Skocz do zawartości
Nerwica.com

vik

Użytkownik
  • Postów

    352
  • Dołączył

Treść opublikowana przez vik

  1. bei, no tak do Kucharskiego się czeka i czeka... Ja byłam u dr Wróblewskiego w Promedice, niestety prywatnie. A może spróbuj od razu z terapią? Najpierw są konsultacje (u mnie były 3 spotkania) i potem okazuje się co dalej. Może akurat jeśli okaże się, że mogłoby Ci to pomóc, mogłabyś rozpocząć po powrocie z zagranicy. Chyba Anima w Rz. przyjmuje na NFZ. Możesz popytać, co Ci szkodzi.
  2. bei, a po co idziesz do psychiatry? ja szłam pierwszy raz tylko po leki i nawet nie umawiał mnie na kolejna wizytę. Kiedy leki zaczęły się kończyć, zarejestrowałam się znów. Teraz mam leki do połowy maja i nie mam potrzeby go odwiedzać. Tylko ja cały czas jestem w terapii i psychiatra jest mi potrzebny tylko do wypisania recepty. Jeśli zamierzasz z nim popracować dłużej, to taka przerwa nie jest chyba dobrym pomysłem. A najlepiej jeśli on sam Ci wyjaśni co i jak by było. Do kogo się wybierasz? Czy to Dariusz M. z Rz.?
  3. hania33, nie myślałam o takiej opcji, bo nie spodziewałam się tak odległego terminu do mojego, a tu dzisiaj kubeł zimnej wody... Co prawda w mojej mieścinie opcja rodzinnego nie bardzo mi się podoba i jeszcze u tej kobity nie byłam, więc nie wiem kto ona ale dzięki za podpowiedź, jak nic nie wykombinuję to pewnie spróbuję.
  4. hania33, dzięki za odp. biorę 20 mg, cholera... nie podoba mi się opcja zaczynania od nowa...
  5. Może ktoś coś podpowie, bo w lekach jestem zielona. Zaczęłam brać paroxinor, dostałam na 2 m-ce, minęło półtora i okazało się, że do mojego lekarza termin dopiero za 2 m-ce No i: czy po 2 m-cach zażywania (podobno po 2 jest pełny efekt) można sobie zafundować 2 m-ce przerwy, a potem znowu zacząć? Wiem, że teoretycznie wszystko można, ale czy to ma jakieś znaczenie np. osłabienie efektów, jakieś skutki uboczne, czy nie ma znaczenia kiedy sobie zrobię przerwę, kiedy znowu zacznę?
  6. Mam podobnie z pójściem do psychiatry. Po półtora roku T. powiedział mi o aktualnej diagnozie, a ja na jednej wizycie mam powiedzieć psychiatrze z czym mam problem? Nie wyobrażam sobie tego... A może stchórzę i nie pójdę
  7. Na początku nie - bo "twardziele" się nie rozczulają nad sobą. Po jakimś czasie tak, bo nie ma co udawać, nie jestem twardzielem. Teraz znowu nie, bo nie poruszam tematu, który doprowadziłby mnie do wycia... Jeszcze nie czas. Czasem żeby się nie rozryczeć milczę, bo jakbym tylko otworzyła usta, to bym nie wytrzymała. A czasem tylko lecą łzy, tak po cichu. Ale w tym momencie, płacz nie jest aż takim problemem jak na początku
  8. Za 10 min sprawi mi radość wyjście z pracy i wyjazd na urlop
  9. Ćwiczenia to ja ciągle mam ZAMIAR wykonywać Trochę silnej woli brakuje. Ale, miałam taką płytę CD z ćwiczeniami. Całkiem fajna. Rytmiczna muzyczka, facet który prowadzi i liczy kroki, czy tam powtórzenia. To akurat było do wykonania w moim przedpokoju (nie tupałam tak bardzo ) ale kiedy dochodziły do ćwiczeń ręce, musiałam zmieniać pozycję bo mnie ściany ograniczały Ale wycisk był niezły mimo, że nie doszłam nawet do końca pierwszej części. Kurcze może by się tak jednak zmobilizować? Nie mogę na siebie patrzeć
  10. fajne te zwierzątka ale moi sąsiedzi z dołu by tego nie znieśli niestety małe mieszkanko w bloku w wielu sprawach bardzo ogranicza
  11. niezapominajka_, chodzę na psychodynamiczną i też znam ten problem z zaczynaniem Po ponad roku terapii uważam, że nawet nie chodzi o nurt w jakim terapeuta pracuje, ale ogólnie jakim jest człowiekiem i czy nam "pasuje". Mimo, że wg mnie psychodynamiczna jest teoretycznie sztywna i taka na dystans i mimo, że czasem mam trudności z rozpoczęciem, czasem milczę, czasem się wściekam (ostatnio nawet często) to uważam, że mój terapeuta jest po prostu dobrym, wrażliwym człowiekiem, któremu na mnie zależy. Terapeutycznie oczywiście I to jest wg mnie najważniejsze. Chodzisz dopiero 4 tygodnie, może daj sobie jeszcze czas, ale jak nie poczujesz się dobrze z terapeutką (tzn nie zaufasz, nie zaczniesz sama mówić, skoro ona ma takie metody, nie będziecie współpracować), to może faktycznie trzeba by ją zmienić. I nie koniecznie za względu na nurt
  12. Do mojego terapeuty zwracam się "pan", on do mnie "pani" i nie ma innej opcji. Chyba, że spróbowałabym "szanowny", "drogi", "czcigodny" ale zawsze z dodatkiem "panie" Cytując go: "to nie spotkanie towarzyskie, nie pijemy brudzia..." Oczywiście to terapia psychodynamiczna...
  13. Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia... Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie... Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem. Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.
  14. Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia... Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie... Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem. Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.
  15. Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia... Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie... Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem. Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.
  16. Mam podobnie tylko od piątku do piątku I za ok miesiąc minie rok... No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej. Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić , ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło... A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.
  17. Mam podobnie tylko od piątku do piątku I za ok miesiąc minie rok... No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej. Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić , ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło... A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.
  18. Mam podobnie tylko od piątku do piątku I za ok miesiąc minie rok... No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej. Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić , ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło... A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.
  19. malgos33, a jak zrezygnujesz to co? Będziesz szukać kogoś nowego, czy w ogóle dasz sobie spokój z terapią? Myślisz, że do następnej osoby się nie przywiążesz? Jeśli okaże Ci takie samo zainteresowanie, ciepło, zrozumienie... Czy będziesz szukać takiej, która będzie "zimna"? Ale wydaje mi się, że to tym bardziej Cię zniechęci. Zaczynasz terapię czy kończysz? Dlaczego już się martwisz rozstaniem? Spróbuj nie zastanawiać się nad końcem. Ciesz się tym co teraz i wykorzystuj, że masz taką fajną terapeutkę. Wiem, że to nie łatwe, też się boję rozstania. Nawet ostatnio dość opryskliwie powiedziałam mojemu T., że nie chcę teraz słuchać jak wygląda zakończenie (tak nam zeszło na ten temat i to nawet ja zaczęłam...). On wie, że mam problem z rozstaniami, powiedział tylko, że kiedy nadejdzie ten moment pewnie będę już w innym momencie terapii i inaczej będę to przeżywać. Tak, że na razie nie myślę o końcu, bo chyba bym wpadła w jeszcze większy dół... a ten który mam jest wystarczający Wg mnie, gdyby z powodu tego, że Ty się przywiązałaś, terapeutka miałaby Cię wyrzucić, to byłaby to d... nie terapeutka. Mój by tego nie zrobił. Dla niego przywiązanie w naszej relacji to pozytywna sprawa. A że ja nie bardzo się do tego przyznaję, to też co innego Pomyśl zanim podejmiesz jakąś decyzję. Nie byłoby Ci szkoda?
  20. malgos33, a jak zrezygnujesz to co? Będziesz szukać kogoś nowego, czy w ogóle dasz sobie spokój z terapią? Myślisz, że do następnej osoby się nie przywiążesz? Jeśli okaże Ci takie samo zainteresowanie, ciepło, zrozumienie... Czy będziesz szukać takiej, która będzie "zimna"? Ale wydaje mi się, że to tym bardziej Cię zniechęci. Zaczynasz terapię czy kończysz? Dlaczego już się martwisz rozstaniem? Spróbuj nie zastanawiać się nad końcem. Ciesz się tym co teraz i wykorzystuj, że masz taką fajną terapeutkę. Wiem, że to nie łatwe, też się boję rozstania. Nawet ostatnio dość opryskliwie powiedziałam mojemu T., że nie chcę teraz słuchać jak wygląda zakończenie (tak nam zeszło na ten temat i to nawet ja zaczęłam...). On wie, że mam problem z rozstaniami, powiedział tylko, że kiedy nadejdzie ten moment pewnie będę już w innym momencie terapii i inaczej będę to przeżywać. Tak, że na razie nie myślę o końcu, bo chyba bym wpadła w jeszcze większy dół... a ten który mam jest wystarczający Wg mnie, gdyby z powodu tego, że Ty się przywiązałaś, terapeutka miałaby Cię wyrzucić, to byłaby to d... nie terapeutka. Mój by tego nie zrobił. Dla niego przywiązanie w naszej relacji to pozytywna sprawa. A że ja nie bardzo się do tego przyznaję, to też co innego Pomyśl zanim podejmiesz jakąś decyzję. Nie byłoby Ci szkoda?
  21. malgos33, a jak zrezygnujesz to co? Będziesz szukać kogoś nowego, czy w ogóle dasz sobie spokój z terapią? Myślisz, że do następnej osoby się nie przywiążesz? Jeśli okaże Ci takie samo zainteresowanie, ciepło, zrozumienie... Czy będziesz szukać takiej, która będzie "zimna"? Ale wydaje mi się, że to tym bardziej Cię zniechęci. Zaczynasz terapię czy kończysz? Dlaczego już się martwisz rozstaniem? Spróbuj nie zastanawiać się nad końcem. Ciesz się tym co teraz i wykorzystuj, że masz taką fajną terapeutkę. Wiem, że to nie łatwe, też się boję rozstania. Nawet ostatnio dość opryskliwie powiedziałam mojemu T., że nie chcę teraz słuchać jak wygląda zakończenie (tak nam zeszło na ten temat i to nawet ja zaczęłam...). On wie, że mam problem z rozstaniami, powiedział tylko, że kiedy nadejdzie ten moment pewnie będę już w innym momencie terapii i inaczej będę to przeżywać. Tak, że na razie nie myślę o końcu, bo chyba bym wpadła w jeszcze większy dół... a ten który mam jest wystarczający Wg mnie, gdyby z powodu tego, że Ty się przywiązałaś, terapeutka miałaby Cię wyrzucić, to byłaby to d... nie terapeutka. Mój by tego nie zrobił. Dla niego przywiązanie w naszej relacji to pozytywna sprawa. A że ja nie bardzo się do tego przyznaję, to też co innego Pomyśl zanim podejmiesz jakąś decyzję. Nie byłoby Ci szkoda?
  22. vik

    Uczucie do terapeuty

    kaloria, strasznie się cieszę
  23. Mnie nie dręczy. Wiem, że nie jestem "dobra". I wcale się tym nie przejmuję. "Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: ". Mt 10, 17-18 Możesz doczytać resztę. Chyba nawet żaden ze świętych, kiedy byli na swojej drodze, nie miałby odwagi powiedzieć o sobie, że jest dobry. Ktoś może być dobry w tym co robi, ale tak ogólnie...? Ja nie lubię takich określeń i staram się nie określać nikogo "dobry", "zły". I wcale nie znaczy, że muszę wszystkich lubić. I nie lubię Staram się tylko nie być dla kogoś świnią, tak z premedytacją, bo przecież to normalne, że w kontaktach z różnymi ludźmi, różnie bywa. No i uważam jeszcze, że dużo zależy od Twojego sumienia. Jeśli zrobiłaś komuś coś złego świadomie i nic cię nie obchodzi, że skrzywdziłaś człowieka, to coś nie tak. Jeśli nieświadomie, albo świadomie (jak ktoś jest cholerykiem, to się zdarza) ale potem masz wyrzuty sumienia i chcesz to jakoś naprawić, to wg mnie nie jest tak źle Ale tak konkretniej to lepiej z fachowcem.
  24. że miałam jeszcze jakąś wódkę w lodówce
  25. Core, nie wiem jak i gdzie, ale przeważnie, a może i zawsze, pierwsze spotkania u terapeuty to tzw. konsultacje (u mnie były 3 spotkania). Po nich dopiero zawiera się kontrakt i zaczyna się terapię. Czyli opowiesz z czym przychodzisz, terapeuta trochę Cię pozna, na pewno dopyta w razie niejasności i po tych spotkaniach ustalicie czy zaczynacie terapię czy nie. Konsultacje jeszcze niczym Cię nie wiążą, a mogą coś rozjaśnić. Spróbuj.
×