Skocz do zawartości
Nerwica.com

klarunia

Użytkownik
  • Postów

    387
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez klarunia

  1. To może zwykła samodyscyplina by Ci pomogła? :) Na przykład powtarzanie sobie jakiegoś pozytywnego zdania przez ileś dni. Ja tak robię ostatnio i poprawiło mi się samopoczucie :) Albo ostatnio postanowiłam też, że przez 40 dni będę się uśmiechać, choćby nie wiem co nawet, gdybym była w złym nastroju. Chodzi mi o to, żeby zamiast stawać się szczęśliwym i potem zacząć się uśmiechać... najpierw zacząć się uśmiechać, i dzięki temu być szcześliwym. Działa genialnie :) poza tym mam to postanowienie o uśmiechu, bo czytałam o tym, jakie to przynosi efekty. I teraz nawet uśmiecham się do monitora :) Piszę ci to, bo ja tez nieraz mam problem z zabraniem się do dzialania i zamiast tego wolę rozmyślać. Ale na dłuższą matę tak się nie da. Na przyklad to uśmiechanie się jest trudne, bardzo trudne, ale... kiedyś w końcu trzeba się zmusić i uwierzyć, że pewnego dnia wyniknie z tego coś dobrego. No po prostu trzeba, trzeba się zmusić.
  2. A może faktycznie masz jakieś doświadczenia typu... "wizja"? Jest na przykład coś takiego, jak "chrzest w Duchu Świętym". Kojarzy mi się to bardzo z twoim doświadczeniem, które opisałeś. A z tymi przykazaniami to nie do końca się zgodzę. Ale to temat na inną dyskusję. Poza tym... w pewnym sensie masz rację, że jesteś wyjątkowy. Każdy jest wyjątkowy i każda chwila jest "niezwykła". Ludzie często mają się za wyjątkowych, kiedy tak naprawdę są przeciętni, a nawet niczego za bardzo w życiu nie robią... Ale oni też gdzieś tam mają rację, bo oni własnie mieli być wyjątkowi, bo każdy (moim zdaniem) urodził się po to, żeby być "Kimś". Tylku wielu ludzi zamiast podążyć za tym i stać się tym "Kimś" woli udawać, że już są świetni. I zamiast coś zrobić, napuszają się jak pawie, kiedy ktoś im uświadamia prawdę
  3. klarunia

    Bycie miłym.

    siostrawiatru, to... niedobrze... to trochę skrajne. O jednym tylko mogę coś konkretnego powiedzieć: Kiedyś też pomagałam, kiedy mogłam i nikt mi się nie odwdzięczał. Nabralam wtedy przekonania, że ludzie są niewdzięczni i okropni. Wtedy też zastanowiłam się nad tym wszystkim... i doszłam do wniosku, że ja nie pomagam dlatego, ze chcę pomagać, tylko dlatego, że się boję, albo oczekuję w zamian na przykład życzliwości. Postanowiłam to zmienić i pomagać tylko wtedy, kiedy naprawdę chcę pomóc, tak bezinteresownie. I stała się magia: ludzie zaczęli się odwdzięczać!
  4. Jej, nie przepadam za tym "idolizowaniem" No ale mniejsza. A co konkretnie sobie uroiłeś na swój temat? Wmawiasz sobie, że kim jesteś? Przez ostatnie kilka lat doszłam do wniosku, że w moim przypadku nie ma co grać kogoś lepszego i udawać, że jestem w czymś na lepszym poziomie, niż jestem... To po prostu nie ma sensu.
  5. Ja nie przeczytałam wszystkich postów, ale chyba rozumiem. Ludzie lubią czasem cierpieć i to jest moja odpowiedź. Choroba może nieść ze sobą "korzyści". Prawda jest taka, że łatwo jest być szczęśliwym, kiedy ma się już wyrobiony nawyk szczęścia (trudno może być STAĆ SIĘ szczęśliwym, ale to inna kwestia). Ale jeżeli ktoś nigdy NIE STAŁ SIĘ szczęśliwy, to może nie znać najkorzystniejszych sposobów, w jakie osoba szczęśliwa i zdrowa radzi sobie z życiem. Wtedy używa innych sposobów. Jednym z nich może być choroba. Człowiek może stać się chory, bo chce być chory, tak samo, jak człowiek może stać się zdrowy, bo chce być zdrowy (jest oczywiście wiele przypadków takich wyleczeń). Podsumowując: ktoś może nie znać lepszego sposobu na osiągnięcie tych samych rzeczy. Też na tym forum wielokrotnie sugerowałam, że niektórzy ludzie są chorzy, bo sami sobie to wmówili i dlatego, ze z takich, czy innych powodów chcą być chorzy i zawsze zostawałam atakowana. Poza tym wydaje mi się, że w niektórych przypadkach wcale nie trzeba być specjalistą, żeby widzieć, że ktoś sam sobie wmówił chorobę. To czasem po prosto aż razi po oczach. Niektórzy po prostu nie lubią słyszeć prawdy, która mogłaby im pomóc. -- 03 sie 2013, 23:32 -- Pytajka, ten przykład z paktofoniki... no właśnie, facet miał powód: nie chciał iść do wojska. Czyli jakiś powód był. Zawsze jest jakiś powód.
  6. Też czasem mi się to zdarza, i kiedyś było tak nasilone, jak wspomina autor. Teraz jest normalne, jak u każdego człowieka. U mnie rozwiązaniem było zauważenie, że te fantazje wynikają ze strachu. Fantazjowałam, zeby odpędzić od siebie strach i nieprzyjemne uczucia, zagłuszałam je.
  7. Wyjaśniliśmy sobie nawzajem z moim chłopakiem, co tak naprawdę zaszło. Wiem już, jak było naprawdę i okazało się, że po prostu nie dostałam od niego wystarczającej ilości informacji... no, never mind... nieporozumienie. A jak już się pogodziliśmy obejrzeliśmy fajny film na ten właśnie temat: "Dwóch gniewnych ludzi" :-) Polecam. Dobrze ukazuje problem. Jak na to teraz patrzę to chyba faktycznie kluczem jest pewność siebie. Jak człowiek wie, że jest ważny, to właściwe słowa w takich sytuacjach jakośtak same się pojawiają. -- 29 lip 2013, 16:25 -- Bree, ja na szczęście, jeśli chodzi o takie pytania w stylu: "Czy chcesz iść do kina? Na jaki film?" itp. odpowiadam prawdę. Mój chłopak mnie do tego przekonał, bo jak widział, że po raz dziesiąty okazuje się, że jednak nie chciałam czegoś, a się na to zgodziłam... powiedział, że chciałby, żebym mu mówiła prawdę. -- 29 lip 2013, 16:26 -- zmienny, mi się wydaje, że ludzie są wdzięczni, ale jakimś dziwnym trafem nie wobec takich ludzi, którzy pomagają ze strachu przed odrzuceniem itp.
  8. ok xD kurde, a myślałam, że przekleństwa trafiają do każdego faceta
  9. Ok :) Ostatnio intensywnie to robię. A Ty nie masz problemów w takich sytuacjach? Kurcze, tak napisałam, że nie umiem w takich sytuacjach wymyslić, co należy powiedzieć... Chciałam powiedzieć wtedy, że mam żal do mojego chłopaka. Bo był ten koleś, co mnie drażnił od roku. Nocował, kiedy chciał, naruszał moją prywatność, wkurzał mnie generalnie, a jak mu zwróciłam uwagę, to zareagował: "no przecież takie są uroki życia z kimś, ty to jakaś dziwna jesteś". A mój chłopak wiedział o tym wszystkim. I potem ten sam koleś przychodzi do niego i oskarża mnie. A mój chłopak nie kazał mu się ode mnie odczepić :-/ To mnie w tym wszystkim najbardziej zabolało. Mógł go wysłuchać, a potem kazać mu się ode mnie odczepić i przyjść ze swoimi żalami do mnie. ...a teraz sobie uświadomiłam, że przecież ja powiedziałam to, o co mi chodziło. Tylko mój chłopak i mój przyjaciel mnie nie posłuchali. Z jednej strony się im nie dziwię, bo rzucałam przekleństwami i przekaz był bardzo niejasny. Teraz pogadałam o tym znowu z moim przyjacielem i powiedział, ze zgadza się ze mną i że żałuje, że mnie wtedy nie poparł. Jak się spotkam z moim chłopakiem to może sobie to wyjaśnimy.
  10. Candy14, dzięki. Kurcze, tylko nie mam pojęcia, jak zrobić tak, żeby... umieć myśleć w momencie, kiedy mnie atakują. No bo czasem głupio na kogoś najeżdżać, jak się nie ma racji. A ja w takich momentach jak na przykład ten, kiedy ta babka wpadła i mnie zaczęła wyzywać nie umiem myśleć. Nie potrafiłam zweryfikować, co należało jej powiedzieć. Jak teraz na to patrzę, to bym jej powiedziała, że uważam jej faceta za kretyna za całokształt i nie wiem, co jej do tego, bo co nie wolno mi? I powiedziałabym, że nie życzę sobie, żeby jakiś cieć udzielał jakichś głupich rad mojemu facetowi i że mam gdzieś, czy zrobił to z "troski". Niech się zajmie swoim związkiem. To tak naprawdę myślę. Ale wtedy nie umiałam wpaść na to, jak mogłabym się obronić.
  11. Bree, a też masz tak, że Ty coś myślisz, że wydaje Ci się to prawdziwe, ale kilka osób Ci mówi, że Ci się źle wydaje i Ty sama zaczynasz wątpić i przyznajesz im rację? A potem nagle przychodzi jeszcze ktoś inny i zgadza się z Twoim wcześniejszym zdaniem i wtedy Ty kapujesz: kurcze, przecież mam rację! Mi się to bardzo często zdarza.
  12. Po tej sytuacji i kilku innych, mi też się wydaje, że warto :-) Raz nie powiedziałam... i potem to wywołało taką konsekwencję, że doszło do kłótni i i tak w efekcie wyszło na jaw to, co myślę. Wydaje mi się, że wszystko prędzej, czy później wychodzi na jaw.
  13. Cześć Wam! :-) Muszę się Wam pożalić... Czy Wy też ukrywacie przed ludźmi swoje prawdziwe zdanie? Albo nie mówicie im, że tak naprawdę nie chcecie czegoś zrobić? Albo, że chcecie coś zrobić? itd... Pytam, bo wczoraj miałam głupią sytuację. Zaczęło się od tego, że rok temu szukałam mieszkania. Przeprowadziłam się z mieszkania, które mi się nie podobało i chciałam tym razem znaleźć coś z naprawdę fajnymi ludźmi, żeby fajnie się tam spędzało czas. I na początku faktycznie, jak nie chciałam to mówiłam, że nie. Ale potem miałam poczucie, że czas nagli, choć teraz widzę, że spokojnie mogłam jeszcze poszukać. W każdym razie w pewnym momencie okazało się, że jedna dziewczyna, którą znam ze studiów szuka współlokatorki. Dowiedziałam się tego w rozmowie z nią i pierwszą moją myślą było: "No nic z tego nie będzie dobrego.". Przewidywałam, że skoro na uczelni nie zadaję się z nią, i raczej nie uwielbiam z nią przebywać, to we wspólnym pokoju będzie jeszcze gorzej... No ale z braku asertywności zgodziłam się na oglądanie mieszkania :-/... Poszłam oglądać. I atmosfera była tam taka sielankowa, siedzieliśmy sobie, ona nawet wtedy jakimś winem nas poczęstowała (bo były tam jeszcze dwie osoby poza nami). I nie potrafiłam odmówić, to nie pasowało do obrazka tego spotkania, nie chciałam odmową psuć atmosfery... :-/ No i stało się. Zaczęłyśmy mieszkać razem i okazało się, że miałam słuszne przeczucia: nie miałam z tą dziewczyną nawet o czym rozmawiać,poza tym na tym mieszkaniu panują zupełnie inne zasady, niż te, które ja preferuję. Przeszkadzało mi to okropnie. Po pół roku miałam ochotę się wyprowadzić, ale bałam się tej dziewczynie tego powiedzieć. Na dodatek jeszcze ona zaczęła ze sporą intensywnością zapraszać swojego chłopaka i siedział u nas na przykład 5 dni w tygodniu, w moim i jej pokoju. Nocował u nas, kiedy chciał. A ja zaczęłam mieć zero prywatności, zero samotności. Zawsze, jak wchodziłam do pokoju, ktoś tam był. Nie mogłam tego wytrzymać. W końcu ich poprosiłam, żeby on przychodził głównie wtedy, kiedy mnie nie ma. Posłuchali, ale ten koleś mi powiedział, że takie są uroki mieszkania z kimś, i dał mi do zrozumienia, że mój wymóg jest dziwaczny, i że wcale nie uważa, żeby przychodził za często. Zdenerwował mnie tym, jak i też wieloma innymi drobnymi rzeczami. Ogółem go nie lubiłam. Denerwowały mnie też jego różne, sztywne poglądy. Ten sam koleś pogadał z moim chłopakiem na temat tego, że ja dziwnie się zachowuję wobec mojego najlepszego przyjaciela. No to ja się strasznie wkurzyłam, bo to brzmiało, jakby mnie oskarżał o zdradę. Okazało się, że mojemu chłopakowi przeszkadzało moje zachowanie wobec mojego przyjaciela, niezależnie od gadki tamtego drugiego kolesia. Ale nikt mnie nie oskarżał o zdradę, tylko o to, że z zewnątrz może wyglądać, jakbym miała dwóch chłopaków. Podobno nawet ludzie z zewnątrz się pytali, z kim ja właściwie jestem. Po prostu chodziło o to, ze bardzo często się spotykam z moim przyjacielem na uczelni, że przychodzi po mnie regularnie po zajęciach, że się witamy i żegnamy przytuleniem, i o całokształt ogółem, o drobne gesty. Byłam tym zaskoczona, bo dla mnie moje zachowanie wobec przyjaciela było normalne. Poza tym myślałam, że zostałam oskarżona o zdradę. Zamiast zadzwonić do tego kolesia, co gadał z moim chłopakiem i wyjaśnić sprawę, wyjaśniłam to z nim przez sms-y, bo nie miałam odwagi zadzwonić. Z resztą, byłam już tak na niego wkurzona ogółem, że bałam się, że zbluzgam go przez ten telefon :-) W każdym razie spotkaliśmy się z moim chłopakiem i z moim przyjacielem u mnie, żeby ustalić, co z tym zrobić. Wtedy moja wściekłość na tamtego kolesia sięgnęła zenitu i wreszcie wybuchłam i zaczęłam go strasznie wyzywać bardzo głośno przy moim chłopaku i przyjacielu. Wtedy dziewczyna tego kolesia się wkurzyła, wpadła do pokoju i powiedziała do mnie: "Idiotą, (+ inne określania) to tutaj jesteś ty!". I ja wtedy odruchowo zaczęłam się tłumaczyć, przepraszać i usprawiedliwiać :-/... Udało mi się załagodzić sytuację, trochę się ludzie uspokoili, trochę nawet z tego pożartowaliśmy.No ale ja i tak już zdania o tym kolesiu nie zmienię, i moje przekleństwa pod jego adresem były... po prostu szczere. Choć oczywiście tej dziewczynie powiedziałam, że: "nie, nie, nie, wcale tak naprawdę nie myślę, bo jakbym myślała, to bym mu to powiedziała w twarz, a to było tylko wyrażenie złości". Ona też przeprosiła, że tak wpadła. Ale ja i tak mam jej dość i słyszę w swojej głowie tylko to: "Idiotą, to tu jesteś ty!". Nie lubię jej charakteru, nudzą mnie tematy, o których ona rozmawia, nie podoba mi się jej podejście do wszystkiego. A co do przyjaciela... zmienię swoje zachowanie wobec niego, bo faktycznie widzę w tym sens. Mam mało znajomych, z którymi mogę gdzieś wyjść i dlatego tak się skupiłam na tym przyjacielu, a to nie jest dla mnie dobre i już sama mam tego dość. W każdym razie... sama sytuacja w sobie już teraz nie jest problemem, ale zdałam sobie sprawę, że z niepowiedzenia prawdy na początku wynikło coś takiego... Pewnie wiele podobnych sytuacji w moim życiu wynika z udawania. Też tak macie? Wiem, że to długie, ale chciałam opisać wszystko, żeby jasno przedstawić, jak ten proces zachodzi :-)
  14. Muszę Cię rozczarować. Moim zdaniem kompletnie się pomyliłeś. O 180 stopni. Opisałeś wszystkie rzeczy, które Twoim zdaniem są w Tobie "nie tak" (wygląd, wiedza itp...). Te rzeczy są ok. Te rzeczy zawsze są ok, bo są mniej istotne, niż ci się wydaje. Napisałeś, że Twoje wnętrze jest przyzwoite. A to właśnie w nim tkwi problem. Musisz zmienić swoje myślenie o sobie i o świecie. Na razie pławisz się w czarnych myślach. Nic nie robisz, żeby poprawić to, co w Twojej głowie, tylko raczej to umacniasz. Sam się dołujesz i dobijasz. Większość studentów leniuchuje i nie obchodzi ich, co robią inni studenci, nie wiem, czemu Ciebie obchodzi. Przeszłość naprawdę nie ma tu nic do rzeczy. To nie przez przeszłość Twoje życie wygląda źle, tylko przez Twoje nastawienie do niego. Szczęście tkwi w oczach człowieka patrzącego na swoje życie, nie w życiu, tylko w tym, jak się na nie patrzy. Kiedy Ty zmienisz swoje myśli w bardziej pozytywne, to rzeczywistość wokół Ciebie też się zmieni. Tylko zanim to się stanie trzeba wytrwałości. Dobrych myśli nie powtarzaj sto razy dziennie, bo to za mało. Powtarzaj je nie tysiąc razy, tylko tysiące tysięcy razy. Wtedy masz efekt w kieszeni.
  15. Ale na czym tu właściwie polega problem? Nie piszę tego w negatywnym sensie, ale nie rozumiem. Przecież sama sobie powiedziałaś, co należałoby zmienić. Zrobić to, co Ty tak naprawdę chcesz zrobić i zmienić myślenie na bardziej pozytywne. Wywalić ze swojej głowy złe myśli na każdy temat.
  16. Hmm... mi się to kojarzy z zaburzeniami równowagi sensorycznej. Niestety nic nie powiem więcej, bo nie jestem ekspertem. Ale z takich zaburzeń mogą wynikać różne trudności z pracami manualnymi. Mam nadzieję, że takie określenie jeszcze nie padło.
  17. a moim zdaniem głupotą jest zarzucanie głupoty ludziom, którzy przynajmniej próbują pomóc. Zakładasz temat, a potem narzekasz, że cudze posty Ci się nie podobają. Jak Ci się nie podobają, to ich nie słuchaj po prostu.
  18. Ty nie masz problemu ze związkiem, ani z samotnością, tylko z brakiem sympatii do siebie. Nie widzisz obecnie, że jesteś wartościowym facetem. Zamiast oprzeć swoje życie na wielkiej radości z siebie, Ty je opierasz na tym, czy wychodzą Ci zewnętrzne rzeczy: związek, praca, znajomości. Człowiek jest zdołowany tylko wtedy, kiedy nie widzi dla siebie nadziei, bo mu się wydaje, że jest beznadziejny.
  19. Ty się boisz, że ten związek się rozpadnie, jak pojedziesz do Krk. A ja Ci mówię, że z opisu widać, że on już jest tragiczny. Facet bez Ciebie żyć nie moze (w negatywnym sensie). Jesteś dla niego jak narkotyk. On Cię nie kocha, on Cię potrzebuje. Ja tam kicham na dbanie o przyszłość i tym podobne gadki. Nie można planować, co będzie za 5 lat, wtedy to cały rynek pracy się może zmienić. I gówno prawda, że od tego zależy cała Twoja przyszłość. Przyszłość jest nieprzewidywalna i wszystko się może zmienić. Więc idź na ten AGH, ale nie po to, żeby dbać o przyszłość tylko po to, żeby dbać o swoje poczucie godności. Poza tym na moje oko Ty też jesteś od niego uzależniona. Im szybciej dacie sobie więcej przestrzeni, tym lepiej.
  20. Strasznie się przejmujesz tym niestety. Strasznie analizujesz zachowanie swoich kolegów. Nie zagadujesz ludzi dlatego, że po prostu chcesz pogadać, tylko dlatego, żeby od razu robić z nich swoich przyjaciół, czyli tak jakby chcesz od nich czegoś. Nie ma w Twoim zachowaniu bezinteresowności. Do ludzi powinno się zbliżać wtedy, kiedy się ich lubi. Ty nie robisz tego, dlatego, że ich lubisz, Ty jesteś kierowany strachem. Przykro mi to mówić, ale dopóki będziesz tak robić nic z tego nie wyjdzie. Wiem, bo ja też tak bardzo długo robiłam. -- 30 maja 2013, 11:54 -- Ech, nie lubię takich tekstów na forach: "co, nie wyczułaś sarkazmu?". Sarkazm to pojęcie względne, ktoś by jedną rzecz powiedział na poważnie, a ktoś inny z sarkazmem. A na forum, kiedy ludzie się nie widzą twarzą w twarz wyczucie, kiedy ktoś żartuje, a kiedy nie jest często niemożliwe.
  21. Nie wiem, czy będę Ci mogła pomóc. O co chodzi z tymi fantazjami o przeszłości? Podaj może jakiś przykład, bo różnie można to rozumieć. Żałujesz przeszłości? Czujesz się winny? Wciąż analizujesz swoje zachowania i starasz się wymyślić lepszy scenariusz od nowa i od nowa?
  22. Nie rozumiem. Ja przez kilka lat czerwieniłam się tak, że ech... to był tak intensywny kolor czerwieni, że nie do wyobrażenia. I w ogóle mnie to nie ruszało. Czerwieniłam się i to wszystko. Myślałam sobie, że najwyżej ktoś zobaczy, że jestem zawstydzona i nic złego w tym nie widziałam. Nigdy, przenigdy nie poczułam się źle przez to. A żeby miał to być mój problem, albo tym bardziej największy problem życiowy... :) nigdy :) -- 30 maja 2013, 10:31 -- Czerwienienie nie jest okropne. Okropna jest wasza reakcja na nie.
  23. Nie rozumiem. Ok, masz jakieś marzenia i to jest fajne. Ale czemu teraz chcesz się skupiać na przyszłości, zamiast na przeszłości? A może by tak TERAŹNIEJSZOŚĆ? Przecież nie ma nic innego jak tylko teraźniejszość. Przeszłość i przyszłość są tylko i wyłącznie w naszym mózgu.
  24. Ech :) egzaminy tuż tuż. Sytuacja będzie się w końcu sama musiała rozwiązać. Nie wiem, co zrobię, jak będę zarabiać, ale pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś będę mogła pracować i zarabiać na tym co tak lubię. Od iluś lat cały czas idę za strachem, teraz pójdę za miłością. Zobaczymy, co się stanie i dokąd mnie ona zaprowadzi.
  25. essprit, a ja napisałam posta, żeby poradzić, a nie żeby mnie ktoś upominał. Nie sposób było napisać moich rad bez oceniania. Napisałam, jak to wygląda z perspektywy 21-latki. Chciałam otworzyć trochę oczy, bo widzę tu brak zainteresowania mamy i lekceważenie problemów. Mam wrażenie, że autorka nie przejmuje się tak naprawdę uczuciami córki, tylko jej zachowaniami i stratami materialnymi. -- 27 maja 2013, 11:14 -- Popieram!
×