Leżę przed komputerem i nie mam siły NA NIC - ani fizycznej ani psychicznej.
I nie wiem czemu, mam kompletną pustkę w głowie, od czasu do czasu błyśnie jakaś chujowa myśl, ale to tyle. Obrzydły stan, chyba spowodowany wczorajszą zabawą chlorprothixenem.
Cóż, wykąpałam się, ogoliłam, zrobiłam sobie pilingi nabalsamowałam się, a w międzyczasie zwróciłam obiad.
Wypaliłam kolejnego szluga, dopijam mrożoną kawę, żołądek znów marudzi.
I nadal czuję się, jakby mnie traktor przejechał...
Alex1963, tutaj sam fakt wpierdo*lenia czegokolwiek jest ważny, a że było to białe pieczywo to już w ogóle dno.
Perspektywa obiadu mnie przerasta, nie mam już siły wymiotować, przygnębiona jakaś jestem.
W tym momencie przerasta mnie wszystko, uwaga, chojrakowa zaczyna analizę swojego marnego życia...
coksinelka, a ma cię chojrakowa zlać?
Twój mąż skoro zostawił cię dla innej JEST PORAŻKĄ, nie ty. Nie mów tak o sobie, nie rań się jeszcze bardziej, bo to złudna słodycz.
edit:
Źle się czuję. Przygnębiona, gruba i zdecydowanie przerasta mnie wszystko, nie mówiąc o dzisiejszym obiedzie.
Krwiopij, to lekarz jednak uległ i dostałaś xanax?
Ja wypiłam kawę, wzięłam leki, wypaliłam dwa papierosy i przed chwilą zeżarłam białą bułkę, brawo k*rwa
jak samopoczucie?
Wstałam jak planowałam - o 13, no po coś brałam wczoraj ten chlorprothixen.
Nic specjalnego na razie, nie jest źle - gówno dobrze, jak to moja mamcia mówi. Aczkolwiek zeżarłam białą bułkę na śniadanie, co do mnie zupełnie niepodobne. Mądrze k*rwa
Rozwala mi mózg od natłoku myśli.