
hooain
Użytkownik-
Postów
2 026 -
Dołączył
Treść opublikowana przez hooain
-
Przez właśnie takie opinie przestałam odbierać uwagi psychologów jako coś wartościowego. Zresztą otwarcie od jakiegoś czasu twierdzę, że psychologia i psychiatria to ściema i szarlataństwo. Jest to mój subiektywny osąd, podparty "wrażeniem" jakie wywarli na mnie ci specjaliści. Mówiąc wprost zostałam przerżnięta psychicznie przez mądre ucho zbyt wielu osób. Co do depresji - jestem raczej przymułem, to nie depresja.
-
Jestem młodym szczylem, dlatego w okresie wakacyjnym zawsze starałam się wycisnąć ze snu jak najwięcej, budziłam się około godziny 12.00 z otwartą japą i przypuszczeniem, że przekimałam całe swoje życie. Od jakichś dwóch tygodni zmienił się całkowicie mój tryb funkcjonowania. Wstaję, jeśli biorąc pod uwagę moje przyzwyczajenia, dość wcześnie, bo ok. 7.00. Sposób przejścia w jawę jest też inny, jest "rześki", sen wydaje się być wtedy jedynie mrugnięciem. Pomyślicie: więc w czym problem? A no w tym, że towarzyszy mi wtedy straszny lęk, lęk paradoksalnie nasilający się w słoneczne dni, lęk przed słońcem, niekiedy chłodem, przed samą aurą jaka towarzyszy rannej porze. Budzę się i myślę, że to koniec wszystkiego, wstaję i czuję - mówiąc delikatnie - psychiczny dyskomfort. Leżąc, jestem w stanie podobnym do tego gdy, przepraszam za wyrażenie, zbiera się człekowi na bełta. Głowa pęka, brak apetytu, wrażenie ściskania w gardle i żołądku. Każdy poranek jest teraz dla mnie walką, podczas której oscyluję pomiędzy dwoma kiepskimi opcjami. Poranny lęk następnie w ciągu dnia słabnie, towarzysząc mi później już jako lekki niepokój. Kolejnym problemem są wyraźne marzenia senne, pomimo, jak już wspominałam, niemal nie zauważalnych teraz nocy i snu. Na dłuższą mete takie trybienie daje w kość, szczególnie gdy oczekuje się wypoczynku. Przytoczę może jeszcze słowa psychologa, który stwierdził, że braki z kontaktach z ludźmi odreagowuję w realistycznych snach. Ktoś doświadczył może czegoś podobnego?
-
Prawie miech z rispoleptem, kimam po nim jak suseł. Tyć nie tyję, nawet zrzuciłam pare kilosów, ale powodem była dieta. Mogę rzec jeszcze: lekkie otępienie mi towarzyszy, mam ciężkie powieki i zamulam ogólnie rzecz biorąc, mam również nieczęste zawroty głowy i problemy z równowagą. Tyle moich skarg i zażaleń. Jeśli już przytaczać przysłowia: nie taki diabeł straszny. Za uwagę dziękuję.
-
brałam od uwagę hipnagogię, ale jedynie przelotnie. nie zwróciłam uwagi jak to zwykle bywa.
-
Bladego pojęcia nie mam czy ma to jakikolwiek związek z objawami schizofrenii. Moje publiczne deliberacje zacznę od tego, iż już kiedyś zauważyłam dość interesujące "zjawisko" mające miejsce rzecz jasna w moim umyśle. Udaję się na spoczynek, wyciszam się, powoli walę w kimono i właśnie, podczas owego relaksującego pobytu w łóżku poprzedzającego senną podróż słyszę wśród dudniącej ciszy szepty, szumy, niekiedy ni to głośnie, ni to przytłumione, nawet gwałtowne słowa, które udaje mi się zrozumieć. Przychodzi to tylko wtedy, gdy nie docierają do mnie bardziej wyraziste bodźce, podczas po prostu nocnej ciszy. W związku z tym nasuwa mi się pytanie: czy ktoś z Was doświadczył kiedykolwiek czegoś takiego? Czy to normalne? Jestem hipochondrykiem, wrzucam już w świadomość jazdy związanie ze schizofrenią.
-
Kij z parkinsonizmem, ospałością, niepokojem, rozkojarzeniem etc. (zaczerpnięte żywcem z ulotki). Obawiam się bardziej zaburzeń jakiegoś rozwoju intelektualnego i transformacji w swoistego cyborga tj. spłycenia emocjonalnego. Mam najniższą dawke, łudzę się, iż codzienne sączenie nie zaszkodzi. Skoro skutki uboczne są możliwe, prawdopodobne, ale nie pewne.
-
Jak mówi stare polskie porzekadło: raz kozie śmierć. Żegnajcie żebra, kości policzkowe i zalążku talii (których zresztą i tak nie widziałam parę dobrych lat), żegnajcie pozostałości trzeźwego umysłu i żegnaj świadomości moja! Przy okazji tego dramatycznego rozstania z dotychczasową egzystencją: jak ktoś na swoim życiowym koncie ma jakieś doświadczenia z rispoleptem w syropku, niech dokona przelewu, bo szlag mnie trafia i trawią mnie wątpliwości.
-
Psychiatra przepisał mi rispolept (roztwór) 1mg/ml. Sporo naczytałam się o tym, że rispolept to wyjątkowy szajs, który cytuję: "pozbawia osobowości i robi z człowieka bezwolną istotę, takie zombie." No i stało się, podobny szajs mam teraz w portach, towarzyszą mi wybitnie wielkie obawy przed przyjmowaniem go. Tym bardziej, że nie mam pojęcia bladego czy konieczny jest lek na m.in. stany psychotyczne, schizofrenię, gdy ja teoretycznie zeswatałam moje ja z nerwicą. Zdaję sobie sprawę z tego, że małe dawki, jak wyżej wspominano, mają zniwelować natręctwa, jednakże czy warto narażać się na skutki uboczne? Śmierdzę amatroszczyzną, proszę o oświecenie w farmakologii. Dodam jeszcze, że zaczęłam przyjmować asertin 50.
-
Ciekawość i żarełko.
-
Czy samookaleczenia występują również w zaburzeniach nerwicowych?
-
Znaczy, że zostałeś potraktowany tak, jak traktowałeś innych. Zawsze zastanawiało mnie to, że przez kilka wydarzeń człowieczyna nabawić się może ostrego szajsu wewnątrz. Nie mów, że płacisz cene za swoje błędy, bo pogrążasz się bardziej (o ile twoje o sobie mniemanie jest kiepskie).
-
Graba, dokładnie. Piguł mi nie przepisano, łykam rozpaczliwie powietrze, bo dusi mnie życie niemal wśród kolaborantów. A co do przyczyn IMO: winię zbyt niską samoocenę i przewlekłą niepewność.
-
Też mam te jazdy i wiem jakie to uciążliwe, z tą różnicą, że ja wyłapuję drobne potknięcia, przejęzyczenia, przerwy pomiędzy kolejnymi zdaniami. Zawsze mam pewność, że współrozmówca kłamie, co automatycznie daje fale scenariuszy wykreowanych na jego niekorzyść. Każda nikła relacja z kimkolwiek otoczona jest otuliną podejrzeń i chyba niesłusznych oskarżeń, dlatego pogłębiam swoje samotnictwo. Ja m.in. z tego powodu udałam się do fachowca od czerepu, bo wiem że silnej woli nie mam i nad swoim umysłem kontroli najmniejszej nie posiądę. Cierpliwie czekam na rezultaty.
-
niech się stanie notabene jestem wśród swoich.
-
Saluton, witam. 17 lat na karku, choleryczny podlotek z nerwicą (natręctw) i stanami depresyjnymi. Organiczna powłoka jaką jestem tkwi na tym ziemskim padole i szuka jak alien cyberkontaktu ze znerwicowanymi, jestem samozwańczym imbecylem, dmucham w szklanki i poprawiam dywaniki. bless