Skocz do zawartości
Nerwica.com

zujzuj

Użytkownik
  • Postów

    1 822
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zujzuj

  1. Jest Bóg. Nie należy go w żaden sposób personifikować. Bóg nie dba o nas w inny sposób niz np: o kamień na pustyni. Nie jest postacia z tej rzeczywistości nas otaczającej, tylko niematerialnym bytem z innej rzeczywistości w rytm którego bytu, owa rzeczywistość która nas otacza powstała.
  2. No właśnie. Robi co chce i to sie przewija przez wiele postów w tym watku. Pisze że ludzie są mu obojętni...ale nie pisał że wyznacza kary, na które sobie zasłuzyli. Nie pisał że jest skłonny wycierac sobie gębę wartościami rodzinnymi i robic z siebie posła Wrzodaka i w ich kontekście stwaiac siebie jako śedziego moralności... Przecież pisze cały czas, że jest w różnych związkach, zdradza, nie ma problemów z prostytutkami mężatkami, że ma prawo potem takie małżeństwo zniszczyć jeśli tylko podejmie taką decyzje...a jeśli nie to tylko z litości i nalezy dac medal. Chodzi mi o to, że to jest dla mnie sadyzm i żadne wartości rodzinne nie mają nic do rzeczy, bo autor ma je głęboko w dupie.... Jedyne co ma tutaj sens. To utożsamienie sie z zdradzanym mężem, chłopakiem za co nalezy sie kara kobiecie (w ogóle). Nie wolno zdradzać i wymykac sie spod kieratu męskiej dominacji kobiecie i za to nalezy sie kara. Taka despotyczna moralność władzy i kontroli.
  3. To jest dla mnie nie do pojęcia. Ty ją chciałeś ukarać? Ty siebie ustawiasz w roli autorytetu moralnego który decyduje komu i za co nalezy sie kara? ... a ty to co robiłeś? Jestes niedorozwinięty? Upośledzony? Związała cie? Byłes tam z własnej woli...co to za numer. Piszesz że kawał z ciebie gnoja...a potem jestes skłonny oceniać kogoś, wyznaczac mu kare i pisac że wszystko jest ok? Może ona tez chciała sobie ulżyć? Czemu u ciebie jest to ok, a u niej już nie? Jeśli uważałes że to coś tak złego, to czemu jej nie pomogłeś i sie nie wycofałeś...tylko ją wręcz pchnałeś w ta sytuacje a potem dręczyłeś? To jest forma sadyzmu. To tak jakbym kogoś namawiał, zmuszał do zrobienia czegoś złego...tylko po to żeby potem mieć nad nim kontrole i sie znęcać. To jest sadyzm. Aktywnie rozgrywałeś sytuacje tak, żeby móc sprawiać jej ból i czerpać z tego satysfakcje a potem jeszcze czujesz moralną wyższość?
  4. Nie będe robił offtopu, ale dark passanger. Co miałeś na myśli pisząc o przyczynach chorób tylko od strony organicznej? Przecież to nie jest "najlepsze co mamy". Tylko to jest to co mamy jesli chodzi o chemiczna ingerencje. Co do wyznania wiary to jest mały błąd. To które mówimy dziś pochodzi z nastepnego soboru(Konstantynopolitańskiego) które to zastąpiło owo Nicejskie. Polecam generalnie ksiązkę z tłumaczeniem dokumentów soborowych. Co najciekawsze z wyznaniem wiary. Nicejskie(pierwsze) nie wspominało słowem o Maryi, czy jej dziewictwie. w tym drugim mamy już wzmiankę o narodzinach z dziewicy... Wcześni chrześcijanie byli podzieleni dużo bardzie niż dzisiejsi. Swoje tezy przepychali w sposób czysto polityczny. Najlepsze są listy jakie sobie ślą. Jest w nich zawsze fraza "pozwól że ci wyjaśnie co świeci mężowie mieli na myśli...". Zawsze pisali z pkt nie interpretatora, tylko wiedzącego i wyjaśniającego.
  5. O mój Boże. Jeszcze raz. Jest teoria równoległych wszechświatów(w którą wierzysz, bo jest teorią). Jest też teoria stworzyciela świata ... Moge to pisać 5 dni, aż przeczytasz i zrozumiesz. Tu nie chodzi o religie i nikt nie używa określenia Bóg. Niektórzy mówią, że możemy być jak farma mrówek w dziecięcym pokoju. Ze możemy być pracą domową itd... Jak mam ci to napisac żebys zrozumiał?
  6. Dalej w swoich rozmyślaniach nie ujmujecie sedna problematyki i konsekwencji z niej wynikającej. Pierdolicie o Big Bangach, Wieloświatach, ale nikt w tym wątku nie zestawia problemu z aspektem "wolnej woli", "mistycznym (z perspektywy humanistycznej) JA" , konstruktem osobowym, świadomością itd. Może to i lepiej Jeszcze byście od tego zwariowali Chyba tylko ja jestem na tyle popierdolony, że ten paradoks logiczny, dysonans egzystencjalno-filozoficzny, nie daje mi spokoju, przybliżając mnie każdego dnia do obłędu Czyli co konkretnie nie daje ci spokoju? Kwestia wolnej woli? Wolnej woli nie mamy. Przynajmniej tacy ludzie jak my Wykończony To co ty piszesz jest słabe. Przecież napisałem ci wyraznie o koncepcji naukowej, a ty odwracasz kota ogonem. Ta koncepcja ze stworzycielem jest logiczna i naukowa i nie ma nic wspólnego z religią. O to pytałeś, więc ci napisałem. To nie jest jednak przypadek VS Bóg. To jest stworzyciel VS nieskończenie wiele wszechświatów. Nawet dla najbardziej negatywnie nastawionego kolesia koncepcja stworzyciela jest duzo prostrza do ogarnięcia...
  7. Ale o czym my mówimy? Świat mógł powstać w wynik stworzenia go przez Boga. Dalej widzisz sens istnienia świata w wyniku przypadku?
  8. Tak zgodnie z teorią. Ale masz drugą której chyba potrzebowałeś, bo prosiłes o podanie przyczyny, sensu powodu istnienia domniemanego Boga. Podałem że jest o nia banalnie łatwo i mowa o tym od wielu tyś lat. Mianowicie Bóg jako stworzyciel świata
  9. z tym akurat nie ma problemu. Bóg miałby istnieć jako stwórca świata. Jest to koncepcja naukowa. Sa te wszystkie big bangi itd... jednak obecnie kosmos jest w doskonałej równowadze, a nie musiał. Jest kosmicznie groteskowo zestrojony. Wszelkie prawidłowości fizyczne mogły wtglądac inaczej, jednak wyglądaja tak jak teraz i dzieki temu może powstac życie To sie jakoś tam nazywa. Koncepcja głosi że świat został zaplanowany, zaprojektowany w jakiś sposób. Koncepcją równoległą jest koncepcja nieskończenie wielu wszechświatów. Te równoległe wszechświaty miałyby być inne niz nasz... Oczywiście nie ma w tej koncepcji mowy o religii czy Bogu. Może to być kosmita, cywilizacja czy coś innego... ale w każdym bądz razie coś co czuwało w pewnym sesnie nad rozwojem rzeczywistości jaką znamy... Nie jest brane pod uwagę, że wszechświat jest wynikiem przypadku. No chyba, że sa te równoległe wszechświaty Gadanie że my jesteśmy sensem istnienia Boga, jest chyba lekko zbyt egocentryczne. Nie sądzę, żebyśmy byli sensem istnienia Boga...to jest wręcz troche lol. 50 lat bez jakiechś tam insektów i świat i jego ekosystem by sie zawalił. 50 lat bez człowieka i ekosystem rozkwita. Nie wiem czemu mieli byśmy być sensem istnienia jakiegoś Boga. No chyba że w ramach eksperymentu.
  10. Mogą byc obojętni jako osoby posiadające jakieś uczucia. Jednocześnie można mieć satysfakcje z np: ponizania bo czujesz kontrole...czy setki innych rzeczy. Ktos może mi być obojętny, ale zabiegam o jego względy bo mam w tym ukryty interes. Jakiś, przedziwny zakręcony ale interes. Co do szpitala. Nikt nie ma żadnej możliwości wsadzenia takiego kogos jak ty na leczenie. Takie coś wiąże sie z wyrokiem i specjaliżci uciekają od tego jak od ognia... Koles chodzi z siekierą po osiedlu i naparza samochody, prześladuje pewną kobietę wiele lat, grozi jej, chłopakowi itd... Ma sprawy gdzie uznaje sie niepoczytalność i nawet to nie jest równoznaczne z zamknięciem w szpitalu. Takie zamknięcie jest terminowo dozywotnie i wiąże sie z jednorazową decyzją. Jeśli sprawa nie dotyczy jakiś wyjątkowych zwyrodnialców to nikt nie bedzie zamykał nikogo ze względu na zaburzenia osobowości.
  11. a z czego wynika lek/obawa przed szpitalem? zeby sie w nim znależc to trzeba zostać uznanym niepoczytalnym i niebezpiecznym. Ty piszesz, że brzydzisz sie przemocą fizyczną i czerpiesz satysfakcje z sprawiania bólu w sensie psychicznym... ja sie nie znam, ale nie bardzo widzę tutaj jakąś szanse na zadekowanie w szpitalu
  12. a konkretnie o co chodzi? Jak masz zmienić podejście?
  13. Pytasz co dalej? Przeciez To Twoj sen. Ale odpowiem tak: podswiadomosc przemawia do Ciebie, chce Ci pokazac, ze wcale nie jestes gorszy od innych, musisz tylko uwierzyc w siebie. Bo w telegraficznym skrocie, tak wlasnie to wyglada. Marzenie senne powstaje w konkretnym celu, na gruncie konkretnych emocji, jego glownym zadaniem nie jest wywolywanie ich, a jedynie zajecie tej aktywnej podczas snu czesci naszej psychiki, zaciekawienie, odwrocenie uwagi od czynnika ktory moze nas wybudzic. Sen poniekad jest filmem, ktorego scenariusz pisze nam podsiadomosc, a widzem jest aktywna czesc naszej swiadomosci. No ja wiem, że mój. Ja mam jakies własne pomysły na ten temat. No tylko,że tam jest w tym śnie pełno więcej kwestii o których nic nie piszesz. Nie wiesz, czy nie mają znaczenia? Nie masz pojęcia co oznaczają? Odniosłes sie tylko do malutkiego fragmentu.
  14. Sen ma zwiazek z Twoja niska samoocena w relacjach damsko-meskich. No ale co dalej?:) To by sie zgadzało na 100%. W tym fragmencie snu nawet pojawiają sie jakieś motywy seksualne(erekcji??, nie pamietam)...tylko że tam jest wiele innych rzeczy. Dodatkowo nie wiem jak możesz pisac"nie wiem sen tego nie wyjaśnia". Piszesz tak jakby to była matma i pewne interpretacje były oczywiste. Ja gadałem o tych kwestiach z psychologiem klinicznym i on mówił, że te Freudowskie pomysły to można sobie wsadzić, że liczą sie emocje jakie sie we śnie pojawiają. Interpretowanie np parasola jako koniecznie symbolu seksualnego nie jest wcale takie pewne i oczywiste.
  15. Jestem na jakimś zgrupowaniu. Szukam znajomych i znajduje 2 kolegów z liceum którzy juz sie ustawiają(jakaś zbiórka). Jeden z nich jest juz troszkę zapuszczony(ma brzuszek). Przychodzi jakis trener czy nauczyciel i daje nam coś do wypicia. Sam to wypił i zaczyna sie zmieniać. Staje sie jakims mutantem(???) który jest kilka razy szybszy, silniejszy itd... nić człowiek. Zaczyna byc agresywni i my tez zaczynamy, więc zaczynam uciekać, żeby nikt mnie nie dopadł(zostaliśmy oszukani przez tego trenera). Uciekam na druga strone mostu i jestem ścigany przez żołnierzy. Wchodzimy do jakiejś dżungli i oni nie wiedzą, że ja jestem jednym z tych na których mają polować. Jest ciemno. przechodzi jeden z tych mutantów i dowódca tego oddziału rozkazuje mi go zaatakować...jednak ja nic nie robie i siedze wśród nich. On na mnie zerka i zauważa, że jestem jednych z tych na których pulują. Ja ich chyba unieszkodliwiam i zostaje jeden żołnierz. Jest juz bezbronny i ja chce go zabić... ale w tym momencie zaczynam ze soba walczyć. Uznaje, że robie jakis straszny błąd, że sensem życia nie jest być silniejszym od innych, bystrzejszym, itd... tylko sensem jest potrafic być samym sobą, w oparciu o najczystrzą wewnętrzną siłę bedącą w nas samych... Po tym czymś zmieniam sie. Moja twarz staje sie normalna i ja wychodze, przez jakąś sczeline w skale. świat jest postapokaliptyczny jak w Mad Maxie. I ja widzę że gdzieś na jakimś wzgórzu idzie jakis ogromny pająk, więc zaczynam uciekać z powrotem(ale na około) i ten żołnierz krzyczy, że mam uważać na jakiegoś kolesia. \ Ten koleś sie pojawia i jest ich dwóch w jakimś pojezdzie i mnie ścigają. Scigają mnie i ja biegne do jakiejś klatki. Dużej stalowej zardzewiałej klatki. Potem jeden z tych goniących mnie wskakuje za mną do tej klatki. Ja zrywam jedną z wartsw tej klatki i jakiś inny facet jest pełen podziwu dla mojej siły. Ja wyrywam kolejną warstwę tej klatki i robie dziurę, którą chce wyskoczyć. Przeszkadza mi jednak jeden z tych co mnie gonili. Ja sie go boje i uznaje za silniejszego, ale w taki lękowy sposób ze świata rzeczywistego. Ja wszystkich uznaje za silniejszych od siebie, a moje zaburzenia świadczą o mojej strasznej słabości. Jednak w rzeczywistości nie jestem od niego słabszy i mówię mu że jeśli bedzie mi przeszkadzał wyskoczyć z klatki to go rozniosę. Wyskakuje z klatki i znajduje sie w swoim mieście. Jest atmosfera takich wieczornych piatkowych imprezowych chwil. Jednak tutaj tez jest jakaś dziura w którą chce wskoczyć, jednak przeszkadza mi jakaś dziewczyna i ja ja odciagam. Pojawia sie jakiś jej kolega co ma mi chyba wpieprzyć. Ja sie go boję tak jak tego wcześniejszego. Boję sie go, ale gdzieś w środku wiem że jestem silniejszy, jednak on okazuje sie ok i tylko gadamy. Jestem z tymi moimi dwoma wcześniejszymi kolegami(co sie zmienialiśmy) i pojawiamy sie na jakimś przyjęciu. To przyjęcie jest połączone z jakimiś urodzinami i my czekamy na jakieś urodziny. Mi sie juz nudzi i są otwierane chipsy. Widzę że moje chipsy są chętniej zjadane niz innych i mam ochotę to podkreślić. Jest to nie wazne, ale dla mnie ma to wagę, gdyz generalnie jestem strasznie wrazliwy na swoim punkcie. Swoich porazek, czy nie robię czegoś nie tak itd... Koniec snu.
  16. pewnie to jest róznie, ale generalnie to chyba zawsze jest to cos negatywnego. Czasem substytut, czasem obrona, czasem sposób radzenia sobie z lękami
  17. eeee tam. to to jest nudne i pospolite...takich to ja nawet nie rejestruje:). Poza tym jest na nie skuteczny sposób, wszystkim dobrze znany
  18. i to jest najlepszy z możliwych powodów żeby o nich powiedzieć... choc wstyd jest to zupełnie zrozumiały, bo wszelakie fantazje mówią bardzo wiele o danym człowieku.
  19. Może to dziwnie troche zabrzmi w kontekście tego co pisałem wczesniej, ale ja nie uważałem sie za wybrańca. Jest to troche pokręcone...myślę że gdybym sie urodził np: 15 lat póżniej to nie mówił bym o Bogu tylko o kosmitach. Coś musiałem sobie wrzucić żeby rzeczywistość sie zgadzała. I ja tak na te pomysły patrzyłem. Ja niby pisze o tej karze ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że to takie myślenie. Nie odzwierciedlało ono mojego światopoglądu. Ja do kościoła nie chodzę wcale, nie mam kłopotów z kłamaniem przy spowiedzi jak juz pójdę, nie wierzę w cuda, świętych, z martwych wstanie, narodziny z dziewicy, chodzenie po wodzie itd. Nie jestem buddystą, nie medytuje i nie wierzę w moc sekretu:)... jeśli chodzi o tą rzeczywistość to jestem ateistą i zupełnie racjonalny. Uważam że w sporze z teistami ateiści mają racje... Choć przed tym wszystkim byłem standardowym teistą jakim byli wszyscy wtedy. Człowiek sie rodzi i poznaje świat. Zaczyna łapać za rzeczy, widzieć, słuchać, chłonie emocjonalnie otoczenie, zaczyna myśleć. Na tym wszystkim buduje swoją osobowość, jest ona wynikiem ścierania sie naszego wnętrza, potencjałów z zewnętrznym światem. To świat zewnętrzny nas ukształtował i to jego obraz mamy w sobie. Na bazie tego co potrafimy doświadczyć powstaje obraz Boga. Jest on umieszczony w świecie którego doświadczamy i który jest zewnętrzny. Jednak jest on w zasadzie indywidualnym Bogiem poszczególnej osobowości. Umieszczamy go w przestrzeni, dajemy ciało, obdarzamy inteligencją, ale jest to tylko symbol.... ponieważ tylko tak potrafimy świat postrzegać. Jednak jest zupełnie inna rzeczywistość i ja tam umieszczam Boga. Może jak osobowość sie rozpada, jak to sie dzieje w zaburzeniach to tak może być. Ja w kazdym razie tak to widzę i sobie tłumaczę. Jest zupełnie inna rzeczywistość i może byc ona doświadczona tylko wewnątrz. Pomimo tego Jest związana z percepcją rzeczywistości nas otaczającej. Nie mówię o emocjach. Człowiek jest skrajnie przerażony w takim stanie i rzeczywistość sie rozpada. Owa rzeczywistość standardowa jest wynikiem tej doświadczanej wewnętrznie, tej drugiej. Jest jakby obrzeżem i wynikiem. Ta druga rzeczywistość, ta wewnętrzna jest większa i ważniejsza. Jest pierwotniejsza i ta cała reszta sie z niej wytworzyła. Tam umieszczam swojego nowego Boga i uważam, że go czuje...
  20. Tylko tu nie ma co obserwować. Bo nie wiem co tu dodać. Ja chce żeby to odpadło jak strup, bo to jest po prostu meczące i jak pisałem wcześniej jakaś częśc mnie czuje sie z tym strasznie głupio...co nie oznacza że druga nie czuje sie w taki kwaśny, duszny, skisły sposób ekstra. Ale tak jak mówisz. To sie zaczęło do szukania co jest ze mną nie tak. Nerwica, zaburzenia osobowości, depresje, schizofrenie itd...pełno tego wszystkiego. Gdzies jednak zawsze człowiek czuje straszny wstyd, że ma takie właśnie coś. Ze jest słaby, cienki beznadziejny i ma potrzebę być kimś innym. ... Mi najbardziej by pasowało gdyby ktos potrafił mnie przekonać, że to wszystko sobie zmyśliłem. Od początku do końca. Ze wcale mój światopogląd sie nie zmienił, tylko że ja tak bardzo sie pogubiłem że to sobie wmówiłem i wymyśliłem. Wtedy z automatu moge odetchnąć z ulgą i dać sobie spokój. Tylko że tak nie jest. Nawet jakbym miał pęknąć to nie moge tego zrobić. Tak po prostu nie jest. Mi na poważnie sie to wszystko powywracało i zmieniłem swój światopogląd. Dodam, że na samym początku miałem tez jak sie okazało klasyczne myśli paranoidalne. Chodziło o karę boską. Uważałem, że owe moje lęki to musi być kara Boga. Spadło na mnie jakieś przytłaczające poczucie winy, wstydu. Zacząłem sobie przypominac jakieś historie z przeszłości gdzie zachowałem sie jak idiota i mogłem komuś zrobic krzywdę. Wtedy miałem to w dupie i nadal z całych sił chciałem miec to w dupie...jednak nie potrafiłem. Zacząłem uważać że za to jestem karany. Czyli za to jaki jestem... Jednak była to tylko rozpaczliwa próba ogarnięcia rzeczywistości. Tak na prawdę to już wtedy nie wierzyłem w Boga osobowego. Wiedziałem że nikt mnie nie karze, ale jednocześnie było to jedyne możliwe (choć zupełnie nieprawdopodobne) wytłumaczenie. a co znaczy "seal of aproval"?
  21. Chodzi też o jakby działanie w "druga stronę". My tworzymy iluzje, fantazje marzenia. Te w końcu wybrzmiewają i zajmujemy sie czyms innym. Owe fantazje sa ulotne i nie sa inwazyjne... Jednak ja mam tak, że ja pod dyktando iluzji tworze samego siebie. Jakbym cegiełka po cegiełce dowiadywał sie kim mam być... wymyśliłem sobie że jestem jakims filozofem. Jak czytam książkę to nie chłone informacji na temat świata, poglądów, koncepcji...tylko jakbym sie dowiadywał co ja mam mysleć, jak sie zachowywać, co robić żeby być, wyglądać jak ten wymyslony ja. Niby przeżywam coś takiego jak owi kolesie i na bazie tego chce być taki jak oni...ale jednocześnie nie mająckontaktu z samym sobą, jakbym chciał sie z zewnętrznych żródeł dowiedziec kim jestem i jaki powinienem być. Ostatnio to aż mnie za przeproszeniem rozjebało. Czytam sobie książkę gdzie pojawiaja sie cytaty z Shopenhauera i inne takie... jednocześnie dostrzegam i obserwuje jak mój łeb intensywnie emocjonalnie przeżywa owe informacje, tak jakbym jedne importował a drugie odrzucał. Czytam i czuje jak pojawia sie napięcie związane z tym, że pojawiło sie tam coś sprzeczne z moim zdaniem. wtedy powstaje napięcie związane z tym, że mój wymysł na mój temat nie znalazł odzwierciedlenia w zewnętrznej informacji. Tak jakbym sie jednoczesnie dostrajał pod zewnetrzną informacje o samym sobie. Podobnie mam czytając książki psychologiczne. Jakby tam szukał informacji kim jestem i jak mam sie zachowywać. Te informacje wykorzystuje w pewnym sensie do lepienia siebie. Jakbym zupełnie intelektualnie chciał sie dowiedzieć jak najwiecej o sobie, a potem intelektualnie odgrywac siebie. Strasznie mnie to wnerwia i traktuje to jako coś nie dobrego. Nie grożnego, ale nie dobrego. -- 24 sty 2013, 20:51 -- Dodatkowo jesli np: sa fragmenty z życia jakiegos naukowca, filozofa itd... to ja jakbym czuł sie zobligowany być kims podobnym, czy robic coś podobnego, czy przezywac coś podobnego. Tak jakbym chciał zyc pod jakieś zewnetrzne informacje
  22. A do mnie koleś jak najbardziej przemawia. Szczerość to podstawa, a w tym przypadku nie ma z tym problemu. Przemawia do mnie także ta kwestia o wypowiadaniu na głos tego co inni o sobie myślą. Jeśli jednocześnie jest atmosfera zyczliwości która sie czuje to wszystko gra. Podstawą jest właśnie to ogólne nastawienie do pacjenta... nie sadze jednak żeby to mogła byc "metoda". Myśle, że czegos takiego nie można sie nauczyć i myślę że jeśli ktoś zaczął by takie cos stosować bez wewnętrznego przekonania to skutki mogą być zupełnie inne. Mówienie komus że jest gruby to nie jedyna forma szczerości na świecie. Ja jednak nie miałbym nic przeciw takim kontaktom. Wręcz przeciwnie. Co do kontaktu z terapeutą, to jest to sprawa skomplikowana. Najlepiej pewnie zrobić to co radzi Lilith...ale ze swojego doświadczenia wiem, że to może nie minąć. Irytujące w mojej sytuacji było też to co u ciebie ruda. Chodzi o kwestie typu "masz problemy z nawiązywaniem kontaktów i ze mną jeszcze kontaktu nie nawiązałeś". Ty nie zrobiłeś tego, ty to, ty tamto... a przecież relacja to kwestia wzajemna. Ja za tego typu problemy winiłem także terapeutę, ale on dalej swoje. Ze ja to, że tamto, że sramto. Jakbym był za to osobiście odpowiedzialny. To mnie tylko bardziej irytowało i jeszcze bardziej sie cofałem, bo to tak jakby nie uwzględnić tego co mi przeszkadza. W tym przypadku przeszkadzało mi coś w terapeucie. W końcu padł tekst, że to nie jego terapia i o tym rozmawiać nie będziemy. Ale ja za taki stan rzeczy winiłem nie mój stosunek do terapeuty, nie jego do mnie...tylko jego do samego siebie, z czego wynikała pewna forma napięcia, a z tego mój dystans
  23. Niektóre rzeczy pasują, ale ...generalnie to mam wrażenie że to jednak nie to. Na 100% zupełnie nie pasuja te kwestie seksualności.
  24. Dużo, ale miała tak podobno od zawsze
×