Skocz do zawartości
Nerwica.com

blackwitch

Użytkownik
  • Postów

    107
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez blackwitch

  1. blackwitch

    Poczucie winy

    Zauważyłam, że to co tak mnie rzez cały czas smuci, to pozucie winy które mam. Przez cały czas czuję się za oś winna, zawstydzona, tak jakbym zrobiła coś złego i teraz przez cały czas musiała się wstydzić. Kiedyś czułanm się moralna, czułam się dobra, tak jakby miała jakieś jasno ustalone reguły, etos w myśl którego podążam. Od dłuższego czasu czuję się tak jakbym to wszytko utraciła. Straciłam cały szacunek do siebie. Zawsze miałam takie poczucie, kiedy ktoś np. byl w stosunku do mnie nie wporządku, pierwsze co robiłam to było doszukiwanie sie swojego błędu. Ale teraz to poczucie towarzyszy mi przez cały czas. Nie zależnie od okliczości. Zastanawaiłam się nad tym, co mogło spowodować coś takiego i dochodzę do wniosku, że pomimo tego, że popełniłam różne błedy, to nie były one chyba tak poważne, żeby odczuwać aż taki ciężar. Też macie coś takiego?
  2. Hej:) Ja jestem zdania, że na prawdę terapia działa. Chodzę już teraz czwarty miesiąc, wcześniej też chodziłam,ale miałam przerwę. Zaczynam dostrzegać mnóstwo rzeczy, wychodzę powoli ze skorupy którą sobie wychodowałam, dociera do mnie jak bardzo sama się zapętliłam w swoich mechanizmach. Ostatnio po raz pierwszy poczułam się całkiem autentycznie, a doskwierała mi depersoanlizacja- czułam się jakbym była kimśobcym w swoim ciele. Co więcej, coraz łatwiej mi się myśli i koncentruje. Coraz więcej mam takich momentów że czuję się jak ja, że zaczynam myśleć swoim sposobem myślenia. Odzyskuję radość życia.
  3. blackwitch

    Co mi jest?

    Moim zdaniem z tego co piszesz, to masz pewne probemy emocjonane, które są dośc typowe (sczzegónie dla introwertyków). Ja generalnie zawsze radze jedno: terapię, chociaz pewnie jestem już w tym nudna, ale wydaje mi się że to droga do wyjscia z tego typu problemów. Pozdrawiam:)
  4. Alutka, to co piszesz w pierwszej częsci swojego posta znam bardzo dobrze. Też tak mam że nawet głupia rozmowa w sklepie jest dla mnie takim "mini-testem" z tego jaka jestem miła i od razu myśę czy pani mnie polubi i staram się zrobić jak najlepsze wrażenie. U mnie to jest jednak chyba jeszcze bardziej posuniete, bo ja nawet wsród znajomych mam już to samo. Z ludzmi których np. znam od wileu miesiecy...- wychodzę np. na imprezę i nic nie mówię bo jestem taka sztywna jakbym połknęła kij:) Chodze na terapię i myśę że tu się doczekam rozwiązania tego problemu. A że do tego dochodzi depresja....nic dziwnego, nie masz ochoty na nic bo każda mała sytuacja może być stresująca. To okropnie wyczerpujące. Pozdrawiam, trzymaj się ciepło i zapisz na terapię.
  5. Hanusia! Z tego co czytałam, to takie stany depresyjne u kobiet w ciąży pojawiają sie bardzo czesto, i wlasnie podobno czesto jest tak, że na poczatku jest gorzej a pozniej nagle stan sie poprawia i zaczyna być super. Nie martw sie tak, to że nie czujesz się wystarczająco dorosła to też nie największy problem, wiele kobiet tak ma, a jak dziecko sie już pojawi to na pewno bedziesz dobrą, kochającą mamą. Trzymaj się !:)
  6. Mafju, to podobno typowe dla ludzi z nerwicą. Tak przynajmniej tu wyczytałam. Z resztą zgadzam się z tym, bo sama mam kłopoty z myśleniem i koncentracją i wrazenie że kiedy zaczela sie nerwica, to spadło mi IQ:) Ale chce walczyc i sie starac mimo to.
  7. Samo to co piszesz jest obrazem określonych schematów myślowych. A to że zawsze je pielegnowałas i ze wychodziło ci to najlepiej, to kolejny z nich. Grunt to szybkość myślenia i otwartośc umysłu... :)
  8. Własnie polega na błędnym mysleniu. A terapeuta jest od tego zeby ci pokazac jak w lustrze, na czym polega twój błedny schemat myślowy. Jeśli wiesz jaaa na czym, polega błedne myślenie to gratuluję, bo ja dochodziłam do tego przez ponad rok terapii. A teraz własnie ten drugi krok o którym pisałam, należy umieć przestawić swoje tory, i zrobić coś ze swiadmoscia którą się już ma.
  9. Mafju, ja wiem czemu. Jak mi sie zaczęła nerwica to sama tak postępowałam, koncentrowałam sie na objawach, bylam przerazona, myślałam, ze na prawde swiruje:) Teraz sie nauczyłam zlewac objawy (tak bardzo jak sie to w danym momencie da) i koncentrowac sie na przyczynie. A teraz do jaaa: może warto zmienic terapeutę? Jak czujesz ze nic ci to nie daje, to moze kto inny byłby dla ciebie lepszy? Ja z moją poprzednia terapeutka spedzilam 8 miesiecy na terapiach co tydzien. Mysle ze była dobra, ale mnie do konca ten typ terapii nie odpowadał. A moze jeszcze nie byłam gotowa do zmian. Poza tym mialam tez błedne przekonanie- wydawało mi sie ze jak wszystko opowiem to bedzie lepiej, a teraz juz wiem, ze terapia MUSI byc jednoczesnie zwiazana z praca nad soba, czysto praktycznie. Jak chodziłam na poczatku to nie do końca wiedzialam o co w tym chodzi, i wierzyłam ze te sesje maja same w sobie dzialanie terapeutyczne- cos na zasadzie cudonwej ręki terapeuty:) Głupia jestem:)Teraz wiem, że trzeba zmieniac sposób myślenia! Chyba wiekszosc z piszacych w tym temacie sie ze mna zgadza [ Dodano: Dzisiaj o godz. 6:43 pm ] Aha, no własnie, jeszce jedno, jak wyobrazacie sobie i uskuteczniacie tą pracę nad sobą? Bo ja sie dopiero ucze, a odbywa sie to na tej zasadzie: Czasami staram sie łapać i analizowac swoj sposob myślenia, i jak tylko popadam w ten sam błedny schemat, to staram sie zmieniac styl myślenia. Nie wiem czy wyrażam sie jasno... . Czy wy macie jakies inne sprawdzone sposoby? Bede wdzieczna za sugestie pt" Jak sie zmieniać w psychoterapii":)
  10. Trzeba wierzyć że wszystko jest na dobrej drodze maiev:) A jeśli chodzi o wprowadzanie wniosków w życie, to jest to o tyle trudne, że schematy które sobie wyrobiliśmy, są bardzo silne. Tak jest ze mną. Przez cały czas łapię się na tym, że uaktywanim ten sam schemat myślenia. Brakuje mi też wiary w to że mogę to przełamać. Ale mimo to chcę walczyć, i mam nadzieję że w końcu się uda:) Terapia to jest to!
  11. Jestem teraz na drugiej terapii. Mam swietnego psychologa, jednoczesnie psychiatre, ale leków nie zdecydowalm sie wziac, choc objawy mi dokuczaja. Tez uważam ze droga wyjscia prowadzi przez terapie. I tak samo sądze ze im dłuzej na nie jestem, tym lepiej rozumiem o co w tym chodzi. Moze sie powtorze, ale mysle ze dobry terapeuta to bardzo wazne, ale to co liczy sie na prawde to to jak ty sam sie zmienisz. Samo wywalenie z siebie potoku słów niewiele zdziała- trzeba wyciągac wnioski i wprowadzic je w życie. Nie potepim tez tych którzy biorą leki, zakładam że są tacy u których objawy nie pozwalają wogole funkcjonowac i wtedy trzeba je wziąć. Mi dokucza fobia społeczna, lęki w pewnych miejscach, apatia itd. Do przeżycia- nie powiem żeby to było przyjemne ale daje rade. Aha, i jeszze jedno, na pocztku chodzilam do dobrej pani psycholog i mialam etap euforii, wydawało mi się ze kazda godzina terapii pomaga itd. Z tamtego okresu pochodzi mój pierwszy post z tego teamtu. Teraz widze juz ze jest inaczej. Terapeuta to tylko towarzysz w drodze którą trzeba samemu przejsc. Teraz mam innego terapeutę, wydaje mi się że on sam w sobie jest świetny, ale inicjatywa należy do mnie.
  12. Hej Munia, ja myślę że często depresja i nerwica się ze sobą łączą i że jeśli masz okazę korzytsania z takiej psychoterapii to powinnaś pójśc. Swoją drogą dziwi mnie lekarz ktory tak łatwo odbiera ludziom nadzieję (podejrzewam że widzisz w tym swoja deskę ratunku- myśle tak bo sama miałam taki okres). Ja teraz mam 3 podejscie do terapii- pierwsza trwała 8 miesiecy i przyniosła znikome efekty, drugą podjęłam na 2 miesiące przed wakacjami i perzerwałam, teraz wróciłam do tego samego psychologa i chodzę już 3 miesiąc. Nachodzi mnie refleksja że psychoterapeuta to nie ktos nieomylny kto wszytko ci pokaże i wytłumaczy. Mój przez 2 miesiące szukał ze mną czegoś po omacku i ciągle czegoś brakowało. Teraz znowu pojwiła mi sie nadzieja bo mama poczucie ze zmierzam w dobra strone i ze w końcu odkryłam ów osławiony wewnętrzny konflikt". Jakkolwik można sie śmiać to jestem pewna że stad własnie bierze sie cała nerwica. I jeśli odkryjesz co cie tak boli i zlikwidujesz, to nerwica straci podstawy i runie jak domek z kart.
  13. Wiem że konsekwencje dla osoby zdradzonej są przeogromne. Czy ktoś z was zastanawiał się kiedyś nad drugą stroną medalu? Jesli ktoś jest bardzo lojalny i zdradził, to czy może to, według was mieć jakieś konsekwencje psychiczne dla zdradzającego? Czy ktoś kiedyś przeżył coś takiego? Prosze napiszcie coś. Pozdrawiam
  14. Mam to samo, czasami nawet zdaje sobie srawe w trakcie ze gadam bzdury, ale koncentrowanie sie na tym co sie dzieje wymaga ode mnie nadludzkiego wysiłku, musze sie nasatwiac na odpowiedni tor i pilnowac przez caly czas zeby nie "odpłynąc". Zwykle jest tak ze jak nie potrafie sie skoncentrowac to nie mysle o niczym konkretnym ale mam w glowie to nieprzyjemne uczucie "otępienia", troche takie jakby było sie w kokonie. zanim zaczela sie moja ala historia zderesja tez nie przypuszczalam ze moze ona miec takie objawy:(
  15. Witam, od paru miesięcy nie zaglądałam na forum, bo uznałam że nie ma sensu sie dodatkowo dobijać. Ale ci którzy przeglądają forum regularnie znają mnie z moich postów. Więc na depresję cierpiałam przez prawie dwa lata, bez żadnej większej poprawy. Pewnego dnia zdecydowałam sie coś z tym zrobić. Uczęszczałam na dwie pschoterpie, które na pewno pomogły uświadomić mi moje problemy. Teraz od ponad dwóch miesięcy radzę sobie już sama. Wspomagam się tylko deprimem, które jest lekiem ziołowym, bez recepty, uważam że pomaga. Nie mam juz tak głebokich stanów depresyjnych, z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej. Stałam sie mniej konfliktowa, lęki złagodniały, zaczynam cieszyć sie życiem. Nie mam zamiaru przekonywać niewierzących żeby zaczęli sie modlić, ale ci którzy wierzą nie powinni zapominać o modleniu się- to, mam wrażenie, też mi pomogło. Pozdrawiam wszystkich, życzę dużo siły i optymizmu. I dziękuje tym którzy w momentach największych dołów dawali mi wsparcie. Buzka:)
  16. Witam, biorę deprim od ponad miesiąca, uważam że pomaga. Czuję sie znacznie lepiej, nie mam głebokich stanów depresyjnych.
  17. blackwitch

    Bez ojca/matki

    Przykro mi Los_mags, mysle ze dla ciebie jako chlopca ta strata rowniez musiala byc niepomierna:(Ostatnio rozmawaialam przez gadu z osobą która również straciła ojca w mlodym wieku, jako dziewczynka, i to co mnie zaskoczylo, no a pozniej okazalo sie zupelnie zrozumiale, to podobieństwo emocjonalne. Okazało sie ze bywamy zazdrosne w tych samych sytuacjach, czujemy podobnie itd. Mysle ze dzieci które wychowują sie bez ojców zawsze przejawaija pewien element podobienstwa. A teraz praktyczne pytanie: Ostatnio zastanwaialam sie nad jedna rzecza, jak dobrze można zapamietac osobę mając 8 lat? Chodzi mi o to ze zastanawia mnie czy to ze mojego tate pamietam tak słabo to kwestia wieku i to naturalne ze tak malo sie pamieta, czy jakis mechanizmów "wymazania"? Ile można pamietac o danej osobie jesli odchodzi ona tak wczesnie?
  18. ASHLEY! duzo usmechu i optymizmu radosci zebys nadal miala w sobie tyle enerii ile masz i spelnienia wszystkich marzeń! Sciskam i pozdrawiam:)
  19. Desperado! Bardzo Ci wspólczuje. Ja ze swoim męzem jestem od 10 lat a mysl o tym ze moglby mni zdradzac wywoluje we mnie lek i przerazenie. Na razie nie mam takiego problemu i mam nadzieje ze mnie to nigdy nie spotka. Ale po przeczytaniu twojego posta wydaje mi sie ze "udawanie" ze nic sie nie stało, podgrywanie czy "mszczenie sie" nie ma najmniejszego sensu. Tym bardziej ze piszesz ze byloby to wbrew Tobie. Jesli moge wyrazic swoje zdanie-wydaje mi sie ze dobrze byloby zebys byla dla siebie bardzo wyrozumiala, dala sobie czas na przezycie tego bólu, zaakceptowała swój stan. To co zwykle troche lagodzi rany w takich sytuacjach to czas. Twój mąż nie ma prawa wymagac teraz od ciebie tego zebys byla silna, Tobie natomiast należy sie wszelka wyrozumialosc i spokój. Da pocieszenia moge jedynie poiedziec ze to że ludzie sie zdradzaja czasami jest po prostu wpisane w dlugoletnie zwiazki...Zdrada, tak jak pisali moi poprzednicy, nie jest zaangazowaniem emocjonlanym, niczym głebszym, jest- z mojego punktu widzenia- odskocznią, chwilowa gonitwa za czyms innym, bardziej ekscytującym itd. Ale czasami potrafi tez otworzyc oczy osobie która zdradzila i uzmysłowic jak bardzo zwiazana jest ze swoim partnerem, jak nieistotne sa takie przelotne "miłostki"i ze nie warto ryzykowac prawdzwych więzi dla glupiej, krótkiej chwili ekscytacji. Twój mąż na pewno juz to wie. Trzymam za ciebie kciuki, pozdrawiam i sciskam:)
  20. Droga Miłko! Wspólczuje Ci bardzo tego o czym napisałaś. Jestem młodą mężatką ale spotykam sie ze swoim mężem juz prawie 10 lat. Kiedy myślę o tym że mógłby mni zdradzać, zalewa mnie wsieklosc i smutek. Na razie nie mam tego porblemu i mam nadzieje ze mnie to nigdy nie spotka. Ale to co przyszło mi do głowy po przeczytaniu twojego postu to to że może warto wierzyc ze zycie pisze dla nas najmnie spodziewane scenariusze..., przeszłaś juz bardzo dużo, ktoś cie bardzo skrzywdzil teraz dodatkowo ponosisz tego konskwencje...alw trzeba wierzyc ze los porafi sie odwrocic w najmniej spodziewanym momencie. Zycze Ci i wierze ze dla Ciebie tez zaswieci słonce. Oby jak najprędzej. Pozdrawiam i sciskam:)
  21. Witam Warzecha! To co zawsze cenilam w swojej matce to jej uczuciowść, pewnośc tego ze mnie kocha, ze jestem dla niej najważniejsza, że stanie po mojej stonie. To czego nie lubiałm to jej nadmierny krytycyzm, podejrzliwość i "podcinanie skrzydeł", wpajanie poczucia tego ze jest sie gorszym od innych, czy jak to ona zwykła mówić "mniej zdolnym ale za to pracowitym". Dobrze jest budować w córce poczucie tego ze jest mądra i piękna, ze jej potrzeby sa wazne a jej zdanie godne tego by sie z nim liczyć. Od swojej mamy zawsze chciałam usłyszeć cos na ształt takiego zdania: "Uważam że jesteś mądra i samodzielna, że twoje potrzeby sa ważne i że masz prawo je mieć, że możesz wymagać od innyh tego by cie cenili i kochali, że masz prawo do swojej autonomii i swoich własnych osądów". To mniej wiecej to czego mi brakuje. Ale i tak kocham ja najbardziej na swiecie i na pewno tak jak twoja córka Ciebie, nie zameniłabm jej na zadna inna. Pozdrawiam:)
  22. Majka, czlowiek w depresji rzeczywiscie moze robic rzeczy których normalnie by nie zrobił- czasami nie do konca odpowiada za swoje czyny (a moze raczej tak-powinien odpowiadac, ale nie zawsze swiadcza one o jego prawdziwym podejsciu do rzeczywsitosci). Jeden es to nie powód do zrywania. Natomiast nie uwazam ze depresja moze byc powodem do tlumaczenia wszystkich zachowań (równiez takich). Jesli moge wyrazic swoje zdanie...- uważam ze powinnas dac mu do zrozumienia ze zranil ci tym co zrobil i ze mimo jego choroby, nie jestes gotowa by akceptowac wszystkie takie jego wyskoki. Depresja może byc wytłumaczeniem dla wielu rzeczy i zachowań ale nie powinna stanowic wykrętu. Dobrze że wybaczyłas i chwała ci za wyrozumiałość. A głupie "wyskoki" zdarzaja sie nie tylko chorujacym na depresje...Nie należy sie jednak nimi az tak przejmowac- to tylko jeden sms. A z tego co piszesz twoj chłopak przepraszal ci za niego godzinami... Zakładam że bardzo cie kocha. Pozdrawiam i trzymam kciuki:)
  23. blackwitch

    Bez ojca/matki

    Dziekuję za posty. Dzis napisałam list do ojca- pierwszy od prawie 20 lat. Może i pamiętnik by pomógł sie z tym uporać- pomysle o tym (szczerze mowiac rozważałam juz taką opcje, tylko nie wim czy pisanie pamietnika z listami do zmarłej osoby jest dobrym pomysłem z punktu widzenia psychologii). No ale może zastosuje i ten sposób. Czuje natomiast że łatwiej mi jest kiedy mysle o nim i o tym ze odszedł. Kiedy staram sie patrzec na męża nie jak na ojca, ale partnera. Vegge, męzczyza moim zdanim rzeczywiscie powinien wspierac kobietę z która jest, tak jak i ona powinna wspierac jego, ale zbytnie przelewanie na nigo uczuć które powinno żywić sie do ojca, nie jest dobrym pomysłem. Podświadmie można mylić te role- a z racji tgo że partner nigdy nie bedzie ojcem i nigdy nie bedzie przejawail w pelni jego cech- takie "mylenie roli" może rodzic przeróżne frustracje. Bethi, przykro mi ze tak ciężko przeżyłas śmierć bliskiej Ci osoby- wiem co to znaczy... Jeśli chodzi o kwestię wiary to na pewno pomaga ona w tak traumatycznych przeżyciach. Łatwiej jest wtedy myśleć że osoba, której nie ma wciąż gdzieś jest i wspiera... Ja, może opatrznie, skoncentrowałam sie na tu i teraz.... Kwestię wiary zarzuciłam juz dośc dawno, ale takie uduchowienie na pewno pomaga... Budzą sie we mnie dwie sprzeczności kiedy patrze w niebo i próbuje uwierzyc że on jednak gdzies jest, ze tak całkowicie nie odszedl- z jednej strony dopada mnie myśle o pustce, o tym ze jego byt był i sie skonczyl, ze "biologicznie" zniknął i że nigdzie go nie ma i nigdy go już ne bedzie, z drugiej strony jednak czasem udaje mi si pomyslec o tym ze moze jednak gdzies istnieje a jesli tak, to na pewno blisko mnie... No, ale kwestia wiary to już chyba nie tutaj bo wywali mnie Szanowny Administrator:) Pozdrawiam:) p.s. jeśli macie jeszcze jakies doswiadczenia odnośnie tego tematu, piszcie. Dziekuje.
  24. blackwitch

    Depresja objawy

    Witaj Kristi. Czasami tak sie dzieje że czujemy sie gorzej. Okolicznośc bycia samemu też potrafi to potęgować. Zawsze możesz wejsc na forum i tu sie wygadać. Pozdrawiam ciepło:) Trzymaj sie!
×