Skocz do zawartości
Nerwica.com

hooain

Użytkownik
  • Postów

    2 026
  • Dołączył

Treść opublikowana przez hooain

  1. olanzapine łykałam na nadmierną podejrzliwość. pomogła również przy stanach lękowych, produkcji niszczących nieprawidłowych myśli, skutecznie odcinając kminy, jednak zbyt gwałtownie. po zażyciu było mocne wypalenie intelektu, na próbne matury poszłam zupełnie przyćpana, powolne myślenie, dobijająca senność, uczucie odrealnienia. Skoczyła waga + 6kg. coś za coś, plus za efekty przy ściszaniu kombinowania umysłu, minus za dość uciążliwe u mnie przygaszenie.
  2. Problem: nie jestem akceptowana podczas jazdy z wybieraniem odpowiednich cech i składaniem osobowości adekwatnej do zachcianki. Działam zupełnie paradoksalnie, to głęboka autoagresja, która każe mi w tym tkwić. Odnośnie suchego tekstu, suchy tekst jest bardziej konkretny.
  3. hooain

    Co teraz robisz?

    słucham jęków king krule na featcie. karmę ptaki, grzeję dłonie, powstrzymuje bełta.
  4. hooain

    Co teraz robisz?

    myśle czy ruszyć dupe po kwetiapine i wejść w niereal z podkładem słodkiej chemii.
  5. Nie potrafię podporządkować postu, zakładam osobny. Coś mi się pieprzy z osobowością. W normalnych codziennych stosunkach interpersonalnych zaczynam włączać kontrolę samej siebie. Brak mi jakiejkolwiek autentyczności, czuje się spięta, bo manipuluję słowem i swoją sylwetką. W każdej sytuacji chcę sprawiać "jakieś" wrażenie. Wybieram wśród cech dane elementy, których używam wbrew sobie. Siedze w megazordzie i pociągam za dźwignie aktywując specyficzne osobowości i reakcje obserwując skutki. Jestem zupełnie zautomatyzowana. Brzydzę się sztampowością, boję się przeciętności - ten strach ma wpływ destrukcyjny. Jestem zmęczona tą farsą. Tępią mnie nieustanne sprzeczności, których przyczyną jest dążenie do niezdrowej szopki z moją psychą w roli głównej. Chce normy, chcę prostoty, nie potrafię wpleść jej w moje życie. W trakcie samokontroli mam problemy z wymową, co utrudnia mi przekaz moich aktorskich jazd. Mam tendencję do podświadomego obrzydzania siebie ludziom. Sytuacja: poznaje, najeżdżam nawet nie odczuwając spięcia i niestosowności, tłumaczę się z przytyku, nie pamiętam tłumaczeń, zostaję uświadomiona przez inną osobę, persona poznana stwierdza, ze jestem niemiła, czuję satysfakcję i wyższość połączoną z wyrzutami miękkiego dobrotliwego sumienia. Maskuję wrażliwość ku*wistością. Wrażliwość kojarzy mi się ze słabością, wrażliwość, oprócz artystycznych, metafizycznych doznań nie przyniosła mi personalnie korzyści. Staję się bardzo egoistyczna, potrzebuję uwagi jak szczeniak, potrzebuję przewodnika, który chwyci rozwydrzonego bachora za tłuściutką młodzieńczo rączkę i poprowadzi w zwykły real. Sentymentem darzę przedmioty, darzę je uczuciem, zatrzymuję zdjęcia pięknych ludzi, łechtam oczy ich ryłem. Zatrzymuję teksty pasjonujące, zatrzymuję wyrwane strony z bibliotek. Czytam o tym, co mnie niepokoi, wystawiając wrażliwość jak Boga na próbę. Tracę kontrolę. Pierdy z emocjonalnego bólu dziecka xxi wieku.
  6. hooain

    zadajesz pytanie

    Odpowiedzialność w przypadku linczu wrażliwców. Miałabym ochotę. Ktoś chętny na karmienie kałamarnic moim ciałem podczas rejsu?
  7. hooain

    zadajesz pytanie

    Omijając perwers, rozrzucałabym skarpety po mieszkaniu bez spięcia. Weźmiesz za mnie odpowiedzialność za ten post?
  8. Duży plus dla Ciebie za pozytywne nastawienie.
  9. W problemach, o których mówisz istotna jest rozmowa. Znajdź kogoś kompetentnego lub wobec kogo miałabyś zaufanie i podziel się obawami. Wiele problemów bierze się z przejściowego okresu dojrzewania i prawdopodobne jest to, że po jakimś czasie miną. Każdy jest wartościowy, to, że nie potrafisz poradzić sobie z pewnymi sprawami, nie czyni Cię zerem jak piszesz. Jak sama stwierdziłaś, towarzyszy Ci otępienie i brak koncentracji, być może to on powoduje nieumiejętność rozwiązywania prostych zadań. Na zdenerwowanie polecam pixy ziołowe, ładnie wyciszają.
  10. Lecytyna. Informacje wbija w pamięć. Na naukę dobra.
  11. Wbijam tutaj, żeby przekazać info, że to norma swoista nawet dla zdrowego człowieka. Temat zignorowałam. Całość działa na takiej zasadzie: boli cię głowa, szukaj w necie, masz raka mózgu. Tak samo było ze mną i z nadgorliwością zapędów hipochondrycznych, dlatego pytałam. Coś szepce przed snem, schizofrenii nie mam, doświadczam odreagowania umysłu, produkcji bodźców przy ich braku. Słyszałam je przy zasypianiu, gdzie notabene działanie systemu nie jest już tak zwarte i konkretne jak powiedzmy w godzinach najbardziej intensywnej pracy mózgu, więc omamy wzrokowe, słuchowe nie muszą być zaraz objawem czegoś poważnego, szczególnie gdy pojawiają się podczas powolnego wyłączania świadomości. Porównanie troche naiwne. W przypadku wątpliwości i gdy omamy pojawiają się często i o różnych porach dnia, warto jest porozmawiać z lekarzem, takie jest moje zdanie.
  12. Brak konkretów właśnie powoduje spadek i zainteresowania samą terapią, i zaufania do specjalistów. Odnośnie tego czy psycholog faktycznie mnie słucha, był to pojedynczy przypadek, błąd z mojej strony, bo w przypływie frustracji uogólniłam. Jako stabilizator brałam absenor. Do momentu gdy próbowałam zejść łykając większą ilość. Efekty niezauważalne.
  13. Ostatnie zdania idealnie odzwierciedlają to, czego nie jestem w stanie przekazać w poście. Jestem ostanio bezradna, doświadczam demencji w wieku dziewiętnastu lat, czuje intelektualne zacofanie, emocjonalny regres, nie wiem jakich jeszcze słownikowych pro terminów użyć, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że jednak trzymam nieustannie średni, standardowy poziom. Wiem, że to nie jęczarnia, ale płyną myśli po wieczornej kwetiapinie. Mam takie zdanie po wielu rozmowach z różnymi psychologami. Nie wiem czy trafiam po prostu na niewłaściwy towar, czy to ja jestem ciężka w obróbce. Być może oczekuję zbyt wiele, a oczekuję konkretów, nie rozmów typu: ok, siedzisz tutaj, mów o zeszłym tygodniu i obudź mnie za kilkadzieścia minut. Tak mniej więcej wyglądały moje terapie z nfz. Spróbowałam prywatnie: kobieta kazała mi się kłaść na kanapie i wprowadzała poraniony umysł w medytacje, coś mówiła później o wychodzeniu, nie wiedziałam kiedy dźwignąć morde, żeby pokazać, że "wyszłam" od początku, po wszystkim stwierdziła, że jest pod wrażeniem tego jak głęboko "weszłam" w medytacje.
  14. Seronil działa prawie cztery miesiące. Psychiatrze wspominałam o wahaniach, przy okazji dzieliłam się autentykiem, że po pierwszych kilku tygodniach z dominacją pozytywnego nastroju, zaczęłam czuć "tesknotę" za chandrą, jakieś patologiczne maso, sentyment do przygnębienia, okaleczeń, które w amoku dawały jednak iluzoryczne, chwilowe wytchnienie. Zdaję sobie sprawę z tego, że to tekst wyjątkowo paradoksalny i zwyczajnie tępy, ale nie jestem w stanie rozróżnić, co tak właściwie pochodzi ode mnie, a co jest spowodowane stanem chorobowym. Dążę do radości, staram się walczyć a lecę w umartwienie. Psychiatra stwierdził, że to norma w "lżejszych uzależnieniach", że minie. Mam wrażenie, że stan się jedynie pogłębia, a zmiany nastroju stają się ostrzejsze. Terapia teoretycznie jest możliwa, ale blokuje mnie przeświadczenie, że dam sobie radę sama. Zresztą mam coraz mniejsze zaufanie do psychologów. Fluoksetyne rozumiem odstawiłaś po tym?
  15. Problem: zaczęłam zażywać Seronil, jako nowość po nieskutecznych zupełnie szotach sertraliny, paroksetyny, trazodonu itp. Podczas pierwszych tygodni na dropsach nastrój utrzymywał się na wysokim poziomie, jednak jednocześnie czułam jakby konieczność utrzymywania niespontanicznego, narzuconego uśmiechu. W sytuacjach towarzyskich utrzymywał się on zakrzywiając mój obraz, obraz siebie od wewnątrz z nieustannym spięciem i uczuciem naciągania ust przez niewidzialne haki, i obraz zewnętrzny, czyli niejako fałszywość, którą prezentowałam znajomym. Nie moge powiedzieć, że seronil nie podniósł mi morale, była motywcja, była energia, był pozytywny kopniak. Teraz wróciły moje smęty: ciągłe wrażenie bezsensu, nieuzasadniona płaczliwość, myśli samobójcze. Wszystko intensywne jak przedtem. Równie intensywne są też nieuzasadnione napady niezdrowej euforii, która zjeżdza w dół po jakimś czasie od pojawienia się przechodząc w apatie. Przykład: jade samochodem, nastrój w normie względna neutralność, w momencie zaczynam się śmiać, czuje przypływ energii, specyficzną siłę w mięśniach. Śmiech słabnie po krótkim czasie, przechodze powoli w nostalgie. Zostałam przeanalizowana przez siebie w różnych ujęciach. Nie wiem czy to wypalenie, czy przyzwyczajenie organizmu do leków. Dominują myśli samobójcze, wrażliwość nie radzi sobie ze sprzecznościami, czuje że jestem sterowana przez pasożyta, który kradnie moje personalia, wróciłam do samookaleczeń. przepraszam za chaos w tekście.
  16. hooain

    [Tarnowskie Góry]

    podpisuję się również.
  17. hooain

    Cześć

    Dlatego przy następnej wizycie poproś psychiatrę o rozmowę z mamą.
  18. hooain

    Cześć

    Więc może najwyższy czas by się dowiedziała? Terapia razem z mamą nie jest złym pomysłem, jeśli w grę wchodzą kłótnie uniemożliwiające prowadzenie "normalnych" rozmów na ten temat. Może fachowe podejście do sprawy psychologa lub psychiatry uświadomi Wam, że o wiele prościej jest pokonywać problemy razem i dojdziecie w ten sposób do względnego porozumienia. Wytrzymałaś miesiąc to wytrzymasz też jutro, spróbuj skoncentrować się maksymalnie na nauce, by zająć czymś myśli. Pozdrawiam
  19. hooain

    Cześć

    Do rozpoczęcia i częstej rozmowy z rodziną o swoich problemach będziesz niestety zobowiązana, chociażby z powodu myśli samobójczych. Myślę, że mama już Cię w pewien sposób rozumie skoro korzystałaś z porad psychologa i psychiatry i zgodziła sie na kolejną wizytę. Jest tutaj wiele ludzi, którzy przeżywają podobne rzeczy, w tym ja. Grunt to jakoś dotrybić te trzy tygodnie. Najgorzej jest przerwać terapię, bo z reguły dobre samopoczucie jest tylko iluzją, która pryska przy odpowiednio mocnym bodźcu. Ważne jest żeby efekt się utrzymywał, a na to nie ma innej recepty jak systematyczność. Trzymaj kontakt z mamą, opisuj jej dokładnie to co przeżywasz, żeby jak najdokładniej zrozumiała nature twojego problemu.
  20. hooain

    Cześć

    Nie czekaj na samoistne rozwiązanie się sprawy, nie pozwalaj też myślom żeby przekształciły się w czyny, bo szkoła to tylko jeden z wielu elementów życia, które stoi przed Tobą otworem. Nie pozwól, żeby echo problemów z przeszłości zadecydowało o twoim życiu. Nie musisz tego dusić, od tego są emocje by je uzewnętrzniać. Zawsze są jakieś osoby, które czekają na rozmowę i oferują pomoc. Szkolny pedagog, wychowawca, psycholog?
  21. hooain

    Cześć.

    Słuchaj, moim celem nie było poniżenie Ciebie, ale uświadomienie Ci pewnej prawdy. Tak samo mogłabym Ci zarzucić, że uważasz, że potrzebuję dowartościowania się poprzez krytykę. Prawda jest zgoła inna - próbuję nakreślić schemat rozwiązania sytuacji w jak już mówiłam subiektywny sposób. Jestem tylko jednym z wielu atomów tej całej układanki, który kilkoma wysnutymi zaznaczam - przez niepoprawny umysł - zdaniami wywołał niepotrzebną spinę, będącą wynikiem nieprawidłowego i zbyt osobistego zinterpretowania ich przez Ciebie. Odnośnie twoich przekonań, przekonań powtarzam takich, jakoby władza była złem koniecznym ograniczającym człowieka, których to (poglądów) namiastkę ukazałeś w jednym z postów a które odebrałam na swój sposób, zaznaczyłam, że to moja osobista ocena, której, tu następuje cytat: nie powinieneś brać do siebie. Nie odpowiadam za to, że nie posłuchałeś. Próbowałam znaleźć alternatywne wytłumaczenie twoich problemów, które IMO oscylują wokół spraw bardziej społecznych i zahaczają o sposób identyfikacji swojej osoby w motłochu. Uderzyły mnie jedynie sprzeczności w twojej wypowiedzi. Nie patrz na to forum przez pryzmat mojej osoby. Nie chcę już insynuować tutaj pewnej analogii do postrzegania życia przez szkła drobnostek. Cóż no.. przeszkadza mi to, że jest Ci źle bo sens jest taki żeby było dobrze.
  22. hooain

    Cześć.

    Forum odniosło się do tego co napisałeś, a przedstawiłeś niestety tylko pare strzępów, które każdy z nas zinterpretował jako standard ubrany w teksty typu: życie to bezsens, chce się zabić bo nie mam perspektyw etc. Reakcja w tym wypadku jest przewidywalna, sens to wyszukać plusy i uderzyć nimi jako odpowiedź łechtająca czyjeś smutne ego. Zrozumieliśmy Cię tak jak to opisałeś. W kolejnym poście luźny odbiór podpowiada, że czujesz się wyjątkowo przez swoje cierpiętnicze usposobienie, kreujesz siebie jako dekadencką osobliwość biernie walczącą w imię swoich szczeniackich przekonań. Subiektywna ocena, której nie powinieneś brać do siebie, bo mam zły dzień. Mówię szczeniacka, bo prawda jest taka że władza twoje wynurzenia, moje wynurzenia i nasze problemy ma w swoim tłustym władczym tyłku i czas sobie to uświadomić, wiec jakieś górnolotne pierdy opisujące uciemiężenie "psychicznej" jednostki w państwie są w pewien sposób wspomnieniem kochanego modnego romantyzmu. Narzekanie w tym przypadku jest próba ulżenia sobie w tym sajgonie, ale nic nie da. Leczenie nie daje efektów, bo może twój problem nie wiąże się tak drastycznie z psychą. Leczysz się a nie chcesz się leczyć, bo to Cię ogranicza. Więc gdzie sens? Może szukanie pomocy u tych, o których mówisz, że robią z ciebie marionetkę systemu i przesadna wrogość, która utrudnia bytowanie i jest pewnym paradoksem jest kolejnym, a może jedynym nieuświadomionym problemem? Idziesz do cyca matki, która karmi Cię trucizną. Świadomie ssiesz jakiś szajs, później stwierdzasz, że wszyscy chcą Cię wyujać. Teraz wszystko jest przyziemne.
  23. hooain

    Cześć.

    To, że mówisz o sobie beztalencie nie znaczy, że nim jesteś, tym bardziej powinien Ci strzelić w głowe szotem porządnej dawki poczucia własnej wartości sukces jaki odniosłeś - rozpoczęcie studiów pomimo problemów, pasek w liceum - drobnostki a jednak sprawiają, że już jesteś lepszy od innych. Walczyłeś, wróć do tego. Swoją drogą patrzymy na siebie krytycznie, bo znamy teoretycznie swoją psyche i wnętrze, ale często to jest obraz zakrzywiony przez wyolbrzymianie. Nikt nie jest idealny, jestem po dwóch próbach jednak jakoś tłukę sie w życiu. Wyjdź i pokaż się z innej strony, nawet wymuszony uśmiech przyciąga, wypróbowałam chwilowo pomogło. Sama też próbuje załapać kontakt przez załosne wrzucanie tekstów na forum, bo a nuż ktoś pomoże. Pozdr
  24. hooain

    Poranny lęk

    Skąd moja pewność, że to nie depresja? Należę do tych stabilnie niestabilnych. O ile w moim przypadku ze względu głównie na psyche, która w dużym stopniu jeszcze się kształtuje, nie można mówić o borderline, o tyle stwierdzono u mnie - po wcześniejszych, prawdopodobnie, chybieniach z nerwicą itp. - osobowość zmierzającą właśnie w tamtym kierunku. Wiek dyskwalifikuje mnie w kwestii jednoznacznego zdiagnozowania. Z każdym biegunem mojego nastroju jestem całkowicie zaznajomiona, a lęk w jakimś stopniu przed dwoma tygodniami również mi towarzyszył, bo jest wpisany w to z czym aktualnie się zmagam. Nie był jednak aż tak zintensyfikowany jak wczorajszego dzisiejszego i jestem pewna jutrzejszego poranka, nie dotyczył też konkretów, to jest coś w rodzaju: budzisz się i kminisz, że coś jest nie tak z tą pogodą, z tą wczesną porą, z tym pokojem, z twoim ciałem, z tym że leżysz w łóżku. Jedynie to budzi moje obawy - zmiana jaka zaszła z dnia na dzień rzecz jasna na gorsze. Chcę wierzyć, że reszta to zwykłe fanaberie.
×