Skocz do zawartości
Nerwica.com

girl anachronism

Użytkownik
  • Postów

    1 404
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez girl anachronism

  1. Kiya, jakim dzieckiem? Ja nie mam jednej ulubionej i wcale nie dlatego, żem za młoda
  2. slow motion, nie jestem na bieżąco - jaka Norwegia? A dzieciaczek duży?
  3. Dzień dobry, ja już w pracy. Piję kawę, nastawiłam grzejnik na maksa i jakoś zleci :) Miłego dnia wszystkim!
  4. Odkryłam serial Terapia (In treatment) o terapeucie i jego pacjentach i mega się wciągnęłam
  5. Nie jesteśmy typem papużek nierozłączek, ja też sama wybywam na weekendy
  6. girl anachronism

    [Kraków]

    Kocham Cię Ja mam wręcz przeciwnie, łatwiej mi w grupie niż sam na sam.
  7. Kiya, dlaczego zły? Dobry! kornelia_lilia, nie mam chyba ochoty, nie mam z kim zresztą.
  8. Kiya, przybij piątkę, kobieto pracująca :) Zostałam na weekend słomianą wdową, ale zauważę to tylko dziś wieczorem, bo poza tym siedzę w robocie. W góry sobie chłop pojechał, fajnie ma kornelia_lilia, a ja bym się obraziła do końca życia pewnie. I byłoby mi przykro
  9. Resztę przeleżałam z książką i kotami, muszę się zebrać na jakieś zakupy obiadowe zaraz.
  10. Doberek :) Przysiadam się z kawką i celebruję pierwszy od dwóch tygodni (i jedyny na następne 2 tygodnie) wolny dzień Aż nie wiem, co robić. Co się robi, jak ma się wolne?
  11. Siemaneiro. U mnie coś prószy, ale cienko i do tego -10, także wiosny nie widać.
  12. paweł3, w każdym temacie musisz się wypowiedzieć bez związku, czy zdarza Ci się z sensem?
  13. Aria, stanowczo nie jestem osobą, która, będąc z kimś w związku, nie widzi świata poza tą osobą. Mam dużą potrzebę swobody, spędzania czasu na własną rękę, wyjść z własnymi znajomymi, weekendowych wyjazdów. Tak samo jest w drugą stronę. Każde z nas oprócz małżeństwa ma swoje rozbudowane życie i tak było od początku, nigdy nie byliśmy papużkami nierozłączkami. Więc to nie to :) idle, nie dzielę Twojego podejścia. Nie zadawałam się nigdy z tępymi tapeciarami, kobiety w moim otoczeniu są wartościowe :) Nola, nie miałam na myśli tego, że wchodzę w układy z facetami świadomie w roli nieporadnej dziewczynki. Raczej jestem równorzędnym partnerem i do rozmowy, i do wódki Natomiast czuję ten luz, że jakby co, mogę popełnić gafę. Nie muszę za wszelką cenę być silna i twarda, a z kobietami jest inaczej. Midas, kwestia dojrzałości.
  14. Oto motto dnia Stresuję się otwieraniem gęby publicznie i śpiewaniem na trzeźwo, ale to moje ogromne, ogromne marzenie. Chociaż na co dzień słucham zupełnie czego innego, to biały śpiew jest dla mnie wyższą formą. Już kilka razy stchórzyłam, nie tym razem. Rzekłam.
  15. Nareeeeeszcie! Moje marzenie się spełni, zapisałam się na warsztaty śpiewu tradycyjnego pod koniec lutego, nawet wypadają w moje urodziny Potraktuję to przy okazji jako formę terapii.
  16. Właśnie ja też. Chyba będę musiała się przełamać.
  17. Poruszam ten wątek, bo wałkowałam go dziś na terapii. Może znajdzie się ktoś z podobnym problemem, a może ktoś, kto podpowie mi, jak rozwiązać mój, lub chociaż z czego on wynika i do czego prowadzi. Otóż, nie licząc czasów zamierzchłej podstawówki, nigdy nie miałam przyjaciółki ani nawet bliskiej koleżanki. Znacznie lepiej układają się moje relacje z mężczyznami. Jednak wiadomo, że relacja damsko-damska to inna jakość. Trochę mi tego szkoda, czasem przydałby mi się taki bliski kontakt z kobietą. Za każdym razem, pojawiając się w nowym towarzystwie (liceum, studia, praca) miałam nadzieję, że tym razem się "załapię", ale powtarza się schemat: wszystkie dziewczyny natychmiast na zasadzie jakiegoś magicznego dopasowania tworzą mniejsze grupki, a ja budzę się z ręką w nocniku. Nie jestem nie lubianym odludkiem, raczej jestem towarzyska i lubiana, ale jakoś tak... bez bliższych relacji. Problemy, które udało nam się wyłuskać z terapeutą, pozwoliły wyłonić następujące wnioski: kreuję się na osobę bardzo silną, przebojową, odporną - świadomie nie dopuszczam do siebie ludzi z obawy, że ktoś zajrzy pod maskę i dojrzy moje słabości. Nie dotyczy to mężczyzn, nie czuję z ich strony zagrożenia, czuję się pewnie, flirtuję, rozmawiam, nie mam obawy przed odsłonięciem jakichś niedociągnięć, bo stereotypowo mężczyzna i tak zawsze jest uznawany za silniejszego, odporniejszego, pewniejszego, zaradnego życiowo, kobiece słabostki uchodzą tu płazem lub są wręcz przyjmowane z troską. Problem zaczyna się przy kobietach. Zawsze miałam potworny problem z przyznawaniem się do porażek, zawaliłam przez to parę ważnych rzeczy w życiu. Zachowuję się, jakbym się bała, że wraz z obnażeniem jakiejś słabości zostanę uznana za gorszą, niewartą uwagi. Z drugiej strony sama wiem, że ja kobiet, którym powinie się noga w jakiejś sytuacji, nieśmiałych czy z innymi wadami nie traktuję jako gorsze. Czemu więc mnie samą paraliżuje taki lęk? Dawno wmówiłam sobie, że po prostu nie potrzebne mi przyjaźnie i doskonale się bez nich obchodzę, stąd pewnie przestałam o nie zabiegać. Nie potrafię rozmawiać o pierdołach, o facetach, o innych kobietach, o uczuciach (no, z mężem) i innych kobiecych tematach. Czasem jednak czuję taką potrzebę i tylko wtedy zauważam inne kobiety. Pierwsze zadanie jakie dostałam, to włączyć się do takiej rozmowy i aktywnie w niej uczestniczyć, podtrzymywać, i obserwować swoje odczucia, czy coś i dlaczego powoduje dyskomfort, sprawia trudność, obserwować reakcję otoczenia. Mam wrażenie, że zagłębienie się w przyczyny takiego stanu rzeczy niewiele mi pomoże O, na przykład nie mam problemów z damso-damskimi relacjami z moimi klientkami, przyszłymi pannami młodymi. Najbardziej przebojowe bizneswoman w obliczu własnego ślubu stają się zestresowanymi małymi dziewczynkami. Oprócz wąskiej działki, którą się zajmuję, na spotkaniach robię za pokój zwierzeń, opiekunkę, pocieszycielkę i uspokajaczkę - cała uwaga skupia się na nich, więc jestem bezpieczna i mogę być pewna siebie i silna.
×