Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czapla

Użytkownik
  • Postów

    186
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Czapla

  1. Mnie dopadło w lutym 2002, dwa miesiące po cesarce. Przy pierwszym ataku miałam straszny skok ciśnienia, aż mi się w głowie gotowało, ścisk w żołądku, drgawki i ten nie do okiełznania lęk. Byłam sama w domu. Myślałam, że to cukrzyca, bo czułam koszmarne ssanie w żołądku i myślałam, że zemdleję.. ale jak próbowałam zjeść kromkę chleba, to nawet kawałka przegryźć nie mogłam, bo miałam tak sucho w buzi, jakby mi się w ogóle ślina nie wydzielała. Wmusiłam w siebie z trudem popijając wodą kromkę chleba i nie minęło, tabliczkę czekolady i nic, ciągle to uczucie głodu i panika. Potem momentalnie mnie przeczyściło.. Ryczałam, zrobiłam listę kogo należy powiadomić o mojej śmierci.. Poszłam do lekarza. Zrobiłam badania: miałam wszystkie idealne. Wtedy lekarz powiedział, że to od częstego zdenerwowania (nie nazwał tego wtedy ani nerwicą ani zaburzeniami lękowymi), dał mi tranxen na miesiąc i dobitnie stwierdził, że nie mam żadnej choroby. Przyjęłam to chyba do wiadomości. 10 lat temu nie było jeszcze tak szerokiego dostępu do Internetu, nie istniały fora i nie było możliwości skonfrontowania tego z innymi ludźmi. Nawet nie przyszło mi to wtedy do głowy. Nie szukałam żadnych chorób. Po prostu uspokoiłam się, że nic mi nie jest i muszę sie przede wszystkim uspokoić. Od lutego może do czerwca ataki pojawiły się może kilka razy ale zdecydowanie lżejsze. Polegały na nagłym odczuwaniu lęku, zimna i telepaniu. Nie pamiętam co wtedy czułam. Wiem, że kładłam się szybko i przykrywałam, bo było mi zimno. Mijało samo. Po miesiącu brania tranxenu nie poszłam już do lekarza, nie miałam innych leków i jakoś samo minęło i wyglądało, że bezpowrotnie. Nawet o tym zapomniałam. Nie wiedziałam co to naprawdę było i dlaczego, a ponieważ lekarze wykluczyli wszelkie choroby, dałam sobie spokój i żyłam jak dawniej. Byłam zdrowa? Tak. Nie potrzebowałam terapii, bo nie miałam żadnych ataków paniki, ani lęku i do tego najmniejszej świadomości co to jest. I żyłam jak zdrowy człowiek nawet nie wiedząc, że wcześniej miałam ataki lęku panicznego. Wygląda na to, że ten brak świadomości tylko mi pomógł z tego wyjść. Nie szukałam niczego w Internecie i tym samym nie rozkręcałam dalej.. Zawsze byłam nerwowa, pesymistyczna, dążąca do skrajnej perfekcji, ale żyłam jak zdrowy człowiek.. Wróciło nagle, w grudniu 2009, w nocy z 24 na 25 grudnia i z tymi samymi objawami co za pierwszym razem: obudził mnie nagły skok ciśnienia (150/110) i to koszmarne ssanie w żołądku połączone z atakiem lęku. Nie mogłam oddychać, krzyknęłam do męża, że umieram, poleciałam do dużego pokoju i otworzyłam balkon (-10 pewnie było) a mi było gorąco i nie mogłam oddychać... Próbowałam coś zjeść, ale miałam sucho w buzi, przełykanie czegokolwiek nie uspokoiło ssania w żołądku. Jak zwykle przy takim ataku od razu poleciałam do ubikacji.. I walczę z tym do dziś. Z tą tylko różnicą, że panika pojawia się rzadko, o wiele częściej natomiast ataki lęku, lub lęk wolnopłynący. Chodzę na terapię, biorę doraźnie leki, jestem tym razem już bardzo świadoma co to jest, nie tak jak dziesięć lat temu.. Ta świadomość wcale nie pomaga. Do tego doszła hopochondria i szukanie chorób, wsłuchiwanie się we własne ciało, nerwica sercowa i przekonanie o chorobie serca, częste nastroje depresyjne wynikające z przekonania, że to nie minie i ze świadomości, że wróciło... 10 lat temu trwało kilka tygodni i minęło samo, potem wróciło ze zdwojoną siłą i trwa .. Nie wierzę w wyleczenie, a to forum od dawna pomaga mi dając pewien azyl i poczucie, że nie jestem z tym cierpieniem sama...
  2. Ja nie wierzę w całkowite wyleczenie. Nie ma szans. Zmagam się z tym już prawie 10 lat. Po pierwszym etapie, który trwał może cztery miesiące wszystko minęło samo, jakby bezpowrotnie. Nawet o tym zdążyłam zapomnieć. Nie miałam ani ataków paniki ani lęku, czyli wyzdrowiałam? A potem nagle w nocy wróciło bez zapowiedzi: skok cisnienia, ssanie w żołądku i ten potworny lęk że zaraz umrę. Chodzę teraz na terapię, mam doraźnie leki. Jestem cudownym przykładem tego, że z nerwicy nie da się wyleczyć, bo ona wraca. Do tego moja psycholog powiedziała mi, że nikt mi nie da gwarancji, że ataki nie wrócą. To samo powiedziała psychiatra. Obie stwierdziły, że problem polega na tym, żeby umieć sobie radzić jak nadchodzą, żeby tego nie rozkręcać aż do paniki. Tylko co mi po tym, że będę sobie to racjonalizować i posiądę taką umiejętność?????? To znaczy, że ataki będą mnie nachodzić w nieskończoność i mam się tak najzwyczajniej w świecie z tym pogodzić
  3. To rzeczywiście źle Cię zrozumiałam z tym wywoływaniem atków. Poczytałam Twój wątek o uciekaniu. Patrz, a ja nie uciekam. Nie bardzo też wiem dlaczego. Pamiętam jak dopadł mnie straszny, ale to straszny lęk w hipermarkecie, zaczęło mna telepać, dusiłam się, ale wszystko stłumiłam w sobie. Miałam ochotę krzyczeć "ratunku", "pomocy", "karetkę", ale ścisnęłam to w sobie i na zewnątrz wyglądałam jak normalna osoba robiąca zakupy z kartką w ręku. Ja już wiem z mojej terapii poznawczo - behawioralnej, że nie dam rady pozbyć się lęku przy pomocy tzw. rozpraszania myśli. Tak jak napisałam wcześniej przy najgorszych atakach nie uciekam, nie wycofuje się, nie uzewnętrzniam tego, co mnie w środku morduje. Doznaję strasznego lęku i wykonuję zwykłe czynności. Niezwykła podzielność uwagi. Ja potrafię dostać ataku podczas prowadzenia lektoratu: panuję nad słowem, kontroluję ruchy, mówię z sensem, a w środku wyję ze strachu i mam ochote uciekać. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Jak zostaję sama z dziećmi, bo mąż wyjeżdża, to nie pozwolę sobie na "luksus" w postaci uzewnętrzniania lęku. To jest dla mnie straszne cierpienie..
  4. No tym to mnie zabiłeś! Czy wywołujesz je dlatego że czujesz sie po nich świetnie czy dlatego, by udowodnić, że masz nad nimi całkowitą kontrolę, to znaczy że możesz je jednocześnie wywołać więc i pozbyc się ich?? Ja po ataku czuje się źle. Pozostaje ten tzw. osad polękowy i strach przed kolejnym Moja nerwica przechodzi różne etapy albo stadia jak kto woli. Ostatnio pojawia mi się silny lęk, ale wykonuję z nim wszystkie normalne czynnności, typu prowadzenie samochodu, gotowanie, przygotowywanie się do pracy. Mam genialna umiejetność podzielności uwagi... Jakiś czas temu miałam momentalnie skok ciśnienia, a teraz na przykład mam skok pulsu, tyle że puls to momentalnie obniżam bez wysiłku a z ciśnieniem walczyłam nawet kilka godzin.. Ja nie jestem pewna czy można się pozbyć ataków, bo się tego chce, gdyż uważam, że ataki lęku nie pojawiają się dlatego bo to my je chcemy, tylko na skutek różnych splotów wydarzeń połączonych z konstrukcja naszej psychiki.. Piszesz, że ludzie wychodzą z raka... Ja w jednej z firm gdzie pracuję dostałam w marcu tak silnego ataku paniki i skoku ciśnienia, że nie byłam już w stanie nad tym zapanować. Jest tam lekarz bo to firma farmaceutyczna. Dał mi coś na uspokojenie i spokojnie rozmawiał by mnie wyciszyć, a ja wpadłam w amok i trajkotałam, że mam na pewno raka nadnerczy albo czegoś innego. Wtedy spojrzał na mnie i powiedział: "Wie pani co? Ja bym sto razy bardziej wolał guza nadnerczy bo jego się wycina, zazwyczaj jest łagodny i wraca się szybko do zdrowia, a nerwicę leczy się latami i do tego nie zawsze ona mija..." Nigdy nie zapomnę tych słów.. Dzisiaj jest koniec września, to było na początku marca, minęło siedem miesięcy od tamtego ataku, a ja dalej z tym żyję..
  5. Witaj w moim klubie.. Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie ten lęk wynika z pewnych faktów: - jeden mój dziadek zmarł na raka płuc mając 60 lat (pomijam, że podobno palił dwie paczki papierosów dziennie, nie poznał nawet mojej mamy czyli synowej) - obie moje babcie i siostra ojca miały guzy w piersi (niby łagodne, ale miały) - sześć lat temu mój tata miał nowotwór (niby niezłośliwy i po operacji nawet chemii nie miał, no ale to rak) - mając 42 lata mój tata miał wylew przy normalnym ciśnieniu 90/60 i lekarze się dziwili. Tata wyszedł z tego i żyje. - siedem lat temu moja mama miała raka, przeszła ciężką operację, profilaktyczną chemię i teraz jest wszystko w porządku - siostra przyrodnia mojej mamy od młodych lat zmagała się ze stwardnieniem rozsianym i zmarła w 2004 roku w wieku 50 lat. A ja mam od dziesięciu lat wykryty dość spory guz prawej piersi. Podobno to włókniak.. Ale to zawsze nowotwór I stąd te wszystkie moje choroby. Czasem czuję, że jestem cała w tych rakach i umieram
  6. Masz przynajmniej możliwość ucieczki przed lękami, bo istnieją tzw. bezpieczne miejsca dla Ciebie.. Mnie lęk dopada nagle, nie dając mi wcześnie żadnych sygnałów, w każdym miejscu i o każdej porze. Nie mam ani bezpiecznych miejsc, ani pór dnia.. Ja już nie pójdę do tej pani. Byłam u niej prywatnie i usłyszałam, że nie kwalifikuję się do brania leków z grupy SSRI, bo wywnioskowała, że zaczynam sobie radzić z atakami. Nie pomogło że jej powiedziałam, że miewam lęki wolnopłynące albo nagłe ataki paniki (fakt, że rzadko) i strasznie się wtedy boję. Ona mi powiedziała, że oddziały są pełne ludzi, którzy leczą się z uzależnienia od takich leków a leczenie takich ludzi jest nieporównywalnie trudniejsze niż leczenie nerwicy, bo nerwicę powinno się leczyć przede wszystkim terapią i doraźnymi lekami. Dziwne, bo ja wszędzie czytałam i słyszałam, że terapię można spokojnie połączyć z lekami SSRI.. Generalnie jestem już zmordowana Cieszę się, że przynajmniej Ty masz siłę pokonać lęk po raz trzeci jak napisałeś. Naprawdę życzę Ci zwycięstwa..
  7. Witaj Marcin Przede wszystkim to wyrażam wielki podziw dla Ciebie że znalazłeś w sobie siłę, by wyjść z dołka. Podejrzewam, że na tym świecie nie ma już wielu ludzi, którzy zwyczajnie stoczyli się na dno, nie odbili od niego i nie mieli nikogo, kto by wyciągnął do nich rękę. Tutaj również szacunek dla Twojej żony. Pomyśl sobie jaka jest różnica między jakością Twojego życia teraz a czasem, gdy piłeś. To oznacza, że terapia jest najlepszą drogą i powinieneś ją kontynuować bez skupiania się na lękach, które towarzyszą Ci teraz. Nerwica nie mija w ciągu roku.. Często potrzeba kilku lat na wyzdrowienie. Jeśli chodzi o lęk przed pracą, to miewam podobnie. Kiedy muszę wsiąść w samochód i pojechać do pracy, to potrafię dostać ataku lęku i zlać się potem. Jestem w Twoim wieku. Pracuję jako lektor obcego języka i moja praca polega też na tym, że jestem cały czas pod obstrzałem, wszyscy na mnie patrzą, słuchają mnie, patrzą jak paraduję przed tablicą i to mnie czasem paraliżuje.. Do tego dochodzi chorobliwe dążenie do perfekcjonizmu, więc wszystko muszę mieć pod kontrolą. Nic nie może mi się nie udać. Nie mogę popełnić błędu. A to niestety wywołuje u mnie często lęki i frustracje, bo życie jest czasem nieprzewidywalne i toczy się poza naszą możliwością kontroli. Może Twój problem tkwi w czyms podobnym? Na pewno jakiś powód istnieje. Spróbuj porozmawiać o tym ze swoim terapeutą, bo dotarcie do źródła lęku może mieć kluczowe znaczenie w terapii.
  8. Spylacz, może zabrzmi to dość dziwnie, ale fascynuje mnie Twój wątek i cała historia Może dlatego, że widzę w niej wiele, ale to wiele punktów wspólnych. Ja walczę z nerwicą prawie dziesięć lat. Po pierwszym etapie, w którym postawiono mi ostateczną diagnozę, minęła sama na długi czas bez żadnej terapii, ale jak wróciła po kilku latach to już ze zdwojoną siłą.. Nie wierzę w wyleczenie. Niestety moja psycholog powiedziała mi, że nikt mi nigdy nie da gwarancji, że lęki nie wrócą nawet po okresie spokoju. Nawet psychiatra, do której poszłam po leki (a których mi nie przepisała) stwierdziła, że nie wzięłaby odpowiedzialności za całkowite wyleczenie z tego... Super.. To mnie tylko utwierdziło w moich obawach. Wierzę, że pisanie swojej historii jak to robisz Ty może być w pewnym stopniu jakimś oczyszczeniem, narzędziem do przynajmniej częściowego wyplenienia lęków. Czekam na ciąg dalszy
  9. Nie zaskoczę Was niczym szczególnym. Ja przy każdym ataku lęku albo paniki czekam dosłownie na wylew albo zawał, bo zazwyczaj skacze mi w górę ciśnienie. Jak dopada mnie ostra migrena (cierpię na dość patologiczną odmianę) mam raka mózgu.. Oczywiście dochodzi do tego rak tarczycy i nadczynność. Miałam też już niewydolność nerek i guza nadnerczy. Oczywiście złośliwego. Dorzucę jeszcze guza przysadki mózgowej, stwardnienie rozsiane i wszelkie wady serca.. Dziwne, że jak miewam dni wolne od ataków czuję się wyśmienicie i nic mi nie dolega..
  10. Mnie zazwyczaj dopada straszny lęk przed śmiercią, często towarzyszy mi lęk wolnopłynący, czyli przez dłuższy czas. Ostatnio dochodzi wrażenie duszenia się i nie mogę nabrać powietrza. Wtedy albo skoczy ciśnienie albo nie.. Tego boję się chyba najbardziej. Od dziesięciu lat z przerwami biorę leki na obniżenie ciśnienia. Od długiego czasu już na stałe chociażby ze względu na sam lęk przed atakiem i skokiem. Dzisiaj nie skoczyło, chociaż rano dopadł mnie lęk. Jakoś rozeszło się. Jak nie pomaga łykam hydroxyzynę albo tranxen. Strach przed kolejnym atakiem pozostał jak zwykle zresztą...
  11. Czapla

    Witam i ja

    Witajcie Nerwicę stwierdzono u mnie prawie dziesięć lat temu.. Minęła szybko, ale jak powróciła, to ze zdwojoną siłą i nie mam już nadziei, że kiedykolwiek z niej wyjdę... Chodzę na terapię, biorę doraźnie leki i nie mija.. Forum czytam już prawie rok, ale dopiero teraz postanowiłam pisać. Potrzebuję się wyżalić wiedząc, że ktoś mnie rozumie, że nie jestem sama z tymi dolegliwościami..
×