
vik
Użytkownik-
Postów
352 -
Dołączył
Treść opublikowana przez vik
-
jak wyglada wizyta u psychologa, psychiatry, psychoterapeuty
vik odpowiedział(a) na temat w Psychoterapia
oo tak, tak też lubię No w końcu trochę przyjemności nam się należy Ostatnio mój mi powiedział, że widzi pewne zmiany, bo nie jestem już taka dzika i mam większą swobodę w mówieniu. Trochę pewnie mam, w patrzeniu też, ale dla mnie wyższym poziomem będzie, jak już z poruszeniem żadnego tematu nie będę mieć problemu. Raz powiedział, że ciągle mówię czego nie chcę, a nie powiem czego chcę. A że wtedy myślałam o relacji z nim, to tylko zaczęłam się śmiać i zmieniłam temat. Ciekawe czy w ogóle możliwa jest taka szczerość aż do końca. Nie zostawiając sobie niczego. I czy potrzebna. Pewnie jak dla kogo. -
Nie robię żadnych postanowień. 100% że nie dotrzymam żadnego. I po co mam się potem dołować
-
jak wyglada wizyta u psychologa, psychiatry, psychoterapeuty
vik odpowiedział(a) na temat w Psychoterapia
Czyli normalka Jak opowiadam, obojętnie na jaki temat, przeważnie patrzę na jego teczkę na podłodze. Czasem na dywan, czasem na obrazek na ścianie, czasem na swoje buty Ale jasne, że czasem na niego patrzę. Raz trochę dłużej, w milczeniu, a przeważnie tak normalnie, jak w rozmowie z kimś, popatrzę, przeniosę wzrok, za chwilę znowu. W ogóle tak mam, że nie lubię jak ktoś się na mnie patrzy i jak kiedyś mu się zdarzyło patrzeć jak dla mnie stanowczo za długo, to mu to powiedziałam. Za to jak on nie patrzy, to ja się lubię patrzeć na niego -
Też by mnie męczyło. Hmm, to tylko dlatego zastanawiasz się nad tym rozgrzeszeniem... Podobno do "ważności" spowiedzi wystarczy mocne i szczere postanowienie w danym momencie, czyli kiedy przystępujesz do spowiedzi. Co innego kiedy z góry zakładasz, że i tak nie będziesz próbować niczego zmienić. Jeśli byłaś szczera i chcesz jakiejś zmiany to wg mnie ok. Jeśli tylko po to, żeby jako chrzestna pokazać przed ludźmi, że przystępujesz do komunii, to trochę mi to nie pasuje. No ale ja nie ksiądz W każdym razie, masz wątpliwości tzn. masz sumienie i to Ty wiesz najlepiej jak było
-
lady_butterfly, najlepiej byłoby podejść do tego samego księdza i zapytać, albo powtórzyć spowiedź. Chyba, że jesteś 100% pewna, że żałowałaś, postanowiłaś się poprawić i właśnie tak przedstawiłaś to na spowiedzi. Wspominałaś coś o życiu z facetem. No właśnie tu może być problem. Fragment artykułu. Może się przyda.
-
Monar, to ja jestem taka "starsza dorosła" powiedziałam mu, że się przywiązałam, ale że się z tego nie cieszę, a jeśli kiedyś się ucieszę to może mu powiem. No to on się wtedy ucieszył, bo stwierdził, że przecież byłoby przyjemnie gdyby tak się stało. Ale ja ciągle mam w myślach to, że kiedyś się rozstaniemy i nie chcę się przywiązać za bardzo. Chociaż podobno na razie do rozstania daleko i wg niego to nie będzie takie rozstanie jak moje wcześniejsze, w których dostawałam kopa. Tylko, że tak, nie będzie łatwo, ale jednak nie będzie to "kop". Trochę to pocieszające.
-
No to Ci zazdroszczę tej możliwości przytulenia, bo pewnie bym skorzystała bez wahania Ja tam lubię jak mnie ktoś przytuli, tzn. nie każdy oczywiście, ale ten do kogo już się przywiązałam i mam zaufanie, to tak. On staje się taką drugą osobą. Do tej pierwszej niestety mam daleko. Lubię też, kiedy daję mojemu kasę po sesji, jak przez przypadek musnę jego dłoń, samo to mnie rusza, a jakby przytulił, o kurcze... Lepiej nie Monar, mój na teoretyczne pytanie czy mogłabym zadzwonić do niego w b.ważnej sprawie np. gdybym chciała popełnić samobójstwo, powiedział, że oni zwykle każą wtedy czekać do dnia sesji..., że to trzyma przy życiu, bo zasadniczo mamy rozmawiać tylko i wyłącznie na sesji. Jak pisałam kiedyś, nawet maila ode mnie nie przeczyta... Twarde reguły ma... Ale pewnie też dlatego, że jestem dorosła kobietą i pewne normy zachowania obowiązują
-
Hmmm... Mój podał mi rękę na powitanie, ze dwa razy, na początku, kiedy miałam konsultacje. Potem już zero kontaktu fizycznego. Za to wczoraj na sesji przerabiając moją relację z ojcem, zapytał czego mi w niej brakowało i czy nie moglibyśmy się tym zająć. Powiedziałam, że przecież nie weźmie mnie za rękę, ani nie przytuli. A on, że nie, ale że może to zrobić w sposób terapeutyczny czyli słowem. I zapytał czy nie czułam takiego przytulenia na poprzedniej sesji. To mu trochę przekornie powiedziałam że nie, bo mi brakuje kontaktu fizycznego, że wtedy nie trzeba żadnych słów. Ale myślę, że to dobrze, że nie ma takiego kontaktu. Kiedyś powiedział, że dotyk ma naturę popędową i potem chce się co raz więcej. Dobrze robią, że nas trzymają na dystans. Wiem po sobie, że gdyby przytulił (czego oczywiście nie zrobi) to chciałabym częściej, więcej i kiedy wreszcie musiałby postawić granicę dopiero poczułabym się odrzucona Co nie znaczy, że za tym nie tęsknię, ale... jakoś sobie z tym radzę.
-
Candy, na forum trafiłam szukając informacji jak wygląda wizyta u terapeuty i chwilowo zostałam. A do terapeuty trafiłam z silną nienawiścią do pewnej osoby. Ale im dłużej to trwało tym bardziej uderzało już tylko we mnie. Więc żeby sobie całkiem nie spieprzyć życia, a nie umiałam sama sobie z tym poradzić, poszłam do terapeuty. Nie mam konkretnej diagnozy, nigdy o to nie pytałam, nawet mnie to nie interesuje. Poszłam do niego z konkretnym problemem, potem wyszły inne. Ogólnie z tego co mi powiedział: jestem zahamowana, mam w sobie dużo lęków w tym silny lęk przed odrzuceniem, niskie poczucie wartości, kompleksy, brak wiary w siebie, i dziwne (to wg mnie) przywiązywanie się do osób tzw. silnych, które są dla mnie autorytetem, coś znaczą, a jednocześnie z racji ich sytuacji osobistej, nie mogą się wiązać. Podobno ślepo i uporczywie dążę do związku z kimś takim. Takie tam... no ale chciałam coś z tym zrobić. A co do tego klapsa... Wiesz, nie życzę nikomu żeby był bity, ale naprawdę, nie na każdym sporadyczne klapsy zostawiły jakieś ślady. Na mnie nie. Jeżeli się czegoś jako dziecko bałam, to raczej pogardliwego spojrzenia, wyśmiania, jakiejś złośliwości, braku zainteresowania. Nigdy nie bałam się bicia, bo go nie było. Pamiętam za to jednego solidnego klapsa, którego dostaliśmy razem z bratem, bo wariowaliśmy jak dzicy, zamiast ubierać się do lekarza. A po klapsie, mama z troską do nas, pokażcie, nie za mocno było, boli jeszcze? Akurat to dla mnie bardzo miłe wspomnienie. Poważnie. Ale ok. klaps, klapsowi nierówny i wierzę, że inni mogą to odbierać zupełnie inaczej.
-
No i widzisz, powiedziałaś, że się uzależniłaś i nie okroił wizyt do 1 na rok Następny krok, to powiedzieć, że chcesz częściej
-
No, czytając to, dochodzę do wniosku, że ze mną coś nie tak, bo nie miałam i nie mam takich objawów. Nie jestem zwolenniczką bicia, żadnego, ale takie uogólnianie i tragizowanie uważam za przesadę.
-
Nie mam i nie będę mieć dzieci, badań na ten temat nie robiłam ani nie czytałam. Myślę oczywiście tylko i wyłącznie o sobie, nie biorąc pod uwagę regularnego bicia, za byle rzecz. Klapsy będąc dzieckiem dostawałam, ale naprawdę wtedy, kiedy doprowadzałam mamę do ostateczności Wydaje mi się, że żadna "trauma" mi po tym nie została. Nie czułam się upokorzona, wiedziałam, że coś wtedy solidnie zbroiłam i na drugi raz dobrze się zastanowiłam nim zdecydowałam się na jakiś wyskok. Tyle. Jasne, można powiedzieć, że to z powodu zastraszenia, ja bym raczej powiedziała, że na własnej skórze przekonałam się, że istnieją jakieś granice zachowania, a nie róbta co chceta. Natomiast pozostał mi do dzisiaj w pamięci strach, brak poczucia bezpieczeństwa, niechęć i same złe wspomnienia po pijanym ojcu, który nie tknął mnie nawet palcem. Ale to co zostało w mojej głowie z tego co widziałam i słyszałam, jest sto razy gorsze od tamtych klapsów. Oczywiście, to tylko moje zdanie.
-
Monar, nie wierzę, że jest takim na zimno kalkulującym facetem, który widzi w Tobie tylko kasę. Ja chodzę prywatnie i tym bardziej mogłabym pomyśleć, że widzi jak wchodzi do niego X zł, a nie człowiek. Na pewno są i tacy dla których liczy się tylko kasa, ale ten Twój... Monar, tak naprawdę chyba sama w to nie wierzysz, zwłaszcza, że na początku było dobrze. I będzie dobrze jeśli z nim POROZMAWIASZ!!! I "dobrze" wcale nie musi znaczyć powrotu do tego, za czym tęsknisz, ale może zupełnie nową relację. Napisz (jeśli będziesz chciała) jak Ci poszło!
-
Wg mnie o nic mu nie chodzi, chce Ci dać poczucie bezpieczeństwa, poczucie, że możesz na niego liczyć kiedy będziesz potrzebować. Skoro zgadzasz się na termin co 2 tyg., to on uważa, że właśnie tego chcesz. Monar, on nie czyta w Twoich myślach. Ty w jego też nie. Pogadaj z nim o tym. Nie wiem, czego się boisz? A mi przyszło do głowy po Twoich wpisach, że zapytam mojego, czy gdybym chciała to by się zgodził na częściej niż raz w tygodniu. He, pewnie powie, że nie widzi potrzeby, ale??? Zresztą ja też jej nie widzę, ale co mi szkodzi. Zapytam żeby zobaczyć jak zareaguje trudno mi sobie wyobrazić, żeby zmuszać do czegoś terapeutę gdyby nie mógł/nie chciał myślę, że wyraźnie by Ci to powiedział. Z moim zmuszanie by nie przeszło no wiesz, jak to na terapii, trudne przypadki też się zdarzają. Facet da radę, bez obawy, a TY????Trzymaj się i pogadajcie!!!
-
Gunia76, ale ja w większości sytuacji też nie umiem rozmawiać, wyjaśniać, tłumaczyć... Ja się od razu wściekam i mnie zatyka. Zwykle taka zimna i wściekła wyżywam się gdzieś w samotności, żeby nikt nie widział, aż mi przejdzie. No oczywiście najgorzej wychodzę na tym sama, bo i z otoczeniem gorsze relacje i zdrowie nawala itd. A dopiero u terapeuty uczę się mówić co czuję, myślę, co mnie złości... Chyba pierwszy raz tak mu szczerze powiedziałam co myślę, bo naprawdę mnie zdenerwował (tym, że nie pozwolił mi robić tego, na co miałam ochotę , a często właśnie lubię postawić "na swoim"). On twierdzi, że jak z nim "przerobię" jakieś sytuacje, to po za gabinetem już nie wpadnę w panikę tak łatwo. Monar... Kobieto!!! Przecież gdybyś mu się narzucała, to nie mówiłby, że "tylko jedno Twoje słowo". Uwierz mu choć trochę... Gdyby mój mi tak powiedział
-
Monar, jesteś odważna, tyle przechodzisz, może właśnie tak trzeba zapytać? Skąd on ma wiedzieć co czujesz, co myślisz? Ja ostatnio nie chciałam już iść i myślałam o zakończeniu terapii, ale poszłam, powiedziałam mu o tym i o tym, że mnie ostatnio wkurzył, że nie chciałam go ani widzieć, ani słyszeć, ani rozmawiać... I co powiedział? Że to bardzo ważne co się działo. Zapytałam też co musiałabym zrobić żeby mnie wyrzucił. Powiedział, że w ogóle nie bierze czegoś takiego pod uwagę i zwrócił uwagę na ten strach przed wyrzuceniem, odrzuceniem. No ale... gdybym mu tego nie powiedziała, to ja bym dusiła w sobie złość i być może później by to się jakoś gorzej odbiło na relacji. Mnie takie niejasności strasznie męczą i wolę znać prawdę, niż się zadręczać. A może teraz jest taki etap, że faktycznie stoicie w miejscu? A może jak mu powiesz to co Ci leży na wątrobie, to ruszycie dalej? Nie przekonasz się dusząc to w sobie. Idź do niego i do dzieła
-
nie jem mięsa świąteczne życzenia pocztą czy mailem?
-
Monar, ja ostatnio miałam rozmowę o przywiązaniu :) Ale dla mojego przywiązanie to pozytywna sprawa. Zapytał czy się cieszę z tego, że się przywiązałam, ja że nie, a on, że ma nadzieję, że jak się zacznę cieszyć to mu powiem. Na moje pytanie po co mam mu to mówić, powiedział, że przecież to pozytywne uczucie, nie ma w nim nic złego i że przecież przyjemnie jeśli osoby przywiązują się do siebie i w takim klimacie się spotykają. Wiem, że jesteś zła na ograniczenie sesji (mam podobnie jak mój odwołuje ale on o tym wie) ale powiedz mu o tym, powiedz o przywiązaniu, wiesz, ja jak się wścieknę i powiem mu dlaczego, to jest mi potem łatwiej. Widzę, że nie mam się czego bać, bo on nie reaguje złością, złośliwością itd. Tylko rozmawia ze mną. Nawet jak się "zatnę" ze złości i nic nie mówię, to jest łagodny i spokojny. Pewnie, że są sprawy, o których jeszcze nie mówię, ale... powoli. A w ogóle powiedział Ci dlaczego tak okroił sesje?