-
Postów
8 939 -
Dołączył
Treść opublikowana przez Abbey
-
Ja tak próbuję. Ile to już 'normalnych' ludzi chciałam jakoś bliżej poznać... Ale kończy się tym, że to ja muszę się dostosowywać. Bo oni mają życie, kolegów itd, a ja jestem takim bonusem. Jestem to jestem, a jak nie - to różnicy mu nie robi. Nie chcę być czymś dodatkowym. Co z tego, że się z człowiekiem dobrze pisze, skoro tylko wtedy, gdy ten ktoś ma wolny czas w swoim napiętym kalendarium? A ja też mam uczucie, przywiązuję się. I po co? Żeby potem całymi dniami czekać aż ktoś raczy się zjawić?
-
ze skrajności w skrajność zdycham z tej samotności
-
dokładnie ewentualnie jeszcze po x godzinach 'cześć' na pożegnanie
-
No dokładnie. Poza tym niektóre okresy w życiu człowieka wiążą się z jakimiś czynnościami. No wiecie, jakieś ucieczki na imprezę, domówki po kryjomu, no inne tego typu sprawy. Ja mam małą wiedzę w tym zakresie, bo skąd mam niby wiedzieć. I co, też miałabym na to czekać do czterdziestki? Przegrałam swoje dzieciństwo, przegrałam wiek nastoletni. I co, mam wciąż słuchać, że mam czas? uruchomił mnie tamten tekst. Po prostu coś we mnie pękło.
-
rzygam tym wszystkim. w kółko słyszę "jesteś młoda, tyle cię czeka", a ja chcę coś przeżyć teraz. Co, żeby do kogoś doszło jak mi źle, to muszę dożyć przynajmniej czterdziestki?! bo wcześniej się nie liczy?!
-
oooomg
-
yay, skąd to znam. cholernie brakuje mi zwykłej rozmowy, trochę zainteresowania, no cokolwiek. Jak już znajdzie się ktoś do rozmowy, to milczymy. Bo skoro od tylu lat nie rozmawiam z ludźmi, to co mam im powiedzieć? Skoro marnuję swoje życie wegetując, to co mam odpisać na prozaiczne "co tam?" czy "co słychać?" ? chore to wszystko
-
''Wiesz, czasami najbardziej wyuzdaną fantazją potrafi być ta, żeby się położyć, wtulić się i zasnąć...'' brak mi bliskości. cholernie brak.
-
A teraz są stałe. Codziennie, podczas normalnych sytuacji jak krojenie chleba - bo nóż, powrotu do domu - bo rzeką, czy też przez pasy. Dzisiaj śniło mi się, że pisałam list pożegnalny. Był żałosny. W życiu bym czegoś takiego nie napisała - przynajmniej nie w takiej formie. Dzisiaj mieliśmy też spotkanie z psychologiem. Gadał jakieś frazesy o stresie przedmaturalnym, o tym co może nam się pojawić za jakiś czas... Hah, większość symptomów to moje drugie imię. I jeszcze to gadanie, że mamy sobie szukać w każdych kryzysowych sytuacjach dodatkowych rozwiązań - takich po prostu nie ma. Nie kryję się z tym, że chcę umrzeć. Powiedziałam to nawet matce, ale uznała za gadanie bez sensu. Nie zostawię listu, bo po co? Przecież ostrzegałam. Ewentualnie jedynie wspomnę o osobach, które mnie do tego czynu ostatecznie popchnęły. Czuję się jak odwleczony granat. Wystarczy moment. I wiem, że kiedyś to zrobię. Pytanie tylko: kiedy. -- 16 paź 2014, 19:47 -- Gadanie w stylu: czeka was więcej porażek w waszym życiu, więcej stresów, dorośniecie, to dopiero będziecie mieć problem chyba zadziałało odwrotnie niż ta kobieta zamierzała. Straszenie mnie nie jest dobrą formą motywacji. Całe dzieciństwo byłam zastraszana, a tutaj takie teksty od 'specjalisty'. No ja dziękuję...
-
1. matka codziennie mnie nęka, że mam iść na prawko 2. moja klasa. nauczyciele mają nas totalnie w dupie - ok, przyzwyczaiłam się. podręczników nie ma wydanych - ok, przyzwyczaiłam się. Ale nie mogę znieść jednego. Nauczyciel da JEDEN arkusz zadań na 40 osób i ma gdzieś, co się z tym stanie. Dostanie to taki lizacz dupy, który oczywiście obiecuje, że jak tylko wróci do domu, to wszystkim zeskanuje i udostępni. No to nieźle musi balować, skoro od czwartku dostałam materiały dokładnie przed chwilą. Niech sobie teraz to w d. wsadzi. Nie mam drukarki, więc to dla mnie problem. Poza tym nie mam na tyle wolnego czasu, żeby nagle przerobić dodatkowe x stron zadań i opracowań nie wyrabiaaaaam
-
bardzo źle. Zdarzenia dnia wczorajszego zmusiły mnie do refleksji - chciałabym umrzeć robiąc coś, co kocham. Tylko czy jest w ogóle coś takiego?
-
. Całkowicie się boję. Jestem ruiną. Jestem zerem. Chce umrzeć. Nie mam siły. Nie nadaję się do normalnego życia. Selekcja naturalna powinna już dawno mnie zdyskwalifikowac. Dlaczego więc żyję? to jakis nieudany żart. Zamiast dostać wsparcie, dostaję opierdziel. Niech ktoś przyjdzie podetnie mi żyły, bo sama nawet tego nie umiem. Chcę najzwyczajniej mieć spokoj. Dlaczego, dlaczego nic mi nie wychodzi. Dlatego wszędzie dostaję kopa w dupe. Dlaczego... Caly czas podnosilam się po upadku, ale tym razem wysiadam.
-
Natrętne. Ciągłe. Kiepska sytuacja.
-
znowu, znowu, znowu.
-
to ten stan, gdy nawet swojemu kotu zazdroszczę życia. mam tego dość, po prostu dość, mam tyle pracy, nie wiem w co ręce wsadzić, nic nie umiem, chcę mieć to wszystko gdzieś, ale nie umiem, zapisali mnie znowu na egzamin, chociaż nie chcę, kolejny dzień poza szkołą, jeszcze więcej zaległości, zajebiście po prostu
-
Właśnie jak się kładłam wczoraj do snu, to chciałam wytłumaczyć co oznacza 'zaniedbanie'. Bo wiecie, ja ani nie śmierdzę na kilometr, ani nie chodzę w uwalonych ubraniach czy coś... Wiecie jak to jest w gorszych epizodach życia. Samo wyjście z domu jest trudne, a co dopiero się stroić. Nie dbam o jakieś trendy, chodzę praktycznie w tych samych 'outfitach', cały czas na czarno, buty noszę zazwyczaj te same. No i to mnie przydziela do grupy 'zadniebanych'. Bo się nie stroję i nie chodzę z cyckami na wierzchu, bo się nie maluję (wcale, a pryszcze to moje drugie imię), bo chodzę ciągle w rozpuszczonych włosach i ciągle tej samej opasce na włosy Te wszystkie piękności nie myślą o innym niż malowaniu paznokci, więc im łatwo oceniać. Jestem dla nich zupełnie aseksualną chłopczycą, więc gdy ktoś na mnie poleci lub jestem w spódnicy to wielkie mi halo.
-
Od dawna wiedziałam, że nie pójdę na studniówkę, ale po prostu mi przykro, że nie nadaję się do takich rzeczy. Byłam tylko raz na takiej szkolnej imprezie i bardzo tego żałuję do dziś (to było chyba zakończenie podstawówki (), a nadal się ze mnie śmieją) Żal mi, że nie jestem normalna. Ostatnio dowiedziałam się, że moja klasa organizuje sobie wspólne wynajmowanie domków np. w wakacje, czy też planują również wyjazd zimowy. Przykro mi, że nie jestem na tyle uspołeczniona, by przeżywać takie przygody... Przykro mi, że o takich rzeczach dowiaduję się długo po fakcie. -- 27 wrz 2014, 21:28 -- No i bardzo mi przykro, że - jak już wspomniałam - mam być formą dodatkowej rozrywki. W tym tygodniu podeszła do mnie dziewczyna, z którą praktycznie nie rozmawiam i zaczęła mi prawić: "nooo... to by był bardzo interesujący widok: ty w sukience, pomalowana, uczesana, zadbana... haha, pewnie byśmy nie poznali".
-
Ach, mam rozterki przedstudniowkowe. I tu nie chodzi o wybór sukienki czy lokalu, tylko czy isc. Znaczy się ja już dawno zdecydowałam, że nie idę, ale znowu mam poczucie, że marnuję jedno z -jak ja to nazywam - normalnych, młodzieńczych wspomnień. Wiem doskonale, że na takie imprezy się nie nadaję. Wiem, że ludzie z klasy nalegają na moje przyjście tylko dlatego, że chcą mieć więcej atrakcji. Bo takie antyspoleczne drewno to super zabawa! Z tego co wiem, za cel postanowili sobie mnie upić. Nienawidzę alkoholu i brzydzę się celebrowaniem w ten sposób. Niby wszystko skłania mnie ku przeciwowi, ale tak mi smutno, że jestem sama... to temat roku nr 1. Ja osobiście już tym rzygam.
-
Ostatnio w tv usłyszałam tekst o tatuażyście: "to taka gwiazda i artysta, że na spotkanie trzeba umawiać się pół roku przed" Niezła oferta
-
Nie umiem spojrzeć w lustro
-
Źle mi. Z jednej strony się uspołeczniam choćby w internecie - próbuję rozmawiać poprzez komunikatory, przełamać lęk i tak dalej... Ale ci wszyscy ludzie są inni. Jedni planują ślub z obcokrajowcami, inni 'tęsknią' za swoją ojczyzną, itd itd... Ja wiem, że nikt nie dzieli się swoimi troskami. Że ubarwiają życie. Ale cholera, ja się tak źle tutaj czuję, tak bardzo chciałabym stąd wyjechać, ale tak jestem głupia, tak beznadziejna, lękliwa, nic nie umiem, nie jestem zaradna życiowo... Nie wiem czy zdam maturę, czy się na studia dostanę, a jak dostanę, to i tak nie mam z kim mieszkać i gdzie pracować, a może po prostu od razu coś sobie zrobić, nie wiem, nie wiem, nie wiem
-
ja to tam wystarczy, że pokazałabym się od tej zaburzonej strony i chyba by największy masochista uciekłby z krzykiem
-
Jest masochistą. Im bardziej mnie wkurza (czyli im bardziej ja go odrzucam), tym bardziej się klei
-
Makabra, wszystko Hejtujemy na siebie od ponad dwóch lat, a jemu nagle się przestawia I jego sposób wszelakich dziecinnych podchodów jest zarówno żałosny, jak i przerażający. Niedługo się stalkera dorobię... I to już nie są żarty.
-
jak nie totalna samotność, to teraz upierdliwy i zupełnie niechciany amant nie wiem co gorsze