
zujzuj
Użytkownik-
Postów
1 822 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez zujzuj
-
A to musze przyznać, że jest bardzo ciekawe. Ja osobiście w związku nie byłem, ale czasem spotyka sie osoby które toba sa zainteresowane i jednoczesnie ty czujesz sie przy nich jakos swobodniej. Mna zawsze interesują(w sensie takiego przyciągania juz na samym starcie) sie dziewczyny silne. Swego czasu kiedy ważyły "sie losy" przyszłego ewentualnego związku to zawsze katowałem sie wyobrażeniami. Zawsze bałem sie że bedzie jak z moja matką i że w tym ew. związku będę miał pozycje kogoś do "szmacenia". Ze nie jestem w stanie byc równorzędnym partnerem i paradoksalnie to jest to czego one jednoczesnie bedą tak na prawde oczekiwać, a z drugiej strony bedą mna w jakims sensie gardzić. Miałem wrażenie, że one sa prowadzone jak we mgle. Ze chcą własnie mnie, ale z powodów o których nie mają zielonego pojęcia. Bałem sie że "zwiazek" bedzie polegał na teatrzyku, w którym mam odegrac wygodna dla innego role takiej tragicznej postaci. Czyli własnie kogoś kto bedzie podległy, od kogo łatwo bedzie wymagac owej podległości i druga strona bedzie czerpać jakąś satysfakcje emocjonalną(bardziej to czuje,niz wiem o czym mówie:))...a jednoczesnie owa podległośc bedzie czymś za co sie bedzie gnojonym... Nie chodzi o to, że ktos sobie takie coś planuje. Chodzi o to, że emocjonalnie ludzie sa tak skonstruowani, że tylko takie coś może im ostatecznie wyjść. Coś na zasadzie przeznaczenia, ale w formie emocjonalnego skryptu wedłóg którego nieswiadomie podążamy.
-
Faceci którzy nigdy nie byli w związku i prawiczki. Szanse ?
zujzuj odpowiedział(a) na d65000 temat w Seksuologia
Nie zgadzam się z Tobą Paradoksy,bo wg wielu kobiet jak facet jest prawiczkiem w wieku powiedzmy ...cholera no niech będzie w wieku 24 lat to to dla nich już z tym facetem jest coś nie halo... No bo w sumie jest -
Faceci którzy nigdy nie byli w związku i prawiczki. Szanse ?
zujzuj odpowiedział(a) na d65000 temat w Seksuologia
No tak. Tylko, że ja mam taki troche problem rozbudowany. Bo jestem uwazany za jakiegoś geja dziwaka czy coś podobnego. Może nie jestem adonisem, ale jednak dziewczyna sie podobam i tu jest problem. Po pierwsze one sie wkorwiają że ja jestem taki ucieczkowy i nie zainteresowany. Wrecz czuje zainteresowanie moją osobą na zasadzie " o co tu chodzi i co jest nie tak" .Ostatnio jak byłem na imprezie kolezanka znajomej sie zchlała. Niby nic dziwnego, ale od razu "który to Marek?" i potem po przedtawieniu zagieła na mnie parol. Jakby juz wczesniej została nasłana, że jest taki jakiś Marek bez laski. Skoczyło sie tekstem "wez mnie i rób ze mną co chcesz", co bardziej mnie rozbawiło niz zachęciło... i tutaj własnie zaczynają sie kłopoty. No bo jak facet może nie skożystać? Jestem troche zbyt inteligentny na takie gówno. Zchla sie głupia pinda i mysli że już nie wiadomo co sie bedzie działo. Nie to, że jestem jakiś wybredny, ale mam z tym kłopot. Juz pomijam tą pijaną. Dziewczyny nie rozumieją mojego... dystansowanie się i niezainteresowania. One sie wkorwiają i czują dotknięte, znajomi potem zaczynają gdać że coś już tu nie gra. A ja sie czuje jak ten Billi Babbit z lotu nad kukułczym gniazdem. Wewnętrznie czuje sie strasznie nie męski. Mam poczucia strasznej niemeskości, którą musze ukrywać. Nie jest to nić konkretnego, tylko takie strasznie nie przyjemne uczucie i przekonanie o beznadziejności... Choć z drugiej strony, to jednak jestem też wybredny. Nie pod kątem wizulanym, ale jednak powiedział bym że mam wymagania. Na pewno nie jestem skłonny jak prawdziwy facet bzykac się. To by było wręcz niebezpieczne emocjonalnie. Czuje sie bezwartościowy i na bazie wyobrażen jak wyglądają relacje damsko meskie wycofuje sie -
To powinno brzmieć "rozczarowanie terapeutami", bo z tego co mówisz to na terapii nigdy nie byłas. Choć ja już zdaje sobie sprawę, że taki podstawowy kontakt interpersonalny jest ważny, to tez miałem pewne kłopoty. Ja miałem jednak kłopoty z psychologami klinicznymi po kilkudziesięcioletniej praktyce w szpitalu. Myslałem, że jesłi mają praktykę i dużo biora to bedzie ok. W zasadzie to uważam, że to jest niesprawiedliwe, że oni mogą sie ogłaszać tak jak sie ogłaszają. Po pierwsze łamią chyba podstawę terapii, a więc przyjmują w domu, a nie neutralnym miejscu. Oni mają kase z przeróznych zajęc i nie zalezy im na długiej trudnej terapii(a czasem jest konieczna). Dodatkowo oni zupelnie nie mają zamiaru jej prowadzić. Mam teraz wrażenie, że terapia dla nich znaczy "zbadam cie i napisze słówko, a potem pojdziesz do psychiatry i on ci przpisze lek". W zasadzie to nie ma w tym nic dziwnego, jeśli ktoś kilkadziesiąt lat zajmował sie diagnostyką i lekami a nie terapią. Nie mam jakiś pretensji. Nie pasuje mi tylko, że zostałem wprowadzony w błąd. Oni zarabiają na testach na broń, są biegłymi sadowymi... ale nie sa terapeutami. Ja szedłem do terapeuty z kilkudziesięcioletnim stażem...a dopiero teraz sie dowiedziałem, że poszedłem do kogos w rodzaju psychiatry, który nie jest psychiatrą. Jego praktyka polegała na diegnozie i "opiece szpitalnej". Nawet nie zaczęsliśmy nic robić, a on powiedział że musze iśc do psychiatry, bo on napotkał "scianę i nie może sie przebić", a spotkanie wczesniej mówił, że bardzo duzo zrobiliśmy(??? nawet sensownie i logicznie nie potrafił wyjasnić czemu mam iśc do psychiatry). Wpisał mi jakies choroby, które podejżewa...a potem jak dostałem skierowanie od psychiatry na obserwacje psychiatryczną poszedłem do niego ostatni raz. Gadałem z nim zupelnie inaczej i pożegnał mnie stwierdzeniem "że jest przekonany, że diagnoza bedzie optymistyczna i że mi sie to nie spodoba". Najpierw wysyła mnie ze schizo i innymi cyrkami, a po następnej godzinie stwierdza że nic mi nie jest. No to sie pytam, czy takie coś nie podalega terapii? On odpowiada że nie, ale tak na odczepnego. Nie chciałem sie wkórwiać, ale dla mnie farsa i nawet nie chciałem z nim gadać. Skasował mnie, zachowywał sie jak paw i tyle. Powiedział mi jeszcze, że jak mnie zdagnozują to mam dac mu znać. Bo rozbudziłem jego ambicje, że nie potrafił mnie jednoznacznie określić, a jest ciekawy jakie słowko mi przypiąć. Terapeucie w zasadzie nie zależy, jak cie określić. Masz kłopot i sie nim zajmujesz. A on patrzył jak na ewentualnie ciekawy okaz kliniczny, a nie jak na człowieka. Im bedziesz bardziej oporny, bardziej pokręcony tym oni cie szybciej zleją.
-
Faceci którzy nigdy nie byli w związku i prawiczki. Szanse ?
zujzuj odpowiedział(a) na d65000 temat w Seksuologia
Pytałem pod moim kątem.Bo ja mam własnie taka sytuacje i mam 28 lat i jestem prawiczkiem. Choc było wiele okazjo do przlotnych znajomości, czy do takich powazniejszych to nie ma opcji. Czuje straszny lek przed jakimkolwiek kontaktem. Moja matke okreslił bym jako czubka który musi kontrolować, a jak nie może to cie zniszczy. Jesli nie bedziesz robił tego co każe to cie znisczy. Mój ojciec uważa, że wszystko co mówi matka jest świete i koniec dyskucji i koło sie zamyka. -
No własnie. Jesli to problem, no to nie ma wyjścia i chyba trzeba to poruszyć. Jednak ja nie użyje słowa zakochany, bo byłoby to przesadą, więc czy to jest problem? Rozumiem, że to zalezy odemnie, bo to ja wiem co czuje. Jednak cięzko mi to nazwać na 100%. Pojawiają sie jakieś fantazje, ale nie skonkretyzowane. Ja mam na prawdę pod pewnymi względami przesrane. Powaznie mam nie fajnie. Nie ma na ziemi człowieka któremu mógłbym ufać. Nie ma takiego kogoś przy kim czułbym sie swobodnie. Nie ma takiego kogos przy którym niebałbym sie być dłużej. Zawsze musze sie oddalić i wtedy czuje ulge. Mówie tu o minutach i godzinach. Ja wręcz fizycznie zbyt długo nie mogę przebywac wsrod ludzi i z ludzmi. Towazyszą temu mysli o swojej beznadziei, o jakiejś kosmicznej niemeskości... że musze to ukrywać bo bedzie wstyd itd... Generalnie zawsze jestem spięty. Tutaj tego nie mam i to jest szok. Myslałem że to sztywnośc mojej psychiki i nawet jesli bym sie ożenił i znał żone przez 30 lat, to czułbym to napięcie i musiałbym coś ukrywać. Tutaj czuje inaczej i dodatkowo, jest coś odwrotnego jeśi chodzi o myśli. Tzn nie mam tego uczucia bycia niemęskim i beznadziejnym, a wręcz przeciwnie. Mam poczucie swobodnej siły wewn. Nie jakoś skonkretyzowanej, a raczej takie wewnętrzne poczucie wartości i siły... Do tego nie wiem tez czemu, ale jestem prawie pewny że wlasnie to podejscie terapeutyczne bedzie udane. Wlasnie na bazie tych stanów wewnętrznych. Więc mam kłopot z okresleniem tego problemem. choć z pewnością juz teraz moge powiedzieć, że ew rozstanie bedzie nie miłe. Jednak o tym nie mysle. Jesli miałbym wyjść po tym wszystkim zdrowszy choćby o 50% to moge sie rozstawać i 1000 razy. Ta pierwsza terapeutka była bardziej "aktywna". Ona jakby chciała mnie zmusić do otworzenia się. Wydawało mi sie, że ona nawet nie do konca była zdac sobie sprawę z całości owego procesu i relacji, kiedy sie wzruszała... Tak czy siak, ja nie byłem w stanie jej uwierzyć. to było dla mnie straszne. Myślałem sobie, że kurcze jaki ze mnie hardor, skoro nawet w takiej sytuacji ja doszukuje sie nieszczerości itd... Teraz jest zupelnie inaczej, a ja nie czuje sie napstowany emocjonalnie. Jest normalnie.
-
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
zujzuj odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
Czy czytał ktoś w Duzym formacie o atakach paniki? Wywiad z Wloskim psychiatrą. Opisywał dwa przypadki. Podobno taksówkarz podczas pracy doświadczył własnie takiego ataku lekowego i pojechał na pogotowie. Jak pojechał tak tam został. Zaparkował samochód koło szpitala i został tam podobno... na 25 lat. Jego lęk był tak ogromny, że gdyby miało sie powtórzyć to chciał być blisko szpitala. Mieszkał w samochodzie i pracował parkując samochody. inny przypadek to kobieta która doświadczyła ataku na ulicy. Nie potrafiła sie ruszyć, ąż ktos ja zaprowadził do domu. Przez następne lata nie wyszła z domu. spuszczała koszyk na linie i dostawała pieniądze i żywność. Zszokowały mnie te relacje. Niby nie ma mowy o chorobie, o leku psychotycznym a dochodzi do tak skrajnego unikania i dezorganizacji życia. Czy wy tez unikacie życia z powodu leku? Juz nie chodzi o jakies konkretne zaburzenia, ale czy taki patologiczny lek niszczy wam życie? Boicie sie że wytapi tu, więc rezygnacja.Boicie sie że może wystąpić tam więc rezygnacja? -
No ale czy to jest problem? To sie leczy?:) Chodzi mi o to, że chyba te relacje muszą być oparte na czyms pozytywnym. Rozumiem, że zakochanie sie w terapeucie może byc kłopotem.Jednak nie wiem czy chodzi bardziej o pacjenta, samą terapie czy terapeute. Czy sa jakies granice, czy wogóle nie może byc o czyms takim mowy. Czy zauroczenie tez sie liczy?
-
Faceci którzy nigdy nie byli w związku i prawiczki. Szanse ?
zujzuj odpowiedział(a) na d65000 temat w Seksuologia
A czemu to założyłeś? O czym to świadczy, że matka jest ostra a facet pantofel? -
Troche to dziwne, że chłopak ci mówi że nie jestes dla niego wystarczająco atrakcyjna. Po pierwsze to zwykłe swinstwo, a po drugie to chyba troche podejrzane, bo przeciez widział cie wcześniej i wiedział jak wygladasz. Choc ja sam nie byłem w żadnym związku to obserwuje relacje damsko męskie w swoim otoczeniu. Musze powiedzieć, że jak dla mnie to jest to nie do ogarnięcia i pozory moga bardzo mylić. Często ci których interesuja tylko modelki są bardzo mało pewni siebie, czy raczej mają niska samo ocenę. Interesuja sie tylko modelkami, ale jakby to była tylko gra przed innymi i samym sobą. Nie potrafie tego nazwać. Sa kolesie co interesują sie dziewczynami i mają ich dużo. Jednak sa jakby pełni życia, pewni siebie i mają powodzenie. Jednak nawet dla kolezanek są bardzo w porządku. na prawdę lubią dziewczyny i nie chcą nikomu robić krzywdy. Sa pewni siebie nie mają cisnienia. Pozytywni ludzie... Sa jednak tez ci inni, którzy wręcz gardzą dziewczynami. Interesują ich tylko modelki, ale mają być one dowodem na ich męskośc, której tak na prawdę sa bardzo niepewni. Mam takiego kumpla i choc kolesia lubie, to czasem jest dla mnie żałosny. Jakby najwazniejsze było dla niego, żeby laske olać i byc takim maczo. Ważniejsze niż miłośc, dobra zabawa, udany seks... kuriozum . Nie bedę sie rozwodził, ale jesli chodzi o męskośc w PL to jest tragedia.Nie wiem jak to wyglada na zachodzie, ale jak koleś jest taki emocjonalnie pozytywny i do tego przystojny to ma tu jak w raju. Częsciej widze, jednak kolesi którzy w związku coś sobie kompensują. Na pewno nie ma sie czym przejmować, choć fakt że jak piszesz było juz 4 takich jest troche zastanawiający
-
Co to znaczy, że nie były dla ciebie bezpieczne? Co do postu moniki. Pewnie masz racje i nawet ta nie najlepiej oceniana terapia dużo mi dała. Jednak chodzi mi głównie o sytuacje dzisiejszą i jej ocenę. Gdzieś czytałem że 50% czy nawet więcej osób zakochuje sie w terapeucie. Podobno jest to zupelnie normalne, kiedy zwierzamy sie w atmosferze zaufania ze swoich sekretów itd...
-
Ta pierwsza była w wieku mojej matki. Ta teraz jest młodsza. Jednak badzmy powazni. Nie da sie wszystkiego wytłumaczyc przeniesieniem czy czyms innym. To jest wręcz niesprawiedliwe. Jesli nawet, to ona miała z tym przeniesieniem jakis duży kłopot, albo nie wiem co. Tym bardziej, że mówie o wszystkich ludziach. Miałem kolezanki, z którymi mógłbym sie mocniej zakolegować. Zalezało im na tym, a ja nawet czułem sie przy nich dobrze. Mam znajomych których znam już 12 lat. Jednak każdy człowiek budzi we mnie stres napięcie, od którego potem musze odpocząć. To mnie dziwi i nie potrafie tego wytłumaczyć... . Chodzi o to, że u niem byłem 4 razy, a czuje sie tak że nie musiałbym odpoczywać. Nie mam potrzeby jej spotykać, miec dla siebie czy coś takiego. Jest normalnie pozytywnie. Czuje sie swobodnie i jakbym sie uwalniał i wyzwalał.
-
Od razu mówię, że zalezy mi także na zdaniu eksperta. Nie będę sie rozpisywał we wprowadzeniu. Jednak napisze to co juz wcześniej pisałem. A więc byłem na dośc długiej terapii psychodynamicznej. Jakoś nie bardzo mi odpowiadała pani terapeuta pod pewnymi wzgledami, no al enikt nie jest doskonały sobie mówiłem. Fakt jest jednak faktem, że nie potrafiłem sie przez te 4 lata ani specjalnie przed nia otworzyć emocjonalnie, ani poczuć sie przy niej swobodniej. Zwalałem to na barki moich zaburzeń. Myslałem że może tak własnie jakoś mam i nie jest to wina tej konkretnej relacji. Bo tak jest. Nie wazne czy "znam" kogoś 10 lat czy iles, zawsze czuje że musze ukrywac swoją tajemnicę. Zawsze musze być spięty i gotowy...Koncząc ową terapie, choć nie udaną czułem raczej ulge i cieszyłem sie że juz koniec. Oczywiście wolałbym żeby sie udało, ale cieszyłem sie z samego faktu że udało mi sie uciec. Choć owa terapeutka oponowała i zalezało jej na tym żeby mi jakoś pomódz. Napisze też o tym, że ona tez często jakby sie wzruszała i prawie płakała, czyli powinienem sie czuć bardzo bezpiecznie w tej relacji. Było jednak inaczej.. Skoczyłem ową terapie i poszedłem jeszcze do psychologa klinicznego. Nie bedę opisywał tego co o nim sadze i relacji. Jednak ponownie nie bardzo psaowało mi skracanie dystansu przez niego. W koncu coś tak pogadał i posłał mnie do psychiatry. Owy psychiatra chciał mnie skierowac na obserwacje. Jak juz miałem sie wybierac na ową obserwacje, zostałem przekonany do wizyty u nastepnego terapeuty. Powiedziałem ok, że dobry terapeuta itd... Tutaj zaczyna sie mój problem. Choć nie wiem czy to problem. Już podczas umawiania się na pierwsza wizytę poczułem że jest taką ... nie wiem, chyba po prostu sympatyczną osobą. To samo podczas pierwszego kontaktu. Była swobodna i zupelnie naturalna i taka fajna. Jest do tego atrakcyjną babką, zadbaną chyba koło 30 tki. Chodzi o to, że już podczas pierwszego spotkania zaczyły mi chodzic po łbie kosmate myśli. Oprócz tego byłem zaskakująco otwarty. To było i jest dla mnie strasznie zaskakujące, że podczas pierwszego spotkania złapałem z nią lepszy kontakt niż podczas ostatniego wczesniejszej kilkuletniej terapii. Nie chodzi o to, że byłem wylewny, czy że niewiadomo o czym gadałem. Byłem zadziwiająco normalny i swobodny. Tylko że od razu chyba własnie na bazie tej pozytywnej atmosfery zacząłem chyba czuc coś więcej. Oczywiście nie robię nie wiadomo czego, ale zauwazyłem że jednak zależy mi na tym żeby ładnie wygladac. Oczywiście bez jaj, ale zwracałem na to uwagę i troche mnie to nawet rozbawiło. Generalnie traktuję to raczej jako pozytyw. No ale jednak coś mi tu nie gra. Po pierwsze. Nie wiem czy to norma, że pacjent sie podkochuje w terapeucie? Czy to sie olewa. Bo mi jednak sie to podoba. Jednak z drugiej strony. Choć mam znajomych itd... to ona jest jedyną osobą przy której czuje sie swobodny. To jest straszne i nie podoba mi sie to, że własnie kimś takim jest terapeuta, któremu zalezy na wykonywaniu dobrej roboty i zarabianiu. Chciałbym się z nią spotykać, nawet jako z kolezanką. Oczywiście pojawiąją sie tez fantazje, w których relacja idzie dalej. I własnie nie wiem co o tym sadzić i jak to traktować.
-
Chodzenie do psychologa nie jest żadną wartością. Niechodzenie do psychologa nie jest żadnym problemem jako takim. To chyba podstawa. Problemem jest problem dziecka i z jego strony powinno sie na owe problemy patrzeć. Twój post brzmi dla mnie jak post mowiący przedzewszystkim o interesie psychologa, choc nie wiem czy nim jesteś. Dzieciom mówi sie, że w szkole jest fajnie bedą sie bawić i bedą mić kolegów. Mowi sie tak żeby je przekonać do chodzenia do niej. Twój post to tez takowe cukierkowanie żeby dzieci do czegoś przekonać. Jednak to co napisałaś to cos jak technika handlowa. Nie jest tak jak piszesz. U mnie w liceum pedagoga mało osób lubiło jako osobę. W podstawówce pedagog służył do straszenia. Najpierw opieprzał cie nauczyciel, potem wychowawca, potem dyrektor, a jak juz byłes hardkorem to straszono cie pedagogiem. Wymyslić inną nazwę i połowa problemu zniknie. Psycholog to okreslenie medyczno-naukowe(czy sie to komus podoba czy nie) i konotacje sa negatywne. To jest oczywiście, że psycholog zajmuje sie twoja niesprawną psychiką, którą musisz miec słaba itd...itp... Więc już tutaj jest kłopot. Do tego nie wiem czemu obarczać tym dzieci. Nie wiem tez jakimi problemami miałby sie owy psycholog zajmować. Jednak dziecko w szkole jest pod obserwacją i chyba to powinno być także w gestii szkoły, żeby reagować jak widzi sie coś złego. Psycholog/pedagog to ciemna strona mocy. To tak samo jakby iśc do nauczyciela. Oczywiscie uwazam że byłoby ekstra gdyby dzieci mogły nawiązać więż głebszą niż on mnie uczy, ale chyba niema sie co dziwić że dzieci widzą grono pedagogiczne tak jak widzą. To kłopot całego systemu, który jest postrzegany jako system działający tym lepiej im bardziej nachalnie opresywny, oceniający itd... Teraz jest jeszcze gorzej niż kiedyć. U mojej siostry cała klasa 30 osób wali w gacie, jak nauczyciel ma pytac. Ta presja wyniku jest coraz większa. Testy pytanie, ocenianie, karcenie, wychowywyanie, kazanie itd... i teraz naucz dziecko, że psycholog jest najlepszy z najlepszych. Do tego kasa. Czy na pewno ci ludzie co sa psychologami szkolnymi to sa osoby kompetentne? W Norwegii system edukacji jest zupełnie inny. Tam np: nie ma zupelnie sprawdzianów a codzienne życie szkolne to wręcz sielanka. Sa pieniądze, jest inna mentalność uczniow nauczycieli rodziców... Uważam że taka redukcjonistyczna kampania jest nieuczicwa i uwzglednia interesy głownie samych psychologów, czy nauczycieli.
-
Moj facet wpada w furie!
zujzuj odpowiedział(a) na Amber2 temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Mi sie wydaje, że dużo bardziej dyskwalifikujące niż same napady jest to co ci powiedział kiedy chciałaś odejść. Jesli same napady można jeszcze jakos tłumaczyć, to te grożby trzeba traktowac poważnie i nie ma wytłumaczenia. Jesli grozi ci, że pożałujesz to o czym to świadczy? Mówi to najwyrazniej "na zimno" i mówi to co mysli. Przemoc przemoc przemoc. Sa tacy ludzie co tylko w ten sposób potrafia załatwiać sprawy i tylko przy pomocy przemocy budują swoją pozycje życiową. Jesli do tego dochodzi bezrefleksyjnośc, którą jest dla mnie czyms prymitywnym to chyba nie jest fajnie. -
http://www.anty-psychiatria.info/cms/pages/prof.-thomas-szasz.pl/mit-choroby-psychicznej.php Tutaj jest tekst sasza o chorobie psychicznej. Strona generalnie jest antypsychiatryczna:) -- 30 lis 2011, 14:08 -- A jesli ktos ma ochotę na czarny humor to polecam historie Mariusza Cysewskiego. Jest to były działacz podziemia ze sląska za czasów komunizmu. Przez dwa lata siedział w wiezieniach i psychiatrykach byłego ZSRR. Podczas jakiejś sprawy został skierowany na badania psychiatryczne. Biegły psychiatra uznał że podstawą do zatrzymania sa twierdzenia Cysewskiego że "siedział w wiezieniach i psychiatrykach byłego ZSRR"
-
Ja nie wiem bo ja sie nie znam. Jednak jesli chodzi o leczenie objawów przez leki, to chyba to od zawsze było jasne. Jasne było że objawy można zminimalizować, ale że nie uleczy sie tego co nazywa sie choroba.
-
"Choroba dopasowana do leku Angell zwraca uwagę na niezwykle istotny aspekt dotyczący genezy „chemicznej” teorii chorób. Okazuje się, że została ona sformułowana głównie po to, żeby wykorzystać działanie posiadanych przez badaczy specyfików. Innymi słowy, dopasowano chorobę do leku, a nie lek do choroby. Jednak leki [psychoaktywne – przyp. tłum. ] nie zostały pierwotnie stworzone, aby leczyć choroby psychiczne. Opracowano je jako środki leczące infekcje i dopiero wtedy zauważono, iż zmieniają stan psychiczny pacjentów. Na początku nikt nie miał pojęcia, w jaki sposób działają. Po prostu tłumiły niepokojące objawy psychiczne u pacjentów. W ciągu następnych 10 lat naukowcy odkryli, że leki te, a także ich nowsze odpowiedniki, oddziałują na niektóre związki chemiczne w mózgu. Kiedy odkryto, że specyfiki wpływają na neuroprzekaźniki w mózgu …, wysunięto teorię, że przyczyną chorób psychicznych są zmiany stężenia poszczególnych substancji chemicznych w mózgu , i że można je skorygować za pomocą właściwych lekarstw. Dla przykładu odkryto, że Torazyna obniża poziom dopaminy w mózgu, więc uznano, że psychozy takie jak schizofrenia wywoływane są jej nadmiarem. Inny przykład: ponieważ niektóre antydepresanty zwiększają stężenie neuroprzekaźnika serotoniny w mózgu, uznano, iż depresję wywołuje jej niedobór. (Antydepresanty, takie jak Prozac czy Celexa, nazywane są selektywnymi inhibitorami zwrotnego wychwytu serotoniny (ang. SSRI) dlatego, że blokują wychwyt zwrotny serotoniny przez neurony, które ją emitują. Na skutek tego w synapsach pozostaje więcej neuroprzekaźnika, który może pobudzać inne neurony.) Tym sposobem zamiast opracować lek na dane schorzenie, dopasowano chorobę do leku. Jak pisze Angell, zdaniem wszystkich trzech autorów taka logika działania jest głęboko nieusprawiedliwiona z punktu widzenia medycznego. Nie można bowiem wykluczyć, że leki wpływające na poziom neuroprzekaźników mogą eliminować dane objawy nawet w sytuacji, w której neuroprzekaźniki nie mają w ogóle nic wspólnego z chorobą. Specyfiki te mogą działać i leczyć w zupełnie inny, nieznany nam sposób. Jak pisze Carlat: Stosując tę samą logikę, można by uznać, że przyczyną bólu jest niedobór opioidów, skoro niektóre leki przeciwbólowe o działaniu narkotycznym aktywują receptory opioidowe w mózgu. W myśl tej logiki należałoby uznać, że przeziębienie jest wywołane niedostatecznym spożyciem aspiryny, dodaje Angell. I rzeczywiście, zauważyć można, że logika ta znajduje dziś szerokie zastosowanie w promocji różnych leków i suplementów, których przyjmowanie ma już nie tylko leczyć, ale również „zapobiegać”. Przemysł farmaceutyczny od wielu lat skutecznie wmawia pacjentom (i części lekarzy), że choroby są tak naprawdę spowodowane deficytem środków farmakologicznych." Przedstawiane jest to zupelnie inaczej. Choć trzeba przyznać, że nie ma leków na depresje, nerwice, psychoze. Są tylko leki o działaniu antydepresyjnym, antypsychotycznym. Co do choroby psychicznej jako narzedzia przeciw społecznestwu to jest ksiązka "Historia szalenstwa w dobie klasycyzmu" Foucault. Nie da sie ukryć, że okreslenie choroba psychiczna znaczy w zasadzie niedostosowany do spoleczenstwa. A że spoleczenstwa mamy coraz bardziej rozpedzone i wymagajace, to obywatele musza tez byc coraz sprawniejsi i coraz sprawnie krojeni na miarę. Lub może niedostosowany do wymogów zyciowych, a owe wymogi sa coraz bardziej determinowane wymogami społecznymi. w sredniowieczu łatwiej było człowiekowi prztrwać na wzglednie podobnym poziomie co osobie zdrowej. Dziś jest to prawie nie możliwe
-
Nie zgadzam się z tym. W czasie swojego leczenia napatrzyłam się na osoby ze schizofrenią po narkotykach, zresztą potwierdzali to też lekarze. Owszem, nie u każdego wyjdzie schizofrenia, ale skąd wiesz jak będzie w konkretnym przypadku. Zbyt straszne, żeby ryzykować.Ale każdy ma wolną wolę. No ale jak możesz sie nie zgadzać? Ja nie piszę, że to nie jest możliwe i że dragi nie mogą być przyczyną psychozy. Chodzi mi o kwestie statystyczną. To chyba jasne, że to sa przypadki znikome. Wsród ludzi zarzywających narkotyki jakis %, jesli nie promil bedzie miec kłopot z psychozą. Grof pisał na przykład o leczniczych możliwościach LSD. Oczywiscie są pewnie setki przykładów artystów, którzy w pogoni za weną czy nowym doswiadczeniem nie wracali ze swojej podrózy tacy sami. Sa tacy co nie wracali wcale. Tutaj na forum był watek jakiegoś nastoletniego filozofa, który brał w celu rozwojowym i sie przeliczył. Jednak nie sądze, żeby była to norma
-
Ja bym powiedziała, że jest to JUŻ wyrazem zaburzeń osobowosci. Po drugie jest niestety bardzo prawdopodobne, ze moze to wywołac schizofrenię - sama widziałam takie przypadki. Po trzecie to wcale nie wygląda na sporadycznie. A poza tym moja leklarka opowiadała mi o chłopaku, który jeden jedyny RAZ zapalił trawkę czy cos takiego i stała mu derealizacja, która jest nieuleczalna - po prostu mu tak zostało. Więc radzę Ci się opamiętać babi. To jest bardzo nieudany post. Bardzo bardzo bardzo nieudany. Oczywiscie zarzywanie narkotyków nie jest jednoznaczne z zaburzeniami osobowości. Może jest jakas korelacja, ale na pewno zazywanie nie jest objawem, ani w oparciu o nie nie stawia sie diagnozy. "bardzo prawdopodobne" ..."może" w zasadzie wszystkie slowa zrozumiale, tylko że nic nie wiadomo. Kosmicznie bardziej prawdopodobne jest, że dragi nie wywołają schizofrenii. Jesli już to musi byc podłoże i osoba musi juz być w złym stanie. Tylko co innego ogólne rozchwianie, rujnowanie zdrowia psychicznego, a co innego konkretna schizofrenia. Co do trawki to nie wiem, czy derealizacja jest nieuleczalna i czy wywołała ją trawka. Jednak pamiętam że ktoś kiedys opowiadał coś podobnego. Koleś zapalił i czół sie jakos dziwnie ...i zostało mu przez pare mieś zanim poszedł do lekarza.
-
Czy rzeczywistośc was boli? Chodzi mi o ból niemalze fizyczny. Mam tak, że jak zaczynam cos robić to zaczynam odczuwać coś jak zmeczenie/ból. Jakbym zaczynał odczuwać jakies napięcie, które powoduje ból i zmeczenie. Ale nie chodzi o zmeczenie jako apatie, tylko tak jakbym biegł. Czuje zwiekszona energetycznośc, lęk itd... Czy to możliwe że samo zwykłe bycie w rzeczywistości powoduje we mnie taki lęk i ból? Nie potrafie do konca opisac tego stanu. Cierpie z powodu dość dużych(tak mi sie wydaje) leków społecznych. Chcac unikac leku musiałem unikac jakiejkolwiek działalności i aktywności. Krok po kroku wycofywałem sie ze swiata, ale nie bo chciałem tylko musiałem unikac tego lęku. Teraz mam tak, że jakakolwiek aktywność związana z obowiązkami życiowymi, czy sprawianiem sobie przyjemności, zaspokajaniem potrzeb, ciekawości itd... jest związana z tym bólem. Bólem od którego potrzebuje od razu uciec. Musze uciec w swiat fantazji, lub zająć sie czymś bezmyslnym(przeglądanie netu, gry, iść spać ...). Jesli już coś mnie przypiera do sciany, to wtedy działam ale czuje z jednej strony ten ból i zmeczenie...jednak z drugiej strony czuje energie ... Jak tak siedze i wszystkiego unikam to wpadam w jakąś apatie. Wczoraj byłem w media marktcie i było troche ludzi. Nie czułem sie jakoś zle, ale pomyslałem o potencjalnej pracy w takim miejscu i mnie to przeraziło. Nie wiem konkretnie czemu, ale przeraził mnie fakt że musiałbym stac na tej hali i rozmawiac z innymi. Najbardziej mnie przeraziło to, że niemógłbym sie schować, uciec i odpocząć. Tak jakby samo bycie w rzeczywistości i z ludzmi było dla mnie nie do wytrzymania. Rozmawiałem kiedyś z psychologiem klinicznym i on to dostrzegł. Powiedział że trzyma mnie w realu(chodzi o styl rozmowy) , ale jak juz nie bedę mógł wytrzymać to mi odpuści i bedę mogł sobie ...nie wiem co chyba uciec we wlasny swiat. Zdziwiło mnie to, ale tak jest. Nawet jak wczoraj grałem w ping ponga, to grałem i cały czas wyobrażałem sobie że jestem na wakacjach w Grecji, że gram w ping ponga w Grecji. Saa tam ludzie ja robie to i tamto, tak i siak...całe historie. Troche mnie to wszystko martwi, bo jednak coś robic trzeba a mój stan pod tym wzgledem sie nie poprawia. Jesli bedzie trzeba, to trudno i bedę musiał jakos w takim stanie sobie radzić, ale czy z tym sie "walczy"? Czy to jest sprawa kompleksowa i przewlekła zalezna od wielu czynników? Czy to jest coś powszechnego dla pewnych zaburzen? Czy może to jest związane po prostu z moimi emocjami. Uciekam przedewszystkim od bólu emocjonalnego, z którymi to emocjami muszę chcąc nie chcąc działać w zyciu i wsród ludzi. W koncu mamy jedną osobowość i jestesmy sobą. Może czasem wykoslawieni, ale zawsze sobą. Może ja chcąc uciekacprzed bólem, z którym sobie nie radzę, uciekam z rzeczywistośći?
-
Też jestem ciekaw. Mnnie raczej sny dobrze nastrajają
-
dół czy depresja,piwo czy alkoholizm czyli po co mi przyszło
zujzuj odpowiedział(a) na bye bye fly temat w Pozostałe zaburzenia
No spoko. może troche przesadziłem i nadinterpretowalem. Co do depresji, to nie musi to byc depresja, lub jeszcze nie. Jednak kwestie niedbania o higiene itd.. to już nie jest zupelnie normalne -
dół czy depresja,piwo czy alkoholizm czyli po co mi przyszło
zujzuj odpowiedział(a) na bye bye fly temat w Pozostałe zaburzenia
Przecierz ty mu dopieprzyłas tak jak tylko można. Do tego zupelnie niesprawiedliwie. Co ty chciałaś tym postem wyrazić? Co to wogóle jest yappi? Jak nie masz nic do powiedzenia to nic nie mow. Oceniłaś go od dołu go góry jakimiś negatywnymi ogólnikami. Ja zgłaszam ten post do usunięcia. To jest post ociekający negatywnymi emocjami. To jest post z dna dna. Zdumiewa mnie twoja płytkośc i powierzchowność. W okresleniach "z takim zachowaniem to pewnie...." jest więcej ciebie, twojej zazdrosci złosci itd... niż człowieka którego niby to oceniłaś. Ciebie też mogę ocenić po twoim poscie i byłaby ona niżnsza niż autora wątku. Na koniec oczywiscie jakze szczre "pozdrowienia". Ja np zupelnie tak tego nie odbieram, a przynajmniej nie ma dla mnie zasadniczego znaczenia jego łatwośc wpadania w łatwe życie. Pewnie, że jesli bym pracował i ktoś by mnie zwalniał i mial by z tego satysfakcje to byłby dla mnie gnojem i zwykłym hujem. Nie ma co owijac w bawełne, nie wyobrażam sobie innej reakcji na takie zachowanie niz jednoznacznie negatywna. Ale byłby taki dla mnie jako osoby która jest zwalniana. Choć jest opis łatwości w zaspokajaniu swoich potrzeb(pewnego rodzaju potrzeb, które mają wszyscy, wbrew temu co czesto deklarują)przebrzmiewa z tego opisu zgorzknienie i brak satysfakcji z tego łatwego powierzchownego zycia. Widzę tu osobisty dramat. Dramat nieprzerwanie nieszczesliwego zycia. Nieszczesliwego w takim ogólnym znaczeniu. Widze refleksyjnośc i potencjał zmiany, widzę niezadowolenie z siebie, zdziwinie itd... zawód samym sobą i niezgoda na pewne cechy samego siebie. Niezgoda nie na to, że jestem wstydliwy, brzydki itd... tylko na cechy które sa negatywne dla innych i które innym sprawiają ból. Czyli chęć bycia lepszym czlowiekiem. Co ci jest? Nikt nie wie co ci jest. Jesli masz depresje to ... dziwne jakbys jej nie miał. To w zasadzie nie bedzie depresja jako choroba ,tylko naturalny stan w który sie wprowadziłeś żyjąc swoje zycie tak jak zyłes. Takie jest moje zdanie, które nie ma dla ciebie wielkiego znaczenia. Jednak chodzi mi o to, że jako ktos inny w zasadzie wisi mi twój nastrój i czy jesteś zadowolony. Jednak jesli chodzi o człowieka i osobę to bede ci kibicował...w taki bezosobowy sposób w jaki mozna kibicować komuś w kontekscie pewnych wartości, rozwoju itd... Poradz sie może eksperta który jest tu na forum. Moim zdaniem pigułki pewnie zmienią twoj stan, ale to chyba nie o to chodzi. Mysle że bardziej wskazana byłaby praca nad sobą i próba poradzenia sobie z negatywnymi emocjami. Co do piwa, to 10 piw tygodniowo jest żartem. To jest nic. -
Dobra. Tylko napisze jeszcze, że głownie chodziło mi o to, że pomysł terapii dla autora po tym co napisał jest moim zdaniem zupelnie chybiony. Wy piszecie że nie i macie jakies podstawy, choć nie piszecie jakie. Ja pisze coś odwrotnego