Skocz do zawartości
Nerwica.com

zujzuj

Użytkownik
  • Postów

    1 822
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zujzuj

  1. zujzuj

    Aborcja

    byle kto...zaprzestań te bezcelowe połajanki. Ludzie ci piszą, że nic złegonie zrobiłaś, niektórzy że zrobiłas nawet coś dobrego...nie ma sensu sie nad soba użalać Co do religii to jest to coś dużo bardziej skomplikowanego, a sama wiara nie musi przyjmować tej powszechnej dziś formy...a nawet wydaje sie że pierwotnie była czyms zupełnie innym niz dziś
  2. zujzuj

    Aborcja

    Dostepność środków antykoncepcyjnych to dla mnie mało fundamentalna sprawa..chodzi mi o to, że z jednej strony jest mowa o wyborze kobiety, prawie do wyboru i to w kwestiach które sa dość kontrowersyjne, bo chodzi o zabijanie płodów...z drugiej jednak strony nie ma prawa do nie sprzedaży środków antykoncepcyjnych...no mnie to ani grzeje, ani ziębi...ale coś tu troche nie gra...Tak samo jak sie uczy katolików tolerancji i robia to ludzie którzy otwarcie głoszą, że z religią trzeba walczyć aż zupełnie zniknie z powierzchni ziemi...ciągle sie pojawia ta dwoistość
  3. zujzuj

    Aborcja

    ja prdl...zaczynam wpadać w jakiś katastroficzny nastrój rodem z RM...jak tu cokolwiek wymyślić, ustalić jak nikomu nic nie pasuje, z nikim dogadać sie nie można,każdy chce swoje na wierzchu...galopująca paranoja
  4. zujzuj

    Aborcja

    ale jakie problemy? Przecież jakbyś chciał, to możesz sie zasypać tymi środkami po uszy...nie rozumiem w czym problem. Czy oni zabraniają sprzedaży tego w aptekach?
  5. zujzuj

    Aborcja

    no bez jaj...to troche co innego. Nikt nie została sprzedawaczem środków antykoncepsyjnych
  6. zujzuj

    Aborcja

    jakies tam fotki widziałem...ale chodzi mi o to, że mówienie i "wyliczenie " że zarodek to człowiek nigdy nie sprawi że będziemy mieli doniego taki sam stosunek jak do człowieka którego spotykamy...Jednak ze stron stara sie formalnie przepchnąć taki zapis, co w zasadzie zablokuje aborcję...jednak jest to walka formalna...No chyba sie zgadzamy, że nikt nie ma takiego samego podejścia do dziecka które sie urodziło i do tego co jest tygodniowym embrionem
  7. zujzuj

    Aborcja

    Bo w gruncie rzeczy w ideologii feministycznej w dzisiejszych czasach chodzi o władzę, a zdrowy rozsądek to sprawa w najlepszym razie drugorzędna...ja też nigdy zupełnie nie potrafiłem zrozumieć postulatów "moje ciało/moja decyzja", to juz jest dla mnie jakaś emocjonalna patologia...ciążę zredukować do dużego brzucha ...jednak takie postulaty potem wpływają na postrzeganie ciąży jako stanu czysto fizycznego...no zupełna patologia jak dla mnie...To świadczy o tym że feministki to w zasadzie emocjonalne transwestytki obrażone na naturę, i rzeczywistość, która starają sie zaczarowac jakims relatywizmem
  8. zujzuj

    Aborcja

    Chodziło mi oto, że podajesz mi jakieś definicje zarodków i piszesz,że dla niektórych kobiet:... i cos tam. Więc ja ci podaje że to nie wiele zmienia...sama wiedza nie wiele zmienia. Nie zmieni u kobiety która chce zrobić aborcję, bo to jest wiedza która nie bardzo przekłada na emocjonalny stosunek... A teraz jest niemożliwa do rozstrzygnięcia dyskusja od którego mieś, ciąża jest nieakceptowalna...i tak wszystko sie rozstrzyga w sumieniach kobiet
  9. zujzuj

    Aborcja

    Psyche...no i co z tego? Jaki mam stosunek emocjonalny do milionów zamordowanych żydów? Żaden. Jaki mam emocjonalny stosunek do tysięcy ofiar wypadków drogowych? Żaden. Jaki mam emocjonalny stosunek do ludzi umierających na raka? Podobnie...Jednak jak poznasz choć jednego człowieka który na raka umiera, lub jeśli zginie w wypadku twój znajomy twoja perspektywa zmienia sie o 180 stopni...Tak jest i tego sie nie zmieni. Możesz mi podać wikipedyczną definicje człowieka, tego jak cierpi itd...ale czy to coś zmieni? Może troche...Chodzi mi jednak o to, że zarodek nie ma osobowości, nie ma go na świecie, nie widzimy go...wszystko z czego sie składa to nasz proces intelektualny...Jednak nie o to w tym chodzi. Macierzyństwo było macierzyństwem zanim pojawiła sie wiedza o embrionach i w zasadzie ta wiedza to nie powinno byc sedno...Jednak żyjemy w czasach silnej racjonalizacji wszystkiego. Według unii banan jest bananem dopiero kiedy spełni unijną definicje banana...Tak samo jeśli chodzi o aborcję. Staramy sie wymierzyć, wyjaśnić, zrozumieć itd... a kwestia składa się w dużej części z emocji, instynktów ...Jedna kobieta czuje to, inna co innego. Dla jednej samo bycie w stanie ciąży(choć niema jeszcze symptomów fizycznych) będzie czyms wspaniałym i bedzie niezwykle szczęśliwa...a inna jak dziecko sie urodzi będzie je traktowała z rezerwą i obawą... Jak powiesz jej że"to jest dziecko, jest fajniutkie, kochaniutkie, milutkie i czuje jak my" to coś zmieni? Nie
  10. zujzuj

    Aborcja

    Popracujcie w handlu...Sa ludzie żyjący z renty, mający 4 dzieci na utrzymaniu, a jak do nich zadzwonisz i powiesz że masz na sell laptopa za 2 tyś, co w sklepie kosztuje 2,5 tyś, to pobiegną po chwilówkę żeby tylko "zyskać" na okazji...To tez nie ma sensu. Gdzieś czytałem, że ludzie by sie zdziwili ilu wśród nas jest ludzi którzy nie sa zbyt wiele bieglejsi intelektualnie od jaskiniowców...Globalizacja, loty na księżyć itd...ale wielu ludzi nie sięga do przodu dalej niż za 10 minut...Nie są po prostu w stanie pewnych rzeczy ogarnąć...Gdzieś 5-ka kumpli z małej miejscowości postanowiła zrobić napad na bank, podczas którego zabili jakiegos znajomego i inne osoby i po tym poszli sobie na imprezę...psychopaci? Nie. Zwykli prymitywni ludzie...Tutaj mówimy o aborcji. To tez jest sprawa abstrakcyjna...takie dziecko którego nie ma. Dziecka sie nie planuje, partnera nie ma...a w ciąże jak sie zajdzie to przecież jest aborcja. Niektórzy dzieci do 4 roku życia to traktują w zasadzie jak zwierzęta...niczego nie rozumie, niczego nie potrafi, dogadać sie nie można, obronić sie nie obroni...co to za człowiek. Co dopiero jeśli mowa o jakichś płodach, embrionach....
  11. zujzuj

    Aborcja

    No właśnie...mnie już bardziej interesuje sama ideologia tworzona wokół aborcjii, niż rozpływanie sie nad jednostkami(złośliwe czy wręcz przeciwnie) które i tak muszą rozstrzygnąć sprawę w swoim sumieniu Mam wrażenie, że aborcja staje sie już nie tylko czymś jak ostateczna możliwość, ciężki wybów...ale wręcz jako coś dobrego i pozytywnego...Jest wiele osób które są skłonne wręcz za aborcje chwalić(patrz deader)...Czasem mam wrażenie że aborcja to coś poprostu pozytywnego...lepiej żeby była niż żeby nik nie musiał jej przeprowadzać
  12. zujzuj

    Aborcja

    paranormalny...lepiej zwiąż sobie paluchy następnym razem jak bedziesz chciał coś napisać, bo czuje że powoli zaczyna sie przelewać coś co powinno pływac w nocniku...ajak już sie przeleje to nie będzie odwrotu...Piszesz coś o celebrytce, jakiś wczesno licealne teksty o wieku...nobłagam. Jak sie nie ma nic do powiedzenia to lepiej nic nie mówić... Jesli ktoś ma ostre poglądy to niech je wypowiada, ale niech to ma rece i nogi i bedzie czymś do czego można sie w jakikolwiek sposób odnieść...A tutaj teksty o wieku i jakieś historie o celebrytce...co to ma wnieśc?
  13. zujzuj

    Aborcja

    Oczywiście w niczymod nikogo lepsza nie jesteś...ale nie jesteś też gorsza. Po prostu podjęłaś cięzką decyzję i jeśli mimo wszystko masz problemy z jej akceptacją to może rzeczywiście lepiej było by pójść z kimś pogadać o tym
  14. no oczywiście że tak...no ale ja mówiłem o takim zaburzonym poczuciu bezpieczestwa...Jeśłi ktoś nie czuje sie bezpiecznie i ucieknie na koniec świata, to w jakims sensie poczuje sie bezpieczniej...jednak bedzie to wynikało własnie z wewnętrznego poczucia zagrożenia, niższości
  15. Wstyd...człowiek spętany wstydem robi takie coś. Chce w 100% sie kontrolować, jest spętany, bardzo introspektywny bardzo skoncentrowany na sobie, stara sie rzeczywiście negować swoje wnetrze, czy raczej je kontrolować...wtedy człowiek jest emocjonalnie bezpieczny, ale stara sie funkcjonować czysto intelektualnie
  16. Nie wiem...ja tylko nie chciałem tego potwierdzać. Chciałem żeby to wszystko było jakie jest...jak coś potwierdzałem to sam nie wiem...nie lubiłem tego. Sprawiało mi to jakiś problem...niby tego chciałem, ale z drugiej strony nie...Troche tak, że jak sobie uświadamiałem że ktoś mysli podobnie, to tak jakby to co sam doświadczam traciło wartość i tak jakby stawało sie kłamstwem... Tak samo mówiąc na terapi o jakichś problemach z rodzicami, narzekając na nich to miałem wrażenie jakbym kłamał...To sie brało z braku kontaktu z samym sobą. Ja czysto intelektualnie docierałem do wiadomości, że złe traktowanie może wpływać na problemy psychiczne, więc w taki intelektualny sposób zdawałem relacje...jednak nie było w tym zbytnio emocji...Tutaj podobnie. Jak intelektualnie wejdę w posiadanie informacji potwierdzających moje zdanie, to tak jakby sytuacja sie zmieniała.Wtedy własnie intelekt zaczyna tworzyć ułudę, a ja jednocześnie mam wrażenie jakbym w jakims sensie kłamał...top bez sensu...tak jakby wszystko stawało sie sztywne. Zamiast świerzości i naturalności, to to intelektualne podejście wszystko usztywnia i robi sie jakoś ...sam nie wiem jak to określić. Można czuć emocje i można o nich mówić. Można je czuć, a można je analizować... Taka lekka schizofrenia. Brak bycia, a duzo myslenia o sobie...czuć złośc, a mówić że odczuwam złość to dwie różne rzeczy...Ja często analitycznie podchodzę do swego wnetrza...intelektualnie sie niejako krępuje. Swoje wnętrze staram sie kontrolowac intelektualnie
  17. Ale ja absolutnie nie uważam że te wyobrażenia są lepsze...to jest tylko pozór. Można oczywiście osiagać taką skisłą wielkośc pustą balonową wielkość...ale generalnie to jest to coś po czym człowiek nie czuje sie dobrze, czy lepiej...Ja nie wiem, ale dla mnie od początku to był problem. Bałem się jak gdzieś natrafiłem na info potwierdzające moję pomysły, czy filozofię. Wtedy wpadałem w taki mini stac podekscytowania i zaczynała sie jazda w głowie. Jednocześnie tego szukałem, ale z drugiej strony uznawałem za cos szkodliwego...no wkórwia mnie to na tyle, że jakbym tylko mógł wejśc do swojej głowy to bym zrobił z tego miazgę...
  18. Jasne że jak nie pasuje rzeczywistość to człowiek ucieka w wyobrażnię...Ja też to oczywiście robię. Wyobrażam sobie, że jestem gdzieś na wakacjach, że gram w NBA że to że tamto.Takie głupotki...i powiedziałbym że jestto zupełnie coś innego do tego co opisałem. Ja nigdy nie uznam że jestem koszykarzem NBA, nigdy nie uznam że jestem gdzies na wakacjach będąc prze kompem. Tutaj granica jest jasna. To co opisuje to coś zupełnie innego i dużo bardziej skomplikowanego. Te opisane w pierwszych postach wyobrażenia/przezycia tak jakby groziły w jakimś sensie mi...tożsame z nimi jest zagubienie siebie, jakaś forma bólu psychicznego, brak spontaniczności, jakaś forma opresji wewnętrznej, generalnie traktuje to jako coś jednoznacznie negatywnego, jednak nie niewinnego...z tego powodu starałem sie to przedstawić w formie mechanizmu. Można być piekarzem...Więc 2 różne rzeczy to nim po prostu być i inna sprawa to wyobrażac sobie, że piekę zajebisty chleb, że itd...co tam do głowy przyjdzie. Nie wyobrażasz sobie że jestem murzynem 2 metrowym....tylko tak jakby rzeczywistośc chcesz przenieść na bezpieczniejszy grunt, grunt na którym to ty masz kontrolę. -- 08 sie 2013, 19:47 -- Jeszcze napisze o swoich wrażeniach na temat Intela... On pisał że wszedł w konflikt z prawe przez swoje zaburzenia osobowości. Nawet w stanach nerwicowych człowiek może mieć problem z tak podstawową kwestią osobowościową jak orientacja seksualna..to sie może popieprzyć...Co jeśli człowiek myśli że jest psychopatą i maszereg info na ten temat. Wie że jest człowiekiem dla którego prawo sie nie liczy, który nie ma wyrzutów sumienia i bierze co chce? Taki człowiek musi udowadniac sobie psychopatię, on nią żyje, ona daje mu poczucie siły, poczucie wartości...Jak takie coś wpływa na proces podejmowania decyzji? Jest człowiek w cięzkiej sytuacji materialnej i wpada mu do głowy pomysł, że napdanie na ważywaniak, sąsiada, bank czy cokolwiek... Większość rezygnuje, ale co jeśli ktoś uważa sie za psychopatę, co jeśli ktoś zacznie sobie udowadniac że dla niego to przeciez nie problem, że nic nie czuje, że w zasadzie to nawet nie on podejmuje decyzje, tylko jest w pewnym sensie niewolnikiem i ofiarą psychopatii... tutaj przeróżne opcje są możliwe. Jednak ten świat urojony może wpłynąć i może przechylić szalę. Jednak jest to podejmowanie decyzji w oparciu o "ja" fałszywe, bez kontaktu z sobą, w zasadzie w celu zaspokojenia wewnetrznych potrzeb(w jakimś sensie)... Intel tam pisze z pewną dumą, że policjanci bali sie go rozkuć. Takie przekonanie na sój temat daje poczucie siły, którego człowiek wcześniej mógł nie zaznać...To może po prostu zmienić człowieka który swoje prawdziwe ja chowa za murami tego urojonego, silnego, groznego
  19. Tak. Jestem wyjątkowy swoim siedzeniem przed kompem, ale rozmyślaniem jaki to jestem wyjątkowy...Im bardziej o tym myśle,im bardziej sie w tym pogrązam tym mniej robie i tym mniej działam...Działanie i egzystencja wiąże sie z bólem i trudem. Wymyślanie sobie wręcz przeciwnie na pierwszy rzut oka...studiów nie kończę, pracy nie mam, dziewczyny nie mam a łysiec zaczynam...no ale zawsze można sie pocieszyć że jestem zajebisty i wejśc do swojej głowy, no bo przecież jak jechałem samochodem to...normalnie paranoja Co do tych przezyć, to wiele rzeczy bym nazwał podobnie jak kościół...ale ja nie wierze w żadne dogmaty. W zasadzie to zupełnie odrzucam magie, świetych, cuda odpuszczanie grzechów itd...księża to dla mnie oszuści a do kościoła nie chodzę... choć sprawa jest dużo bardziej skomplikowana to generalnie religię odrzucam w całej rozciągłości
  20. właśnie wyskrobałem w poście wyżej i mógł bym pisać tak przez wiele godzin, a pewnie 95% to nawet nie nadawało by sie do jakiejkowlei analizy, że względu na niemożność ubrania tego w słowa czy wysłowienia się...no nie jestem erudytą i nie mam bogatego zasobu słownictwa i nie jestem zbytnio wykształcony..
  21. Ciężko mi w ogóle zacząć i napisać. Nawet nie wiem jak zacząć...Zaczne od tego, że te schematy i kółka mają pomóc zorientować mi sie we własnej sytuacji...Chodzi o to, że ja tego tak na prawdę wręcz nienawidzę, a z drugiej strony sie tych w taki kwasny sposób napawam. Rozdymam sie i pławie w tych historyjkach przeżywanych w swojej głowie. Chodzi o to że wraz z moimi zaburzeniami stało sie coś ze mną. Nie chodzi o zmianę zachowania, zmianę stanu psychicznego. Chodzi o zupełną zmianę światopoglądu. Zupełnie inne spojrzenie na rzeczywistość...w zasadzie juz pisałem kilka razy o tym w róznych wątkach związanych z wiarą, czy religią. W jakims momencie uwierzyłem, że nie tylko mam cos do powiedzienia w tej kwestii, ale odkryłem coś. Uznałem że wszedłem w posiadanie jakiejś wyjątkowej wiedzy....do rzeczy Jeszcze kilkanaście lat temu jak wszystko sie zaczęło zupełnie przemeblowałem swój światopogląd... Jednak nie zrobiłem tego aktywnie czy świadomie. Nikt nie miał wtedy internetu, ja w zasadzie ksiązkami sie nie plamiłem. Byłem standardowym dziecięcym teistą jak wszyscy. Interesowała mnie w zasadzie tylko gra w piłkę...Jak wszystko się zaczęło to zaczęły sie pojawiać w mojej głowie różne pomysły. Jednak one sie pojawiały jakby z zewnątrz, na bazie jakiegoś wewnętrznego przekonania. To nie była wiedza... Dopadł mnie taki błogi wewnętrzny stan i przekonanie graniczące z absolutną pewnością że Bóg to siła kierująca światem, z którą można mieć kontakt tylko we własnym wnetrzu...a Bóg jako postać opisywana przez KK nie istnieje...Ten nowy Bóg to inna rzeczywistość i jeszcze do tego wrócę...Podobne przekonanie odnośnie Biblii...Byłem przekonany że wiem jak sie powinno ją czytać... Ze nie opisuje ona historii, tylko opisuje ludzkie wnętrze itd... itp...Było tego bardzo dużo. Jednak ja o tym nie myślałem i nie miało to dla mnie znaczenia. To sie pojawiało w mojej głowie jakby z zewnątrz i bez mojego udziału...np: że 10 przykazań jest zle napisane, zle przetłumaczone, czy cokolwiek...ale tak jak sa podawane teraz nie mają sensu. Powinno był zamiast "nie kłam" stań się człowiekiem niekłamiącym, lub bądz człowiekiem niekłamiącym...Pozornie róznica niewielka, ale 1(standardowa) wersja jest napisana z pkt osobowości..a w drugiej wersji jest naciska na proces itd... to zbyt skomplikowane żebym w ogóle potrafił to sensownie przekazać...W kazdym razie te wszystkie rzeczy do mnie jakby wracały, a ja jakbym odkrywał ich rzeczywiste przesłanie czy rzeczywisty sens Generalnie chodzi o to, że jest druga rzeczywistość. Dla nas rzeczywistość to to co możemy zobaczyć, usłyszeć,dotknąć,powąchać, posmakować i co możemy ogarnąć umysłem. Przeanalizować, ułożyć i sie zorientować. To wszystko jest tożsame z rozwojem osobowości/ja...Tak widzimy świat.Wszystko czym jesteśmy to nasze zmysły, które są jakby energią na zewnątrz.Nasze zmysły są"do świata" są ekstrawertyczne... Rzeczywistość dla nas to jest to co można zmysłami ogarnąć i poznawać...Jest jednak inna możliwość poznawania świata.Introwertyczna...Zapadając się do swego wnętrza, możemy poczuć jedność ze wszystkim. Wszystko co materialne i zmysłowe jest połączone. Można poczuć siłę która przenika świat i w myśl której świat funkcjonuje...To jest druga rzeczywistość i ta standardowa wypływa z tej drugiej/nowej...czarnej, której nie da sie poznać w żaden sposób. Tak samo jak głuchy nie zacznie słyszeć, jak mu sie opowie o działaniu ucha. Jadę samochodem...Wracam z uczelni i nagle ogarnia mnie uczucie błogości i doskonałej miłości...zaczynam ryczeć jadąc samochodem... Oczywiście od razu mózg stara sie zorientować w sytuacji, a ja staram sie ogarnąć i nie robic z siebie głupka. Staram sie uczucie "zlokalizować" i sam dla siebie okreslam je uczuciem doskonałej ojcowskiej miłości...Czułem sie doskonale akceptowany, tylko w taki specyficzny sposób. Chodzi o to, że człowieka może kochac matka, ojciec, żona, siostra babcia itd... Jednak nigdy żaden człowiek nie pozna tak do końca drugiego człowieka. Nigdy nie odsłonimy sie tak do końca przed drugim człowiekiem, kim by nie był. Nawet my sami nie jesteśmy w stanie poznać samego siebie tak do końca. Zawsze gdzies tak na samym dnie będzie częśc zraniona, brzydka, głupia , nieporadna i nie chciana która ukrywamy przed światem i samymi sobą... Mówiąc o doskonałej miłości ojcowskiej, miałem na myśli własnie to poczucie bycia w jakis tajemniczy sposób akceptowanym od początku do końca...nawet jeśli nie do końca zdaje sobie sprawę kim tak na prawde jestem, to w jakis intuicyjny sposób poczułem sie akceptowany....w całości. Normalnie soba gardze, nie lubię siebie, wstydze sie siebie i chce ukryć i zniknąć, a tutaj coś odwrotnego Jak już pisałem wcześniej. Rozum starał się zorientowac w sytuacji...jednak uznałem, że jesli uzyłem takiego określenia w stos do tego co odczuwałem, to musiałem to po prostu wcześniej odczuć...Tak samo jak ze snami. Czasem we śnie przyśni sie jakieś uczucie, stan który sie zna z życia świadomego. Człowiek stara sie je skonkretyzowac i uchwycic...mówi że czuł sie we śnie tak jak wtedy kiedy itd...itp... stara sie to zlokalizować. Jednak uczucie we śnie jest tylko odbiciem, tego co sie stało w rzeczywistości...Tak samo myślałem z tym doświadczeniem. Jednak oczywiście nie uznałem że kiedyś ktoś mnie takim uczuciem obdazył, lub że kiedyś coś takiego czułem w kontekście innego człowieka Uznałem, że doświadczam czegoś na bieżąco, czegoś rzeczywistego....Chodziło jednak o to, że to poczucie bycia 100% kochanym i akceptowanym było skorelowane z zapadnięciem sie niejako w siebie...To nie jest tak, że ja jako Michał osobiście zostałem czyms obdarzony. To poczucie miłości pochodziło z mojego wnętrza, ale nie było mną i nie miało ze mną jako Michałem nic wspólnego. Pochodziło z mojej istoty, ale nie było mną. Moje ja to coś innego niż ja jako isota w sensie całości....tylko chodzi o to, że moja istota u fundamentów istnienia jest tożsama z całym światem. Cały świat w swej najgłębszej istocie jest jednym i jest połączony. Miłość to pierwotna siła, która obdarza wszystko i powołuje do żucia w sensie holistycznym. Siła która leży u fundamentów wszelkiego istnienia. Czy to kamieć, czy pies, świnia czy ja. W swej istocie i fundamencie wszystko jest "kochane" tak samo... Jednak to oczywiście jest tylko pokraczna ludzka próba zrozumienia rzeczywistości. Jak mówię że miłośc jest pierwotną zasadą, można powiedziec że Bogiem, to tak na prawdę nie staram się okreslać rzeczywistości, tylko mówić o swojej ułomnej próbie poznania...Tak samo jak z kolorami. Mówię że to jest czerwone, a tamto zielone...Jednak takie nie jest. Jest czerwone tylko dla mnie, jednak samo w sobie jest zupełnie inne. Tak samo tutaj. Ja mówię o miłości, ale jednoczesnie zdaje sobie sprawę, że to tylko moja ułomna próba zrozumienia, czegoś czego zrozumiec nie mogę... Mogę wyciągnąć ręce i coś sięgnąć. Jednak jednoczesnie zdaje sobie sprawę że nie sięgne nawet ściany...nie mówiąc już o całym ogromie przestrzeni której nie ogarnę. tutaj podobnie. Mówię o miłości jako sile pierwotnej i silesprawczej, jednak w taki sam spos, jak mówię o wyciaganiu rąk...Jednak tak uważam. Uważam że świat jaki znamy jest wynikiem pewnych "mechanizmów" i on zniknie kiedyś i sie skończy a Bóg pozostanie Teraz o mnie. Ja zacząłem szukać informacji na ten temat.Na tematy oświeceń, szamanów, wiary itd... i oczywiście zacząłem to wszystko do siebie przyklejać. Zacząłem sie puszyć, uznawać za kogoś kto posiadł wiedze, prawdę. itd... w rzeczywistości czuje sie nikim. Wstydze sie wszystkiego i uważam za zupełne zero...tutaj jednak jest pole na którym mogę zostac kimś zupełnie innym. Kimś wyjątkowym itd... cały czas o tym myślę. Oddaje sie myślą że ludzie sie o tym dowiadują,że robie na nich wrażenie, że jestem wyjątkowy, madry, inteligentny itd...że wiem rzeczy których inni nie wiedzą, że mam kontakt z rzeczywistością o której inni nie wiedza, że mogą mi zazdrościć itd.. itp...
  22. sebastian...ty oczekujesz, wymagasz...to czego oczekujesz i wymagasz nazywasz normalnością. To juz jednak jest ocena i z tym lepiej dac sobie spokoj. Lepiej wymagac tego czego chcesz i już... To nie tłamsi człowieka, daje mu swobodę...a jak sie wymaga normalnosci to to jest forma presji, przymusu...czlowiek będzie sie przed tym bronił
  23. Witam. Chciałbym sie podzielić spojrzeniem na cos co nie daje mi spokoju...Czasem ludzie żyją bardziej nie jako oni, tylko jako wyobrażenie samych siebie. W jakimś stopniu ma tak każdy...jednak czasem przyjmuje to dość wyrażne formy i można by chyba mówić wręcz o jakiejś formie urojeń. Tak samo ludzie mają czasem potrzebę nadania wazności, wyjątkowości swoim zaburzeniom. Czasem starają sie żeby to tylko one ich określały... Generalnie niektórzy mają wyrazną tendencję do mitologizacji samych siebie 3)[/color] Tojuż moment w którym człowiek przedstawia sie przed ludzmi, jako ten nowy ktoś. Człowiek stara sie zrobić na ludziach takie wrażenie, żeby go postrzegali tak jak tego chce. Wtdy w jego głowie powstaje wrażenie, że ci ludzie postrzegają jego samego, jako np: psychopatę(będzie przykład z forum). On oczywiście żyjąc w świecie ma gdzies w głowie wyobrażenie na temat psychopatów. Sa grozni, bezwzględni, silni, inteligentni, sprytni, ludzie sie ich boją itd...Jest pełno programów o nich, są seriale, ksiązki, psychologia. To wszystko buduje w nas wyobrażenie... To wyobrażenie to raczej stan, emocja. Poprzez pokazywanie sie ludzią od tej nowej strony, człowiek zaczyna żyć urojeniami. Człowiek zaczyna uważać, że inni widzą w nim psychopatę(lub chce być tak widzianym) i uznaje że obdażają go tym samym stosunkiem jakim on był skłonny obdażac psychopatów. On w zasadzie sam siebie obdaża tym uczuciem/wrażeniem a przypisuje je innym...jednak wszystko dzieje sie w głowie... Oczywiście taki człowiek może zupełnie sie z ludzmi w ten spos, nie komunikować. Może tylko sobie myśleć o sobie, marzyć, wyobrażać itd... Nie wiem czy sie zmieszczę ale teraz chce dać przykład rzeczywisty. Chodzi o użytkownika Intel. Pewnie sie wkrwi ale co zrobić. post986722.html#p986722 Tutaj jest link do wątku na temat psychopatii. Intel sie tam pojawia i pisze, że jest psychopatą... Chodzi jednak o to, że ja mam dobrą pamięć. Pamiętam jak kilka lat temu w podobnym wątku ten sam Intel sie pojawił. Miał inny avatar, alenick oczywiście ten sam...PBył wtedy na poziomie samo diagnozowania sobie psychopatii.Pamiętam, to bo mu odpisałem, żeby sobie odpuścił samodiagnozowanie...że objawy które podaje(brak uczuć itd...) równie dobrze mogą być czymś zupełnie innym. Do tego on miał zdiagnozowany Chad. Wtedy Intel już po paru postach sie w zasadzie ze mną zgodził Zobaczcie jak wygląda dyskusja w zalinkowanym wątku. Jego pomysł(bo to był jego pomysł) o psychopatii sie rozrósł niepomiernie. Nie ma tam juz miejsca na podważanie tej diagnozy. Jak sam napisał on jest psychopatą... Jednak należy tez zwrócić uwagę na pewien dziwny spos. dyskusji. On dyskutuje w zasadzie dowodząc tej psychopatii. On pisze, że był w więzieniu(=psychopatia), że nie chciano go rozkuć(=psychopatia) itd... nawet napisał że ludzie postrzegają go jako spokojnego, co tez jest dowodem na jego psychopatię, bo przecież psychopaci sie świetnie maskują...Pisze że jest wściekłym psem...itd...itp... To jest własnie sedno. Cały czas trzeba podtrzymywać to sztuczne rusztowanie, żeby nie musiec byc sobą...żeby móc byc kimś silnym ,grożnym nawet jeśli to tylko nasza głowa. Jak inni nie sa skłonni współpracować, to Intel musi zakończyć dyskusje żeby nie wbuchnąć i żeby nie zrobić nic głupiego...co raczej jest mało psychopatyczne, a mocno neurotyczne Z drugiej jednak strony, pewnie jest prawdą żema obniżony afekt, że jest impulsywny,że może inteligentny itd... Czyli to wyobrażenie ma fundament rzeczywistości, jednak w pewnym momencie przechodzi w coś innego Co o tym myślicie? Czy to jest niebezpieczne? Czy można przekroczyć granicę, czy żyjąc w taki spos można być szczęśliwym? Ja mam coś bardzo podobnego i strasznie mnie to męczy. Cały czas pogrążam sie w myślach, w których jestem kimś po prostu niezwykłym...jednak nie jest to tylko i wyłącznie ułuda. Jest to na fundamencie rzeczywistym, tylko że jest interpretowane tendencyjnie, wyolbrzymiane... Człowiek gdzies wewnetrznie zaczyna sie gubić, zaczyna woleć życ tym urojonym wyjątkowym wyobrażeniem, niz zyc rzeczywiście... Pomimo tego, że czuje sie z tym żle, że żyje w dużej czesci czystymurojeniem, to nie może sie od tego oderwać. Ten świat to świat w którym może sięgnąć po podziw, wyjątkowość itd...nie musi już czuć sie beznadziejny i do dupy, bo przecież prawda jest zupełnie inna. Co prawda tylko on zna tą"prawdę" ale to jakoś wystarcza...
  24. no ja też raczej jako wspierania oczekuję raczej braku przeszkadzania...choć rozumiem że ktos może mieć troche inne podejście i inne relacje...jednak nie ma co oczekiwac nie wiadomo czego
  25. jakoś tak zbyt łatwo i bezceremonialnie przychodzi ci wymaganie specjalnego traktowania...mam wrażenie że ta diagnoza to coś co cie przy chorobie zatrzyma zamiast odwrotnie...ja prawdę mówiąc tez nie bardzo wiem jakiej pomocy werbalnej moglaby ci udzielic matka...tym bardziej że sama może byc w podobnym stanie co .... Jeśłi piszesz że zawaliłeś studia, to to sie już stało...diagnoza nie wnosi nic nowego do sytuacji. Pewnie matka to wszystko przezywała na bieżąco...a nerwica to skomplikowane zaburzenie.Łatwo wpaśc w rolę ofiary. Ofiary nerwicy
×