Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czapla

Użytkownik
  • Postów

    186
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Czapla

  1. Kilka dni było depresyjnie ale bez lęków, a godzinę temu zaczęło się. Nagle poczułam ucisk głowy i ledwo mi się oddychało. Od razu dopadł mnie lęk przed śmiercią i położyłam się. Postanowiłam nie mierzyć ciśnienia, ale po pół godzinie nie wytrzymałam. Tylko potwierdziło moje obawy i lęki. Za to puls 59. I od razu mam w głowie bradykardię. Do tego spałam dwie godziny a teraz znowu jestem senna, więc dalej sobie wmawiam że na pewno jestem chora. Źle się czuję, a było dobrze...
  2. Paradoksy, tulę mocno. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez mojej Mamy. Strasznie ją kocham. Strasznie.. Bardzo Ci współczuję i jest mi przykro, że cierpisz właśnie z powodu że Jej nie masz przy sobie.. Wiem, że płytkie wydają się te pisane przeze mnie słowa, bo ne pewno nie są w stanie odzwierciedlić tego, co czujesz..
  3. Nie martw się, mi też się nigdy nie podoba to co robię, a nawet jak to ktoś wychwali publicznie to zawsze szukam w tym podstępu (pewnie chciał mnie pocieszyć a za plecami zjedzie mnie). Ja to jeszcze zawsze zapłacę spoceniem się pod pachami i poczuciem wstydu, że wszyscy to widzą, a co najgorsze, czują Przełam się i na razie nie myśl o tym. Wiem co mówię. Ja to zawsze myślę kilka tygodni wcześniej co i jak będzie i mam rozpracowane najczarniejsze scenariusze. Dlatego wiem, że najlepszym lekarstwem jest tzw. "niezamartwianie się na zapas" bo rzeczywistość i tak napisze swój scenariusz, niezależnie od nas... Robię z siebie mądrą ciotkę, a sama to tak nie potrafię
  4. elwe07, ja zawsze demonizuję wszystko, co najdrobniejsze. Wynika to z mojego skrajnego pesymizmu (nie uda się!) i zasranego dążenia do perfekcjonizmu (musi być bez zarzutu i najlepiej ze wszyskich). Inaczej przeżywam porażkę a mój próg odczuwania frustracji jest milimetr nad ziemią. Tylko w przeciwieństwie do Ciebie ja nie wycofuję się ale traktuję wszystko jak wyzwanie, zadanie do odrobienia i kolejną możliwość udowodnienia sobie i całemu światu jaka to ja jestem super.. Niestety chociaż rzeczywiście odniosłam przez to wiele sukcesów i zebrałam najwyższe pochwały wyróżniając się niby z tłumu (cel osiągnięty ), to przywaliła mnie ta presja, ataki lęku i paniki właśnie przed najmniejszym potknięciem, które urasta we mnie do miary porażki życiowej. Potem to przeżywam całymi dniami Elwe, uda Ci się. Staraj się podejść do tego na luzie, to znaczy wypośrodkuj swoje odczucia (chęć wycofania się) jakby z moimi (walka na śmierć i życie o perfekcyjność). Jeden krok do przodu. Napisz spokojnie referat nie myśląc o jego wygłoszeniu a zobaczysz, że Ci się uda. Pomyśl tylko jak dobrze się poczujesz gdy już będzie "po", bo to będzie oznaczało, że pokonałaś jakąś swoją słabość i myślę, że zachęci Cię do dalszego działania
  5. Ja dzisiaj choruję na układ krążenia i tylko czekam na wylew albo zawał. Przez długi czas do niedawna miałam manię ciągłego mierzenia sobie ciśnienia i doprowadziło to do takiego etapu, że gdy dolne było od 80 w górę, to ja to odczuwałam bez mierzenia, chwytałam za aparat i zawsze mi potwierdzało. Mam niestety manię na punkcie skoków ciśnienia, bo te skoki zawsze mi towarzyszyły przy atakach paniki, więc jak tylko czuję to dolne powyżej 80 (choć to niby ciągle prawidłowe) zastanawiam się czy nadchodzi atak paniki A te jazdy bo się źle czuję. Nie mierzyłam rano cisnienia, ale jakoś serce mi ledwo co biło i zmierzyłam sobie puls na szyi, wyszło 58 co jest u mnie prawdopodobne, bo u mnie puls rzadko przekracza nawet 70. Od razu opętała mnie bradykardia i myśl, że serce wali coraz wolniej, więc pewnie za chwilę stanie I tak się nakręciłam, że złapałam za ciśnieniomierz. Pokazał 115/85, puls 68, czyli puls w normie a momentalnie ciśnienie nieco w górę. Mówię o dolnym, bo ja mam problemy właśnie z dolnym a nie górnym. Przy atakach paniki potrafię mieć 140/110, puls 75. Dlatego tak się boję. Poza tym mój tata miał wylew przy normalnym ciśnieniu 90/60. Po prostu musiało mu nagle skoczyć
  6. aż mnie zmroziło dowiedziałam się dzisiaj, że moja znajoma straciła dziecko - była w 27 tygodniu ciąży i o mało sama nie umarła jako, że sama jestem w ciąży - nakręcam się cały dzień i trzęsę ze strachu o moje maleństwo tulam Cię Czapla. To się nie nakręcaj kochana Wszystko będzie dobrze Straty dzieci na szczęście są o wiele rzadsze niż szczęśliwe rozwiązania, a mój przypadek to był jeden na milion. Moja córeczka nie miała wykształconej główki. Jedyne co mnie zawsze pocieszało to fakt, że nic nie czuła bo nie miała mózgu. Nawet jeden ksiądz mi powiedział, że w naszym przypadku to nie była aborcja (poddałam się terminacji ciąży dozwolonej zapisem o ustawie aborcyjnej) bo dziecko nie miało duszy - jak się wyraził. Twoje jest i będzie zdrowe. Może spróbuj wejść sobie raczej na fora mam szczęśliwie oczekujących dzieci, albo o lżejszej tematyce, niż to Wiem z doświadczenia, że czytanie "bzdur" i błahych tematów potrafi wciągnąć człowieka w świat lżejszego kalibru i jakoś go jednak rozweselić
  7. Elwe07, z tego co piszesz i z tego co wiem, to masz wszelkie wskazania do cesarskiego cięcia. Najpierw porozmawiaj ze swoim ginekologiem, ale dobrym ginekologiem. Jeśli jesteś - ujmę to dosadnie - zdrowa płciowo a Twoja niepełnosprawność nie jest całkowitą przeszkodą (a chyba nie jest), to lekarz nie ma prawa powiedzieć Ci, że masz nie mieć dzieci. Nie wiem skąd jesteś, ale w Warszawie, np. na Madalińskiego cesarki robią jak na linii produkcyjnej, jedną za drugą i nie bawią się w wyższość porodu siłami natury jeśli poród nie postępuje albo są komplikacje. U mnie wystarczyło za wysokie cisnienie. Nawet mnie nie pytali czy chcę. Nie powiem, innej opcji nie brałam pod uwagę Nie marnuj sobie życia nie dopuszczając do siebie płci przeciwnej, żebyś nie straciła gdzieś po drodze być może swojej miłości . Pogadaj z lekarzem o najlepszej antykoncepcji dla Ciebie i o swoich obawach. -- 15 paź 2011, 16:16 -- kicikici, nie znam kobiety gorzej nastawionej na ciążę i poród niż ja . Dla mnie ciąża oznaczała wszystko co najgorsze: miałam przed oczami wyobraźni grubą, wręcz spasioną i ledwo toczącą się słonicę, z wielkimi cycami, rozlanymi brodawkami i szeroką dupą niby gotową do porodu naturalnego, co napawało mnie obrzydzeniem, spuchnięte nogi, rozstępy i celulit... A poród naturalny jak napawał mnie obrzydzeniem i tak już mi zostało. Nasłuchałam się od bliskich przyjaciółek o koszmarnym bólu (a ja jestem histeryczka i mam bardzo niski próg odczuwania bólu), o nacinaniu krocza (brrrrr), albo rozerwanym kroczu (brrr), o rozerwanym odbycie, o zszywaniu krocza i jak to boli i widziałam na zdjęciach jak to krocze potem wyglądało, jak to wszystko było w środku rozciągnięte i że często nie wróciło już do stanu sprzed. Jakim było dla mnie szokiem gdy miałam wpadkę 10 lat temu. Moją ciążę było naprawdę widać dopiero koło 7 miesiąca. Ze względu na mój strach miałam przy każdej wizycie u lekarza wysokie ciśnienie i tym samym z miejsca wskazania do cesarki. Pierwszą miałam pod narkozą, ale długo po narkozie dochodziłam do siebie, a drugą ze znieczuleniem do kręgosłupa. W konsekwencji mam na długość około 15 - centymetrowy pasek po dwóch cięciach poniżej linii bikini, nie naruszoną pochwę, a dla pocieszenia powiem Ci, że ważę 50 kg i mam płaściusieńki brzuch, więc nie taki diabeł straszny. Ponadto całą pierwszą ciążę psioczyłam na swoje dziecko, ale jak już pojawiło się na świecie i wzięłam ją na ręce, to zapomniałam o wszystkim, zakochałam się od razu. To jest instynkt biologiczny, który rodzi się wraz z ujrzeniem swojego dziecka, bo czujesz, że to Twoja część. Trudno Ci pewnie teraz w to uwierzyć, bo dziecko jest tylko tworem Twojej wyobraźni, ale rozumiem wszelkie Twoje lęki i obawy
  8. Mój dzisiejszy dzień: na 12.00 pojechaliśmy na Stare Miasto i razem z rodzicami po stracie dzieci puściliśmy do nieba różowy balonik z imieniem naszej zmarłej córeczki. Potem pojechaliśmy na cmentarz. Zimno i przygnębiająco.
  9. Ja powiem szczerze, że nie jestem "rasistką lokalną" to znaczy jako rodowita Warszawianka i żona rodowitego Warszawiaka nie patrzę w ogóle na ludzi pod kątem pochodzenia. Znam całe mnóstwo ludzi z dalekich prowincji bardzo wykształconych i z mentalnością - powiedzmy - miastową, bez żadnych zachowań czy prowincjonalnych kompleksów i niestety sporo rodowitych Warszawiaków o buraczanym wyglądzie i zachowaniu. Słyszałam też wiele razy jak ktoś tak bez powodu obrażał ludzi urodzonych w Warszawie, bo coś usłyszał, albo ktoś mu powiedział. Mimo wszystko nie mam zapędów by się odgrywać na "napływowych". Nawet mi wisi, czy płacą podatki w Warszawie czy "u siebie" i czy mają zarejestrowane samochody na swoich rejestracjach by płacić mniejsze ubezpieczenie. Każdy robi tak, by jak najmniej oddać Państwu. Ja nie wiem jak jest w innych miastach z tym wyścigiem szczurów i tylko powtarzam to co usłyszałam od ludzi, którzy tu przyjechali. Widziałam tylko jak w innych miastach ludzie jeżdżą jednak wolniej, bez pośpiechu. Na pewno tutaj jest łatwiej z pracą, bo mimo bezrobocia praca jest, a są takie miasteczka w tym kraju gdzie po prostu ludzie nie mają szans. I to jest tragedia. Ja jestem bardzo wrażliwa na tym punkcie bo uważam, że każdy człowiek zasługuje na godne życie. Godne, to znaczy pracę, która pozwala mu żyć na "normalnym" poziomie.. Skończyłam dzień pracowicie. Po powrocie z pracy zmordowana, zamiast się położyć, zabrałam się za ostre sprzątanie.. Cholerna zasrana perfekcyjna paniusia musi mieć idealne wypachnione mieszkanie bo nie położy się spokojnie spać. Oto cała ja. Nawet obiad na jutro zrobiłam. Przecież idealna perfekcyjna pani domu nie tylko pracuje zawodowo, ale musi udowodnic całemu światu, że panuje też nad domem Jestem beznadziejna -- 14 paź 2011, 22:31 --
  10. To ja też Wam napiszę: w pierwszą ciążę zaszłam jeszcze przed atakami. Ciąża była z przypadku (wedle wszelkich znaków na niebie i na ziemi nie powinnam była w ogóle zajść, ale stało się), nerwówka, niewielkie skoki ciśnienia, fatalne wyniki moczu, zatrucie ciążowe, ale skończyło się szczęśliwie cesarką i wszystko wróciło do normy. Dwa miesiące potem dostałam pierwszego bardzo silnego ataku paniki z bardzo dużym skokiem ciśnienia i uczuciem jakiegoś dziwnego głodu. Na początku lekarze podejrzewali cukrzycę albo niedocukrzenie, problemy z tarczycą, ale wszystkie badania były idealne. I padła diagnoza.. Chyba miesiąc brałam tranxen i żyłam w przekonaniu, że jestem zdrowa. Wtedy nie było takiego dostępu do Internetu, więc nie miałam jak szukać sobie ewentualnych chorób. Koło września dosłownie wszystko minęło i nawet ja o tym zapomniałam. W tak zwanym międzyczasie (2005) zaszłam w planowaną ciążę. Byłam zdrowa, nic nie brałam, oprócz kwasu foliowego i witamin. W marcu 2006 na USG dowiedziałam się, że moje dziecko ma wadę letalną czyli śmiertelną. Wpadłam w szok. Wysłano mnie na terminację ciąży, czyli krótko mówiąc aborcję dopuszczalną przez ustawę. Po zabiegu przeżyłam straszną żałobę, depresję, załamanie, ale objawów nerwicy nie miałam i nawet nie wiedziałam już co to jest. W 2007 byłam w kolejnj planowanej ciąży i również zdrowa, bez leków. Brałam za to leki na obniżenie ciśnienia, dwa razy mocne antybiotyki przez stany zapalne i inne. Nie muszę mówić, że cała ciąża była nerwowa i pełna łez i strachu czy aby dziecko będzie zdrowe. Było zdrowe. W czerwcu 2008 miałam kolejną cesarkę. Dali mi znieczulenie do kręgosłupa i na stole operacyjnym dostałam ataku paniki: dopadł mnie straszny lęk, zawroty głowy, mdłości i ten sam głód, to samo ssanie żołądka co za pierwszym razem. Do tego nie mogłam jakoś oddychać ani złapać powietrza. Dusiłam się. Darłam się, że umieram, ale jakoś anestezjolog nie reagował Na sali pooperacyjnej urządzenie do pomiaru ciśnienia wyło u mnie co jakiś czas bo nie mogłam się uspokoić i ciągle było za wysokie.. Po przeniesieniu do salki dwuosobowej dostałam kolejnego ataku paniki i skoku ciśnienia. Na dodatek pielęgniarka powiedziała, że jeśli mi nie przejdzie będą musieli mnie przenieść na OIOM, bo nie wiedzą czy nie nastąpiły jakieś komplikacje. Jak to usłyszałam zaczęło mną trząść jeszcze bardziej i bardziej nadawałam się do psychiatryka niż na położnictwo. Dostałam relanium i przeszło. Zasnęłam jak zabita. To samo było następnego dnia. Oczywiście wyszłam ze szpitala z przekonaniem, że umieram, bo jestem chora, że dostanę zawału.. Jakoś znowu rozeszło się po kościach. W grudniu 2009 wróciło wszystko ze zdwojoną siłą. Za chwilę miajaą dwa lata katorgi.. Powiem Wam, że nie ma reguł jeśli chodzi o ciążę. Przez swoją stratę dziecka znam całe mnóstwo kobiet, które na siebie dmuchały i chuchały i potraciły dzieci albo wskutek poronienia albo w późniejszym etapie albo z powodu wad dzieci i mnóswo takich, które w trakcie ciąży paliły, popijały, brały różne leki i mają zdrowe dzieci. Wiem, nie ma sprawiedliwości na tym świecie. W ciąży należy głównie zwrócić uwagę, żeby nie mieć za wysokiego ciśnienia albo nagłych jego skoków, ponieważ to może spowodować odklejenie się łożyska. Ale nie jest powiedziane, że tak się stanie. Zależy kto jaki wyciągnie los na loterii...
  11. Secretladykkk, dzisiaj słyszałam od osoby z Poznania, że pobył (facet) w Warszawie miesiąc, był raz w Arkadii i jest umordowany tutejszym życiem .. Chyba wróci do domu... To jak my mamy tutaj żyć? Też nie wiem kiedy to się zaczęło, ale ja od dziecka byłam taka zasrana prymuska, zawsze musiałam być najlepsza i wyróżniać się. Nikt nigdy ode mnie tego nie wymagał w domu. Taka byłam. Potem to wszystko nabrało tempa i poszło dalej.. Potem zaczęły się ataki paniki, lęku, skoki ciśnienia i przekonanie o chorobie serca albo hormonów albo raka oczywiście.. Ja znowu nie mam tików, za to koszmarnie się pocę, ale tylko pod pachami i tylko w sytuacjach gdy "muszę" pokazać jaka jestem "gwiazda". Gdy sytuacja się kończy, pocenie też. Wtedy wracam do domu i od razu do łazienki: mycie i przebieranie. Noszę w torebce taki mały dezodorant i mokre chusteczki . Gdy nie mam możliwości powrotu do domu i czuję że śmierdzę to idę się wypsikać Czuję wtedy straszny dyskomfort. Nie raz jak już udowodnię, że jestem "super" wszystko odpuszcza. Tylko mam wrażenie, że wszyscy wiedzą, że jestem mokra ze strachu.. Czuję się właśnie jak taka zasrana paniusia
  12. Lęki, skoki ciśnienia, bezsennność, ataki pocenia się, niezwykle rozwinięta hipochondria, bardzo duże wymagania od siebie (od zawsze), życie pod straszną presją i udział w wyścigu szczurów gdzie często jestem własnie na samym przodzie przez to swoje cholerne dążenie do perfekcji we wszystkim, co robię. Jestem taka zasrana paniusia "dopracowana" w każdym detalu z wielkimi aspiracjami, skłonnościami do rządzenia i organizowania wszystkiego co wynika z głębokiego przekonania, że nikt nie zrobi nic lepiej ode mnie. Tak właśnie: zasrana idealna paniusia
  13. Mam nadzieję, że się zbiorę. Pisałam już Polakicie, że mieszkam koło Łazienek..
  14. Kolejny dzień smutku i zrezygnowania. Czuję się przybita i pokonana. Ataki lęku wróciły dwa lata temu, mimo terapii niewiele pomogło, mimo doraźnych leków nie jest lepiej, psychiatra mnie olała, interniści też, nie mam siły zapisać się na kolejną wizytę u psychologa, bo po co? Tylko wydam pieniądze i będe musiała wyjść z domu. Dzisiaj rano ledwo zwlokłam się z łóżka, w łazience spędziłam dziesięć minut na dywaniku pod wanną, żeby sie obudzić i chciało mi się ryczeć, że znowu muszę się myć, myć włosy, suszyć, malować się a w pracy być kimś innym, uśmiechać się i grać.. Tylko odliczałam czas powrotu do domu. Tutaj jestem przybita, smutna, obolała i zrezygnowana, ale czuję się sobą. Nie muszę przed nikim grać. Tutaj jestem prawdziwa. Sama i samotna. Rodzina niewiele wie i raczej nie pyta co mi jest. Wolą chyba nie wiedzieć, bo przecież oni mają problemy, a ja nie. Tak naprawdę to nie wiem czy mi na czymś zależy. Ostatnio każdego dnia czekam na śmierć. Nie mam siły ani ochoty już żyć, walczyć z tym wszystkim, z przeciwnościami losu, z ludźmi.. Nie mam absolutnie myśli samobójczych, więc to nie jest żaden apel o wsparcie i odżegnywanie mnie od tego. Nic sobie sama nie zrobię, ale jak pojawia się atak lęku to powoli zaczynam odczuwać radość, że zaraz to się skończy, że wszystko się skończy i wreszcie odejdę.. Po co komu taki odpad? Po co ja mam tak dalej egzystować skoro nie mam ani ochoty, ani sensu, ani siły..
  15. Ja zapewne pojadę na cmentarz do swojej córeczki z mężem i dwiema żyjącymi córeczkami a potem może uda nam się podjechać pod Kolumnę Zygmunta w Warszawie.. Niestety też należę do tej grupy nieszczęśliwych rodziców...
  16. A ja mam do Was pytanie: czy zawsze jak dopada Was atak lęku albo paniki, to macie wysoki (albo podwyższony) puls, albo skok ciśnienia? Pytam bo mi się zdarza mieć straszny atak lęku przed śmiercią, serce mi jakoś ciężko wali, obraz pływa przed oczami, nogi robią się miękkie, mam ochotę gdzieś uciec i jestem pewna, że zaraz umrę, mierzę ciśnienie (mam ciśnieniomierz z atestem a jak! ) i mam wszystko wręcz idealne (np. 110/70, puls 65). Wtedy zaczynam się zastanawiać czy to rzeczywiście nerwica czy jednak choroba serca
  17. Coma, strasznie Ci współczuję... Naprawdę bardzo mi przykro, choć Cię nie znam.. I myślę, że każdy kto tu napisze jaką przeżywa tragedię przez swoje dolegliwości nerwicowe, zabrzmi po prostu śmiesznie... Ja dlatego dzisiaj pomilczę........
  18. Widzisz Spylacz, a ja nie wiem dlaczego ale mam dziwne przekonanie, że z tą nerwicą jest jak z nowotworem czy inną chorobą typu cukrzyca, nadczynność tarczycy i itd... Że nie ma znaczenia, czy my chcemy należeć do wyleczonych czy nie chcemy, czy postaramy się czy nie, bo jednym się to udaje i to często bez większego wysiłku, a innym nie mimo wielu lat terapii i leków.. Mam pesymistyczną wizję co do wyleczenia się z tego, ale to nie oznacza, że skapitulowałam. Chodzę na terapię (nie często, ale chodzę), biorę doraźnie leki, pijam melisę, łykam nawet valerin max bez recepty, a jak czuję że coś nadchodzi to jednak walczę. Mimo to nie wierzę w całkowite wyleczenie, ale mam tego naprawdę dość..
  19. Ja wniosę trochę optymizmu żeby nie zaczernić całkowicie wątku Dzień zaczął się pozytywnie, bez lęków, nawet bez myślenia o nich. Wyszykowałam malucha do przedszkola, starszą do szkoły, załatwiłam szybko pocztę a w administracji udało mi się wywalczyć miejsce parkingowe (chwilowo bezpłatnie) pod samym domem Nastrój od razu mi się poprawił.. Do pracy wychodzę o 12.00, pogoda piękna.. Mogę tylko mieć nadzieję, że ten nastrój utrzyma się do końca dnia czego i Wam życzę chociaż widzę, że u niektórych z Was kiepsko...
  20. Kasiotla, jak przeczytałam Twój post, to sobie przypomniałam co mi mówiła moja psycholog na jednym ze spotkań. Akurat mnie to nie dotyczyło, chociaż pierwszego ataku (z innymi objawami) dostałam jakieś niecałe dwa miesiące po cesarce. Ta psycholog mi mówiła o przyczynach nerwicy, że może ich być bardzo dużo i że np. część młodych mam dostaje pierwsze ataki krótko po urodzeniu dziecka, bo podświadomie czują tak wielką odpowiedzialność za tego małego człowieka, że wydaje im się, że muszą być na 100% zdrowe, cały czas w pogotowiu na każde ziewnięcie czy otworzenie oczu malucha a przecież takie funkcjonowanie na najwyższych obrotach 24 godziny na dobę jest niemożliwe i organizm zaczyna szaleć.. Kasiotla, ja jako dotknięta nerwicą od 10 lat radzę Ci żebyś jak najszybciej poleciała do psychologa na terapię, bo na początkowym etapie najłatwiej to wyleczyć (zresztą jak każdą chorobę). Potem nie jest już tak łatwo, żeby nie powiedzieć niemożliwe.
  21. Tylko chyba choroba wyleczona i "WYLECZALNA" raczej nie wraca... A nerwica jest jak nowotwór. W przypadku nieuleczalności lubi nawroty i zżera człowieka długo i boleśnie. I jest z nią tak jak z nowotworami: część z niej wyjdzie i będzie twierdzić, że jest to możliwe, a część nie...
  22. Ja leki na obniżenie ciśnienia biorę z przerwami już 10 lat.. Tylko nie wiem czy jak lekarz mi 10 lat temu je mierzył i wyszło zawsze powyżej normy to nie był już efekt nerwicy, bo od zawsze mam "syndrom białego fartucha". Po wyjściu z gabinetu, a raczej po powrocie do domu ciśnienie miałam zawsze w normie, a we wszelkich gabinetach zawsze za wysokie i wszyscy lekarze pytali mnie czy coś na to biorę i czy robiłam badania na tarczycę, guza nadnerczy i cukier A mna tylko rzucało na każde wypowiadanie tych chorób Efekt jest taki, że ponieważ już biorę te leki na stałe na obniżenie ciśnienia, to nie mogę ich przerwać
  23. Mi właśnie gwałtownie skoczyło ciśnienie. Miałam nie mierzyć wierząc, że mi przejdzie.. Nie wytrzymałam. Niestety 120/90, a u mnie to dolne potrafi przekroczyć granicę dopuszczalności, nie górne i wtedy to już atak na całego, bo idzie dalej w górę i nic nie pomaga Lek na obniżenie ciśnienia już łykałam rano, a jednak nagle podskoczyło. Mogę mieć tylko nadzieję, że się nie rozkręci
  24. Laima, a czemu Twoje psiaki miałyby komuś przeszkadzać? Tak ich masz dużo czy takich durnych sąsiadów? Nie słuchaj ich.. Ja mam starego trochę niedołężnego psa, którego kocham nad życie a już niejednokrotnie słyszałam, że powinnam go uśpić i sprawić sobie szczeniaczka... Tak już ze dwa lata go "usypiają" albo "życzą śmierci". Mnie mój pies niezwykle uspokaja i uczy pokory. Myślę, że jesteś niezykle wrażliwą osobą jeśli kochasz psy Mój dzień chyba dobry. Egzaminowałam dzisiaj kilka osób a serce mi waliło jakbym to ja przystępowała do tego egzaminu. Zanim wszedł pierwszy słuchacz zmierzyłam sobie puls (96), a normalnie mam około 65, więc to dla mnie dużo. Poza tym jestem tak koszmarnie przeziębiona, że ledwo mówię, a jak sie odezwę, to mam pijacji głos.. Do tego katar mnie rozwala, bo oddycham buzią, a co za tym idzie, oczywiście lęk, że się uduszę...
  25. Ja też Laima wierzę w "zaleczenie", nie w całkowite wyleczenie. Jak biorę doraźnie leki, to czuję sie świetnie, ale to nie oznacza, że jestem zdrowa. Mam wtedy nerwicę zaleczoną. A jak leki odstawiam i nawet o tym nie myślę, to i tak wraca, mimo terapii u psychologa. I co z tego, że osiągnę umiejętność radzenia sobie z lękami, oswajania się z nimi, przepędzania ich, skoro są i będą powracać? Przecież ja ich bardzo często nie wywołuję samym myśleniem o nich. Potrafia pojawić się nagle bez przyczyny..
×