Skocz do zawartości
Nerwica.com

vintage

Użytkownik
  • Postów

    114
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez vintage

  1. Cudowny cytat. Być może faktycznie próba objęcia wszystkiego intelektem wynika z faktu tłumienia w sobie emocji i swego rodzaju narcyzmu, który każe nam myśleć, że rozumiemy więcej niż otaczający nas ludzie.
  2. Witam, Odświeżam stary wątek, ponieważ dotyczy mnie dokładnie problem zawarty w tytule Od kilku tygodni obsesyjnie myślę o śmierci. Nie mam myśli samobójczych, wręcz przeciwnie - myślę o śmierci ze strachem, boję się jej i jestem stale przygnębiony. W pracy, w domu, przed snem i po wstaniu cały czas przytłacza mnie myśl, że prędzej czy później przestanę istnieć, i że rozstać się z życiem będzie równie trudno w wieku 80 lat, jak byłoby teraz. Od lat jestem niewierzący i chyba dotąd idea, że po śmierci nic nie ma nie była dla mnie przytłaczająca, albo po prostu jej nie przetrawiłem i dzieje się to dopiero teraz. Nie sądzę, aby był dla mnie możliwy powrót do wiary, mój rozum kłóci się z tą ideą, a jednocześnie nie może pogodzić się z myślą, że z chwilą śmierci przestajemy istnieć. Przez cały dzień dręczą mnie myśli typu: "po co robisz to, co robisz, za 100 lat nie będzie to miało żadnego znaczenia", "co z tego, że kochasz X, a ona Ciebie, i tak umrzesz". Wszystko to, co dotychczas sprawiało mi przyjemność lub dawało satysfakcję wydaje mi się jałowe. Boję się, że jeśli teraz, w wieku 25 lat takie myśli przytłaczają mnie w takim stopniu, to jako starzec będę jeszcze bardziej zgorzkniały, przez fakt, że zmarnowałem młodość na martwienie się śmiercią. Czuję, że potrzebuję psychologa, ale na prywatnego nie mogę sobie pozwolić, a od swojej dziewczyny wiem, że tych z NFZ można sobie o kant d*** rozbić. Czy ktoś ma podobny problem?
  3. Porażka utwierdza Cię w przekonaniu, że jesteś beznadziejny i daje powód do autoagresji. Czasami tak długo o niej myślisz i obawiasz się, że nastąpi i jednocześnie półświadomie czynisz wszelkie kroki ku temu, żeby ją ponieść. Samospełniająca się przepowiednia.
  4. Nic. Kończę studia, nic nie umiem, najchętniej zamknąłbym się w domu na cztery spusty, zmarnowałem młodość, nie mam przyjaciół, dziewczyna, którą kocham jest z gościem 4 razy bardziej ogarniętym ode mnie.
  5. Rekord Świata, człowieku, jakbyś wyjął mi to z głowy. Podobne myśli towarzyszą mi podczas rozmowy ze znajomymi o dzieciństwie, ja zazwyczaj nawet nie mam o czym opowiadać, nie mam nawet żadnych blizn.
  6. Ja chodzę do psychologa i wałkujemy mnie pod różnymi kątami. Wiem, że wszystkich moich problemów nie można podpiąć pod nikłe poczucie męskości, jak i być może nie wszystkie pasują do tego tematu, ale trudno postawić konkretną granice między problemami, to nie nauka ścisła, wszystko się zazębia. Spróbuję ograniczyć się do aspektów, które, według mnie najlepiej pasują do tematu. Nie czuję się mężczyzną, czuję się chłopcem. Bardzo boję się odpowiedzialności i dorosłości, jestem tragicznie niesamodzielny i niezmotywowany. Z całym szacunkiem dla nich, bo staram się uzdrowić nasze relacje, uważam, że duża w tym zasługa moich rodziców. Taty w naszym życiu za dużo nie było, wyjeżdżał do Stanów przez 10 lat, zazwyczaj na rok, półtora, ale nawet wcześniej nie pamiętam, żeby było dużo wspólnych momentów. Pamiętam "biegunowe" sytuacje, tzn. albo beztroskie zabawy, albo totalny wkurw, ojciec ma poważne problemy z kontrolowaniem złości. Do niedawna jeszcze odczuwałem strach przed tymi napadami, a żeby ich nie wywoływać, obrałem "strategię" siedzenia cicho jak trusia. Niestety, widzę to dopiero teraz, przeniosłem to też na płaszczyznę kontaktów z innymi ludźmi, przez co generalnie jestem ciepłą kluchą. Perspektywa kłótni lub choćby wymiany zdań z kimś paraliżuje mnie, samo odezwanie się w dużej grupie "wysysa" ze mnie całą energię, więc moje interakcje wyglądają tak, że czasem odważę się rzucić słowo czy dwa, po czym się wycofuję. Co do mamy, to jest nadopiekuńcza. Właściwie wszystko miałem podane na tacy, jedynym moim obowiązkiem była nauka. Mama robiła za mnie i braci wszystko. Do dziś towarzyszy mi uczucie, że zawsze mogę się wycofać, albo coś może mi nie wyjść, bo zawsze będzie ktoś, kto mnie wyręczy. Chyba stąd moja kompletna nieumiejętność przejęcia inicjatywy, obawiam się, że na walę, bo nie mam żadnego przygotowania. Widzę teraz, jak mama rozpieszcza swojego siostrzeńca, mały dostaje jakiś prezent praktycznie za każdym razem, kiedy ciocia przychodzi, a bywa i tak, że jest tak co drugi dzień. Ja miałem tak samo, jestem cholernie rozpuszczony i do tego tak naprawdę dopiero teraz to widzę. Jest cholernie ciężko zdać sobie z tych rzeczy sprawę, bo w środku nada siedzi zahukany, zgorzkniały, rozpieszczony bachor, który krzyczy, że miało przecież być inaczej, a trzeba z nim walczyć.
  7. vintage

    Samotność

    No dobra, właśnie się zorientowałem, jak zgorzkniałym szmaciarzem jestem. Tak długo byłem sam, że wyparłem fakt, że pragnę bliskości, a potrzebuję jej tak bardzo, że cały chodzę. Potrzebuję kogoś, przy kim będę mógł zapomnieć o wstydzie za to kim jestem, kogoś, kto będzie potrzebował we mnie oparcia, żebym mógł zapomnieć o sobie i skupić się na niej. Boję się, że jestem zbyt zdesperowany, że nikt nie będzie chciał ciepłej kluchy. -- 14 sty 2012, 11:27 -- No i, cholera mać, czuję tak straszną zazdrość o normalność, że mnie rozdziera. I co z tego, że jestem tego świadomy, nie umiem z tym walczyć.
  8. Niestety, nie umnę. Ale nie masz czego zazdrościć, mój "rozwój" prawdopodobnie prowadzi do miejsca, które już dawno osiągnęłaś. Klawo byłoby nie przejmować się tak ludźmi.
  9. petruszka30, a próbowałaś cofać się do przodu?
  10. petruszka30, próbowałem. To, co kiedyś sprawiało mi radość nie działa już, a na pewno nie w tym stopniu, co dawniej. Taka jest cena rozwoju, a bez niego zatracę się zupełnie.
  11. Kurna, nic nie czuję. Mieliście kiedyś coś takiego? Skołatałem dziś nerwy swoim rodzicom, ale nie czuję z tego powodu wyrzutów sumienia. Naprawdę wszystko mi jedno. Skąd brać motywację do działania, gdy przeszłość ciąży jak kamień, a perspektyw brak? Nie mam powodu, by się starać, bo nagroda w postaci satysfakcji czy przyjemności jest nieosiągalna.
  12. W ogóle tak naprawdę zdecydowania i konsekwencji w działaniu nie utożsamiam z męskością. Te cechy kojarzą mi się z dojrzałością, zarówno u kobiet, jak u mężczyzn. Oprócz wątłego poczucia męskości czuję się także niedojrzały. Wielokrotnie zaprezentowałem się jako ostatnia pierdoła i to do dziś powstrzymuje mnie od działania i aktywnego udziału w dyskusji. Czuję, że dostałem już tyle szpil, dodatkowo uważam, że wiele z nich zasłużenie, że nie wytrzymam już ani jednej dłużej. Bardzo boję się momentu, kiedy nadejdzie weryfikacja mojej wiedzy w praktyce. Póki jestem na uczelni bronię się przed tym rękami i nogami, ale to jest rozwiązanie na krótką metę bo kiedys trzeba będzie stawić czoła rzeczywistości. Chyba trochę offtopuję
  13. Muszę też zaznaczyć, że mam tendencję do robienia "superbohaterów" z ludzi wokół siebie, uważania, że są inteligentniejsi, bardziej ogarnięci odpowiedzialni, zadowoleni z życia i generalnie "na miejscu". Taka idealizacja ma tym silniejszy charakter, im mniej znam daną osobę. Ludzi, którzy są bliżej mnie postrzegam z mniejszym podziwem i szacunkiem, co jest dla nich krzywdzące. To niestety objawia się też w zachowaniu wobec nich. Podam przykład: podczas podróży tramwajem z kumplem z miasta zachowywałem się w miarę na luzie, nie bacząc zbytnio na to, co robię i mówię, nie bojąc się wygłupić, a kiedy zorientowałem się, że jedzie z nami także osoba z uczelni natychmiast wycofałem się zacząłem analizować, czy nie prawiłem jakichś kocopałów, które mogłyby umniejszyć mój wizerunek w oczach tamtej osoby. -- 10 sty 2012, 00:32 -- etien, myślę, że po części odpowiedź na Twoje pytanie znajduje się w moim powyższym poście. Lekceważę rady rodziny, zwłaszcza mamy, prawdopodobnie dlatego, że słuchając jej będę uważał się za maminsynka, łatwiej przychodzi mi słuchanie ojca. Co do wszystkich pozostałych, to nie chodzi raczej o uważanie ich rad za nietrafne, ale o swego rodzaju wjazd na ambicję, że sam nie potrafię działać tak, jak mi doradzają. Częściej przejmuję sam schematy działania od innych ludzi niż słucham rad.
  14. etien, zależy, kto tę radę daje. Na rady od rodziców, zwłaszcza mamy, reaguje irytacją i zlekceważeniem, potrafię odgryzać się okrutnie. Kiedy rady daje mi ktoś ze znajomych, albo obcy, czuję się poniżony i równiez jestem poirytowany, ale nie daję temu ujścia. Chyba uczyniłem sobie z rodziny wentyl bezpieczeństwa i tylko przy nich wyładowuję frustrację a w "świecie zewnętrznym" siedzę jak trusia, jestem grzeczny i posłuszny, ale nie umiem przejąć inicjatywy ani samodzielnie myśleć.
  15. Nie napisałem o wzorcu męskim. Ojciec w nikłym stopniu w moim życiu uczestniczył. Długi czas był za granicą, a mną i rodzeństwem zajmowała się mama. Właściwie wszystko mieliśmy podane na tacy i ja np. oprócz nauki nie miałem żadnych obowiązków. Jednak z tego co widzę, mój brat nie ma takich problemów jak ja, jest zadowolony ze swojej drogi życiowej i nie brakuje mu pewności siebie. Tylko ja jestem takim nieogarniętym, niezdecydowanym wypierdkiem uciekającym przed odpowiedzialnością.
  16. Jakbym czytał o sobie. Co do syndromu Piotrusia Pana, to przez długi czas traktowałem dom jak azyl, w którym mogę ukryć się przed problemami tego świata. Nie mam tu na myśli zdrowego odpoczynku i normalnego poczucia bezpieczeństwa, ale kompletne odcięcie się od świata zewnętrznego. Ja cały czas poszukuję wzorców wartości i zachowań wśród ludzi wokół mnie, zarówno mężczyzn i kobiet, będąc przy tym bardzo naiwnym. Potrafię uwierzyć właściwie we wszystko i bez większej refleksji przejąć destrukcyjny dla mnie sposób działania, widząc, że innym się udaje. Istnieją przecież różnice osobnicze. Studia są dla mnie męką, ale nieumiejętność zdecydowanego działania uniemożliwiła mi rezygnację z nich i teraz, pod koniec i tak przedłużonego trybu nauki nadal kompletnie nie czuję swojej profesji. To wszystko widać po moim zachowaniu i stąd moja marna reputacja.
  17. Tak. Koleżanka napisała mi, że nigdy nie widziała, żebym był choć trochę zdenerwowany lub znerwicowany. A we mnie się gotuje.
  18. Pustka mnie przyciąga, ucieczka we własne fantazje kusi jak nigdy. Ale też jak nigdy jestem tego świadomy. W czterech ścianach jest bezpiecznie, ale cena jest wysoka. To oszukiwanie samego siebie. Po raz pierwszy od dawna nie wyłączyłem świadomości i ona nie pozwala na całkowite pochłonięcie.
  19. Temat dla mnie rav71, Vilgefortz, mam ten sam problem, co Wy. Czuję się wewnętrznie dzieckiem, boję się odpowiedzialności, konfrontacji i sytuacji wymagających trzymania nerwów na wodzy i opanowaniem. Spotkania towarzyskie, które dla wszystkich są rozrywką i odpoczynkiem, męczą mnie strasznie. Czuję się bardziej obserwatorem niż uczestnikiem, nie czuję, że jestem tam dla siebie, lecz dla innych i ich zdanie z góry przyjmuję za słuszne, więc nie odzywam się. Kiedy czytałem Wasze komentarze o zajęciach z wf-u, poczułem zimny dreszcz. Nienawidziłem gier zespołowych, mam dwie lewe ręce (i nogi). Nie czuję tej wewnętrznej siły, która pozwala rozbić i mówić z przekonaniem to, co uważam za słuszne. Nie umiem zawalczyć o dziewczynę. Jeśli dostaję jakieś oznaki zainteresowania, to podbudowuję sobie nimi swoje wątłe ego, ale brakuje mi jaj, żeby działać, bo wiem, że już przy pierwszym zgrzycie wycofam się. Czasami zachowuję się jak dziecko, zdarza mi się obgryzać paznokcie, kiedy znajdę się w centrum uwagi wycofuję się i modlę się w duchu, żeby ktoś przejął ze mnie bierzmo, do tego praktycznie cały czas jestem skulony, jakby w pozycji obronnej, zdarza mi się bujać w przód i w tył, a śpię prawie zawsze w pozycji embrionalnej. Kompletnie nie akceptuję porażek, mam ochotę krzyczeć i niszczyć przedmioty, często fantazjuję o powrocie do momentów, w których, w moim przekonaniu, popełniłem błąd i o tym, co byłoby, gdybym tym razem nie obawiał się działać. Przy tym w analogicznych sytuacjach zawsze zachowuję się tak samo.
  20. vintage

    Samotność

    A mnie, po okresie walenia głową i pięściami w ścianę, jedynym momencie w życiu, kiedy zrobiłem sobie sznyty, ogarnia bezbrzeżny smutek. Nie potrafię zrozumieć siebie sprzed roku. Gdybym mógł cofnąć się w czasie i palnąć się po łbie. Z dzisiejszej perspektywy myśli, które powstrzymywały mnie od powiedzenia Jej, jak jest ważna i rzeczy, w które uciekałem są nic nie warte. Dziś widziałem Ją na korytarzu i świadomość tego, jak bardzo spieprzyłem, dobiła mnie. Ale nie mam już możliwości ucieczki w sen, w fantazje, samookaleczenia, bo oszukiwałbym sam siebie. Wydaje mi się, że zyskuję dojrzalsze i bardziej zdystansowanie spojrzenie na swoje działania i jeśli ona tak je widziała, to pęka mi serce. Czy można być tak przyzwyczajonym do samotności, że nawet, kiedy pojawia się wspaniała osoba, bać się wyjść ze skorupy i spróbować się zbliżyć? Co, kiedy wyjdziesz ze skorupy, a tej osoby już nie ma? Kiedy rzeczy, które składały się na Twój zamknięty świat są już nieistotne, a nie ma nikogo, kto mógłby zastąpić pustkę, kiedy samotność nie jest już naturalnym, a wymuszonym środowiskiem?
  21. Kurna, chciałbym wylądować w szpitalu. Zawsze lubiłem chorować, lubiłem ten stan, kiedy schodzi ze mnie odpowiedzialność, kiedy jestem pod opieką. Do dzisiaj tak mam, żałosne.
  22. Dzisiaj nie mogłem się zwlec z łóżka. Kiedy ktoś zadzwonił do mnie, żebym coś dla niego zrobił, poczułem autentyczną wściekłość. Dwa razy śniła mi się dzisiaj Ona, za każdym razem wyśmiała mnie i odwróciła się plecami. Przed snem fantazjuję, że Ją skrzywdzę. Jestem przerażony. Na niczym nie mogę się skupić, w samochodzie gadałem do siebie.
  23. vintage

    Samotność

    L:), zazdrość, o poczucie własnej wartości właśnie.
  24. Dopiero zaczynam. Chodzę na terapię dopiero od 1,5 miesiąca, na razie jestem w rozsypce. Fakt, że znalazłem tu sporo osób z podobnymi problemami był kojący, ale nie umniejsza to rangi problemu i dziś wiem, że czeka mnie dużo pracy. Bardzo ciężko było mi się otworzyć na początku, nie spodziewałem się również, że będę mówił rzeczy, które tak skrzętnie ukrywałem i których się wstydzę, ale stwierdziłem, że bez tego nie otrzymam pełnej diagnozy i wsparcia ze strony psychologa i nie będę mógł sobie pomóc. Wiem, jak trudna to decyzja, ale bez tego będziesz tkwić w miejscu, na forum zyskasz zrozumienie i opinie ze strony innych użytkowników, ale nie jesteśmy niestety specjalistami. Warto spróbować się przełamać.
  25. vintage

    Samotność

    Kiya, to jest straszne, kiedy sen przestaje być odpoczynkiem, a zaczyna być drogą ucieczki. Ostatnim razem byłem szczęśliwy we śnie, w którym byłem z dziewczyną, o której wcześniej pisałem. To jest naprawdę żałosne. Nie wiem już, czy bardziej zazdrosny jestem o Nią, czy o normalność.
×