Skocz do zawartości
Nerwica.com

naranja

Użytkownik
  • Postów

    769
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez naranja

  1. BEZCZELNE. Czy człowiek, który "ma wszystko" (ciepło, uwagę, empatię, wsparcie bliskich, etc.), pragnie na siebie zwracać uwagę w tak dramatyczny sposób?? Znam te teksty. Bolą i wkurwiają.
  2. Brak uczuć, wierzę, że Ci źle, naprawdę, ale... Z tym to przegięłaś i to ostro. Sorry, ale za kogo Ty się uważasz..? Największą cierpiętnicę RP?
  3. Przemyślałaś? Tzn. chodzisz na jakąś terapię? Wiesz, coś w tym jest. Na zdaniu i reakcji bliskich bardziej zależy. Ja mam tak chociażby z wyrażaniem złości, odmową i asertywnością - wobec obcych no problem, bronię swoich praw, ale wobec bliższych znajomych już gorzej. Inna sprawa, że to Ci obcy żywiej reagują akurat na autoagresję. W mojej rodzinie, oschle: "Naczytałaś się, że osoba z BPD tak robi, więc tak robisz". Zimno, olewka, "brak tematu".
  4. Kite, i jak tam? Mam takie domysły, że skoro nie piszesz, to pewnie przyjęli Cię na 2 tygodnie i brak dostępu do netu. Mam nadzieję, że to o to chodzi... W każdym razie, jak już przeczytasz, to podziel się wieściami z 7f
  5. naranja

    Co teraz robisz?

    Gotuję zupę pomidorową, mniam P.s. Ja bym samego oleju ssać nie dała rady, łykam kapsułki z olejem z ogórecznika. Cera mi się poprawiła.
  6. No tak. Pytam, bo ja sobie absolutnie nie wyobrażam pójść do kogoś z tym problemem, tzn. że się właśnie pocięłam i proszę zszyć, za bardzo to intymne dla mnie, bardziej niż wizyta u ginekologa... bo wtedy nie tylko ciało bym miała na wierzchu, ale i duszę. I byłoby mi wstyd, że taka słaba jestem, że zadaję sobie ból i ta druga osobą tę moją słabość widzi. Za trudne to byłoby... Może dlatego się trochę kontroluję, jednak nie są to totalnie impulsywne akty i nie mam widocznych blizn, na rękach, nogach. Dopiero jak ktoś się dokładniej przyjrzy.
  7. Hania, i inni - a jak to jest? Tzn. w pewnym momencie samemu się stwierdza, że nie da się zatamować krwi etc. i idzie się do lekarza i co się mu mówi? "Panie doktorze, przed chwilą się pocięłam, proszę to zszyć?" i dr bez żadnego moralizowania to robi? I zawsze do tego samego lekarza? Czy się zmyśla: "a, bo się wywaliłam na rowerze, bo się nadziałam na drut..."? A przecież to na pewno widać, że to własna robota, zwłaszcza jak ma się sznyty. ? Ja byłam szyta kilka razy, ale nie z powodu autoagresji. Dlatego pytam, co mówicie lekarzowi?
  8. Kite, to przykre. Od takiej osoby (kumpla, który wie) można się spodziewać czegoś innego niż "przyklepania" tematu Ja jakiś czas temu ze strony pewnej koleżanki (niegdyś przyjaciółki), "która wiedziała", usłyszałam "E tam, masz lenia". Bolało. Nie po to człowiek wysyła do drugiej osoby sygnały, że coś się źle dzieje, że chce pogadać, aby go takimi tekstami spławiać. P.s. Widzę, że się działo tutaj... ale nie śledziłam na bieżąco, więc nie bardzo kumam, przyznaję
  9. Hmm, to tak na czuja spodziewam się z ich strony takiego pytania: "Czyli tutaj na oddziale, jak się Pani z kimś pokłóci przez telefon, to też się Pani potnie?". Albo "A Pani sobie zdaje sprawę, że tutaj takie zachowania też są sprzeczne z regulaminem?"
  10. Kite, to przygotuj się na rozmowę o tym. Bo obstawiam, że na bank o to zapytają. Zastanów się, co Tobą wtedy motywowało, dlaczego złamałaś akurat ten punkt (punkty), co chciałaś osiągnąć, albo co było za trudne, jakie były powody. Jakieś refleksje na ten temat z perspektywy czasu. Mnie Pani ordynator pytała "Aha, czyli jak Pani znajduje się z danym miejscu to z góry odrzuca Pani zasady tam panujące?" i rozmawiałyśmy o tym. Wyjaśniłam, dlaczego zachowywałam się tak i tak. Bez kajania się, ale i bez twardej samoobrony. Po prostu powiedziałam, co mną motywowało, co myślałam, dlaczego nie chciałam tego (to były konkretne rzeczy) robić. I mówiłam SZCZERZE. Bałam się, że ten wypis mnie skreśli z góry. Wiedziałam, że o to zapytają. Dlatego wcześniej przygotowałam się na rozmowę o tym. Moim zdaniem dla nich bardziej nie liczy się sam fakt (że ktoś jakoś się zachował), ale czy pacjent potrafi popatrzeć refleksyjnie na swoje zachowanie i czy jest świadomy swoich motywów. Powodzenia!
  11. Starlet, kochana, to nie jest tylko przeczucie, Ty NAPRAWDĘ masz za kilka dni konsultację na 7f -- 14 maja 2011, 21:46 -- Nie mam w domu wanny...
  12. Nieprawda. Jest podobno takie dążenie, ale nie każdemu odstawiają. Niektórzy biorą tam leki, pytałam. Ja nie chcę odstawiać i powiedziałam to na konsultacji. A przyjęli mnie. Jak będą cisnęli na odstawianie to będę walczyć Cóż, ja w łapę nie dałam, żadnych znajomości tam też nie mam, "referencje" miałam kiepskie (ostatni wypis ze szpitala nie pokazał mnie w najlepszym świetle) a się dostałam... Poza tym, czy naprawdę chciałbyś współpracować terapeutycznie z osobami, które wzięły za to nielegalnie pieniądze..? Zaufałbyś? Ja nie.
  13. Tak czytam, jak piszecie o diagnozie, a wcześniej jeszcze wątek o rodzicach i ich odpowiedzialności bądź jej braku za nasze problemy (bo tu i teraz jesteśmy dorośli)... ...i ja myślę sobie tak: dla mnie diagnoza i skupianie się na niej to takie zwalnianie z odpowiedzialności (lekarzy i terapeutów, pacjenta i rodziców) na etykietkę: 1. JA robię to i to, bo "MAM bpd" (jakby to jakiś wirus był..). Zamiast wziąć samemu odpowiedzialność za swoje zachowania, np. autoagresję. A przecież to JA się tnę, własnoręcznie. Nikt inny. 2. Z drugiej - aby zabrać odpowiedzialność z rodziców za nasze obecne problemy emocjonalne (depresje, lęki) i tym samym nie zderzyć się zbyt mocno z tym, że nie bardzo się było szanowanym/kochanym. Czyli z rozpaczą, bezsilnością, złością, wręcz nienawiścią. Bo to boli. No i z konsekwencjami: zmianą w relacjach z nimi, nie pozwalaniem sobie na pewne ich zachowania, sprzeciwie - to trudne. 3. A lekarzom i terapeutom jest bardzo łatwo, w razie niepowodzeń, zamiast brać odpowiedzialność za brak kompetencji, zasłaniać się tym, że pacjent "taką ma już osobowość", "taki już jest". Co za chamstwo i wygodnictwo. Usprawiedliwianie własnej nieudolności często. I tak sobie myślę, może błędnie, że aby zyskać POCZUCIE odpowiedzialności za siebie tu i teraz, to trzeba po pierwsze wziąć odpowiedzialność tu i teraz za to, co robimy (różne zachowania - w tym destrukcyjne, decyzje, wybory), umiejscowić odpowiednio odpowiedzialność za swoje obecne stany chorobowe (depresje, lęki, etc.), czyli to, że czujemy się źle - po stronie rodziców (a to oni byli odpowiedzialni za nasz emocjonalny rozwój i NIC ich z tej odpowiedzialności nie tłumaczy przez swoimi dziećmi) - po co? - aby pozbyć się poczucia winy i przestać wyżywać się na sobie i na sobie koncentrować złość, która pierwotnie była na nich (ale trzeba było ją stłumić lub obrócić przeciwko sobie). Bo przyłapałam się dziś na takim myśleniu: skoro nie czuję się sobą, to jak mam mieć poczucie odpowiedzialności za siebie? (i tym samym za moje leczenie, zmianę, życie?) A żeby zacząć czuć się sobą to wreszcie trzeba postawić pewną granicę, za co odpowiadam ja, a za co odpowiadali i odpowiadają inni (rodzice, partnerzy, etc.), jakie są prawa moje i jakie innych, a tym samym zacząć stawać po swojej stronie i dopuszczać do siebie przeżywanie pewnych emocji i chyba na tym polega powrót do prawdziwej siebie, zintegrowanej... a etykietka BPD czy inna to trochę taka wymówka, zasłona, że nie wszystko (jakby co!) ode mnie zależy... Jakie są Wasze refleksje po tym przydługawym wywodzie?
  14. Jeszcze przed przyjęciem czy już podczas terapii? Dlaczego zrezygnowałaś? Żałujesz?
  15. Amon, ten wątek z pracą nie dotyczył 7f. -- 13 maja 2011, 21:47 -- To dokładnie nie "oni", ale on, jeden, terapeuta mój były. On się na mnie niemal darł, że nie da się mi pomóc, bo aby człowiekowi pomóc to musi choćby minimalnie funkcjonować w życiu (jego zdaniem). Czyli pracować/studiować, czasem się spotykać z ludźmi etc. Cóż, po części przyznaję mu rację. Bo ja przez ok. 2 lata nie miałam kontaktu z nikim, nie wychodziłam z domu... O czym miałam rozmawiać, jak nie o tym, co teoretycznie sądzę o ludziach? Inna sprawa, że jego motywowanie mnie do powrotu do żywych miało charakter silnych kopniaków, którym towarzyszyło straszenie wizjami, co będzie, jeśli tego nie zrobię, wyrażanie zniecierpliwienia i absolutny brak akceptacji dla ewentualnych niepowodzeń. Coś, co dla mnie było za dużym skokiem po takiej przerwie (powrót na studia) i się nie udało - przez niego było potraktowane jako fanaberia i zaczął mnie oskarżać, że sobie folguję. Nie potrafiłam sobie darować, że mi się nie udało. W tym kryzysie on mi jeszcze mówił, że czasami nie da się pomóc psychoterapią. Wylądowałam w psychiatryku.
  16. Anoreksja to sposób MYŚLENIA i PRZEŻYWANIA, Moniko. Można mieć już wagę w normie, a wciąż te myśli, że... i wciąż obawy, że... i wciąż odczuwany wstręt, gdy... Anoreksja to stan ducha przede wszystkim. Sama zdrowa dieta i staranie się, aby jeść przez rozum to nie jest leczenie anoreksji, to jest tylko sposób na przytycie/utrzymanie wagi (i czasem oszukiwanie siebie, że coś się robi...), leczyć trzeba to, co w głowie i w sercu. To tak łatwo się pisze... Wiesz, ja potrafiłam na siłę jeść, nawet sporo, ale łaknienia nie czułam wcale, a wręcz odwrotnie... Jedzenie i niejedzenie to temat zastępczy. Wypełnia pustkę, daje jakieś tam poczucie siły (do czasu), sprzeciwu, inności-odrębności, no i dla mnie to było też bierne wyrażanie złości zduszonej, buntu oraz poczucia, że kontroluję otoczenie... no i wyraz wyrzeczenia się siebie, swoich potrzeb, emocji, swojego zdania... Ja mam dość duże poczucie winy związane z zaspokajaniem moich potrzeb, w ogóle z ich odczuwaniem, czuję się jakaś zła, męczy mnie to... chyba to ma duży związek z tym, że zawsze czułam, że liczą się tylko potrzeby matki, a swoje mam zduszać - i to trudno z głowy wyjąć...
  17. No ale diagnoza jest dla psychiatry, nie dla Ciebie. A co do leków to się indywidualnie dobiera. Mnie na przykład stabilizatory, zalecane przy BPD (jak np. lamotrygina), kompletnie nie pomagały. Za to lepiej SSRI.
  18. Dziwne. A pytałaś o uzasadnienie, tzn. po co, dlaczego warunkiem przyjęcia na oddział jest znalezienie pracy? Mój ostatni terapeuta mi strasznie dowalał (zamiast w tym pomóc), ze nie funkcjonuję w życiu, w tym nie pracuję. Straszył mnie, że jak tak dalej pójdzie to... (i tu czarne wizje z samobójstwem włącznie). Działał na moje poczucie winy, że inni nawet kredyty biorą na terapię, a ja wiszę na bliskich i nie stać mnie nawet na jedną sesję... A jednym z moich problemów jest właśnie to, że kompletnie nie jestem w stanie pracować, próbowałam, nie wytrzymałam. To jego gadanie doprowadziło tylko do samooskarżeń, silnego poczucia winy i prawie samobójstwa
  19. Kite, do tej pory nie rozumiem, w kontekście czego napisałaś o tej pracy...
  20. No to jak w końcu? To znaczy, nie umiesz wyczuć, czy ONI stwierdzą, że za lekki czy za ciężki? Ja myślę tak, że oni najbardziej biorą uwagę na motywację do pracy nad sobą. Na pierwszym miejscu. Na to, czy wyczują w Tobie chęć do terapii. A dopiero na drugim miejscu to, na ile jesteś zaburzona. No ale fakt, że nie możesz być totalnie rozchwiana, no i raczej codzienna autoagresja też nie będzie "mile widziana", musisz choć w minimalnym stopniu panować nad impulsami, powstrzymywać się od odreagowywania w ten sposób. Bo inaczej terapia przyniesie Ci więcej szkód niż pożytku. a co to ma do rzeczy...? ja życia nie mam ułożonego wcale
  21. Myślę, że to zależy... Od wielu czynników... Motywacji, okoliczności życiowych, szczęścia w znalezieniu naprawdę dobrego terapeuty... Samobójstwo, dalsze życie w wegetacji, jakaś poprawa albo pełnia zdrowia. P.s. A czego konkretnie się boicie, dziewczyny? Jak czytałam kiedyś relacje ludzi z pobytów diagnostycznych to wyczytałam, że oni bardzo obserwują, na ile osoby są odporne na frustrację - pewnej dziewczynie odmówili, bo po kłótni telefonicznej się pocięła. A inna za mało jadła i zemdlała.
  22. czyli to, co teraz jest prawdziwe....? Nie. Ja myślę, że to jest etap, w którym już ma się dość tego dotychczasowego (i obecnego) fałszu. Kiedy iluzje za bardzo odstają od prawdy. I jest rozpacz, cierpienie i ból. (No, te emocje są prawdziwe). Starlet i Kite - powodzenia. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie ok i się spotkamy
  23. naranja

    Czy masz?

    Dobry? Jakiś (w sensie wirtualny) kontakt z ludźmi, jest lepszy niż żaden. A obecnie mam za duże trudności, emocjonalne, aby spotykać się w żywymi ludźmi. Wymiana poglądów z innymi jest bardziej konstruktywna niż rozmyślania sobie a muzom. Czy masz wyrzuty sumienia? Z jakiego powodu?
  24. Gdy przed chwilą przysiadłam obok mojej kotki i zaczęłam do niej mówić to tak fajnie popatrzyła i od razu zaczęła mruczeć
×