
Korat
Użytkownik-
Postów
986 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korat
-
_asia_, jeśli nawet 99,9% ludzkości ma przemożne pragnienie odejścia z tego świata, to nie mogę im tego zabronić. Nie widzę nic wzniosłego w odgórnym nakazywaniu bytowania niebywale cierpiącym organizmom, które w dodatku niezwykle pragną nie istnieć. -- 01 sty 2012, 14:40 -- Dobrze, że niedługo mam wizytę u neurologa bo on może dać skierowanie na rezonans głowy. Prosiłem o to psychiatrę ale okazuje się, że on może tylko przypisywać tabletki i dawać skierowania do szpitali. Okazuje się, że możliwe jest obiektywnie zobaczyć czy ma się zaburzenia schizotypowe patrząc na rezonans magnetyczny głowy. Tutaj o tym piszą: http://www.mentalhelp.net/poc/view_index.php?idx=119&d=1&w=11&e=30081 Dostałem już zalecenie zrobienia rezonansu głowy od neurochirurga, także mój neurolog nie powinien się wzbraniać, bo tak to by pewnie mnie wyśmiał i kazał iść do psychiatry zamiast zlecić rezonans. -- 01 sty 2012, 14:46 -- Tu jeszcze jeden artykuł o mózgu u schizotypów: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11751641
-
GILAMAN, ja byłbym za wprowadzeniem eutanazji, ale nie w taki sposób jak w Holandii gdzie na telefon można sobie zamówić kolesi, którzy przyjeżdżają i od razu robią zabieg, bo to sprzyja niesamowitym patologiom. Byłbym za taką eutanazją, w której to pacjent wręcz latami musiałby z niesamowitą determinacją ubiegać się o pozwolenie na eutanazję. Chciałbym by stały za tym niezwykle złożone procedury i multum komisji lekarskich. Dopiero gdyby pacjent wykazał się wieloletnią wolą i determinacją, że naprawdę chce odejść, to wtedy uznałbym że ten człowiek naprawdę ma poważny powód by odejść z tego świata i powinno być mu zapewnione humanitarne zakończenie męki. Tak to sobie wyobrażam.
-
Też tego nie rozumiem. Ci którzy z poważnych powodów nie mają ochoty dalej żyć, powinni mieć prawo odejść w humanitarny sposób.
-
intel, czytaj ze zrozumieniem co napisałem.
-
Pills, gdyby ci przyszło do głowy przenieść swoje pragnienia na zwierzęta, to znaj moją opinię że dla mnie zabić niewinne zwierzę dla przyjemności to gorzej niż zabić człowieka pod jakimkolwiek pretekstem.
-
zawilinski, ja podobnie stawiam sprawę jak ty. Ostatnio zacząłem oglądać filmy dokumentalne z II wojny światowej i zacząłem rozmyślać o tym, że dla mnie osobiście byłoby korzystne by wybuchła kolejna wojna. Wiem, że mówię kontrowersyjne rzeczy, ale trzeba mieć też na uwadze, że moja choroba jest jedną wielką kontrowersją sama w sobie. Wojna byłaby korzystna z mojego punktu widzenia dlatego, że na pewno w końcu powołano by mnie do walki i co najważniejsze dano mi broń. Pierwsze co bym zrobił z tą bronią, to użył jej przeciwko sobie. Czasem sobie myślę jakimi farciarzami byli ci którzy w trakcie wojny mieli taką psychikę jak my i dostawali broń, mieli doskonałe narzędzie do zakończenia swoich męk, chciałbym mieć takie możliwości decydowania o sobie. Pewnie znajdzie się ktoś kto mnie skrytykuje za to co piszę, nie dbam o to, trzeba być w mojej głowie by mieć takie przemyślenia i tyle, bo tego wytłumaczyć się nie da. Chętnie załatwiłbym sobie broń, ale legalnie mi jej nigdy nie dadzą, a nielegalnie to nie mam pojęcia jak ją załatwić, poza tym mam zbyt duże paranoiczne myślenie i za dużo bym miał jazd w stylu, że wykryje mnie policja i zamiast bezboleśnie załatwić sprawę, to trafię na kilkanaście lat do pudła z jakimiś bestiami, tak ryzykować nie zamierzam. Mój scenariusz jest taki, albo wyjdę z tego, albo poczekam aż odejdą moi rodzice i się powieszę, zrobię to po ich śmierci żeby nie było im przykro. Już wszystko zaplanowałem, każdy szczegół, pomyślałem nawet o tym co zrobić żeby nie było zbytniego szoku dla tych, którzy mnie znajdą po wszystkim. Jeśli nie wyzdrowieję, do chwili odejścia rodziców na tamten świat, to mój dylemat będzie tylko dotyczył co najwyżej sposobu w jakim się unicestwię nic więcej.
-
uht, nie biorę supli. Doszedłem do wniosku, że szkoda wydawać tyle kasy na i tak za małe dawki dobroczynnych substancji. Niech lekarze sie głowią czym mnie leczyć ja tym się już nie zajmuję. A odpowiedzią na to co robię całymi dniami niech będzie wczorajsza wizyta u neurochirurga. Byłem u niego w sprawie silnych bóli pleców i tego czegoś co mam w rdzeniu kręgowym. Neurochirurg powiedział, że to co mam w rdzeniu samo w sobie tragedią nie jest, ale zauważył że mam bardzo słabe mięśnie i niestety będzie potrzebna bardzo długa rehabilitacja by je odbudować. Ja wiem skąd te słabe mięśnie, nie oszukujmy się objawy negatywne tak mnie wyniszczają, że bardzo ciężko mi podejmować jakąkolwiek aktywność. Wypadkowa więc jest taka, że systematycznie mięśnie wiotły coraz bardziej na przestrzeni lat. Do tego przez ten ostatni rok co chudłem to te nędzne mięśnie jeszcze bardziej się spalały, mimo że akurat odchudzalem się podejmując różne aktywności fizyczne, ale widać to było za mało. Także przewlekłe objawy negatywne niestety dają jeszcze takie objawy somatyczne, przy moim uszkodzeniu rdzenia wyszło to niestety bardzo boleśnie. Będę mieć jeszcze badania na przewodnictwo nerwowe, bo może mój zanik mięśni jest jeszcze wywołany czymś innym, ale na pewno objawy negatywne dużo złej roboty zrobiły.
-
Dla1992nutka, ja byłem 3 razy na takim oddziale. Przyznam, że pomaga, ale za każdym razem parę miesięcy po oddziale znowu robi się tragicznie. Trochę szkoda, że pomoc oddziału dziennego kończy się na 3 miesiącach, a potem zostaje się pozostawionym samemu sobie. Może gdybym jeszcze miał umiejętności zadawania się z ludźmi, to może udałoby mi się pociągnąć wtedy dłużej jakąś znajomość i byłbym jakoś aktywizowany, ale jestem jaki jestem i z każdym rokiem zbieram coraz większe tego żniwo.
-
Gratuluję ci emiliEM, Trafiłaś właśnie na zaszczytną listę osób przeze mnie ignorowanych.
-
emiliEM, To zanim przejdziemy do następnych porad, weź mi wskaż dowód na istnienie duszy, bo ja głupi dotychczas myślałem, że taki twór jak umysł czy dusza to jedynie inne nazwy na holistyczny aspekt działania mózgu, a nie coś mogącego działać całkowicie niezależnie od biologii ciała.
-
Ludzie by chcieli żeby za tak okrutnymi czynami stały jakieś potwory, a nie zwykli ludzie, ale niestety tak nie jest. Jest też film dokumentalny o albumie z Auschwitz i tam pokazują codzienne życie oprawców z obozu zagłady. Normalni ludzie, śmiali się, bawili, mieli rodziny i kochali swoje dzieci, a palenie żydów w obozie to po prostu praca nic więcej. Wystarczyło tym ludziom wpoić, że żydzi to nie ludzie tylko robaki i cała reszta to tylko naturalna kolei rzeczy. Zresztą tamte czasy opływały w śmierć non stop, czy to głód czy I wojna światowa gdzie zginęło w bestialski sposób 20mln ludzi. Tamci ludzie mieli inny stosunek do śmierci niż współcześni europejczycy. Niestety, za każdą zbrodnią nawet najgorszą stali ludzie i nie odetniemy się od tego. II wojna światowa to nie tylko Hitler, ale również cała masa zwykłych ludzi.
-
monk.2000, odnośnie ludzi to mam taką obserwację, że wiedza i technika sie rozwija ale natura człowieka i jego zwierzęcość ciągle stoi w miejscu, jedynie jest trochę usypiana przez rozwój cywilizacji ale w każdej chwili może się obudzić. Co do pewnych wad ludzkiego umysłu, to na ich wyeliminowanie widziałem szansę jedynie w ewolucji mózgu, który z większą światłością byłby w stanie pojąć pewne sprawy. Mogłoby to trwać nawet setki milionów lat, ale to by było jak światełko w tunelu, lecz niestety naukowcy pozbawili mnie w 99% złudzeń. Ostatnio pojawił się artykuł, w którym naukowcy dowodzą że mózg ludzki już nie wyewoluuje na nic lepszego, że osiągnął już maksymalną efektywność działania i jedyne nasze dalsze działania i osiągnięcia będą musiały się kreować w obliczu takich mózgów jakie mamy obecnie. Naukowcy tłumaczą swój wniosek między innymi faktem, że obecnie jakakolwiek nieprzeciętna umiejętność umysłowa jest okupiona niedoskonałościami w innych sferach działania mózgu. Tłumaczą, że każda próba zwiększenia dominacji jakiejś umiejętności ludzkiego mózgu musi być okupiona zmniejszeniem efektywności w innych rejonach. Obecne ludzkie mózgi prawdopodobnie są zatem na szczycie swoich możliwości ewolucyjnych. Jest to dla mnie przekonujące, ale zostawiam sobie ten 1% na możliwość, że te wnioski wyciągnięte przez naukowców są mylne. Poza tym, to nie przekreślałoby całkowicie szansy na pojawienie się istot bardziej rozgarniętych od ludzi. Może inne zwierzęta pójdą w ewolucji innymi ścieżkami i ich mózgi nie zabłądzą w ślepą uliczkę jak nasze i będą mogły się rozwinąć jeszcze lepiej od naszych, albo może we wszechświecie istnieją inteligentne istoty, których mózgi powstały na zupełnie innych podstawach i dzięki temu są znacznie bardziej rozgarnięci od nas. Zresztą całkiem możliwe, że pomimo naszej wadliwej natury uda się tak inteligentnie dostosować środowisko życia, że będzie ono niwelować nasze niedoskonałości myślenia. Przyjmując jednak, że nasze mózgi pozostaną na tym etapie na którym są, to wiadomym jest że pojedynczy człowiek jest w stanie ogarnąć tylko ograniczony wycinek rzeczywistości, zatem i rozwój nauki wydaje się mieć swoje granice, chyba że rzeczywistość ma poziom złożoności, który jest do ogarnięcia dla rasy ludzkiej. Także pytanie o to czy uda się wyeliminować problemy psychiczne sprowadza się do pytania jaka jest złożoność rozwiązania tych problemów. Na dzień dzisiejszy chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to czy ta kwestia ma na tyle ograniczoną złożoność by ludzkość była w stanie ją ogarnąć. Przecież za problemami psychicznymi stoją często czynniki neurorozwojowe, multum błędnie wytworzonych połączeń neuronów. Nie jestem w stanie powiedzieć jaka inteligencja musiałaby stać za leczeniem aby te setki tysięcy neuronów odpowiednio rozpleść by wyeliminować błędy pojawiające się w wyniku ich błędnego funkcjonowania. Zresztą w jakim stopniu etycznym byłoby manipulowanie przy mózgu. Czy przy jakimś poziomie zmian nie byłbym już zupełnie kimś innym niż jestem? Co można zmienić a czego nie bym pozostał sobą? Przy leczeniu pewnych kwestii trzeba odpowiedzieć na szereg filozoficznych i etycznych pytań. Ludzkość ma dzisiaj problem z dojściem do konsensusu w sprawie in vitro, a co dopiero by było gdyby wymyślono metody manipulowania rozwojem połączeń neuronów w mózgu. Rzesze ludzi zerwałyby się do buntu, że przecież nie można zmieniać psychiki człowieka by stworzyć z niego nadczłowieka. Bo pojawia sie kolejne pytanie, czy moje problemy psychiczne nie są przypadkiem ściśle powiązany z całym mną? Czy przypadkiem nie każda cząstka mnie odpowiada za to, że istniejąc na tym świecie cierpię i nie mogę się odnaleźć? Przecież żeby uczynić mnie szczęśliwym możliwe, że trzeba by było dokonać tak drastycznych zmian w moim mózgu, że to byłby już zupełnie inny mózg. Może błędy w połączeniach neuronów w moim mózgu na przestrzeni lat sprawiły, że te błędy ogarnęły cały mózg i co wtedy? Wszystko zmieniać? To czemu nie wymienić od razu mojego mózgu na inny, lepszy? A może tych którzy mają zbyt złożone problemy psychiczne i którym trzeba by było niemalże całkowicie przebudować mózgi powinno się eliminować? bo po co ich naprawiać skoro po przemodelowaniu i wyleczeniu ich byliby to zupełnie inni ludzie? A może skoro to nas tak przerasta, to leczyć nas tylko do momentu gdy nie pojawiają się kontrowersje etyczne, i kazać nam żyć z rzeszą problemów, których etycznymi metodami nie da się zmienić? Nie znajduję odpowiedzi na wiele pytań w którą stronę ludzkość pójdzie. Chciałbym wierzyć, że będzie się rozwijać w pokoju i przyszłe pokolenia znajdą jednoznaczne odpowiedzi na wiele postawionych przez nas pytań, ale chyba bliżej mi do koncepcji że w końcu na świecie dojdzie do III wojny światowej po ktorej kolejne będą już na maczugi jak to powiedział Einstein. Zresztą wybiegając jeszcze dalej to nasz układ słoneczny czeka śmierć, w dalszej przyszłości śmierć czeka naszą galaktykę, a jeszcze później śmierć dotknie cały wszechświat. Dokądkolwiek zmierzamy, na końcu drogi jest śmierć, czy to dla pojedynczego człowieka, czy dla naszego gatunku czy czegokolwiek innego. To jednak dotyczy tego świata, ale jeśli nie godzimy się z koncepcją, że śmierć w tej rzeczywistości jest równoznaczna ze śmiercią w ogóle, to można by zacząć rozmyślać na tematy metafizyczne o życiu po życiu i wieczności, ale to już inna bajka :) .
-
Obejrzałem ostatnio film o życiu Hitlera zanim został sławnym politykiem. Często w tym filmie mówiąc o jego zainteresowaniach używano jakby w celu propagandy określeń typu: potwór, obsesja, fanatyzm, urojenia itp. A powiem wam, że ja niewiele w jego psychice jakiegoś nienormalnego nie widziałem. Nawet bym powiedział, że to był bardzo wrażliwy człowiek, który potrafił się doszczętnie oddawać pasjom. Co prawda izolował się od ludzi, uciekał w świat marzeń, ale to przecież nie jest nic potwornie złego. Raczej tym czymś co z tego introwertyka i odludka zrobiło największego zbrodniarza w historii, to wpajanie przez matkę że jest kimś lepszym, notoryczne maltretowanie przez ojca, codzienny widok setek zmasakrowanych zwłok w trakcie I wojny światowej, wyśmiewanie się z niego przez innych żołnierzy z racji jego samotnictwa i powszechny antysemityzm tamtych czasów oraz bieda. Na tym wyrastał i cała reszta była wypadkową jego predyspozycji i tych okrutnych zdarzeń jakie fundowało mu środowisko w którym przyszło mu dorastać. Oczywiście wielkie zło było w tym, że z pasją wcielał w życie tak okrutne czyny, ale nie dane by było mu to czynić gdyby nie rzesze ludzi, które go wspierały i utwierdzały w tej drodze, bez nich byłby tylko nędznym nic nie znaczącym dziwakiem. Z przykrością po tym filmie muszę przyznać, że Hitler był bardziej ludzki ode mnie. Hitler w dużej mierze był ofiarą czasów w jakich przyszło mu żyć, a ja jestem ofiarą typowo zaburzeń psychicznych. Gdyby mi zafundowano taki życiorys, gdybym musiał walczyć na wojnie gdzie co chwile na moich oczach ktoś ginie, to chyba przed zamienieniem się w psychopatę uratowałaby mnie tylko moja śmierć.
-
Schudłem 40kg. Jeszcze 5kg i będę mieć prawidłowe BMI, czyli wynoszące 25. Szkoda tylko, że nie mam z tego powodu żadnej satysfakcji i zastanawiające jest to, że pomimo zrzucenia balastu 40kg tłuszczu czuję się jeszcze bardziej ociężały niż przy otyłości klinicznej mimo że jem bardzo rozsądnie.
-
Byłem w ZUSie się spytać o parę spraw w kwestii rent. Okazuje się, że jeśli komuś niepełnosprawność powstała zanim nabył uprawnienia do renty z tytułu niezdolności do pracy do do końca życia ktoś taki jest skazany na rentę socjalną. Nawet jeśli taki ktoś zostanie prokuratorem i będzie przez lata odkładać krocie na składki rentowe, to i tak będzie mógł liczyć jedynie na marną rentę socjalną, która jest o 16% niższa od najniższej renty z tytułu niezdolności do pracy. Do tego jeśli komisja orzeknie, że osoba jest częściowo niezdolna do pracy i ta częściowa niezdolność powstała zanim nabyło się uprawnienia do renty z tytułu niezdolności do pracy, to taka osoba za "karę" nigdy nie będzie mieć uprawnień do żadnej renty, bo do socjalnej potrzebna jest całkowita niezdolność a z ZUSowską sprawa jest taka jak napisałem wcześniej, chyba że po nabyciu odpowiedniej ilości lat pracy powstanie nowe schorzenie dające jeszcze większą niepełnosprawność, to dopiero wtedy osoba uzyskuje prawo do renty ZUSowskiej. Krótko mówiąc osoby, które zachorowały wcześnie i mają częściową niezdolność do pracy, są w czarnej dupi.e .
-
uht, ja z terapii korzystam ile mogę i daję na nich ile potrafię. Zawsze staram się postępować tak, żebym nie miał potem myśli, że z mojej winy się coś sp.ieprzyło. Trzeba żyć tak jakby miało się do czego wrócić po tej podróży w chorobie. Jeśli nie można zrobić nic konstruktywnego to trzeba chociaż żyć tak żeby jak najmniej się sp.ierdoliło.
-
Borsuk, skoro od zawsze miałeś anhedonię, to lepiej nie idź do psychologa bo tylko sie wk.urwisz. Psycholog zawsze sie pyta co byś chciał osiągnąć, jak mówiłem że chcę by znikła np. anhedonia i było tak jak kiedyś gdy nie miałem anhedonii ,to się prz.ypierdalali zawsze, że nie można wrócić do odczuwania z czasów młodości, ble ble ble. Gadali wszystko byle tylko mi wcisnąć kit, że to jak jest teraz jest super i że za dużo wymagam. Zazwyczaj dopiero w połowie terapii przyznawali mi rację, że skumali że to dla mnie duży problem, tylko że wtedy już zostawało za mało sesji do końca by coś z tym zrobić. Także tym bardziej, skoro tym nawet nie wiesz co to znaczy żyć inaczej, to nie ma sensu użerać się z psychologami, chyba że chciałbyś popracować nad czymś innym niż apatia i anhedonia lub w ogóle objawy negatywne, te niestety pod terapie wszelkiego rodzaju marnie się nadają. Jedynie lekko objawowo można terapią je tłumić.
-
Zabawnie to brzmi, bo lek ma pomagać na objawy które występują bez brania leków, a tu to wygląda jakbyś dał sobie raz walnąć w twarz z plaskacza a raz pięści i mówisz, że walenie z plaskacza jest lepsze. Nie o taką "poprawę" chodzi gdy bierze się leki.
-
uht, mi też w sumie solian nic nie dawał, więc żalu nie mam że go już nie biorę. Kwetiapinę już kiedyś brałem i nie kojarzę żeby coś dobrego po niej było, może teraz będzie inaczej. Będę brać najmniejszą dawkę także pewnie efekt będzie skromny. Nie podoba mi się tylko, że po kwetiapinie można utyć, tyle walczyłem by schudnąć te 38kg, nie chcę wracać do tego koszmaru sprzed paru miesięcy. Ogólnie to jak patrzyłem na ceny leków, to na zbyt wiele sobie pozwolić nie mogę. Ja sobie powiedziałem, że więcej niż 30zł na miesiączną terapię głowy nie wydam. Także nawet tej kwetiapiny będę mógł brać max. 50mg. Trudno, najwyżej przy tym pozostanę. Na pewno nie zamierzam płacić 80zł za prochy, ani tym bardziej więcej. Jak lekarze chcą mnie leczyć takimi prochami, to muszą mi zdiagnozować schizofrenię. Zresztą ostatnio całkiem blisko mi do tego było. Przed snem mnie ogarnęła jakaś derealizacja i nie wiedziałem czy dźwięki, które słyszę są w mojej głowie czy na zewnątrz. Każdy dźwięk musiałem zdiagnozować i zajęło mi ze dwie godziny zanim poszedłem spać. Masakra.
-
uht, masz w podpisie, że bierzesz solian. Płacisz pełny wymiar ceny, czy masz z refundacji? Jeśli z refundacji to jaką masz diagnozę?, bo mi już lekarka w zasadzie żadnego leku nie chce przepisać, są w NFZecie takie jazdy, że każdy lekarz sie boi teraz cokolwiek przepisać jeśli sie nie ma F20.
-
Z solianem koniec. Lekarka mi tego nie przepisze bo mam diagnozę F21 a nie F20. To znaczy mógłbym go mieć, ale musiałbym płacić 250zł miesięcznie za terapię. Zapisała mi teraz kwetiapinę, będę brać jakiś tani zamiennik Pinexet w dawce 25mg, bo mam kłopoty z wątrobą.
-
Monika1974, to jak ty uważasz, że warto męczyć się nie miłosiernie dziesiątki lat siedząc twarzą w twarz z jakimś typem nie mającym pojęcia jak wygląda twój świat twoimi oczami, to już twój problem. Ja wolę w takim wypadku wieść ten swój marny los i umrzeć takim jaki jestem teraz i nie zwalaj winy na mnie za to wszystko tylko idź do tych swoich psychologów i im to powiedz, że ich terapie są do d.upy i nie pomagają nawet po latach.
-
Monika1974, masz jakiś hiperoptymizm w związku z terapiami, jeśli ci one pomagają to super, ale zrozum że tacy ludzie jak ja nie są w stanie nawet po latach terapii wejść w relację z terapeutą. Nieustannie jednym uchem wpuszczam a drugim wypuszczam co mi mówi terapeuta, bo dla mojego mózgu te spotkania nie mają żadnego znaczenia. Zresztą o czym my tu mówimy, 4 razy byłem na oddziałach i za każdym razem korzystałem z sesji terapeutycznych przy czym z osobna przez 6 miesięcy chodziłem na terapię poznawczo-behawioralną + wiele razy byłem u innych psychologów. Te terapie ani o krztynę nie posunęły mnie do przodu. Zresztą leki też nie. Jedyne co mi pomogło to zdjęcie z siebie bagażu obowiązków i własna praca i przemyślenia poparta studiowaniem fachowej literatury. Choruję od 9 lat i mówienie o snuciu domysłów w moim przypadku to jest po prostu skandal. Biorę leki i chodzę na oddziały przede wszystkim dlatego, że wolę coś robić niż gnić i nie wiedzieć czy mogłoby mi to pomóc, ale jest jak jest i trzeba patrzeć prawdzie w oczy.
-
Monika1974, wiesz, żyję z przewlekłymi bólami i zrytą psychiką, i nie ma perspektyw na wyjście z tego, a jakoś istnieć trzeba, więc plan jest taki, że postaram się o rentę i raz w roku będę się rehabilitować psychicznie i fizycznie, bo tylko na tyle mnie stać i tylko tyle NFZ jest w stanie zaoferować. Nie ma się co łudzić, jeszcze nie wymyślono złotego środka na moje dolegliwości, trzeba mierzyć realnie, jedyne co mogę osiągnąć to jako takie bytowanie, może jest jakaś szansa na przeżycie momentów satysfakcji, tego nie wiem, ale za dużo nie mogę oczekiwać, bo to tylko rodzi myśli samobójcze w moim przypadku. Tacy ludzie jak ja są i muszą być minimalistami, w innym przypadku idą do piachu nie mogąc się pogodzić z tym co ich ogranicza.
-
Aoi, nie sądzę żeby udało się przekonać do takiego stanowiska ludzi, ponieważ u nich wiara ma niezwykle wysoki status. Mimo to i ja podejmę próbę uzmysłowienia, że nie cuda stoją za nawet tymi najbardziej nie zrozumiałymi zjawiskami, a jeśli nawet to nie ma konieczności przypisywania ich jakimś nadprzyrodzonym istotom. Za niedługo wkleję dialog sceptyka z wierzącym na temat cudów, póki co moja inicjatywa jest w przygotowaniu.