
zujzuj
Użytkownik-
Postów
1 822 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez zujzuj
-
Ja jak najbardziej odmówie. Tak samo jak parze homoseksualnej. W zasadzie to nie moge wyjśc z podziwu jakim cudem owe pary doszły do prawa do adopcji w co niektórych krajach. Mówi sie ze w skandynawii dziecko ma większe prawa niż rodzic i z tego powodu są te sytuacje z rodzicem co dam klapsa i odbierają mu dzieci. Tylko że najwyrazniej wieksze prawa niż dziecko ma homoseksualista ze swoim partnerem. Jeśli homoseksualizm nie jest niczym złym, to czemu go naprawiać? Homoseksualista może sobie żyć w społeczeństwie i niech robi co chce, jesli nie narusza praw innych. Nie odmawiam homoseksualistą prawa do godnego zycia...tylko nie rozuemiem po co ich naprawiać skoro tyle sie mówi że to zupełnie normalna sprawa. Mówi sie że takie pary mogą adoptować dzieci bo mają do tego prawo. Taka dziwna retoryka. Ale nikt w zasadzie sie nad tym nie zastanawiał. To "prawo' którego niby to byli pozbawieni jest tak jakby oczywiste. Nikt nie zlecał badań jaki to ma wpływ na dziecko. A przecież wiele nurtów u podłoża zaburzeń miedzy innymi stawia problemy tożsamościowe. Przecież w kazdym nurcie psychologicznym( ale nie tylko) mówi sie o dziurze osobowościowej chłopców którzy nie mieli wzorca. Przecież przestępczość afroamerykanskich gett tez jest powodowana kryzysem ojcostwa itd...itp... Tego jest mnogo, pełno i pod wszelakim katem sie to bada. Teraz z niewiadomych przyczyn w niektórych społeczeństwach postanawia sie o tym zapomnieć, a przecież to powinno być brane pod uwagę jako pierwsze. Nauka jaką jest psychologia i jej osiągnięcia w tej dziedzinie. Czemu o tym sie tak wybiórczo zapomina? Oglądałem film o dawcy spermy. Koleś mieszkał w busie z gołebiem, był 100% niezaradnym hipisem, który gadał o spiskach i kosmitach. Ale koleś bardzo ok i taki pozytywny. Miał on biologicznie kilkanaścioro dzieci. Niektóre dzieciaki jakoś do siebie dotarły i chciały poznać tego kolesia. Był wśród nich jeden chłopak, który wychowywał sie w rodzinie lesbijskiej. Jedna z nich wzięła nasienie i urodziła(chyba tak to wyglądało). Ten koleś cały czas mówił, że czuje ogromną potrzebę spotkania sie ze swoim biologicznym ojcem. Mówił, że on nie wie kim ma być, jak sie zachowywać itd... nie miał żadnego wzorca. Już oglądając discovery i lewki czy małpki przewija sie pewna kwestia. Mama uczy swoje dzieci zdobywania pożywienia, żeby same mogły sobie poradzić w dorosłym świecie. Jej zadaniem jest jak najlepiej przystosować dzieci do życia w ich naturalnym otoczeniu. Taką samą role spełniają nasi rodzice. Naszym otoczeniem jest spoleczeństwo. Zurbanizowany świat, a nie las itd... musimy sie uczyć życ z ludzmi i musimy wiedzieć kim wśród nich jesteśmy. Takim ludziom jak ten koleś jest to odbierane. Rodzina homoseksualna nie jest w stanie dac nic, czego nie może dać rodzina hetero. Rodzina homo nie ma cienia szans dać dziecku tego co może dać rodzina hetero, a czego diecko potrzebuje. Musisz wiedzieć kim jesteś i jak masz sie zachowywać. Nie ma absolutnie żadnych argumentów za adopcją dzieci przez pary homo. Jest tylko retoryka, a każdego kto jest przeciw można przecież wrzucić do wora z napisem homofob. Społeczeństwo czuje sie ok, bo jest postepowe i tolerancyjne, czyli kazdy może sie poczuć fajny. Co do wertego i pręgierza. Napisze ci o co mi chodziło jak pasterz krowie. Pisałeś jak ostatni debil, debil i osioł. Jakbys napisał, że homoseksualiści mają rządzić światem bo tak jest na planecie melmak to tez bym pisal o pręgierzu. Nie chodziło o światopogląd, tylko rodzaj argumentów. Debilnych, smiesznych glupich. Chciałem brac pod pręgierz idiotę, nie człowieka co nie lubi homo. Idiotę. Rozumiesz?
-
Chodziło mi o przykład. W tym co ty pisales wcześniej nie było nic oprócz niecheci. Bo chyba nie powiesz mi, że gadanie o wymieraniu białej rasy z powodu homoseksualizmu ma sens. Co do pręgierza to własnie o to mi chodziło, a nie o światopogląd. Chodziło mi o to, że w zasadzie zupełnie nie wiadomo jak do co niektórych kwestii sie odnieść, a z drugiej strony że w zasadzie mam wrażenie że tego co inni napiszą to też nie zrozumiesz. Tak sie stało, ale może napisałem niejasno. Nie mam kłopotu z ludzmi którzy nie lubią gejów. Moim bożkiem nie jest bezmyślna forma tolerancji. POST DOTYCZY POSTU WERTY:)
-
:) ale to świadczy że ty masz problem i dotyczy on ciebie a nie kogoś innego. Trzeba dociec i popracować nad sobą...aż urocze jest, że ty na to patrzysz dokładnie odwrotnie. Ty masz z kimś problem i tolerancyjnie, wspaniałomyslnie i altruistycznie postanawiasz mu wyjasnić i zmienić go na swoją modłe bo to jest jedynie i oczywiście słuszne spojrzenie na świat. Troche jak druga strona tego samego medalu
-
A gdzie to? Bo chyba nie Warszawa. A jeśli jednak, to oni sie tam całują na ulicy?
-
A gdzie ty 40 widziałeś? Chyba że na jakieś dziwne imprezy chodzisz. Ja nie spotkałem w życiu żadnego geja, nie widziałem, nie trzymali sie za ręce, nie całowali itd... a żyje w 200 tys mieście
-
Homofobia to nie jest chyba tylko niechęć do homoseksualizmu(tak kojarzę) . Każdego kto w jakikolwiek sposób wyrazi sie przeciw homoseksualistom na jakiejkolwiek płaszczyżnie szachuje sie słówkiem "homofob". Homofobem z założenia może być chyba tylko homoseksualista. Chodzi o jakiś mechanizm psychiczny...zaprzeczanie własnemu homoseksualizmowi. Tak przynajmniej gdzieś czytałem, czy słyszałem. Nie da sie tez zaprzeczyć, że u przeciętnych ludzi którzy z homoseksualistami nie mają nic wspólnego, nie stykają sie z nimi normalna jest reakcja awersyjna. Ja np: nic do homoseksualistów nie mam, ale ciężko mi oglądać chociazby sceny pocałunków gejów w filmach. Musze przyznać, że co innego lesbijki, choć mimo wszystko tamaty lesbijskie jakoś mnie nie kręcą. Czytałem o wykładowcy ze Szwecji który tylko wspomniał, że sam kiedyś miał takowe negatywne odczucia kiedy obserwował homoseksualistów...i to wystarczyło do wytoczenia procesów, prób zwolnienia itd... itp... Artykuł był o "terrorze" moralnym jaki stosują homoseksualiści i te środowiska. Temu sie nie zaprzeczy i dla mnie jest to troche przerażające i niepojęte. Co do wywodów Wertego to radze sobie odpuścić dyskusje. To jest beton. Jeśli ktoś pisze ci, że homoseksualiści doprowadzają do wymierania białej rasy to znak że powinieneś uciekać. Z takimi poglądami sie nie dyskutuje. Z takimi ludzmi można tylko wygrywać i trzymać ich pod pregięrzem. Nie da sie dogadać. Po prostu ktoś musi być mądrzejszy a ktoś inny głupszy. Głupszy tez bedzie chciał być wazny i mądry, ale to ten mądrzejszy ma wiekszy wpływ na rzeczywistość...i tak dokładnie jest. "Narodowcy" jacy są każdy widzi i tu mamy przykład. Nie chodzi już o konkretne poglądy, tylko styl przedstawiania i intelektualne możliwości. Jakiś nowojorski żyd polskiego pochodzenia pisał artykuł o antysemityzmie. Pisał, że on w zasadzie to tęskni w pewnym sensie do antysemityzmu jaki był kiedyś. Ludzie podobno potrafili być w nim bardziej intelektualni. Nie chodziło o czystą nienawiść do żydów, tylko oni mieli takie poglądy z pewnych wzgledów...teraz antysemityzm jest bezdennie głupi i czysto emocjonalny. Kiedyś można było z antysemitą pogadać i sie spierać, bez grożby że cie pogryzie... To samo dostrzegam u wertego i podobnych "narodowców" "antylewaków" "antykomunistów" itd... . To tak jakbyś gadał z dzieckiem. Pewnych rzeczy nie wytłumaczysz, bierzesz za rękę i idziesz...ono bedzie płakać ale co zrobić, bo chce a nie bo ma racje?
-
Nie istnieje coś takiego jak "system". Istnieje jedynie wartość oczekiwana (EV, equity value) i przy grach o dodatniej wartości oczekiwanej, uwzględniając przy tym wariancje, w dłuższym okresie czasu (tzw. long runie) zarabiamy (tyle ile wynosi wartość oczekiwana), a przy grach o ujemnej wartości oczekiwanej tracimy pieniądze. Koniec. Czysta matematyka. Nie muszę chyba mówić, że większość gier kasynowych, automaty, lotto, zakłady bukmacherskie (sztab oddsmakerów szacujący prawdopodobieństwo, wystawiający kursy i nakładający na nie odpowiednio wysoką marże, czyniąc zakłady zdarzeniami o ujemnej wartości oczekiwanej) mają ujemne EV. Dlatego statystycznie to kasyna, totaliaztory, automaty, bukmacherzy (z ubezpieczycielami jest podobnie), zarabiają na Was w long runie zwal jak zwal. ----------- a Wy to tak specjalnie robicie off top?? Jak dobrze zauwazylam to jest temat uzaleznienia / hazard. A nie hazard, jak grac, w co gramy itd?? Proponuje Wam zalozyc inny watek i tam wymieniac sie wiadomosciami na temat jak grac, w co gracie itd. Jesli dobrze rozumiem przeslanie autora tego watku to nie chodzilo mu o to o czym Wy piszecie. Hazard zniszczyl mi zycie i nie mam zamiaru czytac jak to fajnie wam idzie w pokera. Wole pogadac z Michuj lub reszta co maja do powiedzenia na temat uzalezniania od hazardu. Mam wrazenie ze robicie to specjalnie. Nie wiem dlaczego. Widac sprawia Wam to niezly ubaw Nie. No co ty. Nikt nikomu na złośc nie chce robić, a poker to w zasadzie nie jest hazard. Przynajmniej ten o którym ja mówię. To wynika z różnicy w podejściu do pokera. Dla mnie to gra jak brydż i może troche niestosowne sa te moje wpisy. Ale raczej wynika to z nieuwagi... Po prostu zauważyłem, że ktoś posługuje sie słownictwem pokerowym i tak wyszło. ... Generalnie sry i nie robie juz offtopu
-
No ja nawet sie wyprowadziłem i utrzymywałem jakis czas z tego...ale podobnie jak u ciebie. Trzeba mieć do tego kondycje psychiczną. Jeśli chodzi o ftp to chyba wypłacają wszystkie pieniądze. Zostali przejęci przez pokerstars i podobno maja zamiar spłacić graczy
-
Nie istnieje coś takiego jak "system". Istnieje jedynie wartość oczekiwana (EV, equity value) i przy grach o dodatniej wartości oczekiwanej, uwzględniając przy tym wariancje, w dłuższym okresie czasu (tzw. long runie) zarabiamy (tyle ile wynosi wartość oczekiwana), a przy grach o ujemnej wartości oczekiwanej tracimy pieniądze. Koniec. Czysta matematyka. Nie muszę chyba mówić, że większość gier kasynowych, automaty, lotto, zakłady bukmacherskie (sztab oddsmakerów szacujący prawdopodobieństwo, wystawiający kursy i nakładający na nie odpowiednio wysoką marże, czyniąc zakłady zdarzeniami o ujemnej wartości oczekiwanej) mają ujemne EV. Dlatego statystycznie to kasyna, totaliaztory, automaty, bukmacherzy (z ubezpieczycielami jest podobnie), zarabiają na Was w long runie oj, widze że ktoś tu pogrywa w pokerka :).
-
Chyba nie masz racji. Mówi sie "być na drugim biegunie" w sensie przeciwieństwa do czegoś. Nie powiesz "być na biegunie". Tak się mówi i już. Jak ktoś do mnie powie "spadaj" to zakładam że chce żebym sobie poszedł...nie zakładam że chce żebym wszedł na balkon i z niego spadł. Nie mówi sie biegunowość tylko dwubiegunowość.
-
A robiłeś coś tej rodzinie, czy raczej zachowywałes sie dziwnie? Co do diagnozy psychiatrycznej to niestety, ani nie jest ona tym czym sie wydaje, ani nie jest tak łatwo kogos zdiagnozować. Ja sam byłem diagnozowany przez kolesia co pracował kilkadziesiąt lat w szpitalu i był też specjalistą sądowym i nie był w stanie postawić diagnozy po kilkunastu spotkaniach a wymyślał nazwy których po dziś dzień nie moge znależć nigdzie w necie...Radze sobie odpuścić i nie wiązać z ewentualną diagnozą zbytnio nadziei. Ona przecierz nie jest ci potrzebna do bycia tym kim jesteś. Inny koleś też mnie diagnozował, ale najlepsze jest to że zupełnie bez kontaktu ze mną. Odlatywał w jakieś intelektualne formy, a ja coraz bardziej miałem wrazenie że sie myli i to nie ma ze mną nic wspólnego. Wyciągał błędne wnioski i wypowiadał je na głos, jakby chciał zrobić wrazenie że wie o czym mówi i ze sie zna. Jednak wnioski były uderzająco rozbieżne od rzeczywistości. To było wręcz krepujące. Np: koleś mi mówi, "że mógłbym zacząć chodzić na imprezy czy coś...no tylko że wtedy nie mógłbym zbytnio pić, bo pewnie ja po 3 piwach już jestem pijany". Mówił to w czasie gdy byłem na studiach i potrafiłem przyjmować po 3 razy w tygodniu po 0,5 na głowę.. No to jak on na bazie takiego procesu intelektualnego stawia diagnoze to o czym ja mam z nim gadać. Miał cały zestaw testów i takowych intelektualnych pomysłów na mój temat. Diagnoza pewnie coś tam mogłaby wyjasnić, coś rozjaśnić, ale sam widzisz że wiecej w głowie miesza niż wyjasnia. Nerwica, psychopatia, border to jak na mój gust dość daleko oddalone od siebie wysepki. Gdzieś czytałem, że jak specjalista nie wiem jaką diagnoze postawić to stawia diagnozę border....
-
To nie jest kwestia wydawania się. Ludzie nie są obiektywni, tylko subiektywni z natury.W subiektywizmie zawiera sie ludzka wewnętrzna indywidualność . Napisz jeszcze czemu i jak trafiłeś do owych specjalistów. Jakie to były procesy? Jedna wizyta u psychologa,psychiatry, terapeuty? Miesięczna obserwacja szpitalna itd...
-
A z czym poszedłeś do owych specjalistów? Uważałes że potrzebujesz terapii, ktos cie tam wysyłał... ? A tak na marginesie to wszystkie diagnozy tutaj wystawione będą absolutnie bez znaczenia i bez wartości . Bez wielkiego znaczenia jest tez to co ty tutaj o sobie piszesz. To jest tylko to co uwazasz na swój temat, ale wcale taki byc nie musisz. Więc sry ale jest 0% na jakiekolwiek sensowne informacje. Diagnozy nie stawia sie w oparciu o zdanie osoby diagnozowanej na swój własny temat. To jest duzo bardziej skomplikowane.
-
Po co wy sie kłócicie o kwestie formalne? Jakie to w ogóle ma znaczenie? Przecież autor nie pyta czy tamten koleś w świetle prawa może nazwać swój proceder psychoterapią. Nie pyta czy formalnie wszystko było ok. Chodzi o treść i sedno działania. Pytanie brzmi czy w zwykłych gabinetach cos co jest nazywane psychoterapią wygląda podobnie. Odpowiedz brzmi nie. Nawet jeśli terapeuta taki czy owaki uważałby że ma racje w kwestii emocji, to powinien czekać na ciebie i twoja gotowość do spojrzenia na sprawę w nowy sposób. Oczywiście jeśli zależy mu w jakimkolwiek stopniu na tobie. Zaistniałą sytuacje ja osobiście oceniłbym jako działanie w którym "terapeucie" zależało na jego własnym interesie. Interesie wewnętrznym, jaki by nie był. Może nie do końca świadomym. Jeszcze inaczej. Ważniejsza jest gotowość do podjęcia wyboru w zgodzie z sobą, nawet jeśli "obiektywnie" może być błędny, niż podjecie wyboru wbrew sobie nawet jeśli "obiektywnie" jest on słuszny... Fundamentem takiego stanu, są emocje i jakoby przełożenie tego co napisałem wyżej na świat emocjonalny. Ważniejsze jest wyrażanie ich w zgodzie z sobą, niż pod pręgierzem zewnętrznego autorytetu. Ważniejsze jest to co jest, a nie to co powinno być...Nawet jeśli koleś byłby geniuszem to nadal ważniejsze jest to co ty czujesz, a nie to co on uważa że czujesz, czy że powinieneś czuć. Oczywiście jego działanie świadczy o tym, że geniuszem nie był, bo na starcie sie demaskuje. No przynajmniej ja tak to oceniam. Na bank ta relacja świadczy o tym, że środek ciężkości był zdecydowanie po jego stronie. Relacja w takiej formie miała jemu coś dać, choć pewnie wykorzystał twoją potrzebę otrzymania czegoś. To nie jest nic dziwnego w przeróżnych sektach.
-
No własnie. To mi gadała, że gdyby nie te zaburzenia, to albo byłbym w kaftanie albo bym sobie palnął w łeb.
-
Nie. Zupełnie sie nie zgadzam. w ten sposób mozna wytłumaczyc wszystko, bo przecierz wszystko może uratowac życie. Ide na samolot, potykam sie i łamie noge...potem okazuje sie że samolot spada. Czy z pkt widzenia ewolucji kazdy powiniene sobie łamac nogi jak najczęsciej? Moi przodkowie będą mieli geny łamania nogi? Czy człowiek powinien chorowac jak najczęsciej, bo nie wychodzi wtedy z domu i samochód nie może go przejechać? Takie spojrzenie może mieć tylko ktos kto uwaza że świat jest zły i niebezpieczny. Ktoś ktos sie świata boi. Nie czegoś konkretnego, tylko świata i zycia jako takiego. Dodatkowo. Mamy chyba inne wizje "znerwicowania". Dla mnie nie oznacza to czujności, wrażliwości... tylko znerwicowanie. Irracjonalny lęk utrudniający funkcjonowanie. Jakim cudem irracjonalny lek ma byc przydatny? To jest retoryka i racjonalizowanie. Przypomniał mi sie nawet pewien film, który poruszał ta tematyke. Jest chyba także jakas książka. Wystepuje w nim zebra, czyli zwierze które jest narażone na ataki drapiezników, a sama nikogo nie atakuje. Taka zebra gdyby była znerwicowana to przekładałoby sie to tylko na jej zmeczenie i bezsensowną codzienna udrękę. Było tam pokazywane, czemu zebra choć jest narażona na bezposrednie zagrożenie życia, jest spokojna i zupełnie nie zestresowana. Po prostu ona żyje sobie spokojnie, świat zupełnie jej nie zagraża...i 10 min na jakiś długi czas musi uciec. Wtedy to jej układ nerwowy bardzo sie spina. Normalny człowiek nie ma takich sytuacji, ale za to ma sytuacje stresowe przez wiele godzin dziennie i to jest znerwicowanie. Stres człowieka jest przewlekły i bardziej abstrakcyjny/uspołeczniony. Nie ma mowy, żeby zebra potrzebowała jakiegokolwiek znerwicowania irracjonalnego lęku. Ona świetnie sobie radzi i jest szereg mechanizmów dzieki którym może zwiać. Teraz była sytuacja, że do ZOO we Wrocławiu włamali sie jacys idioci i przestraszyli żyrafy. Jedna z nich zmarła ze strachu/stresu. Czyli te zwierzęta i tak mają wrażliwy układ nerwowy. Człowiek nawet znerwicowany nie byłby w stanie tak zareagować. Nie wiem poco jeszcze żyrafie miałby byc irracjonalny lek codzienny
-
:) To jest nonsens. Nerwica to lęk, a nie strach. Lęk irracjonalny, dla tego sie nazywa zaburzeniem. W prehistorii nerwicowcy by padali jak muchy, bo za nim by sie ruszyli po jedzenie to jakies nieistotne zewnetrznie zagrożenie by ich powstrzymało...słabo naciągana teoria...a w starciu z drapieżnikiem czujność nie pomoże. Co do sedna. Chodzi o to, że ja sobie stworzyłem zaburzenie w którym muszę ukrywać, tłumić wszystkie emocje. Ukrywam je niejako pod presją zewnętrzną. Nie jest to chyba sztywny neurotyczny mechanizm, tylko jakby celowe działanie... i chodzi o to, że gdybym sobie tego nie stworzył, to emocje które by wybuchły mogłyby spowodować dużo większe szkody. Nie mam też żadnych objawów somatycznych, co jest podobno dziwne, przy takim funkcjonowaniu jak moje. ...Tylko nie bardzo rozumiem, gdzie w tym wszystkim miejsce na terapie, leczenie... jeśli tak wygląda sytuacja. Leczenie polegałoby chyba na zdjęciu tej zapory i puszczeniu emocji.
-
Dlaczego nie ma tutaj wątku dla psychopatów ? Czyżby byli...
zujzuj odpowiedział(a) na metalearner temat w Zaburzenia osobowości
Jesteś tego pewny? Ja jakoś nie bardzo. Na bank smiech na sali jeśli chodzi o morze domysłów domorosłych specjalistów... Jeśli chodzi o intela o ja musze przyznać nieskromnie że mam chyba dobra pamięć. Kojarzę tamtą rozmowę i jego teksty...i niestety wygląda to zupełnie inaczej. dodatkowo teraz on pisze o jakims cyrku który odstawił i grożbie więzienia. O policji wywarzającej drzwi itd... a co jeśli do tego przyczyniła sie potrzeba uwiarygadniania swojego urojenia, koniecznośc pracy nad nim i mozolnego udowadniania go sobie? Intel pewnie nie kłamie i rzeczywiście pewnie ma spłycony afekt...ale no własnie. Jaka jest róznica miedzy spłycony afekt a psychopatyczny brak uczuć? Co jeśli to wszystko opiera sie na tendencyjnym interpretowaniu rzeczywistości, nadinterpretowaniu itd...ale na tym sie nie kończy. Co jeśli to wszystko co można sobie dopowiedzieć, zostaje wprowadzone w życie żeby uwiarygodnić siebie we własnych oczach i przybrac maskę w oczach innych. Co jeśli tłumaczenie sobie i życie wyobrażeniem siebie jako psychopaty, czyli człowieka nie liczacego sie z zasadami spolecznymi i czlowieka obojętnego emocjonalnie ułatwiło decyzje o popełnieniu przestepstwa, co przecierz dla psychopaty jest czyms normalnym? Przecież twój opis Intel, sytuacji na komendzie nie jest taki oczywisty. Psychopata byłby spokojny, ale czy byłby jakiś dziwny? Może ty byłes w stanie depersonalizacji, otepienia czy czefoś takiego, ale sprawiałeś wrażenie nieprzewidywalnego, bo niestabilnego? Jeśli mówisz o uśmieszku, to ja nie widzę psychopaty sie smiejącego w twarz, tylko bardziej coś na kształt psychotycznego grymasu. Ty sobie coś zinterpretowałeś, ale czy prawidłowo? może żeczywiście sie ciebie bali, ale bac sie można z wielu powodów. Ja sie boję dziadka z psem który chodzi po osiedlu i gada do siebie...ale dlatego, że jest nieprzewidywalny, a nie silny bezwzględny i grożny... Cały czas tworzyłeś obraz siebie jako kogos grożnego. Chciałes innych przekonać, jak łatwo wybuchasz i do czego jestes zdolny i jaki potrafisz byc grożny. Psychopata raczej taki jest, a nie że ma potrzebe byc takim widziany. Jeśli ma sie maskować to by sie maskował, a nie epatował swoją psychopatologią i niejako nia groził innym na zasadzie"Lepiej sie ze mną licz, bo jestem psychopatą. Uważaj bo ze mną nie ma żartów".. -
Dlaczego nie ma tutaj wątku dla psychopatów ? Czyżby byli...
zujzuj odpowiedział(a) na metalearner temat w Zaburzenia osobowości
Przeczytałem ten watek od początku do końca i szok. Nie mam wątpliwości, że wiele można sobie szkód narobić przez internet. Nie wiem czy to nie powinno byc zamkniete juz po kilku pierwszych postach. Niektórzy tylko napedzają swoj urojony świat, inni piszą rzeczy ...troche dziwne, żeby nie napisać głupie. Przede wszystkim to w tym watku prawdopodobnie nie pojawił sie żaden psychopata. Intel nie jestes psychopatą i doskonale o tym wiesz. To tylko twój wirtualny pomysł na złapanie "szacunku" wzbudzenie strachu...czy co tam jeszcze. Wiele miesiecy temu tez w jakimś innym wątku pisałeś, że jesteś psychopatą, miałeś inny avatar. Pierwsza kwestia, to sam to sobie stwierdziłeś, druga kwestia to stwierdziłeś to na bazie internetowych wyliczanek. Jak wtedy gadaliśmy to sam w tą samo diagnozę zwątpiłeś po kilku postach. Tylko pewnie efektowniej i fajniej jest nazwać swój stan psychopatią, a nie depersonalizacją czy czymś innym...czym jak sam pisałeś jesteś bardziej skłonny gardzić. To samo Aoi który chce sie zapisac do mensy bo jest wygadany, ale trzeba iles tam razy jezdzić. Ludzie, ogarnijcie sie. Jeden ma ciarki na sam widok postu, inny coś tam, jeszcze inny pisze jaki to jest grożny... . Ten wątek jakby wkleić na jakieś strony z jajami byłby przebojem. Tylko nie wiem czy bardziej ręce załamać, czy walić ze śmiechu -
Jeśli nie masz jakiejś bardzo poważnej choroby to nie porównuj sie do cukrzyka. Te 2 kwestie mają nie wiele ze soba wspólnego. Jest dokument o lekach psychotropowych za zachodzie i ludziach którzy je biorą po 20 lat. Z czasem te leki zupełnie na te osoby nie działają. To jest zupełnie nieodpowiedzialne w taki sposób podchodzić do samego siebie. Bierz te leki jeśli trzeba ale chyba mozna też pomagac sobie w inny sposób. Twój post odebrałem "poprawie sobie samopoczucie i reszte mam w dupie"
-
Witam. Nurtuje mnie pewna kwestia którą już kilka razy powtarzała mi terapeutka. Mianowicie, że moje zaburzenia z którymi tak sie mecze z którymi do niej poszedlem w pewnym sensie mnie uratowały, przed chorobą i zupełnym zwariowaniem. Ze gdyby nie one to pewnie byłbym skazany na wcinanie leków i powazne leczenie powaznej choroby... Zastanawiam sie jaki to ma sens i co wazniejsze ...wiec czy powinno sie to "leczyć"?. Czy nadal nie ma jakiegoś zagrożenia? Dodatkowo jak wyglądają terapie w takim kontekscie? Przecież jesli to prawda, to jak ja miałbym być terapeutyzowany i w jakim celu jeszcze ileś lat temu, jak to wszystko sie zaczęło?
-
Ale jazda. Musze jednak przyznać, że choć dla wszystkich to tylko dobrze że Wdr/ktoś/dexter jest banowany to chyba jednak nie bardzo dostrzegam do tego podstawy.
-
LOL Oczywiście że to WDR . Czyli dyskusja sie skończyła...
-
Nie. On na samym początku pierwszego spotkania powiedział, że nie proponuje terapii tylko pomoc psychologiczną. Ja oczywiście i tak nie wiem o co chodzi, ale potem sobie sprawdzam co to jest ta pomoc i laurki...czyli że specjalista proponuje to co bedzie najlepsze itd... a nie że konkretna terapia jet na slepo wykonywana...ale on pracował jako tylko jako psycholog sadowy, robi jakieś szkolenia i szpital w którym zajmował sie diagnozowaniem. To nie jest ok, bo on musi sobie zdawac sprawę że ja nie wiem o co tak na prawdę w tym wszystkim chodzi. Dodam tez zdiagnozował mnie tak"że on nie wie o co chodzi..itd..." że długo pracuje i to mu sie nie zdaża czyli zupelnie nic, nic.
-
łe? Chyba nie udało ci sie wpaść w kontekst. Pewnie, że może być dobry terapeuta bez certyfikatu...tylko czemu go nie ma? Może być dobry kierowca bez prawa jazdy i słaby z prawkiem, ale to nic nie zmienia. Chcemu miec pewność, że ten do którego idziemy jest tym kogo szukamy. Jest szereg masa "sztuczek". Ja np: poszedłem do "terapeuty" który bierze 100zł/h ina początku powiedział że on jednak terapii nie proponuje tylko "pomoc psychologiczną" a na wizytówce jak byk psychoterapeuta a nie pomagacz-psychologiczny... dopiero potem sie okazało że to koleś psychiatra z karierą tylko szpitalno diagnostyczną. Poszedł na swoje to napisał sobie psychoterapeuta bo miał do tego prawo i więcej ludzi przyjdzie....ten koleś tylko diagnozuje :) i nie przeszkadza mu że nikt tego nie łapie. To jest słaba komedia:). Zróbcie ankiete "czy prosiłeś terapeutę o pokazanie certyfikatu?"