Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gods Top 10

Użytkownik
  • Postów

    3 342
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gods Top 10

  1. Witaj Maju1pszczółko :) Możliwe, że było tak: strata mamy była dla Ciebie bardzo bolesna i dlatego, by nie przeżywać ponownie takiego bólu, postanowiłaś wytępić w sobie wszelkie uczucia. Raczej nie do końca się to udało (wg mnie to bardzo dobrze ), choćby dlatego, że odczuwasz przyjemność z seksu. Jednak jesteśmy istotami, które potrzebują w życiu uczuć (wszelkich) prawie tak samo jak powietrza :) By zmienić ten stan, chyba warto byłoby zacząć od tego, byś zaczęła ufać. Co prawda może to zaowocować zarówno uczuciami negatywnymi, jak też pozytywnymi. Tym niemniej warto ! Poza tym chyba wskazane byłoby dowiedzieć się dlaczego strata mamy tak bardzo zaważyła na Twoim życiu (w tym najlepiej pomoże specjalista). Żaden człowiek nie rodzi się tylko po to, by żyć dla kogoś innego - każdy powinien żyć "dla siebie" (przy czym nie oznacza to wcale egoizmu).
  2. Sam dostrzegasz, że nie ważne czy postąpisz zgodnie z Jej życzeniami, czy też inaczej - to następuje awantura i huśtawka nastrojów. [Przy okazji, jeśli całkowicie podporządkujesz swoje życie czyimś oczekiwaniom, byle tylko unikać awantur, sam na tym ucierpisz.] Ona również potrzebuje pomocy. Problemem jest, w jaki sposób przekonać Ją do tego Może przekonywujące okaże się, gdy zwrócisz Jej uwagę na to, jak emocjonalnie reaguje na Twoje słowa o tym, że również Ona potrzebuje pomocy ? Przecież nic nie straci w Twoich oczach, gdy skorzysta z takiej pomocy, prawda ? Przez skorzystanie z pomocy specjalisty nie stanie się mniej atrakcyjna dla Ciebie, prawda ?
  3. Witaj Pstryczku :) W czasie naszych rozmów nauczyłem się m.in. tego, że każdy człowiek odpowiada za swoje życie. Prawdziwości tego stwierdzenia nie umniejsza fakt, że nie wszyscy umieją w ten sposób żyć. Nie najlepsze relacje między Tobą, a ojcem wynikały głównie z tego, że to on nie radził sobie we właściwy sposób z problemami. I dlatego do dalszej poprawy tych relacji potrzeba przede wszystkim tego, by Twój ojciec nauczył się, jak radzić sobie z problemami, bez przerzucania odpowiedzialności na innych. To, co było w Twojej mocy, już zrobiłaś. Teraz najwięcej zależy od niego. Poza tym może nigdy nie jest za późno, by zacząć studiować ?
  4. Jak najbardziej. Zarówno porzuceniu, jak i śmierci bliskiej osoby towarzyszą uczucia osamotnienia, poczucia straty. Obawiam się, że w tym przypadku to nie jest kwestia zaufania (czy też jego braku), a raczej kwestia nie radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby. Dlatego najwięcej zależy tutaj od Twojej Kobiety (czy zechce pomocy specjalisty). Przy czym samo wspieranie, bez Jej poszukiwania i skorzystania z pomocy specjalisty, doprowadzi tylko do utrwalania (albo i wzmocnienia) tego, co oboje przeżywacie obecnie. Czyli nadal Nią będą targały negatywne emocje na przemian z poczuciem winy, że źle Cię traktuje, a Ty nadal będziesz w takich sytuacjach tym "króliczkiem z laboratorium dr Dextera". Szukajcie pomocy specjalisty.
  5. Sądzę, że Twoja kobieta przeżyła bardzo bolesne dla Niej rozstanie. I dlatego teraz, w ramach obrony swoich uczuć, testuje Cię. Tak na zasadzie "jeśli wytrzyma to wszystko, to będzie już ze mną na zawsze i nie zostawi jak... [ktoś z jej przeszłości]". Tym "kimś z Jej przeszłości" może być zarówno któreś z rodziców, były chłopak, przyjaciółka od serca, albo jeszcze ktoś bardzo Jej bliski. Jednak jak sam to dostrzegasz na "własnej skórze", wadą tej metody jest to, że w ten sposób można "zmęczyć" każdą osobę i zmusić do tego, by porzuciła. Tym niemniej warto, by zarówno Ona, jak Ty, byście poszukali pomocy specjalistów.
  6. To wysoce prawdopodobne, że nikt nie okazywał uczuć Twojemu ojcu (jeśli masz możliwość poobserwuj relacje ojca z jego własnymi rodzicami). Możliwym jest, że Twój ojciec widząc jak sam sobie nie radzi z własnymi emocjami, postawił sobie za cel "zahartować" Ciebie... jednak człowiek, to nie stal, którą można zahartować Podarowanie pieniędzy na motor, to nie do końca przejaw "ojcowskich (pozytywnych) uczuć", a bardziej uciszenie jego własnych wyrzutów sumienia. Tym niemniej może to być punkt wyjścia do zmiany Waszych relacji. Np. gdybyś chciał poprosić ojca o radę, jak dokonać transakcji, by nie dać się oszukać, jak załatwić rejestrację (a może chciałbyś się poradzić, jaki ten motor ma być ?). Przy czym warto byłoby podkreślić, że prosisz ojca o radę, a nie o wyzwiska. I gdyby to okazało się dobrym rozwiązaniem, podziękuj mu za taką pomoc (tak na zasadzie kontry, spróbuj ofiarować mu to, czego sam od niego nie dostałeś ). A ten terror z jego strony (wyzwiska) będzie się ciągnął najprawdopodobniej do któregoś z tych wyjść: - sam się opamięta (mało prawdopodobne); - zobaczy, że nie pozwalasz na to, by takie zachowania miały miejsce. Ostatnie wyjście wymaga od Ciebie odwagi, jednak wg mnie może okazać się najskuteczniejsze. A to z tego powodu, że tacy "terroryści emocjonalni" pozwalają sobie na "terror" tylko wobec osób, które temu "terrorowi" ulegają. Tym niemniej pomoc specjalistów zarówno dla Ciebie, jak i dla ojca, jest jak najbardziej wskazana. Powodzenia
  7. Wg mnie nie koniecznie chodzi o czułość czy seks, ale o zauważenie, adorowanie, zainteresowanie drugą osobą. I to właśnie ma do zaoferowania osiłek z dyskoteki lub kochanek. Bardzo mądre słowa. Skoro mowa o "wypalaniu", to tak w miłości, jak i w przypadku ognia, gdy brak "opału", płomień gaśnie Skąd wogóle pomysł, by szukać oparcia i watości w "świecie", zamiast we własnym wnętrzu, wśród bliskich ? "Świat" ma mgliste pojęcie o każdym z nas z osobna, dlaczego więc powierzać "światu" rolę doradcy ? 1. Dlaczego decyzję o tym, co robić z podupadającym związkiem ma podejmowac jedna osoba ? 2. W takiej sytuacji jest więcej wyjśc, niż tylko zostać-odejść. Można jeszcze podejmować starania, by to zmieniać. Zdumiewają mnie tego typu głosy - tworzenie z miłości czegoś tak legendarnego, nieosiągalnego dla "zwykłego śmiertelnika" jak św. Graal. Akurat nieprzypadkowo przyrównuję miłość do św. Graala, bo obie te wartości w swoich najpopularniejszych wyobrażeniach są przedstawiane, jako wartości stałe, niezmienne. Natomiast mniej popularne są twierdzenia sugerujące, że miłość (św. Graal), to sama droga do wartości. Cóż, taka nasza, ludzka natura, chcielibyśmy posiadać coś o wielkiej wartości, trudniej nam skłonić się do ponoszenia trudów i starań o taką wartość.
  8. ojojojoj ale stronnicza opinia Wynika z niej, że jeśli kobieta ucieka się do zdrady, to jej zdrada jest "usprawiedliwiona", bo czegoś w związku nie doświadczała. Natomiast mężczyzna jest sprowadzany do rangi "czarnego charakteru" - złodziejaszka. Szkoda, że tak powszechne są opinie, wg których "nie powinno się" podejrzewać mężczyzn o coś więcej, niż gonienie za seksem.
  9. Witaj Kurpiu, Najważniejsze, byście wszyscy: 12-latek, Twoja partnerka, jej ex i Ty sam zdali sobie sprawę, że nie jesteś i nie powinienes być kimś "zamiast" ojca. Ojca już ma. Jeśli ten chłopak obarcza winą ojca za rozpad małżeństwa (jak sam piszesz, przyznal rację matce, że małzeństwo rodziców nie ma przyszłości i niespecjalnie chce rozmawiać z innymi facetami), może odczuwać kryzys zaufania do osób bliskich - w końcu ktoś, kto teoretycznie powinien być mu najbliższy, zawiódł go. Dlatego odbudowanie zaufania do mężczyzn potrwa trochę czasu. Uzbrój się w cierpliwość, nic na siłę. Ze swojej strony możesz mu dać poczucie, że może na Ciebie liczyć. Zasygnalizuj mu, że gdy tylko będzie chciał porozmawiać, wysłuchasz go. Nie naciskaj na to, by mówił o tym, co czuje - gdy sam tego zapragnie, bądź po prostu w pobliżu, by go wysłuchać. Dużo możesz zyskać tym, że w przeciwieństwie do rodziców, na wszystko patrzysz z pewnego dystansu. Dzięki temu masz szansę oszczędzić chłopakowi tego, co jest mu najbardziej niemiłe - morałów, pouczania. Zobacz w nim drugiego człowieka oczekujacego szacunku i akceptacji, a nie dziecko, któremu trzeba mówić "rób tak i tak". "Organizowanie czasu" 12-latkowi ma sens, gdy on sam tego chce i nie poczuje się przymuszony np. tym, że matka tego oczekuje. ---- EDIT ---- Stres matki chłopca moze się też udzielac i jemu, dlatego wskazane byłoby ja uspokoić. Zrozumiałe, że chciałaby mu oszczędzić tego wszystkiego, jednak nie ochroni syna przed wszystkimi życiowymi niebezpieczeństwami. Napiszesz więcej o przyczynach rozwodu ? O relacjach wczesniejszych i obecnych między ojcem i chłopakiem.
  10. Bardzo mi się podoba takie postawienie sprawy - oczekiwanie tego, co jest się w stanie dać. A takie cechy są postrzegane jako frajerstwo w momencie, gdy moment obnażenia swoich uczuć bywa bezlitośnie wykorzystany przez osobę adorowaną. Byłoby Ci miło, gdyby któryś z mężczyzn odniósł podobne słowa do kobiet (w tym i Ciebie) - "nie warto się o nie starać, bo tak na prawdę nie ma o co" ? Wygląda na to, że starasz się zawłaszczać tylko dla kobiet decydowanie o szansach ewentualnego związku. Taka postawa jest "bezpieczna", gdy jest się "sędzią", a nie "osobą podsądną", wtedy ma się wrażenie kontroli nad wszystkim I stąd chyba wynika problem - część mężczyzn ma dość bycia ocenianymi, teraz oni wolą pooceniać.
  11. Normalne jest, gdy ludzie testują się wzjaemnie, sprawdzają. Jednak czy warto przy tym zakładać już po pierwszej ich pomyłce, pierwszym błędzie, że zawsze będą zawodzić ? Ty tak twierdzisz, że nikt by z Tobą nie wytrzymał, a jak twierdzą inni ? Pozwoliłaś się im na tyle zbliżyć, byście mieli szansę się przekonać jak będzie ? Odniosę się do wypowiedzi poprzedników wskazujacychi na blokujący ich stres (m.in. w relacjach damsko-męskich). Kluczem do sukcesu jest, by skupić się na tym, co mówi rozmówca/rozmówczyni. Wtedy pozostawia się własne emocje "samopas", a one gdzieś umykają, jak owieczki pozbawione pasteża. Z drugiej strony, słysząc (to coś innego, niż "słuchając"), można dowiedzieć się kim jest rozmówca/rozmówczyni, jakie ma troski, radości, obawy, pasje, zainteresowania... To z kolei pozwala zbliżyć się do siebie bardziej, niż nawet najbardziej zabójcza uroda
  12. Witaj Rogaczu, Pewnie pytasz, jak uporać się z emocjami. Odwet, czy karanie siebie lub Ani nie zmieni sytuacji na lepsze, nie poczujesz się przez to lepiej. Może lepiej pomysleć nad przyczynami tego, że stało się właśnie tak i wyciągnąć z tego wnioski, by uniknąć czegoś podobnego w przyszłosci ? Ania wcześniej pisała, czego było jej brak. Z jej postów mozesz się tego dowiedzieć. Ty natomiast możesz albo próbować tak samo napisać tutaj, czego było Ci brak, albo pomówić o tym z nią. Albo wypowiedzieć to w czasie terapii. Myślę, że dobrze byłoby, byś porozmawiał z rodzicami, by dali Waszemu małżeństwu więcej swobody. Bo mimo, że pewnie oni chcą Ci wiele spraw ułatwiać, to akurat w małżeństwie to przynosi odwrotny skutek. Nie tylko Ania odczuwałaby to jako przeszkodę w Waszym małżeństwie, inne kobiety reagowałyby podobnie. Na pytanie czy ratować zwiazek, nie odpowiem. Bo po pierwsze to powinna być Wasza decyzja, a po drugie musi byc ku temu chęć obojga. Na terapię polecam iść. Może nazwa "terapia małżeńska" jest nieco myląca, bo sugerowałaby ratowanie tylko instytucji małżeństwa. A na tej terapii przede wszystkim dwoje ludzi uczy się tego, czego do tej pory nie robili - rozmawiania o tym, co oboje czują i słuchania tego, co mówią. Inaczej mówiąc drogą do udanego małżeństwa jest świetne dogadywanie się, rozumienie co mówi partner/partnerka, wypowiadanie własnych uczuć, pragnień. Później pozostaje już tylko realizować kompromisy zawiązane w trakcie takich rozmów. Dlatego nawet, jeśli Wasze małżeństwo miałoby się rozpaść, to indywidualnie każde z Was może się nauczyć jak rozmawiać z drugim człowiekiem i jak umiejętnie słuchać, jak wziąść odpowiedzialnośc za własne słowa i za partnera/partnerkę. Winę za to co się stało, ponosicie oboje, bo to głównie Wy oboje do obecnego stanu doprowadziliście Wasze małżeństwo. Zrucanie winy na jedno z Was lub na teściów jest błędem, bo to wskazywałoby, że doprowadziliście do sytuacji, gdy jedno z Was ponosiło odpowiedzialność za małżeństwo, albo pozwoliliście sobie, by teściowie wtrącali się w nie.
  13. Znać, nie znam takiej sytuacji, zrozumieć próbuję. Ona musi szalenie nisko siebie cenić, skoro zgadza się na tak niekorzystne dla siebie warunki życia we dwoje. A on, o ile nie ma realnej i ważnej przyczyny, by nie pracować, to jest strasznie cynicznym wyzyskiwaczem i zapewne manipulatorem. Jej polecam zacząć realizować własne potrzeby, zacząć dbać o siebie, czyli o to wszystko, co pozwoli nabrać znów wiary w siebie, we własną niezaprzeczalną wartość, samodzielność i niezależność. A wtedy spojrzeć krytyczniej na własne małzeństwo i ocenić, czy da się je ratować, czy może lepiej powiedzieć sobie "zasługuję na szczęście bez Niego". Jest jeszcze tak przykry aspekt sprawy -pieniądze, majątek. Nie jestem znawcą prawa, jednak biorąc pod uwagę, że w Polsce prawo często nie ma nic wspólnego z logiką, to nie zdziwiłbym się, gdyby w razie rozwodu, Ona musiała jeszcze dzielić się z Nim majątkiem (bo szczerze wątpię, by taki manipulator pozwolił wcześniej na podpisanie intercyzy), na który Ona pracowała
  14. Czy jesteś pewna, że druga strona dokładnie tak samo odbiera takie spotkania - właśnie jako "pierwszą fazę" ? Czy kina, restauracje zarezerwowane są tylko dla randkowiczów ?
  15. Przyczyną krótkich związków może być trafianie na mężczyzn, którzy jej nieodpowiadają. A mogą jej nieodpowiadać albo z powodu braku sprecyzowanych oczekiwań odnośnie partnera (za tą opcją przemawiałoby wierzenie w to, że znakiem "że to ten" dla niej będzie miłość od pierwszego wejrzenia), albo trafiała na mężczyzn, na których się sparzyła. I chyba ta druga opcja jest prawdopodobną w tej sytuacji, co potwierdzać może (ale nie musi !) prośba o pozostanie kumplami (taka forma "testowania" Twojej cierpliwości w roli przyjaciela). W każdym razie to nie jest pewne. Jednak, by uchronić samego siebie przed ewentualnym rozczarowaniem, spróbuj nastawić się na to koleżeństwo jako na ciekawą znajomość, a nie jako na wstep do związku. Czas pokaże wtedy, która opcja jest właściwa. Niech ocenianie siebie właśnie w ten sposób, a więc mniej ważnych np. od partnerów, nie będzie wymówką przed dawaniem sobie prawa do szczęścia. Często to właśnie osoby chore postrzegają swoją chorobę jako przeszkodę w związku i czesto w takim postzeganiu róznia sie od partnerów/partnerek. Gdyby to była prawda, to osoby będące w związkach, nie cierpiałyby na depresję. tymczasem tak nie jest. One też cierpią, a wśród powodów choroby jest m.in. przekonanie, że nie są "dość dobre" dla ukochanego człowieka. Depresja wykorzystuje każdy przejaw braku wiary w siebie. Możliwe. Wymaganie zbyt wiele od innych spowoduje, że nie ma nikogo, kto by sprostał sprostał takim wymaganiom. Natomiast obniżenie poprzeczki wymagań zwiększa ryzyko zranienia. Ludzie w swej naturze mają wiele wad, błądzą, mylą się, ranią. Zarazem jednak ci sami ludzie powodują, że w naszym życiu nie brak chwil cudownych, niezapomnianych, pełnych szczęścia, radości. Zatem czy warto pozbawiać się szansy na takie chwile z obawy przed ewentualnym zranieniem ?
  16. Pewnie, gdyby Cię zapytac o remont domu, wiedziałabyś, że wymaga wiele wysiłku, by np. odrapane ściany pomalować na nowo lub okleić tapetą. Stare meble wymienić na nowe. Czasem nakurzyć przy kuciu ścian, by postawic je na nowo. Posprzątać po bałaganie, który jest częścia składową remontu. Zdawałabyś sobie sprawę, że taki remont wystarczy na kilka lat, a nie na całe życie. A po remoncie jakiś czas byłoby ładnie, czysto, by później znów gdzieś odkleiła się tapeta, gdzieś odprysnęła farba... Dlaczego by nie spróbować "remontu" we własnym życiu ? Niekoniecznie tylko we dwoje, można przecież skorzystać z pomocy specjalistów (terapeutów). Czy jakieś cztery ściany warte ileś tysięcy zł są bardziej cenne od tych ścian, na których zasadza się całe Wasze wspólne życie ? Wiele wyczekałaś, by Twój mąż poszedł na badania, by wreszcie z Ciebie ktoś zdjął "poczucie winy" za brak dziecka. Wreszcie się to stało. Postaraj się nie dać za wygraną, mimo, że nie jest łatwo. Jeśli już nie dla Waszego małżeństwa czy dla męża, to dla samej siebie
  17. Mimo, ze to skierowane do cadarxx, to jednak pozwole sobie odpowiedziec na to. Wg mnie szans u niej nie miałes wcześniej, jednak dopiero gdy się ukorzyłeś, dostałes czytelną dla Ciebie odpowiedź. Poza tym nie razi Cię to, że ta dziewczyna swoim zachowaniem niemal aspiruje do tego, by być "drugą Anetą K." ? Bo jak nazwać sytuację, gdy ona umawia się z synem szefowej dla utrzymania pracy ? Nie sądzisz, że wart jesteś kogoś lepszego ? takie odbijanie u mężczyzn czujących się zbyt pewnie polega np. na ignorowaniu potrzeb, słów, uczuć swoich partnerek, na bezczelnym oglądaniu się za innymi dziewczynami, gdy są w towarzystwie swoich partnerek, itp. Uogólniając: ani kobiety, ani mężczyźni nie są "święci" - i jedna, i druga płeć potrafi krzywdzić, ranić. Gdyby chcieć uniknąć całkowicie zyciowych potknięć, to i nauczyć się chodzić byłoby niemożliwością. Nie wiem, co dla Ciebie jest tak irytującego w czyichś opisach na gg. Czy te opisy są wobec kogoś obraźliwe ? Czy zdradzają czyjeś sekrety albo kogoś ? Ludzie mają różne upodobania - jedni chcą cieszyć się swoim szczęściem tylko we dwoje, inni chcą o tym "trąbić na cały świat". Sądzę, że tak samo jest z całowaniem się w miejscach publicznych - to nadal jest "czynność prywatna", bo dotycząca dwojga i nie zmienia tego fakt, że pocałunek może być obserwowany przez dziesiątki ludzi. Najlepszym wyjściem "na samotność" i "z samotności", jest zajać się sobą, swoimi pasjami, zainteresowaniami. Po pierwsze, by zająć myśli. A po drugie, by w miarę możliwości dać się poznać innym ludziom w momencie, gdy ma się ten błysk w oku towarzyszący radości, spełnieniu Powodzenia
  18. Sporo racji w tym jest. Kobieta musi przede wszystkim szanować faceta, a jak tu szanować kogoś, kto biega za kobietą jak pies, upokarza się przed nią, jest na każde jej zawołanie? Dla mężczyzny taka starająca się kobieta to prawdziwy skarb, ale dla kobiety taki facet nie jest wogóle atrakcyjny. Jak kobieta czuje się zbyt pewnie, to zaczyna jej odbijać. Uganianie się za nimi to największa głupota, bo tylko pogarszamy tym nasze notowania u niej. Panowie, nie histeryzujcie. Kobiety nie są wcale "gorsze" od mężczyzn. To, co Knup nazywa faktami, jest czysto subiektywne. Problem leży raczej w komunikacji damsko-męskiej. Kobiety są wychowywane i "nastawiane" na emocje, mężczyźni w emocjach gubią się, za to sa nastawieni na konketne komunikaty. Kobiety szybciej, niż mężczyźni wychwytują czyjeś intencje. I wiedzą np. kiedy facet o nie zabiega, jednak chcąc być delikatnymi nie dają znaku dość czytelnego dla faceta, że nie są nim zainteresowane. A jak postapiłby w takiej sytuacji facet ? Powiedziałby raczej konkretnie i mało delikatnie np. "nie jesteś w moim typie". Facetowi, gdy poczuje się zbyt pewnie, też "nie odbija" ?
  19. bethi, stereotypy ze swej natury są krzywdzące, niesprawiedliwe i obłudne. Bez względu na to, której płci dotyczą. Nie da się jednak zaprzeczyć ich istnieniu w świadomości wielu ludzi. Pradoksalne to dla mnie. Tak to brzmi, jakby kobiety miały być "poza społeczeństwem", a więc nie miały nic do powiedzenia w tej kwestii. A przecież kobiety mają wpływ na to, jak postrzega się kobiety. I może w tym tkwi sekret, nie tylko garstka szowinistów szarga opinię kobiet, ale może i same kobiety upatrują w sobie konkurencji (np. w urodzie, zdolnościach i niekoniecznie w zdobywaniu facetów), którą trzebaby jakoś poskromić ? To paradoks podobny do tego skąd biorą się szowiniści. W większości domów kobiety niemal na wyłączność zajmują się wychowaniem dzieci, a więc teoretycznie powinny wpoić swoim synom, że prace domowe, to nie jest żadna "babska robota", która przynosi "hańbę" mężczyznom. A jednak w jakimś stopniu tak nie jest. To jacy są mężczyźni, zależy w dużej mierze od kobiet, inaczej mówiąc kobiety "wychowują" sobie mężczyzn (nie chodzi tu tylko o matki, ale również o np. poprzednie partnerki), a mężczyźni "wychowują" sobie kobiety. Wg mnie Twoi znajomi (poza tym ostatnim przykładem) są strasznie podatni na modę, presję otoczenia, czy jak inaczej to nazwać. Bo niby jest taki trend, by wszelkie swoje potrzeby realizować, by dążyć do jakiejś "doskonałości", w której pary są idealnie dobrane, a każdy człowiek jest doskonały, piękny i szczęśliwy. A moje pytanie jest takie: jak daleko można się posunąć w tym, by oczekiwać od partnera/partnerki "bycia doskonałością" ? Czy wszelkie oczekiwania odnośnie drugiego człowieka powinny być spełnione ? Czy każda kobieta ma wyglądać jak dziewczyna z okładki kolorowego pisma, a do tego czy musi mieć cały wachlarz zalet i ani jednej wady ? Czy każdy facet również ma być wtłoczony w np. "szablon Brada Pitta" i również mieć wachlarz stu tysięcy zalet i ani jednej wady ? Nikt nie dostrzega w takim postrzeganiu drugiego człowieka konsumpcjonizmu podobnego do tego, jaki wystepuje w sklepach przy wybieraniu komórki (by miała jak najwięcej funkcji) i przy wyborze zmywarki do naczyń/robota kuchennego (by jak najmniejszym kosztem był jak najlepszy efekt) ? Święta prawda. Chyba również związki coraz częściej opierają się na takim udawaniu. A to chyba właśnie ze względu na "presję doskonałości" - kto nie spełnia sztucznie narzuconych wymogów, zaczyna udawać wbrew sobie, wbrew własnym potrzebom kogoś, kto takie wyimaginowane wymagania spełnia. A później tylko krok od poczucia niespełnienia, braku tego "czegoś" w związku.
  20. Nie rozumiem Twojej reakcji bethi. Nigdzie nie napisałem, że zgadzam się z tymi stereotypami. Starałem się tylko wytłumaczyć, jakie są moim zdaniem przyczyny stosowania dwóch różnych ocen zdrad dokonywanych przez kobiety i przez mężczyzn. Niestety często ulegamy stereotypom, jednak gdy zdamy sobie sprawę z ich przyczyn, zawsze możemy próbować obronić się przed nimi.
  21. betty_boo, z tego, co piszesz, wynika jak wiele macie zadawnionych żali i pretensji, a jak niewiele o tym rozmawialiście. Namiestnik ma rację: jeśli chcecie ratować Wasze małżeństwo, terapia małżeńska powinna Wam pomóc. Nie ma powodów do wstydu przed innymi, gdybyście z niej skorzystali. Wiekszym wstydem byłoby pozwolić, by to co Was łączy, miało się rozpaść. Jeśli natomiast zdecydujecie, że nie chcecie terapii, wtedy może lepiej byłoby się rozstać, niż trwać w obecnym "zawieszeniu" ? Z takim typem ludzi, jakim są Twoi teściowie, trzeba niestety rozmawiać takim językiem, jaki zrozumieją i jaki do nich dotrze: "won z naszego małżeństwa".
  22. Dziwię się, że tak kurczowo trzymacie się tego artykułu. Przede wszystkim jest to zbiór pytań i odpowiedzi z czatu - a więc zdeterminowany tym, o co pytali internauci (a więc grupa nierepezentatywna do dokładnych badań) i jak odniesie się do tego prof. Starowicz, co z gruntu rzeczy da obraz w jakimś stopniu niepełny. Podobnie jest z innymi artykułami w necie. Gdy czyta się o pzestępczości wśród nieletnich, to u wielu tworzy się podejrzenie względem każdego napotkanego nastolatka "to na pewno przestępca, łobuz i drań". Nie ulegajcie histerii Nie każda osoba zdradzi. Sądzę, że dużą rolę w tym odgrywają szkodliwe stereotypy. Przecież do mężczyzn, którzy mają się ożenić, mówi się "to koniec twojej wolności", "jesteś usidlony". Mówi się tak nieporównywalnie częściej o mężczyznach, niż o kobietach. A skoro tworzy się z jednej strony taki obraz "męża-pokrzywdzonego", "męża-więźnia", a z drugiej strony "kobiety-dominantki", "kobiety zawłaszczającej sobie męża", "kobiety - czarnego charakteru", stąd "łatwiej" przychodzi usprawiedliwianie męskich zdrad, niż usprawiedliwianie zdrad kobiet.
  23. Przeczytałem fagmenty czatu (chyba tak to powinienem nazwać) z prof. Starowiczem. Jestem o tyle zdystansowany do jego wypowiedzi, że zdaję sobie sprawę, ze jest seksuaologiem, a więc patrzy na to od strony seksu, bardziej po macoszemu traktując etykę. Gdyby na ten temat pytać etyka, pewnie jego odpowiedzi ponad wszystko stawiałby etykę, spychając na dalszy plan seksualność. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Usprawiedliwiasz zdradę tym, że Twoje potrzeby nie są realizowane. O tyle trudno mi zaakceptować taką postawę, że braku realizacji moich potrzeb szukałbym we własnym postępowaniu - co zaniedbałem, że partnerka tak bardzo się ode mnie odsunęła. Masz rację. Świat ulega ułudzie, że wolność w każdej sferze ludzkiego życia jest czymś dobrym. Jednak to, co umyka uwadze, to fakt, że koszty tej "wolności" są ogromne - giną tak bezcenne fundamenty relacji międzyludzkich, jak zaufanie, wierność, oddanie. Ale tak już musi być z ludźmi, najpierw musimy coś utracić, by dostrzec tego wartość Tak jest i tym razem - niegdysiejsi głosiciele "rewolucji seksualnej" dostrzegają spustoszenie, jakie wywołała. Za czas jakiś i do nas dotrze to, co zauważane jest na zachodzie - normy obyczajowe, zakazy nie są utudnieniami w życiu, ale filarami udanego życia. Łatwość nawiązywania kontaktów może również polagać na odpowiednim dostosowywaniu stopnia zaufania do osób o konkretnych intencjach wobec Ciebie Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że argumenty nijak się mają do uczuć. Staram się Ciebie przekonywać do zmiany nastawienia, a nie "zmiany" uczuć. Kochanie nie oznacza przecież zerwania wszelkich kontaktów z całym światem, odizolowania się od ludzi A tymbardziej Ty potrzebujesz "normalności", poczucia, że świat się nie zawalił, że fajnie jest pogadać, pośmiać się w dobranym towarzystwie, cieszyć życiem, realizować pasje, marzenia. Całe życie przed Tobą
  24. Jeszcze przyszło mi do głowy kolejna hipoteza. Tu chyba leży sedno Twojego podejścia do męża. Z jednej strony oczekiwałaś, że mąż da Ci to, czego nie dał ojciec, czyli bliskość. A z drugiej strony nie doświadczyłaś w domu tej bliskości, nie obserwowałaś jak ona się rodzi, czego trzeba, by powstała. Może wyczuwasz, że bliskość wiąże się z pełną otwartością na drugą osobę, z poczuciem bezbronności, gdy jest się ze swoimi słabościami niemal "nagą" osobą, jednak po doświadczeniach z dzieciństwa, ogromnie się tego boisz. Pragniesz jej, ale jednocześnie bliskość jest dla Ciebie nie znana, a to, co nieznane, przeraża. To mechanizm obronny - "na wszelki wypadek" nie otwierać się na drugą osobę, by oszczędzić sobie bólu, zawodu, rozczarowania. Może też dlatego wyszukujesz wady męża, by przekonać samą siebie, że nie powinnaś się otwierać przed nim, zaufać mu. A jest Ci tym łatwiej wyszukiwać u niego wady, że jest człowiekiem - istotą "z definicji" niedoskonałą. Ponownie nie wiem, na ile moja hipoteza jest trafna.
  25. betty_boo, tak wygląda jakbyś faktycznie traktowała męża jak krnąbrnego malca, którego trzeba pouczać : Pisząc o Tobie jako o "drugiej mamie" miałem na myśli, że postępujesz jak ona - pouczasz go. A pouczanie = brak akceptacji, zrozumienia. Tym go krzywdzisz. Dajesz mu do zrozumienia "nie chcę Cię takiego, jakim jesteś". Tym samym oboje doprowadzacie do sytuacji "oko, za oko, ząb za ząb". Ty krzywdzisz męża brakiem zrozumienia i akceptacji - on krzywdzi Ciebie ignorowaniem Twoich potrzeb, czyli również nie próbuje zrozumieć, jak Ty się czujesz. Jesteście oboje "współwinni" sytuacji między Wami. Do czego takie zaostrzanie tej sytuacji może doprowadzić ? Do rozwodu, rozstania ? I to tylko dlatego, że oboje własne racje przedkładacie ponad wszystko i nie próbujecie wzajemnie siebie zrozumieć, a zamiast tego wskazujecie palcem kto jest winny ? Poczujcie się wreszcie odpowiedzialni: Ty za niego, a on za Ciebie ! Bez tego żadne z Was nie zbuduje udanego związku z nikim !
×