U mnie ataki wyglądają tak: Siedzę sobie spokojnie, albo leżę i nagle natłok myśli- zrywam się, matkoooooo co się ze mną dzieje, chyba będę miała zawał, albo coś. Dusi mnie w klatce, kręci w glowie, czuję sie jak nie ja. Do tego czasem pędzę do kogoś z domowników i krzyczę: "Coś mi jest!!!" i tak kilka razy (no i ryk oczywiście)... Zupełnie nad sobą nie panuję. Po kilkunastu minutach, jak się okazuje, że nie mam zawału i nie umieram, dochodzę do siebie.