Skocz do zawartości
Nerwica.com

wiola249

Użytkownik
  • Postów

    109
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wiola249

  1. emme_4, ladywind, Ok, to już się nie boje, tylko wyczekuję wizyty z nadzieją
  2. Ja dziś byłam na terapii i poprawił mi się trochę humor, trochę się pośmiałam z siebie Ale na początku sesji tylko coś stękałam i wzruszałam ramionami... Psycholożka zasugerowała mi wizytę u psychiatry, bo dostałam ostatnio receptę od lekarza ogólnego na Afobam doraźnie, a ona na to, że lepiej przy takim leku być pod kontrolą lekarza psychiatry, tym bardziej, że ja się obawiam, że mi się ten lek za bardzo 'spodoba'... Ale mówiła, że to ma być moja decyzja. No i stwierdziłam, że lepiej się zapiszę, w końcu tu o moje zdrowie chodzi. Mam termin na 27 marca i troche się tego boję, nigdy nie byłam u psychiatry...To już tak jakoś poważniej brzmi niż psycholog... Już widzę siebie i atak paniki w oczekiwaniu przed gabinetem.
  3. Bellatrix, Też tak kiedyś zrobiłam z kawą A jakiś czas temu, jak chciałam sobie wyłączyć światło do oglądania telewizji, to zamiast tego wyłączyłam ten telewizor. I tak stoję: eee..co ja robię?
  4. lena1989, Ze mną to w zasadzie różnie bywa. Ostatnio znów było gorzej, bo zaczęłam poruszać bolesne tematy na terapii iw ogóle jakoś zmieniają się u mnie te nastroje. Jak pisałam już, po tej imprezie w sobotę dopadł mnie wielki dół (związany właśnie z tym porównywaniem siebie, swojego życia do znajomych, ale też z rozmową na temat naszego wspólnego kolegi, z którym łączy mnie pewna historia, o której te koleżanki nie wiedzą), który narastał i narastał całą niedziele, aż pojawił się niepokój, lęk, strach, nosiło mnie i w ogóle, poszłam do łazienki, pochodziłam w kółko i nagle mi po prostu przeszło. Na następny dzień miałam terapię, byłam przed nią bardzo zdenerwowana, ale po niej czułam się już spokojna jak o tym wszystkich opowiedziałam, no i bardzo śpiąca; jak padłam na łózko, tak zasnęłam od razu - męczą mnie bardzo takie stany. Wczoraj też było ok, ale dziś od południa już też masakra, bo rozmawiałam prze tel z siostrą, która mieszka w Niemczech, na temat mnie w dzieciństwie, zachowań mojego ojca - bo ja mało co pamiętam a przyda się mi to do terapii (m.in.chce dojść z moja psycholog do tego dlaczego czuję wstręt przed dotykiem ojca, nawet jak się choć troche zbliży). No i ta rozmowa mnie tak zdołowała, znów trzesące ręce itp., nie wiem czy to był dobry pomysł tego słuchać. I znów śpiąca jestem. Tak że nie wiem, czy jestem w stanie teraz wiele czegoś pozytywnego napisać Więc no nie wyszłam jeszcze z tego, odpowiadając na Twoje pytanie. Też nie wiem czy można do końca porównywać nasze stany, ciężko mi się dziś myśli... W każdym razie wiem już, że proces leczenia jest długotrwały. Trzeba pracowąć nad sobą, być cierpliwym (mi tej cierpliwości niestety trochę brak, bo chyba sobie myślałam, że to wszystko szybko będzie, z resztą szłam do psychologa właściwie z nerwicą "tylko" ,a tu jeszcze depresja, oczywiście problem z bardzo niską samooceną, a teraz jeszcze jakież zaburzenia osobowości wyszły, jeszcze nie wiem jakie). Czasem ciężko pozbyć się pewnych wzorców myślenia, wyzbyć się pewnych schematów utrwalonych w głowie, ale mówię Ci, jest to możliwe, wszystko tak naprawdę zależy od nas. Musimy chcieć dążyć do zmiany, chcieć się wyleczyć, a Ty chcesz! Wierzę, że terapia Ci pomoże, zmieni Twój sposób myślenia i w ogóle. Też jeszcze nie wiadomo co Ci tak naprawdę "dolega"-to musi stwierdzić specjalista. Ja pisałam kilka testów, kilka spotkań wywiadów i potem diagnoza. Kolejne rzeczy jeszcze wychodziły i wychodzą nadal "w praniu". Bardzo dobrze, że zdecydowałaś się na to, aby szukać pomocy. Ja np żałuję, że tak późno poszłam do psychologa, właściwie już w dzieciństwie było mi to potrzebne, a chodzę dopiero od kilku miesięcy (w wieku 24 lat)... Ale cieszę się, że w końcu to zrobiłam. Najgorzej jak ludzie trwają w swoim stanie, bo na pewno to nie pomoże, a tylko może pogorszyć sytuacje. Trzymam za Ciebie kciuki!
  5. A no bo ludzie to tacy ponurzy są
  6. mistral, A to nie każdy tak ma? Też wyobrażam sobie rozmowy, które mają nastąpić, albo które już były, ale ich przebieg mi się nie podobał i wyobrażałam je sobie inaczej Albo układam sobie w głowie, to co mam zamiar powiedzieć terapeutce (co mnie strasznie męczy i wkurza swoją droga, ale nic na to nie moge poradzić), no ale ostatnio mnie w konia zrobiła, bo miała być dalsza cześć wywiadu-badanie moich zaburzeń osobowości, przychodzę, a ona, że jednak robimy normalną sesję. Ah poczułam, że tak może zrobić, ale dopiero w drodze autobusem. No i musiałam mówić z głowy;P i to co ciągle odkładałam bo nic innego sobie nie przygotowałam
  7. lena1989, Podobne myśli mnie nachodziły po małej imprezie urodzinowej u koleżanki... I też koniec końców dobiło mnie słuchanie o róznych planach koleżanek, radościach itp. Ale nie musisz obawiać się, że tak Ci zostanie. Wszystko można zmienić. Terapia na pewno pomoże, zaczniesz pracować nad sobą i to będzie już wielki krok ku zmianie swojego podejścia i myślenia o sobie. Wiem, że jest Ci ciężko, ale się nie poddawaj. Wytrwałości życzę!
  8. basia_m, Dziękuję za rady i w ogóle:) A ten artykuł to do mojej sytuacji chyba by nie można odnieść, bo ze mnie to już nie taka nastolatka te prawie 25 lat... W sumie to wiek u nas w domu prawie nie ma znaczenia, tak jest ciągle, i czy to chodzi o mnie czy o młodszego brata, czy o ponad 30-letnie siostry. No i zamiast mnie wspierać w leczeniu, to moja mama to jeszcze ciągle krytykuje. No trudno, trzeba się z tym pogodzić, że nie mam co liczyć na jej zrozumienie i wsparcie, bo nie dociera do niej w ogóle powaga problemu, a ja już nie mam sił dyskutować i się denerwować dodatkowo. -- 28 lut 2012, 19:43 -- Co do wyciskania jeszcze, to wczoraj chyba przesadziłam z pastwieniem się nad swoją twarzą... Cały wieczór i dziś po obudzeniu się-w jednym miejscu szczególnie, nad brwią, i tak mnie to teraz tam boli, bez dotykania nawet, twarde to takie może sobie coś uszkodziłam bardziej... jakby nie wystarczyło, że i tak mnie już wszystko boli, ehh..
  9. ladywind, Odnośnie głaskania kota, przypomniał mi sie pewien artykuł, który niedawno czytałam na necie. Oto niektóre fragmenty: "Z badań opublikowanych na łamach Journal of Health and Social Behavior wynika, że posiadanie psa lub kota jest zbawienne dla naszej psychiki i zdrowia. To terapeutyczne działanie wystąpi oczywiście pod warunkiem, że nie należysz do nielicznej grupy osób, które rzeczywiście nie cierpią zwierząt albo nie mają absolutnie czasu na zajęcie się nimi.(...) Naukowcy twierdzą, że głaskanie zwierzaka, niezależnie od tego czy to będzie pies, kot, koń czy królik, podnosi poziom hormonów odpowiedzialnych za zmniejszanie stresu i stąd poprawa nastroju.(...) Posiadanie domowego pupila zmniejsza ciśnienie krwi lepiej niż tabletki. Dotyczy to nadciśnienia związanego ze stresem.(...) Wszyscy wiemy jakie znaczenie ma rozmowa o naszym problemie z dobrym przyjacielem, który ponadto umie słuchać. Ale najnowsze badania wykazały, że kilka minut spędzonych z psem lub kotem bardziej likwiduje stres niż rozmowa o problemie z najbliższym przyjacielem czy małżonkiem. Ludzie, którzy w trakcie badania wykonywali stresujące zadania i mieli w tym czasie towarzystwo własnego psa czy kota, doświadczali mniejszego stresu niż w przypadku gdy mieli tylko poparcie przyjaciela lub małżonka. Naukowcy sądzą, że dzieje się tak częściowo dlatego, że zwierzęta nie osądzają nas, one po prostu nas kochają." Tyle wystarczy:)
  10. Za długie te posty na mój dzisiejszy otępiały umysł i zmęczenie psychiczne po okropnych dwóch dniach i terapii dziś. karol90, a z tego to juz w ogóle nie jarze nic bez jakichkolwiek znaków interpunkcyjnych. Ale odpowiadając na pytanie zawarte w temacie, to ja CHCĘ wyzdrowieć, ale z drugiej strony się tego tak jakby boję... Może dlatego, że obecny stan jest tak jakby znany, w pewnym sensie bezpieczny. Ma ktoś też tak?? A może dlatego, że obawiam się, że wtedy nagle moja terapia się skończy i nie będę już mogła porozmawiać z kimś tak jak z moją psycholog...Nikt się mną nie "zaopiekuje". A jak byłam usuwać ósemkę i popodłączali mnie do wszelkiej aparatury (bo uprzedziłam lekarza co mi się może dziać z nerwów), anestezjolog był itd, podali mi w końcu dożylnie relanium bo zaczełam się trząśc i mieć problemy z oddychaniem, to też w jakimś sensie było to fajne uczucie, że tak o mnie zadbali i w ogóle, tacy mili byli, i zapamiętali mnie tak tam mnie ("aa to ta co tak mdleje;)" ). Doprawdy, bardzo dziwna jestem...
  11. paradoksy, No, ciekawe czy ma to jakieś głębsze podłoże... a ja znów z lusterkiem w ręce Bellatrix, Wiem, masz rację. W każdym razie już mi chyba przeszły moje pomysły; miałam po prostu kulminacje mojego dzisiejszego doła, jakiegoś niepokoju takiego, że nie mogłam usiedzieć na miejscu i aż zaczęłam się bać. I nagle ni stąd ni zowąd po prostu przeszło (w miarę). Dziwne to...
  12. Zastanawiam się, czy to był na pewno dobry pomysł, żeby tu zaglądać, bo po czytaniu tych postów kusi mnie teraz, żeby wziąć coś ostrego i sprawdzić czy faktycznie pomoże to złagodzić psychiczny ból...Tym bardziej, że mam dziś wielkiego doła i zrobiłam się teraz bardzo niespokojna. Już mi chyba serce przyspiesza..
  13. emme_4, ladywind, No identycznie! Mi by nie wystarczyło nie chodzenie do łazienki, bo w pokoju mam lusterko, albo po prostu robię to na oślep. Wcześniej nawet nie podejrzewałam, że ktoś ma podobne problemy, myślałam że jestem jakaś dziwna, nienormalna po prostu. Dopiero ostatnio się tak zaczęłam nad tym zastanawiać, że może to mieć jakieś podłoże psychiczne. Zbieram się już lepiej na urodziny do koleżanki
  14. Do krwi to sobie rozdrapuje syfy, szczególnie na głowie gdzie się włosy już zaczynają. Zrobi się strupek, a ja znów rozdrapie i znów krew i strupek. Albo ostatnio jak wyciskałam sobie pryszcza na czole, to potem leciałam do łazienki zdezynfekować wodą utlenioną, wróciłam do pokoju i znów w tym dłubię, cisnę, i znow do łazienki zdezynfekowąc i tak w sumie chyba ze 4 razy. Co za głupi nałóg..
  15. Zdrapywanie skórek przy paznokciach podchodzi pod samookaleczanie się?? Zawsze tak robiłam, i czasem mam potem takie opuchnięte, bolące te miejsce, czasem krew, też kiedyś obcinaczem je obcinałam, tyle że nie do krwi. No ale nigdy nie pomyślałam o tym w ten sposób, wydaje mi się to normalne..hmm. Może zależy od motywu, no nie wiem co myśleć o tym
  16. Cała ja... Dziś idę na urodziny do koleżanki i czuję jakiś niepokój, obawiam się, że będę siedzieć zamulona słuchając opowieści o cudownym życiu niektórych z nich, a sama nie mogąc nic nowego, ciekawego powiedzieć na temat mojego obecnego życia (plus jeszcze te złe nastroje, które mnie nachodzą). Jestem właśnie w trakcie testów/wywiadów na zaburzenia osobowości, bo wyszły przy okazji testów na nerwice, depresje, które muszę powtarzać co miesiąc. Aż się boję jaki będzie wynik... W ogóle to mnie denerwują te testy, bo dochodzę do wniosku, że właściwie nie wiem nic o sobie kompletnie i źle odpowiadam na pytania.
  17. Nie trochę, a nawet dużo mi pomogłaś, za co dziękuję, bo bym zapewne zostawiła już ten temat i go nie poruszała na terapii, a tak to zrobię to przy następnej okazji:) Coś jest w takiej interpretacji tego zachowania, myślę, że u u mnie może być podobnie. No ale zobaczymy jeszcze, co powie na to moja pani psycholog. Co do Twojego zachowanie względem córki, to pewnie ma to jakieś podłoże, z czegoś może to wynikać, może z jakihs doświadczeń z przeszłości. Terapia na pewno nie zaszkodzi, a może wiele pomóc:) Można naprawdę wiele się o sobie dowiedzieć, o motywach takiego czy innego postępowania. W każdym razie najważniejsze jest to, że sobie uświadomiłaś, że coś jest nie tak, jakieś błędy w postepowaniu. Bo moja mama np (jak jej coś powiem na ten temat), w ogóle tego nie widzi albo nie chce widzieć, że zawsze traktowała mnie (i całe rodzeństwo z resztą) jak jakąs niedorajdę, wszytko było zawsze nie tak, że nic nie umiem zrobić więc ona lepiej to sama zrobi, a jak coś mi się nie powiodło, choćby jak nie zdałam prawka za pierwszym razem i to za swoje pieniądze, to tylko pretensje bo ojciec (kilkadziesiąt lat temu) zdał od razu. I to ciągłe porównywanie z innymi i opowiadanie jak to któśtam (sasiąd, znajomy, wszystko jedno) ma fajną prace, a ten to w ogóle pracuje i studiuje naraz, żeni się, taki on zaradny itp itd (co ja odbieram tak, że dalej sobie pewnie myśli: "a ty co?!"). Ostatnio jeszcze usłyszałam, jaka to jestem "dupiata" bo nie chciałam zadzwonić do takiej mojej rodziny w Anglii, z która tylko wysyłamy sobie kartki na święta i ja jeszcze krótki list dołączam, bo w sumie nie miałam im nic do powiedzenia i się stresowałam, że nagle nic nie bede umiała po angielsku powiedzieć. Po prostu ochoty nie miałam. A dziś np pytanie jak szłam robić pranie w pralce, czy umiem, jakbym pierwszy raz to robiła. Ehhh szkoda gadać, jak mnie to denerwuje. Jeszcze tylko ciągle słyszę krytykę tego, że chodzę na terapię - przecież "wszyscy psychologowie i psychiatrzy to głupki", i że w ogóle sobie coś wymyślam i po co tam chodzę, tylko mi to szkodzi-to ostatnie usłyszałam jak wreszcie sie odważyłam obronić po tej systuacji z dzwonieniem i powiedziałam że sobie nie życzę takich określeń i poniżania. A ja naprawdę mam duże problemy ze sobą i muszę na terapię chodzić, a ona tego nie rozumie i krytykuje. Przepraszam, że się tak rozpisałam, w ogóle chyba już trochę nie na temat ale jakoś tak mnie nagle "naszło" i musiałam to z siebie wyrzucić. Od razu lepiej:) Pozdrawiam!
  18. Też myślę, że bez specjalisty się nie obędzie. Sama mam podobny problem. Nie potrafię podziękować za komplement, bo zawszę dopatruje się w nim jakiegoś fałszu, ukrytego zcelu itp. Mimo zapewnień, że jest inaczej. Wręcz wszystko neguję, zaprzeczam, że tak wcale nie jest (pamiętam, jak pewien chłopak powiedział mi coś miłego na temat moich nóg, a ja na to ze wcale nie ma racji i zaczełam wymieniać po kolei wszystkie ich wady - to tylko jeden przykład z wielu). Dotyczy to zarówno mojego wyglądu, jak i zdolności, charakteru - podczas terapii zdałam sobie tak naprawdę sprawę jak niska jest moja samoocena. U mnie wynika to ze sposobu w jaki traktowali/traktują mnie rodzice. Ale nie będę się tu rozpisywać na ten temat Widzę po sobie jaka długa droga jeszcze przede mną, żebym zmieniła nastawienie względem swojej osoby. Tak więc najlepszym wyjściem dla Twojej dziewczyny byłoby udać się do psychologa, tym bardziej ze względu na te jej nastroje. Ma wielkie szczęście, że ma przy sobie taką osobę jak Ty, bo na pewno jej będzie łatwiej się z tym wszystkim uporać.
  19. Dziękuję za odpowiedzi. shinobi, Dokładnie tak samo mam. Jakbym sobie zgoliła głowę na łyso, to by chyba sie ukazały same blizny itd. Na głowie to totalnie już rozdrapuję strupki i na nowo..i potem wyglada to tak, że goi mi się to tygodniami. A potem się jeszcze boję do tego, czy aby czasem jakiegoś znamienia nie rozdrapałam (bo na plecach tak już było..) KeFaS, Wydaję mi się, że tu chyba nie chodzi o przejmowanie się swoim wyglądem. Zawsze miałam jakiś tam trądzik i mieć będę(u mnie to genetyczne), ale nie aż tak, żeby się tym jakoś przejmować. Raczej innymi rzeczami w wyglądzie sie przejmuję. Mogłabym brać jakieś leki na ten trądzik, jak brat czy siostra jedna czy druga, którzy naprawdę z tym mają problemy, ale nie przyszło mi to do głowy. Wkurzam się dopiero jak z czegoś czego praktycznie nie widać, zrobię sobię wielki czerwony bąbel, któremu nie mogę "dać spokoju". I tu własnie zainteresowała mnie Twoja odpowiedz basia_m. Jakbym widziała siebie! Nic mi nie daje mówienie, że tylko pogarszam sprawę, że będę miała blizny, brat mi ciągle zwraca uwagę, ja też sobie to powtarzam, bo wiem ze tylko sobie szkodzę, ale to nic nie daje...Ja po prostu muszę. I nasililo się to w ostatnich miesiącach, z resztą wraz i z innym moimi zaburzeniami. I tak samo jak Twoja córka odczuwam pewnego rodzaju przyjemność, gdy pozbędę się właśnie "jakiegoś głęboko podskórnego czegoś". Gorzej jak się nie da, a wtedy jeszcze bardziej cisnę i cisnę w myśl, że może się jednak uda. Chyba powiem terapeutce przy następnej okazji o tym co napisałaś, bo jak jej wczoraj wspomniałam o tym wyciskaniu, to powiedziała, że to jak obgryzanie paznokci, ale jakoś mnie ta jej odpowiedź nie usatysfakcjonowała do końca, bo czułam że może chodzić o coś więcej.
  20. No właśnie nie jest tak samo. Może nie do końca swobodnie, jak to uznała terapeutka- bliskości muszę się uczyć, (tu w sumie bym musiała więcej powiedzieć na temat relacji damsko-męskich), ale to jest bez porównania. Dlatego np nie lubię urodzin, moich lub jego, świąt i tego typu dni w domu kiedy składa się sobie życzenia. Wręcz mnie dreszcze przechodzą.. Bardziej mnie te myśli moje zastanawiają. Wiem, że mogą sie wydawać chore, no ale się pojawiły. Może ja po prostu szurnięta jestem..
  21. Może ktoś wie z czego może wynikać takie zachowanie? (Nie wiem czy w odpowiednim dziele pisze na ten temat). Chodzi o to, że jak mogę unikam dotyku, kontaktu fizycznego z rodzicami, głownie z ojcem. Ogólnie to nie jestem z nim w zażyłych stosunkach, psychicznie mnie wykańcza, do tego kłotnie, awantury między nim a mamą, aa dużo by opisywać. Patologia jednym słowem. Jeszcze dodam, że u mnie w domu nie było normalnym zjawiskiem okazywanie uczuć itd. Tak ogólnie to mam z tym problem, ale kontaktu z innymi ludźmi jakoś nie unikam, nie "otrzepuje" mnie, chociaż nie przychodzi mi naturalnie np. przytulenie przyjaciół. Od ojca to się wręcz odsuwam (dziś do mnie w kuchni np mowi: "co się tak odsuwasz", a ja nawet sobie sprawy tego nie zdawałam). Z mamą aż tak nie jest, ale też nie lubię jakiegokolwiek kontaktu. Do tego jeszcze dochodzi np. to że jak (kiedy jeszcze moja siostra z córką u nas mieszkały)brał ta moją kilkuletnią siostrzenice na kolana, jakoś tak obejmował, trzymał, to mnie to obrzydzało, dopatrywałam się w tym jakiegoś "niestosownego" dotyku, nie tam gdzie można itd (a dodam ze w przypadku gdy np jakiś inny facet trzymal ją na kolanach itp to tak nie miałam). A gdy ona była jeszcze mniejsza i sama sobie nie wycierała pupy, to jak mój ojciec szedł to zrobić, to sie strasznie oburzałam czemu on, a nie moja mama np i znów się w tym czegoś dziwnego dopatrywałam. Naprawdę nie wiem skąd sie mi to bierze, takie myśli, podejrzenia. Ostatnio wspomniałam o tym mojej terapeutce. Zapytała się kiedy to się zaczeło, czy zawsze tak było, jak było gdy byłam dzieckiem, tylko że ja nic prawie nie pamiętam z dzieciństwa (jakieś pojedyncze sceny), więc trudno mi stwierdzić. (Raz mama tak coś napomknela przy okazji czegoś, że zawsze tak miałam, że się dotknąć nie dałam). Psycholożka poradziła mi żebym może na ten temat porozmawiała ze starszym rodzeństwem, może oni pamiętają jak to było, czy zaczeło sie tak w jakimś konkretnym momencie. Na razie nie mam tej okazji, więc tak sobie pomyślałam, że może tu o tym napiszę, może ktoś ma podobne doświadczenia?
  22. Nie ma chyba dnia, żebym sobie nie wycisnęła czegoś na twarzy lub skórze głowy. Nawet tego czego praktycznie nie ma (czasem tak po kolei każdy najmniejszy punkcik), robią sie wielkie wulkany czerwone a ja dalej cisnę i cisnę bo się powstrzymać nie mogę i wygladą to jeszcze gorzej i potem patrzeć nie mogę na to wsyztsko w lustrze. Albo gdy idę spać i nie mogę zasnąć, bądź też w sytuacjach stresowych, zaczynam wyciskać całe czoło, jak tylko wyczuje cos na głowie to też, a potem się budzę z masakrą na twarzy...:/ Tak mi właśnie przyszlo na myśl, żeby o tym napisać. Może też na terapii wspomnę..? Chyba, że przesadzam i to wcale nie jakieś "nienormalne" zachowanie? Hmmm
  23. Jeśli Ty sam czujesz, że potrzebujesz pomocy, to znaczy że naprawdę jej potrzebujesz. To jest najważniejsze. I psycholog nie powie Ci czegoś takiego jak co ty tu w ogóle robisz, po co tu przyszedłeś, nic Ci nie jest itp.itd. Jeśli coś stanowi dla Ciebie problem, coś Ci utrudnia funkcjonowanie, to jak najbardziej jest to powód, żeby poszukać pomocy, udać się na terapię. A z tego co przeczytałam w twoim poście, to trochę tego jest (nie będę tu stawiać diagnozy, bo nie jestem kompetentną do tego osobą). Już nawet sam fakt, że tak się obawiasz negatywnej reakcji psychologa, braku zrozumienia, świadczy o jakimś problemie. Ja np niedawno jak powiedziałam mojej Pani psycholog, że nie wiem czy powiedzieć o tym i tamtym, bo może uzna że wyolbrzymiam, przesadzam, że to nie jest powód do denerwowania się, rozpaczy itd, że pomyśli o mnie niewiadomo co, to usłyszałam od niej, że ważne jest właśnie to jak ja do czegoś podchodzę, jakie emocje i uczucia dana rzecz, sytuacja u mnie wywołuje. Bo o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Ja sama teraz pisząc to wszystko przekonałam się już chyba do tego żeby podjąć pewien temat, który odkładam od kilku miesięcy-właściwie od początku terapii. Musisz spróbować przełamać w sobie ten lęk, a zobaczysz że się opłaci. Tzn nie musisz, bo nie mam prawa mówić Ci co musisz, a czego nie, ale pomyśl czy naprawdę nie warto :)
  24. Naprawdę warto udać się do psychologa. Mówię to z własnego doświadczenia. Też długo odkładałam wizytę ze strachu, w sumie to zawsze myślałam że jestem po prostu nerwowa (właściwie siostry mnie namawiały że powinnam iść na terapię, na podstawie swoich doświadczeń z terapii zdiagnozowały u mniej już DDD itd..), aż w końcu się zaczęło pogarszać, częstsze ataki paniki itd, wpędziłam się w depresję, którą chyba tak naprawdę sobie uświadomiłam po postawieniu diagnozy po kilku wizytach (na których psycholog przeprowadzała ze mną wywiady,pisałam rózne testy), wyszły jeszcze różne inne problemy, takie jak bardzo niska samoocena, których nie dostrzegałam wcześniej, a nad którymi teraz mogę zaczać pracować, dzięki temu że o nich już wiem. W końcu się przełamałam. Tak samo się obawiałam, że nie będę umiała mówić o swoich problemach, się otworzyć do końca, na pierwszej wizycie dostałam takiego ataku paniki, że myślalam że umrę, bałam się braku zrozumienia, oceniania, wyśmiania- i nadal nie mogę czasem odpedzić się od myśli typu ciekawe co ona sobie o mnie myśli..,że pewnie jestem żałosna, że wyolbrzymiam, że w duchu się ze mnie śmieje itd, tyle że obecnie jestem już w stanie jej o tym powiedzieć, o swoich obawach przed wizytami, o stresie z nimi związanym i od razu czuję się lepiej (np moja psycholog mnie zapewnia wtedy, że nie jest tu od oceniania mnie, zdaje takie pytania odnośnie tego, ze ja sama dochodzę potem do wniosku że faktycznie nie mam sie czego obawiać). Oczywiście są jeszcze takie tematy, których po prostu nie moge podjąć, planuję ale w końcu rezygnuję, ale to z kolei wynika ze strachu przed emocjami, cierpieniem ktorego wtedy mogę doświadczyć, przed płaczem w czyjejś obecności itd.. Ale chyba się tutaj za dużo rozpisałam już na swój temat. W każdym razie tak podsumowując naprawdę polecam, radzę Ci skorzystać z pomocy psychologa. Jaka to satysfakcja i zadowolenie z siebie, tak swoją drogą, jak się usłyszy, że robi się postępy, że w porównaniu do pierwszej wizyty to niebo a ziemia;) Chodzę już teraz nawet nie raz, a dwa razy w tygodniu (z tym że ja to na NFZ wiec o koszty nie muszę martwić, nie licząc dojazdu..)bo tyle jest do omówienia! I naprawdę te wizyty przekładają się na relacje z innymi osobami, trochę łatwiej mi już ze znajomymi, rodzeństwem np rozmawiać o trudnych rzeczach, się otworzyć, a nie tłumić to w sobie. Z tego, co napisałeś, to bardzo dużo jest w Tobie lęków, które same z siebie po prostu nie miną, a tylko mogą jeszcze bardziej utrudniać życie. Tak że warto się przełamać i udać do specjalisty. I bądź pewien, że Cie zrozumie i nie będzie oceniał. I nie martw się jeśli na początku nie bedziesz umiał wydusić nic z siebie, to minie. Niektórzy potrzebują mniej czasu, niektórzy więcej - każdy jest inny, każdy ma inne obawy i problemy, ale nie próbując się nie przekonasz:)
×