Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mareczekpolo

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Mareczekpolo

  1. Tristitia i zaczarowana: Udało Wam się, gratuluję i zazdroszczę. I mam pytanie: 1) zaczarowana, ile trwała u Ciebie kuracja, żebyś mogła już poczuć się częściowo przynajmniej wola od problemy bezsenności, tak jak to opisujesz? 2) Tristitia, ja łykam trittico 4 miesiąc. Przez 3,5 miesiąca rezultaty były dobre, a ostatnio świetne, wręcz nie mogłem się dobudzić rano, a zasypiałem w kilka minut. Niestety, od 4 dni znowu nastąpił nawrót bezsennych nocy, nawet pomimo przyjmowania normalnej dawki. Czy Ty też miałaś taki problem? Ile miesięcy łykałaś trittico?
  2. Część moich wątpliwości, o których tutaj piszę narodziła się dopiero w kilka dni po ostatniej wizycie (następną mam za 2 miesiące), a o części z nich już zacząłem rozmawiać, ale nie dokończyłem - nie mogłem przedłużyć wizyty, żeby zdążyć na autobus do pracy (wspomniałem o tym wyżej).
  3. Dzięki za radę, ale prosiłbym Cię jednak o rozmowę bez tej ironii, moim zdaniem niepotrzebnej. Ja temu lekarzowi ufam, ma bardzo pozytywne opinie byłych pacjentów, które czytałem na internecie (bardzo podobne przypadki do mojego), ponadto u tego lekarza zaczęło się u mnie poprawiać w związku z bezsennością, mimo że byłem wcześniej u kilku innych. Przez psychoterapię już przeszedłem, ale pomimo wyeliminowania różnych życiowych problemów, z jakimi wiązałem bezsenność, nie następowała poprawa objawowa. Zaczarowana, naprawdę serdeczne dzięki za pomoc ale jeszcze raz proszę - pisz do mnie bez ironii.
  4. Dzięki za odpowiedź! Łykam małe dawki trittico. Lekarz powiedział, że w dawkach jakie biorę ten lek, ma on działanie leczące bezsenność w długoterminowym leczeniu. Powiedział mi wprawdzie, że "bezsenność to zaburzenie, które epizodycznie lubi wracać", ale krótkotrwałe nawroty zauważa się u 10% pacjentów. Niestety, podczas spotkania nie zdążyłem już dopytać o resztę (wizyta już się skończyła, a ja musiałem zdążyć do pracy). P.S.: To najlepszy specjalista od bezsenności w Krakowie.
  5. Witam, od pewnego czasu cierpię na bezsenność. Od miesięcy leczę się u dobrego psychiatry i widać skutki tego leczenia. Ale mam dwa pytania, które mi nie dają spokoju: 1. Lekarz psychiatra powiedział, że moja bezsenność to efekt nadmiernego stresu półtorej roku temu, ale nie widać u mnie objawów depresji ani zaburzeń osobowości, a jedyne, co należy teraz zrobić, to przywrócić sprawy snu do normalnego stanu. Lekarz porównuje moją bezsenność do złamanej ręki: stres wywołał u mnie złe funkcjonowanie cyklu snu i aktywności i teraz lekami trzeba założyć "gips", żeby wyzdrowieć. Widać bardzo dobre efekty leczenia. Ale czy to, że cierpię na zaburzenia snu oraz że odnalazłem pomoc u psychiatry świadczy o tym, że jestem OSOBĄ CHORĄ PSYCHICZNIE? Może to głupie pytanie, ale proszę o wyrozumiałość. 2. Czy leczenie bezsenności ma trwałe skutki? Tzn., czy po leczeniu bezsenność wraca i człowiek z tym problemem będzie musiał łykać leki latami, albo co jakiś czas do nich wracać?. Będę wdzięczny za pomoc!
  6. Raczej tak. Śpię przy uchylonym oknie. Zresztą, z lekarzem załatwiliśmy sprawę higieny snu. A jak u Ciebie z wysiłkiem fizycznym? To również mam unormowane. Codziennie nad ranem oraz koło 16-18 wykonuję trzy serie pompek, przysiadów i brzuszków. Codziennie od ok. 8-9 do ok. 16-18, albo 20-21 spędzam poza domem.
  7. Raczej tak. Śpię przy uchylonym oknie. Zresztą, z lekarzem załatwiliśmy sprawę higieny snu.
  8. Witam. Czy miał ktoś z Was podobnie? Jakiś czas temu przeżyłem ogromny stres. Po tygodniu stres minął. Niestety, po dwóch tygodniach od tego czasu, paradoksalnie kiedy zaczął się u mnie okres spokojny i bezproblemowy, zaczęła się też bezsenność. Do dziś męczę się z bezsennością, pomimo że absolutnie nie mam powodów ani do stresu, ani tym bardziej nie pojawiają się w mojej głowie natarczywe myśli. Już 8 miesięcy! Po prostu kładę się w nocy i nie wiem, czemu mój organizm nie czuje senności, albo kiedy odczuwa senność, to mimo to nie zapada w sen. Tak jak mówię: nie mam aktualnie żadnych stresów, już od dłuższego czasu. Przeszedłem nawet przez 3 miesiące psychoterapii, ale nie udało się wyciągnąć z mojej podświadomości jakichś problemów, które by mi uniemożliwiały sen. Teraz leczę się prywatnie, dostaję 2/3 tabletki trittico na 2 godziny przed snem. Biorę to już 2 miesiąc. Raz ten lek działa, innym razem jakoś nie. Czy ktoś miał podobne problemy? Że cierpiał na bezsenność po przejściu dużego stresu, choć w trakcie bezsenności nie pojawiały się u niego złe, uporczywe myśli? (Mam zamiar zapytać o to mojego lekarza, ale wizytę mam dopiero za 3 tygodnie).
  9. Misiek, dzięki serdeczne. Ja mam brać 1/3 tabletki mającej 75mg. Choć przez dwa dni brałem całe tabletki, bo zmartwiłem się, że lek nie działa, a musiałem się wyspać przed pracą. Oczywiście, tak jak napisałem: nie podziałało.
  10. Hej, czy mógłby mi ktoś pomóc/doradzić? Przepisano mi trittico w walce z bezsennością. Biorę już 4 dni. Po pierwszej dawce pomogło: poczułem ogromne zmęczenie i senność, która zmusiła mnie do pójścia do łóżka. Ale kolejne 3 noce były już inne. Brałem trittico i nie mogłem zasnąć, choć nie towarzyszył mi żaden lęk ani stres. Czy to oznacza, że ten lek na mnie nie działa?
  11. Witam, piszę z nietypowym (a może właśnie z typowym?) problemem. Zapisałem się na psychoterapię grupową, której towarzyszy raz w tygodniu pół godziny rozmowy indywidualnej z psychologiem. Terapia wygląda tak, że klienci siedzą w kółku i komentują wzajemnie swoje życiorysy. Wszystkiemu temu przewodzi psycholog, która również siedzi w tymże kółku. I tu zaczynają się schody. Zacznę od tego, że indywidualne sesje z psychologiem idą mi bardzo dobrze; sam dostrzegam poruszane na nich problemy, odkrywam siebie, widzę postęp... Natomiast na terapii grupowej nie mogę wyzbyć się poczucia rozczarowania. Moi współ-klienci wciąż imputują mi kolejne problemy, z którymi - mimo najszczerszych chęci - nie potrafię się utożsamić. Wtóruje temu zachowanie psycholog przewodzącej grupę, która często nadinterpretuje niektóre moje słowa, nawet nie pytając mnie o sens ich użycia. Aby była jasność: zdaję sobie sprawę, że każdy kto przychodzi na terapię z jakimś problemem ma mechanizmy obronne i zakrywa część prawdy, przed sobą samym również, nawet o tym nie wiedząc. Jednak wyobrażam sobie, że właściwa dla mnie terapia powinna mi uświadamiać rzeczy, abym sam je dostrzegł i uznał za rację (nawet gdyby to było trudne). Tymczasem na terapii grupowej, w której ja uczestniczę, wciąż i wciąż mam poczucie, że reszta moich kolegów i koleżanek wmawia mi coraz to nowe rzeczy, z którymi - powtórzę - żadną siłą nie potrafię się utożsamić. Co robić w takim wypadku?
  12. Drodzy Forumowicze, chciałbym zapytać Was o opinię na temat tego: http://noetyka.pl/ Jest to strona poświęcona noetyce, również a może nawet przede wszystkim w psychologii. Jest z tym jednak pewien problem. Ze stroną współpracuje pewna pani psycholog, która tę teozoficzną teorię zaszczepia na grunt psychoterapii i podaje jako wzorzec swoim pacjentom. Szczerze mówiąc, mi włos jeży się na głowie, kiedy o tym czytam. Zetknąłem się z teoriami autora noetyki i odradzam ją każdemu; więcej informacji na ten temat można znaleźć w googlach, ewentualnie dzwoniąc pod numer Dominikańskiego Ośrodka Badań nad Sektami i Nowymi Ruchami Religijnymi. Zdaje się, że to wszystko wyjaśnia. Ale wracając: co o tym myślicie?
  13. Właściwie czuję, że jest to "pytanie do psychologa" (ale tam samodzielnie nie można publikować wątków). Jakiś czas temu utrzymywałem kontakt z liderem pewnej grupy religijnej, który uważał, że prowadzi psychoanalizę swoich podopiecznych oraz osób, które zwracają się do niego z jakimś problemem. Osoba ta na podstawie moich słów zaczęła stawiać nieprawdopodobne diagnozy, mówiąc, że "ja też tak czuję". Oczywiście, uczciwie wobec siebie przyznawałem, że nie czułem tego, co mi wmawiał. Przedstawiał za mnie konkretne moje (rzekome) myśli i odczucia. Proponował też konkretne czyny w ramach rozwiązania wmówionego problemu. Nie zgadzałem się z nim, ale on naciskał, że "a ja mogę nie widzieć", ale "on widzi". Ponieważ nawet pod wpływem tych słów nie widziałem w sobie żadnych dowodów jego racji, on naciskał, że "to moje mechanizmy obronne, ale wkrótce przyznam mu rację". Wszystkie moje czyny i słowa interpretował tendencyjnie tak, aby pasowały do jego obrazu sytuacji. Dłuższe rozmowy z tym liderem sprawiły, że doznałem pomieszania i wpadłem w stan, który polegał na dopatrywaniu się jego racji we wszystkim. Taka "samospełniająca się wróżba": on widzi i ciągle wmawia mi, że czuję i myślę to, co on uważa, więc zacząłem - obciążony jego autorytetem i siłą charakteru - na siłę dopatrywać się jego racji, "wbrew" swoim. Nastąpił spory chaos: przed tą terapią nie miałem problemu ani myśli, które on mi przypisywał, ale po pewnym czasie, pod jego wpływem, zacząłem na siłę odczuwać ten problem (urzeczywistniało się to, co mi wmawiał) i to sprawiało, że nie dostrzegałem wyjścia z tej sytuacji. Ostatecznie zerwałem z tym człowiekiem, widząc, że ta terapia ma toksyczny wpływ i do niczego dobrego nie prowadzi. Wobec tego mam pytanie: jak definiować metody tego lidera? Czy to psychoterapia? Jak odróżnić psychoterapię od manipulacji? Pytam w kontekście mojego kolegi, który chce podjąć "normalną" psychoterapię, ale ja boję się, że taka psychoterapia jest podobna do "wmawiania" tego lidera.
  14. Witam, nie wiem, czy dobrze sytuuję mój problem. Proszę o pomoc w zrozumieniu stanu, który mnie dręczy. Pokazaniu tego z zewnątrz, obiektywnie, chłodnym okiem, z dystansu. Na pewnym forum internetowym nawiązała się dyskusja. O roli samotnych matek w społeczeństwie. Początkowo mój wkład w rozmowę spotykał się z entuzjastycznym przyjęciem, więc się cieszyłem. Ale za którymś razem palnąłem głupotę, raczej nieznaczną, bardziej niezręczność i niewiedzę, ale źle odebraną przez resztę forumowiczów. Bardzo krytycznie się odniesiono do mojej wypowiedzi. Ktoś tam się na mnie zdenerwował i rzucił kilka ostrych słów. Próbowałem jakoś to naprostować, ale dostałem surowe riposty, przeważnie merytoryczne. Pośród nich pojawiła się osoba, która wbrew moim próbom porozumienia i naprostowania nieporozumienia przekręcała moje słowa i zaczęła rzucać mi personalnymi atakami, więc zaprzestałem jej odpisywać, kwitując, że "przestaję z nią rozmawiać". Dyskusja toczyła się dalej, krytycznie wobec mojej wypowiedzi. Tak oto poczułem się zaszczuty, odrzucony. Zacząłem się obwiniać. Choć nikt mnie nie obrażał, poczułem się poniżony i niegodny. Problem urósł do niebotycznych rozmiarów, nie mogłem spać, ciągle nerwowo kręciłem się wokół komputera, żeby "ocenić", że może nie wypadłem tak źle, zachowałem twarz itd. Byłem jak marionetka poruszana przez tych ludzi. Cały dzień w zmartwieniu i zgryzocie. Zawężałem cały mój świat do tej feralnej dyskusji. Nieznośny ból, że ludzie źle o mnie pomyśleli, że straciłem honor. Czy to chorobliwe uzależnienie się od opinii innych? Czy to jakiś neurotyczny lęk? Dodam, że ten incydent przysłonił wszystko inne. Nic, tylko myślałem o tym, zamartwiałem się, męczyłem się, ciągle wokół tego. Wypytywałem ludzi, co oni o tym sądzą. Od ich opinii uzależniałem mój nastrój, nadzieje albo dalsze cierpienia. Jeden ze znajomych przyjrzał się całej dyskusji na forum i stwierdził, że "po chamsku" się zachowałem, żegnając bez odpowiedzi tę osobę, która rzucała mi personalne ataki. Uważam, że mój znajomy zupełnie nie ma racji, przesadził. Miałem prawo zakończyć dyskusję z kimś, kto mnie nie szanuje. Ale kilka słów mojego znajomego, że dla niego to było z mojej strony nie fair wystarczyło, żebym uzależnił się od jego opinii, zacząłem się dodatkowo zamartwiać z tego powodu, narodziły się we mnie straszne wyrzuty sumienia. Proszę o pomoc w obiektywnym zanalizowaniu, co się ze mną dzieje... Czy to normalne? Nie sądzę.
×