Skocz do zawartości
Nerwica.com

wrazliwy

Użytkownik
  • Postów

    186
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wrazliwy

  1. TheGrengolada, jesteś człowiekiem, całym, pełnym - z zaburzeniami, zagubiony, ale pełnym, wartościowym. Wiem, że myślisz inaczej, ale myślę, że masz czym się pochwalić. Pozdrawiam ciepło.
  2. Dori26, nie wkurzaj się na siebie - każdy jest specyficzny na swój sposób, każdy ma swoje słabości. My mamy ich może więcej, ale to nie nasza wina - tak, powtarzajmy to sobie. Jesteśmy tacy, z zaburzeniami, ale to nie nasza wina. A mój dzień? Dopiero wstałem , bo wczoraj położyłem się przed 3 nad ranem - a potrzebowałem bardzo snu. Więc pospałem sobie prawie 10 godzin. W łóżku, po przebudzeniu, zaczęła atakować mnie nerwica żołądka, jak to prawie zawsze bywa , zrobiłem parę pompek jak wstałem, i teraz przyszedłem do Was. Kuuuuuuuurde, spotkałbym się z kimś podobnym, komu mógłbym się wygadać, kto by mnie zrozumiał, a ja jego.
  3. Korba, tylko nie rób głupstw i nie wrzucaj sobie do głowy głupich myśli - ja Cię doskonale rozumiem. Też nienawidzę takich spotkań ociekających sztucznością, radością, showem - czuję się wtedy tak jak Ty się czułaś: tak obco, też chcę wrócić do swojego świata samotni, do świata ludzi z mocną wrażliwością. Wiem co czujesz, oj wiem. Może Ci się niebawem, kiedyś uda współpracować z osobami, wśród których będziesz się lepiej czuła i będziesz wykonywać pracę którą będziesz bardzo lubić. Ściskam Cię mocno. P.S. Widziałem Twoje zdjęcie na forum. Jesteś naprawdę ładną kobietą - więc nie smutaj mi tutaj, bo z wyglądu jesteś naprawdę atrakcyjna!
  4. No widzisz, wiedziałem, że jesteś wartościową dziewczyną i masz czym się pochwalić. Jesteś na ostatnim roku medycyny? No to chapeau bas - to jest ciężki kierunek i wiem, że tam trzeba dużo się uczyć, wkuwać, trzeba dużo siły i samozaparcia i ambicji, żeby dotrzeć tak wysoko. Jazda na rowerze - czyli uprawiasz sport. A to już należą się ciepłe słowa za to.:) Morze, jezioro lubisz - fajnie. Ja też. Czyli kiedyś czytałaś dużo książek. No czyli posiadłaś pewną wiedzę, znajomość, dzięki wielu lekturom. A że teraz nie czytasz? Ja też nie czytam - i wcale nie odczuwam z tego powodu problemu. Tak więc jeśli chodzi tylko i wyłącznie o Ciebie - to nie tylko nie jesteś baranem, idiotką, wariatką, ale jesteś wykształconą, ambitną, interesującą osobą. Oczywiście moje komplementy i ciepłe słowa mogą Cię nie przekonywać. Gdzieś wewnętrznie odczuwasz stale potrzebę akceptacji i komplementów ze strony Twoich rodziców - to normalne odczucie. Jednak zapewniam Cię, że to właśnie inne, obiektywne osoby, przyjazne nam osoby stanowią najbardziej miarodajny obraz Ciebie. A najważniejsze i tak jest to, żebyś Ty siebie zaakceptowała, pokochała, uwierzyła w swoje silne i słabe strony. Wierzę, że Ci się to uda.
  5. psychopatka, jestem pewien, że masz w sobie sporo wartości i zalet. Trudno mi teraz coś napisać, co Cię nie znam, nie wiem kim jesteś za bardzo. Ale pewnie jakbym Cię poznał to bym zobaczył w Tobie dużo rzeczy wartościowych. Możesz coś napisać więcej o sobie, co studiujesz, co robisz w wolnych chwilach. Chętnie przeczytam i jak i inni forumowicze. Co do wyprowadzki, to lepiej by było oczywiście jakbyś teraz się wyprowadziła, albo w niedługim czasie. Ale jak się nie da - no to truuuuudno, to trzeba poczekać.
  6. Kleome, a mi się wydaje, że nie trafiłaś po prostu na "tego" mężczyznę.
  7. psychopatka, przeczytałem Twój post i napiszę Ci tak: Twoi rodzice zachowują się jak brutalni, zacofani, ograniczeni ludzie. Swoje kompleksy i głupotę przerzucają w formie wyzwisk, agresji i braku akceptacji wobec Ciebie. Zachowują się karygodnie. Ja nie akceptuję takich zachowań a nawet im się mocno przeciwstawiam. Tobie dolegają pewne zaburzenia i chwała Ci za to, że chcesz się leczyć, chodzisz do psychiatry i na psychoterapię. (a propos rozmawiałaś o tym problemie z rodzicamia ze swoim psychoterapeutą?). Moja rada jest taka: lecz się dalej. Jak będzie już troszkę lepiej, to życzę Ci z całego serca byś znalazła w sobie siły by zacząć myśleć o wyprowadzce z domu rodzinnego. Bo wyprowadzka od rodziców będzie kluczowym elementem Twojej terapii, naprawdę. Poza tym w innym wątku pisałaś o masturbacji. Twoje poglądy na temat jej też są ciekawe - wydały mi się mocno konserwatywne, katolickie. To by się zatem układało w pewną całość: Twoi rodzice są konserwatywni. A dla mnie konserwatyzm wiąże się z ograniczeniem, również z ograniczeniem umysłowym. Wierzę, że jesteś wartościową, inteligentną dziewczyną - tylko po prostu nie wierzysz w siebie, tłamszona przez tyle lat w domu rodzinnym. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie do serduszka moje uwagi - bo życzę Ci naprawdę dobrze.:)
  8. wrazliwy

    Brak pracy - depresja

    Zgadzam się z agusią. Zacznij rozglądać się za ofertami pracy w innych, większych miastach. Ja nie mogłem znaleźć pracy przez blisko rok czasu. Wprawdzie nie miałem depresji, ale było to mocno dołujące. Dlatego, ja Ci ze swojej strony mogę właśnie poradzić szukanie pracy w miastach - no i najlepiej tam, gdzie masz jakichś znajomych - a jak nie to poznasz na miejscu.
  9. Korba, przeczytałem, że Cię dopadł kryzys. Wiem, że się nie znamy, ale chciałem Ci napisać, że rozumiem Cię i żebyś się nie łamała i życzę wszystkiego dobrego.:)
  10. psychopatka, czemu dublujesz tematy? Odpowiedziałem Ci w tym samym temacie, ale w innym poście.
  11. To ja pozwolę sobie odnieść się tylko do kwestii masturbacji. Rozumiem, że jesteś sama i nie współżyjesz z partnerem. Czy kiedyś współżyłaś z mężczyzną/kobietą? Masturbowanie jest naturalnym zachowaniem każdego człowieka. Ludzie, z natury, potrzebują rozładować, prędzej czy później, częściej bądź rzadziej, swoje napięcie seksualne. Tak więc normalne jest, że się masturbujesz. Nie napisałaś jednak jak często to robisz/ile razy? Widzę, że postrzegasz masturbację jako coś złego, negatywnego, jako swoją słabość, nawet jako coś z czego trzeba się spowiadać. Masturbacja nie jest niczym złym, tysiące, miliony ludzi masturbuje się bądź współżyje - to jest tak naturalna potrzeba jak jedzenie bądź wypróżnianie się. Tak więc nie musisz tego traktować w kategoriach grzechu i braku silnej woli. Poza tym, musisz wiedzieć, że mimo tego wszystkiego co napisałem powyżej, specyficzne jest to, że człowiek często po masturbacji odczuwa.... poczucie winy. Czuje, że zrobił coś niewłaściwego, coś niedobrego. Nie badałem tego i nie wiem z czego to wynika, ale takie odczucia ma wielu ludzi. Może to są kwestie obyczajowe, indywidualne. Po prostu pamiętaj, że tak sporo osób ma. Jeśli odpowiesz na powyższe pytania, to ułatwisz mi i innym forumowiczom doradzenie Ci. Pozdrawiam ciepło.
  12. Poza tym, od siebie dodam, że osoba będą w toksycznym związku boi się samotności, tego, że będzie sama, bez partnera, tego, że nie będzie obdarzana jakąś uwagą, tego, że sama nie będzie mogła obdarzyć kogoś swoim ciepłem, wrażliwością, dobrocią - i tym samym będzie czuć się niepotrzebna. Bo samotność to taka straszna trwoga - a taka osoba nie chce wpaść w ten stan. Poza tym, taka osoba ma pewne korzyści z takiej relacji, na przykład seks w każdej chwili. Osoba otrzymuje elementarne rzeczy relacji damsko-męskiej. Jednak taka osoba zaspokaja się i cieszy, że w ogóle ją spotkało coś takiego jak związek, cieszy się, że jest z kimś. To dla niej dowodzi, że jest coś warta. Z moich obserwacji wynika, że osoby trwające w toksycznych relacjach mają zaniżone poczucie wartości.
  13. wrazliwy

    nic nie robię

    nel.nel, każdy z nas stawiał czy będzie stawiać pierwsze kroki w jakiejś dziedzinie. Każdy absolwent wyższej uczelni też rozpoczynał gdzieś tam pracę, staż. Jeden lepiej znosił sytuację, stres związany z tym, inny gorzej. To jest coś nowego, coś co Ci się wydaje przekraczać Twoje możliwości, przerastać Cię. A tak naprawdę to nie są straszne rzeczy, wystarczy chcieć zacząć pracować i przystąpić do tego. Ja rozumiem, że jesteś DDA - mam przyjaciółkę też z tą dolegliwością, rozumiem też Twój stres przed początkami w miejscu pracy/stażu - sam to kiedyś przechodziłem i też się baaaardzo stresowałem występować w roli petenta, nowicjusza. Mogę Ci zacytować powiedzenie "Nie od razu Rzym zbudowano". Kolejna sprawa to taka, że ten stres bierze się stąd, że nie wierzysz w swoje możliwości i uważasz się za "zero". Skąd to się wzięło u Ciebie? Czy aby słusznie? Sam fakt, że skończyłaś mgr dziennikarstwa świadczy, że masz trochę oleju w głowie, jesteś dobrze wykształcona. Może pochwal nam się jeszcze tutaj czymś. Co umiesz jeszcze? Jakie masz zalety (a jestem pewien, że masz się czym pochwalić)? Sam przechodziłem takie stresy - źle się czułem w takich miejscach, gdzie miałem przechodzić rozmowy kwalifikacyjne, rozmowy na temat możliwości pracy itp. Te rzeczy, wychodzenie do ludzi, zadawanie pytań - to mnie stresowało i czułem dyskomfort. Zastanawiałem się czy wypadnę źle, czy palnę coś głupiego, czy zadam nie takie pytanie. Później na miejscu czułem się niepewnie, pot mnie oblewał ze stresu, czułem się niepewnie i nieciekawie. Wszystko to wynikało z moich zaburzeń psychicznych, nerwicy, lęku. A także w sporej mierze z powodu nadopiekuńczości rodziców. Przez parę lat to tak trwało. Później, zaczęło to się poprawiać, zacząłem tak jakby z tego wyrastać, zacząłem nabierać większej pewności siebie. Wyprowadziłem się od rodziców. Teraz jest znacznie lepiej jak było. Został jednak pewnego typu lęk i zaburzenia somatyczne przed załatwianiem takich rzeczy. W trakcie na miejscu jest dużo lepiej jak było. Nie jest idealnie, heh, ale jest duuuużo lepiej. Tak więc podsumowując, nel.nel, rozumiem Twój strach i lęk - jednak uwierz mi, że nie jestem sama, że to są wygórowane lęki, że praktyka i czas i pozytywne myślenie pozwolą Ci się pozbyć tych lęków.
  14. wrazliwy

    Cześć!

    Mia Wallace, ja również witam (też młody stażem na tym forum).
  15. Agata1988, A jak wyniki tych badań? Bo nie o tym nie napisałaś...
  16. Hmm, no a co to jest nerwica? No ciekawy tu problem poruszyliście. Mam nadzieję, że dyskusja się rozwinie i sam będę mógł coś ciekawego napisać.
  17. Trochę dziwnie się czuję, gdyż niedawno się dowiedziałem, że moja znajoma, którą polubiłem naprawdę, związała się z gościem, którego nie trawię. I w ogóle jakoś tak dziwnie. Oczywiście mimo pewnego dyskomfortu zapewniałem że spoko. Ale hmm Bardzo lubię tę dziewczynę, ale wchodzą te takie moje obawy, chowanie w sobie jakichś urazów na siłę wyrabianych, dziwnie się czasami czuję i zachowuję emocjonalnie w takich sytuacjach. No tom się wygadał.
  18. Nie znoszę ludzi za: - tak jak napisała przedmówczyni - za chamstwo. Z tym wpychaniem się do okienek i w kolejkę to jest to... domena starych ludzi, którzy podobno się skarżą na polską młodzież. - za głupotę/debilizm - niektórzy są tak ograniczeni że to głowa mała - za brak empatii - czy nasze marzenia o dobroci ludzkiej Polaków muszą pozostać ciągle w sferze mrzonek? - za hipokryzję - no wiadomo, że każdemu zdarzają się kłamstwa, ale kurde bez przesady. Poza tym czasem mam wrażenie, że u nas kłamanie i kombinowanie nie jest wcale tak bardzo piętnowane. - i za parę rzeczy, których pewnie parę się znajdzie.
  19. love_caffeine, jak widać nie wszyscy inni radzą sobie świetnie ze sobą. Dowód tego masz chociażby na tym forum, chociażby w mojej skromnej osobie. Staraj się nie czuć do siebie nienawiści, pretensji, poczucia winy, za to, że masz problemy ze sobą, ze swoją psychiką. To się stało i już taka jesteś. Akceptacja swojej słabości wydaje mi się punktem wyjściowym. Ściskam ciepło.
  20. betty_boo, ma rację. toska, Jeśli poznajesz kogoś na necie - w celach matrymonialnych, towarzyskich, to powinno się w miarę szybko doprowadzić do spotkania w realu. W ten sposób wiesz widzisz na żywo daną osobę, możesz zweryfikować swoje wyobrażenia wirtualna z rzeczywistością. Pisanie przez parę tygodni, miesięcy - nie ma sensu i to strata czasu - wtedy się karmisz wirtualnymi wyobrażeniami. I wtedy, tak jak to było u Ciebie, nie masz tak naprawdę o czym rozmawiać z tą osobą, nie nadajecie na tych samych falach itp. Radzę być twardym i konsekwentnym w tej zasadzie. Parę, paręnaście dni - i jeśli ciągnie Cię do tej osoby, czujesz że warto spotkać się - to spotkaj się.
  21. klaudunia, a co się dzieje?
  22. W dzieciństwie sporo chorowałem - na górne drogi oddechowe. Przyjmowałem bardzo dużo zastrzyków, antybiotyków. Mój nadopiekuńczy ojciec jeździł ze mną po lekarzach i zajmował się moim wszystkimi chorobami. Już mnie ale też sporo chorowałem w okresie dojrzewania i też ojciec zajmował się moimi dolegliwościami, kierował mnie do lekarzy itd. W ten sposób nabawiłem się swoistego lęku/fobii przed zachorowaniem. Zacząłem uważać gdzieś po 18 roku życia, żeby gdzieś nie zmarznąć, by mnie nie przewiało, zacząłem mieć natrętne myśli, że dana sytuacja spowoduje że się rozchoruję - np. niewielkie spocenie się w chłodnym miejscu, że wyjdę na dwór po umyciu głowy. To zaczęło zmieniać się w permanentny lęk. Do tego w dużej mierze ojciec kierował mną do lekarzy itp. Później się uniezależniłem od ojca, ale lęk przed zachorowaniem się utrzymywała. W końcu postanowiłem z tym walczyć. W danych sytuacjach starałem się nie przejmować tym, co będzie, starałem się nie projektować sobie w głowie negatywnych konsekwencji. Dodatkowo zacząłem się hartować. Przestałem się ze sobą pieścić - nie chciałem być już małym chłopczykiem o którego zdrowie troszczy się tatuś. Zobaczyłem, że jednak tak łatwo się nie rozchorowuję. W końcu nawet jak zmarzłem, przewiało mnie - to przestałem już myśleć negatywnie i się przejmować tak bardzo tym. Po prostu albo uważałem na siebie, albo pokonywałem lęk i go lekceważyłem i chłód czy mróz nie zniechęcał mnie. W końcu udało mi się w dużym stopniu zmniejszyć ten lęk. Czemu o tym piszę teraz? Bo właśnie teraz wróciłem z biegania. Przez cały dzień było chłodno, ale trochę się ociepliło i postanowiłem pobiegać. Spociłem się trochę. Ale zobaczyłem że inni biegają, nawet lżej ubrani ode mnie. Powiedziałem sobie, że nie jest tak bardzo zimno, że sam podjąłem decyzję o bieganiu i żebym nie myślał negatywnie. Teraz wróciłęm do domu i już lęk chce się we mnie budzić - że się spociłem, że chłodno wiało itd. Jednak rozum i wola zwalczyły te złe myśli i ten lęk. Już mam gdzieś czy się rozchoruję czy nie. Podjąłem decyzję o bieganiu, takie było moje postanowienie i nie będę wracał do tego. Nie będę sie obwiniał, nie będę się nakręcał, nie będę się pieścił. Czemu o tym piszę? Bo może ktoś cierpiał bądź cierpi na to samo. Poza tym też chciałem dać dowód temu, że czasem warto zaryzykować, powiedzieć swojemu lękowi "f**k you!" i zrobić to co się chce w głębi duszy. Czasem warto żałować tego co się zrobiło niż tego czego się nie zrobiło. Mam gdzieś mój lęk i to czy się rozchoruję - dla mnie ważniejsze jest to, że pokonałem strach i poszedłem biegać, mimo gorszej pogody. Mimo, że nie zgładziłem całkowicie mojego lęku, to jednak jest on teraz bardzo mały - w porównaniu co było kiedyś. Jak ktoś ma jakieś uwagi bądź chce skomentować moją przeszłość i obecną sytuację - to bardzo proszę.
×