Skocz do zawartości
Nerwica.com

zubryk

Użytkownik
  • Postów

    153
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zubryk

  1. zubryk

    2,5 roku

    W październiku 2012 roku przybyłem tu na forum aby łączyć i dzielić się w bólu spowodowanym nerwicą-qrwicą. Pierwszy post: walcz-cy-wita-t38988.html Nie będę przepisywał tego co już zamieściłem w tamtym temacie. Droga była ciężka, najeżona wybojami, dziurami, pułapkami, tygodniami a nawet miesiącami zwątpienia. W pierwszym roku przeżyłem kurację fluanxolem, wizyty u psychiatry oraz psychologa. Rzuciłem się w sport - kolarstwo - który pozwalał mi na powrót nabrać stopniowo pewności siebie w stosunku do stanu zdrowia, co do którego miałem spore wątpliwości, chyba jak większość tutaj. Moją drogę do wolności mogę podzielić na 5 etapów: 1. Zaprzestanie noszenia ze sobą inhalatora który pozwalał w krótkim czasie na wyeliminowanie duszności. Pierwsza ważna decyzja, odcięcie się od koła ratunkowego, które pomagało mi utrzymać się pośród fal wzburzonego oceanu. 2. Odstawienie po ok 6-8 miesiącach leku - po konsultacji z lekarzem. Powrót do stanów lękowych i bólowych ale już w mniejszym natężeniu, pozwalającym starać się żyć normalnie. 3. Porzucenie wizyt u psychologa. Po wielu wizytach doszedłem w końcu do wniosku, że cotygodniowe wracanie do mętolenia problemu przestawało mi odpowiadać. Zamiast zapominać o problemie, a jest to dość ważny krok ku wolności, co tydzień musiałem nurzać się w zaburzeniach, próbować rozbijać je na czynniki pierwsze. W końcu powiedziałem dość a po ostatnim wyjściu z gabinetu poczułem niebywałą lekkość. 4. Zakończenie współpracy z psychiatrą. Doktor zostawił mi oczywiście furtkę: jeśli tylko zaczęłoby się coś dziać proszę przyjść bez rejestracji. Moment ten miał miejsce w lutym tego roku. Oczywiście po wyjściu z gabinetu znowu poczułem lekkość. 5. Wyrzucenie z "zakładek", "ulubionych" czy jak to się nazywa w różnych przeglądarkach oraz historii przeglądania, wszelkich stron dotyczących nerwicy. Przy okazji przestałem szukać informacji o tej dolegliwości (tak jak bym większości nie widział po tylu dziesiątkach godzin czytania ). To było nagłe cięcie ostrym nożem. Żadnych: a może zaglądnę, poczytam co nowego, co u innych. Koniec! A dalej to już życie. Wspomaganie się magnezem, selenem, melisą i przede wszystkim SPORTEM. To dzięki niemu można napompować organizm endorfinami. Wytworzone podczas wysiłku hormony wzrostu pomogą odbudować to co w organizmie się posypało. Można uwierzyć, że skoro tętno 185 na wyjątkowo stromym podjeździe mnie nie zabiło to głupie, napadowe 120 też mi nic nie zrobi. Kilku godzinne jazdy stały się dla mnie czymś normalnym. Jeśli w organizmie skumuluje mi się stres to wysiłek jest w stanie świetnie go wypalić. I najważniejsze: przestać żyć nerwicą. Ona tylko wskazuje drogę, że człowiek zbłądził. Pozwala zastanowić się nad życiem, poszukać nowych możliwości lub powrócić do starych, sprawdzonych rozwiązań. Wskazówka to nie sedno życia. Oczywiście nie jest łatwe zapomnieć o nerwicy, zwłaszcza kiedy boli, ciśnie, dusi, serce kołacze i się potyka, a w głowie szaleje lęk. Jednak z perspektywy czasu powiem, że łatwiej jest próbować się nie skupiać na tym zaburzeniu niż nurkować z uwielbieniem w treściach zamieszczonych na różnego rodzaju stronach poświęconych nerwicy czy analizować w głowie z dokładnością sekundową aktualne samopoczucie. Jakie mam plany na przyszłość? Żyć! Cieszyć się rzeczami dobrymi, wywalać po za nawias złe. Kryzysy są i jeszcze pewnie trochę potrwają, zwłaszcza w okresie jesiennym i wiosennym. Jednak są one coraz mniej odczuwalne. Nie przeszkadzają w codzienności tak jak kiedyś. Nie ograniczają mnie i łatwo i nich zapominam. Byle się znowu nie zapuścić tak jak kiedyś. Trzeba jednak dbać o formę. Siedzenie w domu przy pudełku czekoladek, owiniętym w koc i słuchanie smutnej muzyki oraz użalanie się nad złem świata na pewno nikomu w niczym nie pomoże, a takie postawy często widziałem, kiedy jeszcze czytałem forum po 20 razy dziennie. Jedną z pamiątek wydarzeń w tytułowym 2,5 letnim okresie jest nadal duża nadwrażliwość na kofeinę. Wystarczy kawa-lura i za godzinkę mam organizm napompowany adrenaliną jak przed gastroskopią w 2012 roku :). Żyjcie i zrzucajcie z siebie zaburzenia. Ja zmykam. Powodzenia!
  2. Opleciony kablami i elektrodami, czyli holter.
  3. Rzeczywiście mocne, prawie dwukrotnie większe od dopuszczalnej dobowej dawki, trzy opakowania 50 x 0,5 mg! Pytanie z rodzaju, co grozi przy zdetonowaniu kanistra z 20 litrami benzyny w metrze, w szczycie komunikacyjnym.
  4. W celu wzięcia nerwa na rogi, pojechałem na wycieczkę rowerową. Dystans 40 km w czasie 1 h 28 minut ze średnią niespełna 28 km/h.
  5. I to jest największy błąd, odmawianie sobie wszystkiego, zamknięcie się w domu. W ten sposób można się tylko sztucznie utwierdzić w przekonaniu, że nawet kiwnięcie palcem będzie zabójcze. Tak się rodzą ciężkie fobie. Jak zacząłem jeździć to też w głowie miałem wyłącznie czarne myśli i wizje omdlenia, zawału, wylewu czy potrącenia przez ciężarówkę. Z tego powodu zainwestowałem nawet w pulsometr sportowy, kask, kamizelkę odblaskową, mocniejsze oświetlenie oraz puchę napoju izotonicznego w proszku aby w trakcie wysiłku uzupełniać minerały/elektrolity, witaminy i cukier. Dawało mi to kontrolę nad sobą i pewien komfort psychiczny. A jak widziałem na zegarku za wysokie tętno to po prostu zwalniałem albo robiłem przerwę. Potem wracałem do domu i non stop się kontrolowałem myśląc o ciśnieniu, tętnie, zadyszce itd. Ale z czasem to przechodzi. Teraz pulsometru nie używam, do bidonu leję wodę mineralną, kasku nie chce mi się nosić (to akurat źle). Robię dłuższe trasy poza miasto, gdzie muszę pogodzić się z samotnością i ruchem osobówek, ciężarówek, jeżdżę ze średnimi prędkościami 30 km/h. Do domu wracam zmęczony i nic. Oczywiście, czuję czasami ucisk w okolicach mostka, lekkie duszności ale nie robię już z nich tragedii. Do wszystkiego trzeba dochodzić stopniowo, najpierw krótsze trasy, wolniej, tam gdzie dużo ludzi, aby przynajmniej mieć spokój, że w przypadku jakiegoś nieszczęścia ktoś będzie mógł pomóc, zadzwonić na 999. Jak obłaskawisz strach to reszta przyjdzie sama. arturkrakow, szkoda, że nie mieszkamy w jednym mieście. Może gdybyś na wycieczki wybierał się z kimś kto już to wszystko przeżył i przeżył :), poczułbyś się pewniej. Nie wiem jak daleko masz do ścieżek nad Wisłą, ale miejsce idealnie nadaje się do takich spacerowo-rekreacyjnych wycieczek. Wszak ludzi tam sporo.
  6. Lęki i inne nerwicowe badziewie nie przejdą z dnia na dzień. Dopiero w czasokresie minimum miesięcznym da się zauważyć jakieś różnice. Spaceruj, zwiedzaj, czytaj, gotuj, piecz, maluj, fotografuj, bylebyś nie siadała i nie myślała uparcie o dolegliwościach, bo to jednak nie pomaga. Pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Wychodzenie z tego dziadostwa to długotrwały proces, uzależniony od psychiki, życia codziennego, sposobów walki (a tych są miliony). Żadna sztuka spacyfikować się farmakologią i udawać, że wszystko jest ok. Oczywiście jest ona ważna, bo pozwala wyhamować rozhulany emocjonalnie organizm, zapewnić spokój psychiczny, przeciąć samonakręcającą się pętlę lęku, ale sporo zależy od własnego wkładu w proces leczenia. Ja uderzyłem w jazdę na rowerze i czytanie książek. Śmiem twierdzić, że w ciągu ostatniego 1,5 roku przeczytałem więcej niż przez ostatnie 15 lat.
  7. Jak sobie poradzić? Ile ludzi tyle sposobów, bo każdy ma inną konstrukcję psychiczną, naznaczona przeżyciami z całego życia. Wiele może pomóc wizyta w Poradni Zdrowia Psychicznego. Skoro nie jesteś w stanie poradzić sobie z problemem sama zgłoś się do specjalisty. Nie ma się czego bać i wstydzić. Stawiam, że 80% forum było w takiej poradni. Nawet tacy ludzie ida po pomoc tam gdzie trzeba, a potem nawet o tym opowiadają publicznie http://www.fakt.pl/Piosenkarz-Sebastian-Karpiel-Bulecka-wyznal-ze-cierpial-na-nerwice-Artysta-mial-nerwice,artykuly,203229,1.html
  8. Wypłukiwanie magnezu to jedna strona medalu. Bardziej na samopoczucie wpływa fakt, że kofeina zwiększa, przedłuża a nawet wywołuje efekty działania adrenaliny. A to jest ostatnia rzecz, na spółkę z kortyzolem, która potrzebna jest osobie z nerwicą lękową.
  9. Domowy tez może to wypisać, koszt ok 13-14 zł. Kiedy pulmonolog mi to przepisała, zaleciła dawkowanie tylko doraźne, czyli jeden strzał w przypadku duszności. Astmatycy maja inne dawkowanie, stosują to 2-3 razy dziennie.
  10. I ja tez mam płuca zdrowe. Spirometria wyszła jak należy, astmy nie mam. Tyle, ze lekarka podeszła do tematu ze zrozumieniem i dzięki niej mogłem się cieszyć normalnym oddechem. Potem duszności i tak przeszły, a zużyty do połowy Ventolin leży sobie w szufladzie.
  11. A Ventolin przy dusznościach to cudo. Raz, że działa szybko, dwa, wiesz, że masz w kieszeni świetnego pomocnika jakby co, to poprawia komfort psychiczny.
  12. dusznomi, wybierz sie do pulmonologa i powiedz o dusznościach. Ja byłem i dostałem Ventolin. Jeden strzał w płuca i za 5 minut duszności znikały. Usuwanie skutków również poprawia kondycje psychiczną.
  13. Tak. Czasami czuję się zupełnie bez kondycji, kiedy wejdę po wyższych schodach a serce chce wyskoczyć z klaty a oddech przyspiesza. Trzeba się wtedy na przekór wszystkiemu wziąć za dowolną aktywność fizyczną - długie spacery, nordic-walking, rolki, rower, pływanie. W nerwicy organizm trwa przez większość czasu w stanie permanentnego pobudzenia - stanie gotowości do odparcia wyimaginowanego zagrożenia. Hormony i neuroprzekaźniki szaleją. Zapasy energetyczne są zużywane w tempie ekspresowym zupełnie nie potrzebnie. Ale ponieważ organizm nie posiada nie wyczerpanych ich źródeł, więc po okresie pobudzenia przychodzi osłabienie. Adrenalina się kończy, kortyzol spada, ATP i zapasy glikogenu zaczynają się dopiero odbudowywać. To tylko fizjologia. U Ciebie dochodzi ta niedoczynność tarczycy co powoduje spowolnienie metabolizmu, przez co organizm dłużej odbudowuje zapasy.
  14. zubryk

    czego aktualnie słuchasz?

    Jeśli Pink Floyd to i koniecznie [videoyoutube=Jey20qVirXg][/videoyoutube]
  15. Ech, urlop, wyjazd w góry aby się zrelaksować na łonie przyrody. I co? Nie powiem, ataków paniki brak, duszności, bólu w klatce i brzuchu też. Generalnie byłoby bardzo ok gdyby nie jeden szkopuł. Od przyjazdu każdego wieczoru przy próbie zaśnięcia moje serce odstawia 2-3 godzinny koncert z głównym zaproszonym - dodatkowymi skurczami serca. Tętno normalne, ciśnienie chyba też, nie wiem, nie mierzę, a dodatkowe skurcze pokazują jak świnia wygląda. Żeby to były pojedyncze sztuki. A tu seriami leci 2-4 jeden po drugim. I tak kilka razy na minutę. Oszaleć można. Magnez łykam od 3 tygodni (2 x dziennie chelamag). Może tym razem pozbyłem sie potasu? Teraz pochłonąłem dwa pomidory, doraźnie, na noc. Jutro trzeba asparginu poszukać.
  16. zubryk

    Suchar na dzisiaj :)

    Przydałoby się :) -- 19 lip 2013, 15:02 --
  17. tomciooo Jak będziesz opuszczać gabinet, po zapoznaniu się z wynikami z holtera, i okaże się, że wszystko jest ok, to zaręczam, że wyfruniesz stamtąd radośnie i przynajmniej kilka-kilkanaście godzin, może nawet dni wszystkie dolegliwości związane z sercem Ci przejdą. A potem stara nerwica dojdzie do głosu. I tylko od Ciebie będzie zależało, czy dasz się ponieść ponurym myślom, czy odrzucisz je przekonując samego siebie, że masz jednak serce zdrowe, bo tak wynika z tego bądź co bądź, dokładnego badania. dusznomi, Z głupimi myślami nie wygrasz. Nie walcz z nimi bo to tylko nakręca dolegliwości. Czytaj to http://www.szaffer.pl . Jak już przeczytasz wszystko, to zacznij od nowa. A potem jeszcze raz, jednocześnie wyciągając wnioski i przyswajając bardzo ważne informacje tam zawarte. Oczywiście nerwica nie przejdzie z dnia na dzień. Ale może jak przeczytasz, zrozumiesz i uwierzysz w to że to co czujesz to skutki wielu tysięcy lat przystosowania do życia, a u zaburzonych tylko wyolbrzymione, to zaczniesz przecinać błędne koło, które powoduje uciążliwe objawy. Jesli wszystko będziesz robił jak należy to i objawy zaczną stopniowo zanikać. U jednych może byc to miesiąc, u innych rok lub dwa. To kwestia indywidualna. I jeszcze jedno. Jesli używasz cisnieniomierza, albo lubisz sobie sprawdzać często tętno na nadgarstku czy tętnicy szyjnej, bo wydaje Ci się, że serce za szybko bije - skończ z tym! Takie ciągłe się kontrolowanie tylko przeszkadza, nakręca puls i sieje głupie myśli w głowie.
  18. Duszności jeszcze nie raz dadzą Ci się we znaki. Ale nie będą tak uporczywe i długotrwałe jak na początku. Jedyne co Cie może uratować to myślenie, że to minie i nie robienie z tego tragedii. Wiem, nie jest to łatwe, ale sam to przechodziłem/przechodzę i to pomaga.
  19. Jakieś 3 tygodnie temu miałem owocną sesję u terapeuty. Wygadałem się z mocno ukrywanych rzeczy. Poczułem się tak, jakbym zrzucił potężny głaz z serca. Nagle objawy nerwicy się skończyły. Żyłem sobie w radości cały tydzień. W sobotę poczułem się już tak mocno, że wypiłem sobie podwójne espresso. I wszystko wróciło. Uciski w klatce, skurcze brzucha i inne rzeczy tym podobne. Nie wracam już do kofeiny. Nie w ciągu najbliższych dwóch lat.
  20. 6 tygodni od odstawienia leku. Jak mnie denerwują te wędrujące po klatce, szyi i brzuchu bóle, uciski, skurcze, łaskotania - do wyboru jedno z wymienionych w tym samym czasie. I tak będzie skakać, z miejsca na miejsce szukając swojej szansy.
  21. http://leki.urpl.gov.pl/files/Fluanxol_0_5.pdf Czyli po 2 tygodniach powinno być ok. A po trzech na pewno.
  22. Na poprawe nastroju :) http://kwejk.pl/obrazek/478736/symptomy-w-necie.html
  23. Z tego co kiedys czytałem, to sposobem aby zbadać, czy w organizmie jest niedobór magnezu jest próba polegająca na podaniu doustnie określonej ilości pewnego związku magnezu (nie pamiętam teraz nazwy a i strony znależć nie mogę), a po kilku/kilkunastu godzinach sprawdza się ile tego związku przedostało sie do moczu. Przy dużych niedoborach w moczu jest o wiele mniej tego związku, bo reszte przyswoił organizm. Poziom Mg we krwi nie dowodzi niczego. No może oprócz informacji, że system regulacji stężenia pierwiastków we krwi działa dobrze.
×