Witam.
Jestem tu nowy. Poczytałem główne wytyczne, pozaglądałem do różnych działów i doszedłem do wniosku, że temat jaki chcę założyć powinienem założyć tutaj.
Jeśli się mylę - proszę o przeniesienie.
Otóż, jak to w życiu bywa, nie stać mnie na prywatne wizyty u psychoterapeuty (o
publicznej służbie zdrowia się wypowiadać nie będę ech). Nie stać mnie wydać
100 zł za 50 min rozmowy z psychoterapeutą. Przy spotkaniach 1 bądź 2 razy w
tygodniu.
A jakie są moje problemy? Wypiszę w punktach, żeby było czytelniej.
1) Główny problem to nerwowość i przesadny stres o poranku: bóle brzucha i
duży lęk i niepokój. Spowodowane jest to, że nie boję się tego co mnie spotka,
że czegoś zapomnę wziąć, zrobić, że ktoś mnie skrytykuje, że jakaś duża
nieprzyjemność bądź zagrożenie mnie spotka. Ten lęk jest głównie właśnie rano.
I są nierzadko boleści somatyczne ze strony brzucha.
Było tak, że jak pracowałem w kliku miejscach to miałem szczęście parę razy
trafić na dupków. Ostatnia taka praca to praca 6 miesięcy z kierownikiem,
którego czepialstwo, krytykowanie i nerwowość tak na mnie wpłynęły, że wtedy
codziennie rano miałem stresa i latanie do kibla. Wcześniej też trafiał się
coś takiego(stres z powodu ochrzanu i niemiłej atmosfery w pracy), ale praca z
tym kierownikiem była czymś STRASZNYM!
2) Krytycyzm i Sędzia-Krytyk, które ciągle czuję nad sobą. Chodzi o mojego
ojca, który przez całe moje życie był właśnie uosobieniem tego. Do tej pory to
się za mną ciągnie.
3) Nadopiekuńczość moich rodziców.
Byli nadopiekuńczy wobec mnie. Mieszkałem z nimi do 25 roku życia. Tak więc
wyobraźcie sobie że przez 25 lat byli wobec mnie nadopiekuńczy - to w dużym
stopniu wpłynęło na to jak się czuję gdy muszę załatwić SAM pewne sprawy, gdy
SAM muszę zrobić zakupy, zrobić obiad, gdy może spotkać mnie jakieś
NIEBEZPIECZEŃSTWO, z którym SAM będę musiał sobie poradzić. Przez 25 lat moi
rodzice zrobili mi w tej materii wodę z mózgu. Ci którzy przeżyli
nadopiekuńczość rodziców to wiedzą o czym mówię.
4) stresowanie się przesadne! specyficznymi wydarzeniami: spotkanie z
dziewczyną, wyjście z kumplem na dyskotekę, spotkanie imprezowe. To są
wydarzenia które teoretycznie powinny dostarczać przyjemności, albo pewnej
małej ilości adrenaliny. A u mnie odwrotnie!
Czemu się stresuję? Czego się boję? A mianowicie pewnego rodzaju oceny, osądu
ze strony innych ludzi. A także tego, że coś się nie powiedzie nie tak, że
wyjdę na głupka, na dziwaka, że zachowam się nie tak.
Na to też wpływ ma zahukanie trochę mnie przez moich rodziców oraz to, że
powinienem być zawsze grzeczny, ułożony i dobrze się zachowujący. Bez żadnych
ekscesów.
5) jestem WRAŻLIWY - dlatego to tak wszystko chłonę.
To główne punkty.
Wkurza mnie to, irytuje, deprymuje (chociaż walczę z tym) - to, że te lęki, ta
przeszłość steruje moim życiem. Te poranki stają się czymś bardzo
nieprzyjemnym - później się wkurzam trochę, że znowu uległem lękowi. Wszystko
przypomina takie zataczające się koło.
Zastanawiałem co robić:
Zacząłem pisać, od czasu do czasu, pamiętnik.
Zacząłem uprawiać sporty.
Czy ze swoje WRAŻLIWOŚCI uczynić siłę? Czy stłamsić tę WRAŻLIWOŚĆ w sobie i
wyzbywać się jej po trochu?
Czy ktoś z Was tak miał?
Jak można samemu z tym sobie radzić?