Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gunia76

Użytkownik
  • Postów

    1 012
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gunia76

  1. A powinno byc odwrotnie..bo to ona byla rodzicem a Ty dzieckiem Dokładnie tak... Pewnie dlatego byłam nad wiek dorosła. Nie interesowałam się dyskotekami, miałam niewielu przyjaciół, nie jeździłam na obozy i kolonie( bo bałam się jechać). Cud że mam faceta, dzieci i normalną rodzinę. Ale nasza komunikacja( między m i mną też nie do końca jest prawidłowa.Przeżywam każdy jego wyjazd, a jednocześnie nie potrafię tego przy nim okazywać, tłumie w sobie emocje.Nie potrafię z nim rozmawiać o tym co czuję.Wszystko przeżywam w sobie. Zostało mi z dzieciństwa, bo wtedy też nikt nie rozmawiał ze mną o moich emocjach, sama musiałam sobie z nimi radzić. Wy też macie kłopot, z wyrażaniem emocji?
  2. Candy ja też mam luki w pamięci z dzieciństwa. Nie pamiętam np co się działo jak ona była w szpitalu, jak funkcjonowalismy, co czułam, nic kompletnie. Pamiętam tylko to co napisałam wyżej.Wiem że była agresywna, ale nie pamiętam w jaki sposób.Wiem tylko że bardzo mi jej brakowało i jak była normalna mięliśmy świetny kontakt. Także ciągle żyłam na huśtawce a to strach, przerażenie, a to wielka miłość. No i troska. Moja o nią.
  3. Candy to straszne.A czy Twoja mama chorowała cyklicznie? Moja miewała ataki 2 razy do roku. Pewnie po pobycie w szpitalu przestawała brać leki.Miałaś jakiś okres oddechu od tego wszystkiego? -- 19 maja 2012, 08:21 -- Moja też leczyła się z przymusu, bo jak ją dopadało to nic do niej nie docierało i zazwyczaj pogotowie zabierało ją w pasach bezpieczeństwa do psychiatryka.
  4. A czy nie jest tak że dzieci wytwarzają podświadomie jakaś barierę ochronną? Przystosowują się do życia w takim środowisku? No bo przecież jak mama moja żyła to nie uważałam, że mi coś dolega, nie skarżyłam się, ze się boję, dla mnie te uczucia były ,,normalne,,. Dopiero po wielu latach naszła mnie taka myśl, że jednak nie były ,,normalne,, .Tak naprawdę żyło mi się całkiem dobrze, miałam kochającą rodzinę, mama też bardzo mnie kochała. Jak była zdrowa to wszystko było ok. Tylko wtedy gdy chorowała świat stawał mi na głowie. Ale potem wszystko wracało do normy, a ja szybko zapominałam że się jej bałam.Mimo to zawsze jakoś czułam się za nią odpowiedzialna, za ojca też.
  5. I długo chodzisz??? Sama postanowiłaś?? Pomaga coś? Przepraszam, ze tak wypytuję, ale to dla mnie nowość. Mówiłam o moim zamiarze siostrze to powiedziała,że psycholog tylko zrobi mi wodę z mózgu i że mam sama wziąć się w garść...bo skończę jak matka
  6. Jeszcze co zauważyłam u siebie, to że nienawidzę kłótni. Jak mój m zaczyna o coś się kłócić ja momentalnie staję się jakby sztywna i staram się ją jak najszybciej zakończyć.Potem źle się czuję. Czyli też ich się boję, bo potem po kłótni może być różnie... a jak mnie zostawi?? To samo z delegacjami m... bo moze z nich nie wrócić któregoś razu... -- 18 maja 2012, 13:45 -- No faktycznie... masz rację. A prywatny psychiatra może wystawić skierowanie do psychoterapeuty na NFZ? Bo jeśli tak to jak będę za miesiąc na wizycie to poproszę. Dzięki za wsparcie i rady. Ty też nie miałaś wesołego życia... Chodzisz na terapię?
  7. Myślisz, że powinnam? Hmm Możliwe że tak... sama nie wiem czy jestem gotowa na zderzenie z przeszłością... Czy dam radę przez to przejść, skoro obecnie leczę się dopiero miesiąc na depresję. Myślałam żeby po terapii lekowej zacząć psychologiczną dopiero.Między innymi ze względu na koszty. Teraz chodzę prywatnie do psychiatry+ cena leków co miesiąc... nie dorzucę do tego jeszcze wizyt co tydzień u psychologa bo mnie nie stać. A na NFZ nie chcę chodzić bo musiałabym chodzić rano a ja pracuję i nie mogę latać na zwolnienia.
  8. Nie jeszcze nie chodzę... wiesz to są moje przemyślenia z ostatnich dni dopiero. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi.Żyłam sobie normalnie i nawet mnie nie interesowało dlaczego np ciągle mieszkam z ojcem... Uważałam, że dlatego że dlatego bo ma duże własnościowe mieszkanie, które może kiedyś będzie moje.Ale teraz uświadomiłam sobie że wcale nie chciałam i nie chcę z nim mieszkać, ale boję się mu to powiedzieć, zeby się nie obraził i mnie nie odtrącił. Bo na pewno to zrobi bo ma taki charakter, że jak któreś z nas ( ja albo siostry, albo nasi mężowie) coś zrobimy nie po jego myśli, to obraża się na wieki i nie odzywa miesiącami.Nikt też mnie nigdy nie pytał, czy będę z nim mieszkać ( mama nie żyje odkąd skończyłam 16 lat) Siostry poszły na swoje a ja potulnie zostałam w domu rodzinnym. I tak naprawdę ciągle się zgadzam z jego widzimisię i nie potrafię się mu sprzeciwić.
  9. Jak moją mamę zabierali to siedziałam w drugim pokoju i też bałam się wyjść.Jak wracała do domu to wydawała mi się strasznie obca. Bałam się jej czymkolwiek zdenerwować żeby znowu nie zachorowała. Zawsze podporządkowywałam się rodzicom pod każdym względem.Nie potrafiłam wyrazić swojego zdania, bo się bałam ze ich zdenerwuję i mama się pochoruje.
  10. Postanowiłam założyć nowy temat, bo bardzo mało pisze się o Dorosłych Dzieciach Schizofremików. Ja właśnie do nich się zaliczam. Nigdy dotąd nie dawałam sobie sprawy ,że życie i dorastanie u boku mamy chorej na schizofremię będzie miało wpływ na moje zdrowie psychiczne. Do teraz, gdy lekarz stwierdził u mnie zaburzenia depresyjno-lękowe i adaptacyjne. Zapalnikiem wywołującym te objawy były wyjazdy w delegację mojego m. Ale skoro piszą wszędzie że większość chorób i zaburzeń psychicznych ma podłoże w dzieciństwie, zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać. I faktycznie chyab przez chorobę mojej mamy dorobiłam się tych zaburzeń. Moja mama chorowała odkąd pamiętam.Byłam mała jak to się zaczęło. Nie pamiętam wszystkiego, tylko niektóre obrazki stoją mi przed oczami. Np jak siedzi w fotelu pali papierosa za papierosem i jest kompletnie nie dostępna, nic do niej nie dociera.Albo jak ktoś * nie pamiętam czy tato, czy siostra )próbuje ją zatrzymać a ona wyrywa się i wychodzi z domu nie wiadomo dokąd. Jeszcze stoi mi przed oczami obraz sanitariuszy zabierających ją do szpitala... Teraz też dochodzi do mnie jak bardzo się wtedy bałam, ze nie wróci, że umrze. Wtedy nikt nie znał terapii psychologicznych nikt się nie przejmował dzieckiem które był narażone na taki stres. Czy są tutaj tacy jak ja, którzy spędzili dzieciństwo u boku chorych rodziców??? Jak teraz sobie radzicie w życiu? Czy wpłynęło to na wasze spostrzeganie rzeczywistości?Czy obciążeni jesteście jakimiś zaburzeniami psychicznymi???
  11. Pewnie że warto, nie będę przecież skazywać własnych dzieci na takie życie jak ja miałam.
  12. Candy tak tylko jeszcze powinnam pozwolić żeby ktoś mi pomógł... tzn nie tak, ja podświadomie czekam, że ktoś weźmie mnie za rączkę i zaprowadzi do psychologa. Ale nie ma kto. Jak rozmawiałam z jedną moją siostrą to mój pomysł z psychologiem wyśmiała, kazała wziąć się w garść bo zwariuję jak matka jak tak będę myśleć.Druga sama jest chora więc ma swoje problemy. Czyli znowu muszę być silna i sama się zdecydować. Tak samo było z pójściem do psychiatry.Ze 2 tygodnie czaiłam się żeby tam iść. Bałam się zadzwonić, bałam się przyznać przed sobą że nie daję rady w życiu Bo przecież nie wyglądam...Teraz też muszę stoczyć walkę z samą sobą żeby iść do psychologa.Wiem że muszę ale jeszcze nie jestem gotowa.
  13. Gunia76

    Nasze wewnętrzne dzieci

    Dobry temat Moje wewnętrzne dziecko....obecnie jest spragnione czułości, pragnie nie być samotne, chce być rozumiane i akceptowane, i żeby ktoś je wspierał w życiu codziennym
  14. Super że masz w mamie przyjaciółkę, zazdroszczę. -- 17 maja 2012, 10:03 -- Tak naprawdę to dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo maskuję swoje uczucia.Wszystkie oprócz złości i wściekłości. No jeszcze potrafię dzieciom powiedzieć co do nich czuję. Natomiast w stosunku do m. do sióstr, czy ojca- absolutnie. Zatyka mnie i tłumię wszystko w sobie. Pewnie ze strachu, że się obrażą i nie będą się do mnie odzywać, albo co gorsze- zostawią samą. Chociaż tak naprawdę to z siostrami mam luźne stosunki, raczej nie jesteśmy dla siebie wsparciem. Jedna też leczy się na nerwicę, druga powinna ale do niej to nie dociera.Ojciec jest też nie skory do okazywania uczuć. Tylko jak jest zły to ,,strzela focha,, i nie odzywa się obrażony na cały świat. I nie chce powiedzieć o co mu chodzi. Mieszkam z nim, bo po śmierci mamy czułam się za niego odpowiedzialna. Nie poszłam na studia do innego miasta bo nie potrafiłam go samego zostawić... wiem..chore. Teraz mieszkam ze swoją rodziną i z nim i nie wiem czy jakbym miała możliwość się wyprowadzić- zrobiłabym to Znowu bałabym się że się obrazi i mnie odtrąci.
  15. Wiesz jeszcze nie, ale to nie znaczy że tego nie zrobię. Jestem osobą która zawsze była uważana za twardą, za tą która świetnie sobie ze wszystkim radzi.Zarówno w pracy jak i w domu. Nagle wszystko mi się posypało. Stałam się słabiutka jak dziecko. i na dodatek zostałam z tym sama, bo znajomi nie wierzą w moją depresję Uważają że z nudów sobie to wymyśliłam. Nie mogę sobie pozwolić na te słabości ze względu na dzieci.Praktycznie cały tydzień sama się nimi zajmuję. Dlatego najpierw zdecydowałam się na leki. Jak wyjdę z tego ( a już jest duża poprawa) to poszukam terapeuty( mam nadzieję że starczy mi odwagi by zmierzyć się ze swoją przeszłością)
  16. Hejka Jestem Agnieszka.Od miesiąca leczę się na zaburzenia depresyjno-lękowe.Postanowiłam napisać w tym wątku, bo też uważam, że korzenie mojej choroby tkwią w rodzinie. Przede wszystkim moja mama mimo,że wydawała mi się silną kobietą( zawsze ze wszystkim sama sobie radziła, cały dom był na jej głowie- kasa, jedzenie, opał, remonty, wychowanie dzieci) chorowała na schizofremię. Ponoć. Bo z perspektywy czasu wydaje mi się ze to była głęboka depresja która w tą schizofremię się zamieniła z braku wcześniejszej pomocy.Pamiętam, jak strasznie się bałam gdy początkowo mama stawała się niedostępna dla otoczenia.Siedziała w fotelu, paliła papierosa za papierosem i tylko wzdychała patrząc się niewidzącym wzrokiem w jeden punkt. Chciałam ją zagadać, ale nie było z jej strony żadnej reakcji.Albo gdy nagle wychodziła z domu i szła przed siebie i ojciec z siostrami ją szukali po mieście a ja się bałam ze już nie wróci... Bałam się jak pogotowie ją zabierało do szpitala, a ja modliłam się żeby wróciła żywa... Nikt ze mną nie rozmawiał o jej chorobie. Bo ponoć byłam za mała. Miałam kilka lat jak to się zaczęło. Mówili że jest chora, jest w szpitalu, nie można ją odwiedzić i wróci jak wyzdrowieje.Jak wracała bałam się jej, bałam się być niegrzeczna,spełniałam wszystkie polecenia, super się uczyłam.Bałam się sama pojechać na kolonię( teraz wiem, ze dlatego,bo nie wiedziałam czy jak wrócę ona będzie) Po prostu bałam się o nią. Jej choroba miała charakter nawracający, tzn że miała atak 1-2 razy w roku a po leczeniu było ok aż do następnego razu.Nie wiadomo było do kiedy.Kiedy miałam 16 lat pamiętam jak się z nią pokłóciłam bo nie chciałam iść do kościoła,poszła sama i ...nie wróciła, bo dostała tam wylewu, zmarła po tygodniu w szpitalu. Znowu wmówiłam sobie że to przeze mnie.. bo po co ja się z nią kłóciłam. WSZYSTKIE te lęki tłumione przez całe życie kumulowały się we mnie. No i takim zapalnikiem był wyjazd mojego męża w delegacje ponad pół roku temu. Zostałam sama z dziećmi . Objawy depresji narastały niepostrzeganie. Najpierw ciągła złosć na dzieci, frustracja, krzyki, Potem ciągłe zmęczenie, potem kłopoty ze snem,zniechęcenie codziennymi obowiązkami, doszły płacze, bóle serca i żołądka i uczucie ze ogarnia mnie jakaś niemoc że jeszcze chwila i zwariuję. Doszedł lęk uogólniony od rana do wieczora. Poszłam sama do psychiatry, biorę leki, jest poprawa. Ale teraz mam lęki np przed lekarzem ( co jest paradoksem, bo zeby się wyleczyć muszę do niego chodzić),przed ludźmi którzy nie wierzą że mam depresję( bo po mnie nie widać)wyśmiewają się ze mnie i każą wziąć się w garść., przed policją jak jadę samochodem ( nie wiem dlaczego)No i przed tym że zachoruję tak jak moja mama i moje dzieci będą objęte tym piętnem co ja....Teraz też pewnie podświadomie boję się o męża, ze też może nie wrócić któregoś dnia i dlatego to wszystko...
  17. Gunia76

    Czy to depresja?

    wezwij lekarza do domu, dobrze ci radzę. Sam jej nie zmusisz do leczenia, ale można spróbować, co ci szkodzi. Lekarz da jej jakieś leki, nie musi się mu zwierzać, ani spowiadać ze swojej przesłosci. Zobaczy w jakim jest stanie i na pewno da jej tabletki, ty będziesz pilnował, zeby je regularnie brała.
  18. Gunia76

    Czy to depresja?

    Może wezwij lekarza do domu? Są psychiatrzy, którzy przyjeżdżają na wizyty domowe.Powiesz siostrze że wezwałeś lekarza bo się o nią martwisz i że tylko ją obejrzy. Nie musisz jej mówić że to psychiatra.
  19. Gunia76

    O.N.A to ja....

    Hejka Dziękuję za odwiedzenie mojego wątku. Z zainteresowaniem przeczytałam Twoją historię.Faktycznie częściowo jest podobna do mojej, więc mam nadzieje, że razem będziemy się wspierać w samotności.Co do upodobań erotycznych Twojego męża, to uważam, że facet powinien się leczyć, bo swoimi zachciankami krzywdzi Cię straszliwie i generalnie ma to gdzieś.Ciebie jednak rozumiem, że się zgadzasz na to, bo po prostu go kochasz tak mocno, że nie potrafisz mu się sprzeciwić, bo boisz się ze Cię zostawi bez środków do życia. Jesteś od niego uzależniona. Powinnaś jednak zastanowić się nad pójściem do psychologa, bądź na razie psychiatry. Psychiatra dopasuje ci leki po których trzeźwiej spojrzysz na świat, psycholog pomoże wygrzebać się z tego g... Ja długo się nie zastanawiałam nad decyzją i może nie zrobiłam tego chętnie, a tak naprawdę nadal nie chcę chodzić do psychiatry( a muszę się znowu tam wybrać bo leki się kończą). Ja robię to dla swoich dzieci, bo nie chcę im skopać życia. Bo cóż one są winne że ja mam depresję??? I nerwicę??? Czy chcesz swoim zachowaniem , swoim stanem psychicznym doprowadzić do tego,że one w przyszłości też załapią chorobę psychiczną?? Same sobie nie pomożemy, od tego są specjaliści. Owszem możemy się wspierać, wysłuchać,wyżalić i pocieszyć, ale to nie wystarczy.Dlatego proszę Cię zrób to dla swoich dzieci i idź do lekarza. Agnieszka.
  20. Co do jego wierności to jestem jej pewna na 1000 %. Ale masz rację,że przyczyna mojego załamania tkwi głębiej. Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku że został mi uraz z dzieciństwa. Boję się że m któregoś dnia nie wróci do domu. Tak się stało z moją mamą, która wyszła do kościoła i już nie wróciła, bo dostała tam wylewu i po kilku dniach zmarła w szpitalu.Miałam wtedy 16 lat i bardzo to przeżyłam.Uważałam, że przeze mnie umarła, bo przed wyjściem się z nią pokłóciłam. Przez to rozbolała ją głowa i dostała wylewu.Nikt mi nie pomógł uporać się z tym, nie zaproponował psychologa, sama to w sobie stłamsiłam. Do tej pory nienawidzę kłótni, boję się ich panicznie, chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tak samo przeżywałam jej wyjazdy do szpitala psychiatrycznego, kiedy miała atak schizofremii,albo gdy chora sama wychodziła w miasto i nie wiadomo było gdzie jej szukać. Myślę że właśnie te przeżycia mogły mieć duży wpływ na mój dzisiejszy stan psychiczny. -- 07 maja 2012, 11:08 -- Wiesz też tak myślałam. Ale co mam mu zaproponować? Bezrobocie? Pracuje w tej firmie od wielu lat, jest to stabilna firma i dobrze w niej zarabia. Dotąd pracowali na tyle blisko, że zawsze wieczorem wracał do domu ( mimo że powrót trwał nawet 2 godziny) Teraz niestety trafiło się im zlecenie dalej i trzeba to przetrwać. Są szanse że pod koniec roku znowu będą pracować na miejscu.
  21. Hejka Mam na imię Agnieszka. Ja od 2 tygodni mam zdiagnozowane zaburzenia depresyjno-lękowe i adaptacyjne. Biorę tylko LEXAPRO Jego działanie zaczyna się nawet w ciągu miesiąca.Więc ciągle odczuwam bóle w klatce piersiowej, duszności, arytmię, kołatanie i lęk uogólniony.Jednak lekarz ogólny od razu na pierwszej wizycie kazał mi iść do psychiatry.Wczoraj byłam u niego znowu bo tak mi to ,,serce,, dokucza, że nie wyrabiam.Zrobił tylko ekg i zmierzył ciśnienie i powiedział że to na tle nerwowym i żaden inny specjalista mi nie pomoże.Wynik EKG był idealny ciśnienie książkowe, a powinno coś pokazać bo pod gabinetem miałam atak . Biorę jeszcze VALIDOL, WITAMINY, i o dziwo pomaga mi żucie gumy miętowej. Ja od początku zdaję sobie sprawę że to nerwica, nie wpadam w panikę jak mnie zaczyna na maksa boleć. Tylko jak przechodzi to jestem mega wycieńczona i nogi mi się trzęsą.A stresuję się codziennie, bo wychowuję dwoje bardzo żywiołowych dzieci.Chcę sobie jakoś z tym poradzić ale najpierw muszę poczekać na działanie leku. Potem zamierzam wrócić na basen. Wcześniej dużo pływałam i ćwiczyłam aqua aerobic, ale teraz jakoś nie mogę się przełamać żeby tam iść. Pewnie podświadomie się boję że w wodzie mnie chwyci atak i się utopię. Jak tam dzisiaj u ciebie z samopoczuciem?
  22. Widzę, że watek zasnął. Czy też wszyscy z Jeleniej i okolic już zdrowi? Jestem tu nowa zdiagnozowane mam zaburzenia adaptacyjne i depresyjno-lękowe. Jestem z okolic Jeleniej Góry i chętnie z kimś pogadam.
  23. Gunia76

    Samotność

    Ja czuję się tak samo. Zwłaszcza wieczorami. A też sama nie jestem bo mam dzieci i jeszcze mieszka z nami mój ojciec z którym ostatnio nie chce mi się nawet gadać. Ja już sięgnęłam dna prze tą samotność. Nerwica i depresja to cena jaką teraz płacę. Nie możemy poddać się samotności.
  24. Dziękuję za zainteresowanie i troskę, to wiele dla mnie znaczy. Naprawdę. Dzwoniłam dzisiaj do poradni i dopiero 15 maja będą rejestrować na czerwiec. Nie zostaje mi nic innego jak szukać jakiegoś dobrego psychologa prywatnie, tylko nie mam zielonego pojęcia jaki jest dobry. Może ktoś mi poleci jakiegoś z Jeleniej Góry? bo tam mam najbliżej -- 05 maja 2012, 07:44 -- Leki działają :) Chociaż początki były naprawdę trudne. Najgorsze były lęki różnego rodzaju. Zwłaszcza przed lekarzem. Musiałam raz iść do internisty i pod gabinetem mało nie zemdlałam ze strachu teraz mam gorsze chwile rano. Ale potem jest dobrze. Dużo dał mi przyjazd m do domu na cały długi weekend . Niestety pojutrze już jedzie i to od razu na 2 tygodnie. Boję się że sobie z tym nie poradzę.
  25. Tak wiem że to byłoby najlepsze rozwiązanie. Niestety w dzisiejszych czasach pracuje się tam gdzie jest ta praca a nie tam gdzie by się chciało. Rozważam prywatną psychoterapię ale musimy to przedyskutować z mężem, bo mamy w tym roku trochę wydatków.Między innymi komunię dziecka, jego wyjazd na obóz.
×