czym jest miłość.
  19. Nie ignoruję, widzę skutki, z tym że wynikają one może nie z wysiłków naukowców, co z zachłyśnięcia się pseudonaukową-pop-filozofią przez słabsze umysły. Choć i część naukowców wiele by dało, łącznie z obiektywizmem swoich badań, żeby zaprzeczyć piekłu, bo też mają swoje grzechy, zboczenia i namiętności. A jeśli chodzi o wysiłki zmierzające do uczynienia człowieka nieśmiertelnym- owszem, traktuję to jak szajbę, ewentualnie jako wstęp do Armagedonu, gdyby rzeczywiście doszło do czegoś na ten kształt, bo wtedy na pewno hodowalibyśmy ludzi na organy, a jakiś szaleniec chciałby unicestwić pół ludzkości, aby starczyło miejsca dla reszty. Szanuję natomiast wysiłki ludzi w kierunku tego, żeby żyć godnie mimo nieuchronnej śmierci.
  20. Cóż, tylko czekać aż małpa posługująca się patykiem napisze Iliadę, a potem zacznie pisać na naszym forum, bo złapie depresję, że tylko małpą jest.
  21. Religijność to nie jest mania wielkości, tylko efekt natury człowieka, który w każdych warunkach taką przejawia. Niemniej chrześcijaństwo wykracza dalece poza naturalną religijność. Od religijności nie da się uciec, osoby mieniące się racjonalistami wyznają często kult nauki, tym silniejszy, im mniej mają rzeczywiście z nauką wspólnego. Przypisują nauce cechy Boga (spotkałam się nawet z wiarą, że nauka powstrzyma proces starzenia i będziemy nieśmiertelni). Prawdziwą pychą wydaje mi się odrzucanie czegoś dlatego, że się tego nie rozumie (np. wskutek braków w religijnym wychowaniu) lub dlatego, że nie zaspokaja to subiektywnych roszczeń - na przykład roszczenia by nie być nigdy sprawiedliwie osądzonym (wyrzucając przy okazji poza świadomość Miłosierdzie w swoim buncie) czy roszczenia, aby Bóg nie dopuszczał żadnego cierpienia lub żeby to, do czego się jest przywiązanym nie było grzechem. Uznanie nad sobą wyższej Istoty, która przekracza człowieka pod każdym względem oraz własnej grzeszności i niewystarczalności to postawa pokorna i zdrowa. Także realistyczna, gdyż człowiek naprawdę jest słaby, egoistyczny i niejako siebie przerasta czy do siebie nie dorasta (pragnie doskonałości, którą sam nie jest i nigdy nie będzie). Kiedy człowiek chce być sam Bogiem, zawsze zaczyna się źle dziać. Jest to choroba współczesności, sprowadzająca człowieka do "zlepku komórek", przypadkowego tworu ewolucji, trochę lepszego zwierzęcia, to ślepa uliczka, która zabiera poczucie sensu i nieraz prowadzi do poczucia tragizmu (z punktu widzenia ewolucji jestem przegrany i nie mam prawa do szczęścia, którego pragnę). A jak pisał jetodik, człowiek jest wyjątkową istotą, jedyną, która posiada świadomość, pamięć, język, kulturę, wolność i ideę Wyższej Istoty.
  22. Ambaras, ładnie tłumaczysz take'owi to i owo, problem jest tylko taki, że on prawdopodobnie nawet tego nie przeczyta (za długie). Take żyje we własnym, szczelnie zamkniętym świecie i rozmawia jedynie ze sobą, co wynika po części z jego zaburzeń. Ma mocno skrzywioną wizję Boga, ale do niej dostosowuje całe swoje życie duchowe. Woli się skupić na tym, że piekło nie powinno istnieć niż zastanowić się nad swoim wychowaniem i wyolbrzymionym strachem przed potępieniem. Ale może się mylę, take?
  23. refren

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=7CZq051btlE][/videoyoutube]
  24. Przecież niewiara w boga jest największym grzechem. Nie znam się dokładnie na teologii ale pierwsze słyszę aby ateiści mieli szansę na raj skoro nie przyjęli słowa bożego, zresztą im na tym nie zależy. carlosbueno, trochę cofam wątek (str 362), ale powiem tylko tyle: jeżeli wiesz, kto będzie zbawiony, a kto nie, to gratuluję, bo to znaczy że Ty i Bóg macie wyłączną wiedzę w tym temacie. Wcześniej myślałam, że tylko Bóg. :)
  25. refren

    Utrata emocji

    Niestety wiedza wśród lekarzy na temat osłabienia odczuwania czy braku emocji jest mała, w dodatku zwykle liczą się dla nich inne rzeczy (jak objawy psychotyczne, depresja, zaburzenia osobowości itp) a z tym problemem mogą Cię zbywać. Nie wierzę, że od jednego lorafenu mogą zniknąć emocje, wiem jednak że przy objawach psychotycznych i braniu leków ich odczuwanie może być chwiejne. Jak dla mnie może być wiele przyczyn 1) "dziura" popsychotyczna 2) leki 3) atak paniki (psychika się znieczula, bo dostała za silne bodźce i chce się chronić) 4) kilka rzeczy naraz (np. rozchwianie neuroprzekaźników od psychozy i/lub leków 5) zmiana niepewności z chłopakiem na jawną sytuację bycia parą No widzisz, mimo "braku uczuć" wiesz, że go kochasz. To dobrze. Ten spadek może być chwilowy i względny, to znaczy możesz odczuwać słabsze emocje niż tuż przed "stratą", ale nie znaczy, że ich nie ma. Bez względu na przyczynę zawsze warto stymulować swoje emocje i próbować przebić się z powrotem przez skorupę na powierzchnię. Zwłaszcza, że żaden lekarz za Ciebie tego nie zrobi. To jest ciężka praca, przy której trzeba się skupić i szukać czegoś, co ma w sobie wiązkę dawnego smaku życia, a potem się jej uczepić. To znaczy nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie zadziałało. Czasem potrzeba czasu, żeby coś tam się zregenerowało w głowie i dopiero się udaje.
×