
natrętek
Użytkownik-
Postów
804 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez natrętek
-
Brak uczuć, nasz stan możemy odczuwać podobnie. Różnica w odbiorze i przeżywaniu może wynikać z tego, że ja tego spłycenia/zaniku uczuć doznawałem wraz z nieprawidłowym kształtowaniem się osobowości (od najmłodszych lat), czyli można powiedzieć, że ja nigdy nie czułem tak prawdziwie głęboko, jak odczuwają niezaburzone osoby i przez to niejako nie wiem jak to jest. Chcę przez to powiedzieć, że mam świadomość, że sposób w jaki odczuwałem i odczuwam odbiega od "normy" oraz cały czas towarzyszy mi wrażenie, że osoby zdrowe emocje i uczucia przeżywają znacznie intensywniej niż ja. Brak uczuć, możesz odczuwać podobnie jak ja, tyle, że u Ciebie ten brak uczuć wystąpił już w wieku dorosłym i przez ten drastyczny kontrast w stosunku do stanu przed zanikiem uczuć bardziej dramatycznie niż ja go odczuwasz. Ot taka moja teoria na ten temat.
-
Forza doskonale Cię rozumiem, mnie też dziewczyna rzuciła pół roku temu z powodu moich objawów, a raczej tego co one robią z moim życiem. Tak się zastanawiałem ostatnio, bo czytając forum zauważyłem prawidłowość, że zdrowi partnerzy zaburzonych dziewczyn jakoś przy nich trwają pomimo choroby, natomiast odwrotnie już niekoniecznie. Oczywiscie jak od każdej reguły są wyjątki, ale wydaje mi się, że w większości przypadków ta prawidłowość się sprawdza. Co o tym myślicie, mam rację - czy tylko mi się wydaje ?? I z czego może wynikać taki stan rzeczy ? Może ja zacznę, mnie się wydaje, że tak może być gdyż kobieta jako jednostka z natury "kruchsza" potrzebuje w facecie oparcia, troski i uczucia, a tego chory facet jej nie zapewni i dlatego go opuszcza. Natomiast facet nie potrzebuje w chorej partnerce mieć oparcia w szerokim aspekcie tego słowa i dlatego trwa przy niej pomimo choroby.
-
Zgadzam się magic, jak ja to nazywam "czysta" depresja lub nerwica to zupełnie coś innego niż ta na podłożu zaburzonej osobowości. Wydaje mi się, że te depresje i nerwice na podłożu zaburzeń osobowości cześciej mają charakter nawracający i są częściej nietypowe w swoich objawach (spłycenie uczuć, stany manii, derealizacja itp.)
-
Potwierdzam to co napisał zdesperowany1, uczucia i emocje są tylko mocno spłycone na skutek zaburzeń osobowosci i czasem na skutek przyjmowanych leków.
-
Brak uczuć, ciekawa tylko sprawa, że nawet jakby to była sprawa osobowości podobnej do twojej ciotki, to dlaczego to nagłe spłycenie (bo w całkowity brak uczuć nie wierzę, a nawet jakby taka osoba istniała to według mnie byłaby całkowicie niezdolna do funkcjonowania) nastąpiło dopiero kilka lat temu ?? Czyżbyś owoce źle ukształtowanej osobowości zbierała dopiero teraz ?? Bo w wieku nastolatki chyba nie czułaś się w żaden sposób zaburzona i nic nie zapowiadało, że Cię coś takiego spotka w dorosłym zyciu ? Ja jednak przychylam się do teorii i zgadzam się z diagnozom zaburzeń osobowości w moim przypadku. Jestem pewien, że moja osobowość została źle ukształtowana a pożywką do tego była podatność genetyczna i warunki środowiskowe odkąd tylko przyszedłem na świat. I tak oto, jako dorosły facet odczuwam efekty źle ukształtowanej osobowości, czyli ciągły niepokój, lęk, izolowanie się społeczne oraz co kilka lat poważne "zjazdy" depresyjne. Jestem zdania, że leki pomagają mi wytłumić te złe emocje, a terapia może mi tylko pomóc nauczyć się żyć z tą osobowością, bo na jej zmianę już nie liczę. Moja zaburzona osobowość powoduje, że uczucia i emocje są bardzo spłycone, subiektywnie mogę powiedzieć, że podobnie jak większość z Was ich nie odczuwam, ale to nie jest do końca prawdą, bo ja wiem że są tylko mocno spłycone. Na to, że będę odczuwał je w takim natężeniu jak osoby niezaburzone już raczej nie liczę.
-
Witajcie, śledzę ten temat niemal od początku jego istnienia, w sumie to ogólnie bardziej biernie uczestniczę w życiu tego forum, bardzo rzadko piszę posty. Na początku co prawda napisałem bardzo długą historię swojej walki z zaburzeniem którym jestem dotknięty oraz kilka postów, ale później mało co odzywałem się na forum. Postanowiłem się odezwać w tym wątku, gdyż wydaje mi się on mi najbardziej bliski i jak już wspomniałem śledzę go od początku, a nawet z jedną osobą miałem kilkakrotnie przyjemność się spotkać osobiście (na pewno ta osoba wie, że o nią chodzi). Chciałem się podzielić swoimi refleksjami na temat tego co w tym wątku było poruszone, ale także swoimi doświadczeniami na temat codziennego funkcjonowania z tym ogromnym obciążeniem z jakim przyszło nam żyć. Moje ostatnie doświadczenia dotyczące leczenia tego zaburzenia, zmieniły mój punkt patrzenia na cała sprawę i pozwoliło spojrzeć na nią z innego kąta uświadamiając mi bolesną prawdę, z którą wydaje mi się obecnie i tak łatwiej żyć. Dużo z moich przeżyć z mojego przeszło 12 letniego leczenia jest opisane w wątku: oto-moja-historia-walki-z-chorob-krakow-t17921.html Od czasu napisania tej historii i opublikowania na forum, przeszedłem kolejną terapię, tym razem grupową. Indywidualnej nie udało mi się ukończyć, gdyż jak to bywa w naszym pięknym kraju, zabrakło funduszy z NFZ i skończyły się limity, w związku z czym terapię musiałem brutalnie przerwać, gdyż jako osoba bezrobotna nie byłem w stanie opłacić wizyt prywatnych. Po intensywnej 3 miesięcznej terapii (spotkania codziennie od pn.-czw.) dostałem rozpoznanie: zaburzenia osobowości mieszane, oraz zaburzenia lękowe uogólnione, początkowo szczególnie przeraziła mnie pierwsza diagnoza, gdyż do tej pory nikt mnie tak nie zdiagnozował. Podczas terapii musiałem zejść z dotychczas przyjmowanych leków, gdyż to było paradygmatem tamtejszej placówki. Skończyło się to fatalnie w moim przypadku, gdyż po 3 miesiącach od skończenia terapii wylądowałem w szpitalu w stanie fatalnym (leżałem w łóżku przez miesiąc czasu w ostrej depresji). Nie wchodząc w szczegóły po miesiącu zostały mi ustawione nowe leki i dostałem wypis, w którym diagnozy się pokrywały z poprzednimi, a mianowicie: zaburzenia lękowo - depresyjne mieszane, zaburzenia obsesyjno – kompulsyjne mieszane, oraz zaburzenia osobowości mieszane. Łykając tabletki powoli dochodziłem do siebie i jako takiego funkcjonowania, które i tak pozostawiało i pozostawia wiele do życzenia. Nie chcę powielać tego co jest tematem tego wątku, czyli „nic nie czuję”, jednak zaznaczę, że w tych najgorszych okresach podobnie jak wielu z Was odczuwałem tylko pustkę (stan nicości jak to nazywam) oraz cierpienie często doprowadzające do myśli samobójczych. Resztę uczuć było stępionych, jeżeli odczuwałem to bardzo płytko i bardziej te negatywne (lęk, anhedonia, niepokój, zniechęcenie, brak sensu i motywacji do działania). Co oczywiście się wiąże z tymi stanami, mocno stroniłem od ludzi, przeważnie izolując się od nich i ograniczając kontakt z nimi do minimum. W ten sposób rozpadł się mój dobrze zapowiadający się związek, ale nie o tym chce pisać. Chciałem się podzielić z Wami swoimi subiektywnymi spostrzeżeniami na temat leczenia tego „dziadostwa”, które nas dotknęło. Patrząc na to całe leczenie oraz monitorując swój stan psychiczny w przeciągu całego mojego już 30 letniego życia, doszedłem do następujących niestety niezbyt optymistycznych wniosków. Być może wielu z Was jest młodszych i doszliście już do tego, ale być może są i tacy, którzy do tego nie doszli pomimo upływających lat walki z tym świństwem. Jak się zorientowałem czytając ten wątek, część z Was zmaga się z tym od zaledwie kilku lat, ale są i tacy którzy odczuwali swoje zaburzenia już jako nastolatkowie (ja właśnie do tej grupy należę). Z przykrością muszę stwierdzić, że ten stan psychiczny wynikający z: podatności genetycznej, warunków środowiskowych z dzieciństwa a co za tym idzie ze źle ukształtowanej osobowości to sprawa przewlekła i do końca już nigdy nie uleczalna. Nie to, żebym był czarnowidzem, ale piszę to na podstawie wieloletniego leczenia i odczuwania jego skutków. Obecnie uświadomiłem sobie, że tak naprawdę to lepiej niż obecnie to nigdy się nie czułem, to znaczy chcę przez to powiedzieć, że to jak obecnie się czuje przypuszczalnie pod wpływem farmakoterapii to moja optymalna forma (która pozostawia wiele do życzenia, cały czas mam świadomość, że osoby niezaburzone odczuwają dużo lepiej). Niestety od tej obecnej formy może być tylko zjazd depresyjny, jak to miało miejsce w u.r. a wiem to, gdyż uświadomiłem ostatnio sobie, że na przestrzeni tych 30 lat mojego życia, nigdy nie było lepiej niż obecnie, a co 2-3 lata miałem tylko drastyczne obniżenie formy w postaci silnej depresji. Jak się domyślacie chcę przez to powiedzieć, że jeżeli jeszcze kiedykolwiek poczuję się lepiej niż obecnie to uznam to za cud. Jeżeli chodzi o moją obecną sytuację, to nadal pozostaje bez pracy, łykam tabletki (setaloft 100 mg, lerivon 60 mg oraz perazyna 100 mg) i czekam na kolejną terapię na oddziale dziennym. Chcę poruszyć wątek pracy i ewentualnego zasiłku dla nas chorujących. Magic poruszał wielokrotnie te tematy, jednak nie rozwinęła się większa dyskusja na żaden z nich. Myślę, że mogę się z Wami podzielić swoim doświadczeniem w temacie uzyskania z ZUS renty socjalnej, gdyż od końca u.r. się o nią staram. Już dwie instancje mnie odrzuciły, mam na myśli lekarza orzecznika oraz komisję ZUS. Obecnie pozostaje mi tylko wniesienie sprawy do sądu i udowodnienie im, że zaburzenie z którym się zmagam uniemożliwiło i uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie. To naprawdę chore, że kraj nie wspiera tych i tak już pokrzywdzonych przez życie i los i nie przyzna nawet tej dziadowizny w wysokości 450 zł, która i tak w większości wystarczyła by jedynie na pokrycie kosztów leków oraz dojazdów na psychoterapię. Kraj wszystko zwala na rodzinę chorującej osoby, nie przyznając nawet tego ochłapu, który choć trochę odciążył by domowy budżet – moim zdaniem to jest jedna z większych patologii w naszym kraju, która nie dotyczy wyłącznie zaburzeń psychicznych. Przepraszam za tego dość długiego posta, bo wiem, że co niektórzy mają problem, by czytać takie długie teksty. Mam nadzieję, że swoją wypowiedzią nie odbiegam za bardzo od tematu tego wątku i poruszymy wspólnie kilka kluczowych dla nas spraw.
-
Witajcie ! Szukam osób z Krakowa w celu spotkania w realu i wymiany doświadczeń związanych z leczeniem zabyrzeń lękowych i zaburzeń osobowości. Sam jestem po 2 psychoterapiach (zarówno indywidualna jak i grupowa) i kilkuletnim przyjmowaniu leków przeciwdepresyjnych co nie przyniosło do końca oczekiwanych efektów. Chciałbym poznać osobę/osoby, które pomimo tych dwóch mało skutecznych w ich przypadkach form leczenia same sobie zaczęły radzić w codziennym życiu z tymi zaburzeniami. Chętnych na spotkanie i szczerą, otwartą rozmowę proszę o kontakt na priv - wierzę, że wzajemnie będziemy w stanie sobie pomóc i przez swoje doświadczenia wnieść coś nowego w nasze życie. Czekając na kontakt - pozdrawiam !
-
Mnie przeszkadza: - brak wiary w to, że sobie poradzę jako samodzielna i niezależna jednostka - lęk przed zmianą i nieznanym obszarem życia w który wchodzę - złudne poczucie bezpieczeństwa w obecnym stanie - lęk przed odpowiedzialnością i świadomość, że wychodząc z tego będę mógł liczyć tylko i wyłącznie na siebie - brak prób konfrontacji z otaczającym światem, bardzo szybkie zwątpienie i wycofywanie z założonych celów - lęk przed kontaktem z ludźmi
-
Ja z tym unikaniem czy też z fobią społeczną borykam się od czasów dzieciństwa, a obecnie mam niespełna 30 lat i do dnia dzisiejszego odczuwam podobnie. Najświeższe wydarzenie to potwierdzające to fakt, że w pon. zacząłem nową pracę, wysiedziałem tam 8 godz. i na drugi dzień nie poszedłem z obawy przed konfrontacją i przebywaniem wśród ludzi. Dodam, że leczyłem się przez 12 lat z przerwami, brałem leki, byłem na 2 terapiach i póki co nie odczuwam znaczącej poprawy. Jest to dołujące, że pomimo wysiłku jaki włożyłem w poprawienie swojej kondycji psychicznej nadal sobie nie radzę z kontaktami społecznymi i napawają mnie one paraliżującym lękiem uniemożliwiającym jakiekolwiek działanie. W sumie to nie wiem za bardzo czego mógłbym jeszcze spróbować, by nauczyć się radzić sobie z tym obciążeniem utrudniającym normalne funkcjonowanie. Jeżeli macie doświadczenia w tym temacie to chętnie podyskutuję.
-
Oto moja historia walki z chorobą - KRAKÓW
natrętek odpowiedział(a) na natrętek temat w Nerwica natręctw
Witajcie ponownie moi drodzy :) Chciałem się pochwalić, że udało mi się zakwalifikować do grupy terapeutycznej na Lenartowicza !!! Wczoraj miałem pierwsze zajęcia z grupą do której dołączyłem i z którą będe uczestniczył w psychoterapii. Jesem z tego faktu niezmiernie zadowolony, bo przynajmniej teraz wiem, że to jest intensywna, codzienna terapia i te 3 miesiące pracy nad sobą ma duże szanse by odnieść trwały skutek. 4-te podejście i w końcu się udało - bardzo się cieszę ! :) Pozdrawiam Was ciepło - natrętek :) -
To ilu nas będzie ???? Ja się pojawię, ale jak się rozpoznamy - tam zawsze jest dużo osób ??
-
Jestem po pierwszej rozmowie z psychiatrą w klinice na Lenartowicza i jak już wiecie to pierwszy etap w dość długiej procedurze przyjęcia do grupy. Jutro mam iść wypełniać testy, podobno jest ich jeszcze więcej niż było w ostatnich latach, a 26.01 mam ustalony termin z psychologiem. Po tym wszystkim dopiero jest ostateczna rozmowa z lekarzem i decyzja o przyjęciu do grupy terapeutycznej. Jak narazie przeszedłem pierwszy etap kwalifikacji i lekarz dopuścił mnie do kolejnych etapów (bez wywiadu życiorysowego, bo już go tam robiłem ponad rok temu) więc i tak uważam to za duży sukces. Być może spotkam się z częścią z Was na terapii o ile wszystko pomyślnie pójdzie czego sobie i Wam życzę :) Pozdrawiam - natrętek :)
-
Nie wiedziałem za bardzo w jakim temacie umieścić ten wątek, ale skoro ten dotyczy drogi do wolności to myślę, że jest odpowiedni. Na tym forum czynnie jestem od 2 miesięcy i przez ten okres udało mi się nawiązać kilka znajomości i wymienić poglądami na temat leczenia objawów związanych z zaburzeniami lękowymi. Jeśli chodzi o moje leczenie to przypomnę, że od 3 lat regularnie przyjmuję leki a od maja ubiegłego roku podjąłem psychoterapię indwidualną. Niestety w połowie listopada (czyli po pół roku terapii) okazało się, że w placówce do ktrej chodziłem wyczerpał się limit NFZ na widczenie usług psychoterapeutycznych i musiałem przerwać terapię do nowego roku. W przerwie międzyświątecznej zadzwoniłem do tej przychodni, żeby sobie zarezerwować terminy do mojej teraputki na nowy rok a tu się okazało, że nie będzie już pracować w tej przychodni. Dzwoniłem do niej ale póki co nie pracuje w żadnej poradni przyjmującej w ramach ubezpieczenia. W przychodni natomiast mi powiedziano, że na razie nie ma wolnych miejsc do innych terapeutów i mogą mnie wpisać na listę oczekujących na co przystałem, bo co mogłem inego zrobić. Dobrze, że w połowie grudnia ubiegłego roku zarejestrowaem się na wizytę do kliniki leczenia nerwic na ul. Lenartowicza w Krakowie i właśnie dziś mam pierwszą rozmowę kwalifikacyjną w sprawie przyjęcia do grupy terapeutycznej (a podchodzę tam już po raz 4-ty z nadzieją, że tym raziem się uda). Jeśli macie jakieś doświadczenia związane z tą placówką to proszę o opinie, chętnie podyskutuję na ten temat. Oczywiście trzymajcie dziś za mnie kciuki, postarm się napisać jakaś relację z dzisiejszego spotkania z lekarzem. Pozdrawiam - natrętek :)
-
Wiesz, jak dostałeś skierowanie do tej kliniki to ja bym na twoim miejscu poszedł w ciemno. To i tak jesteś wybrany, że Cię tam skierowali a nie do Kobierzyna. Ja nie miałem tyle szczęścia, bo mnie lekarz skierował do szpitala im. Babińskiego, na szczęście byłem tam tylko 2 tygodnie. Potem przeszedłem na leczenie ambulatoryjne właśnie w klinice o której wspominasz, ale nie byłem przyjęty na oddział tylko odbywałem tam raz w tygodniu psychoterapię i idąc na spotkanie z terapeutką mijałem drzwi kliniki do której masz skierowanie. Zapewne klinika ma taki sam statut prawny jak szpital ale przynajmniej będziesz wśród młodych ludzi, a to że będą cięższe przypadki chorób to nic nie zmienia, te osoby też nie przyjechały tam na wczasy tylko, żeby się leczyć. Tak więc jeżeli chodzi o Kraków to dobre miejsce do leczenia dla modego człowieka - zresztą sam zadecydujesz. Pozdrawiam, w razie pytań pisz na PW - natrętek. [Dodane po edycji:] Aha, i przeczytaj moją historię - może będzie Ci pomocna w podjęciu decyzji, jakby nie było swoją "przygodę" z leczeniem psychiatrycznym zacząłem w identycznym co Ty wieku (obecnie mam 29 lat) i jeśli moja historia była by Ci pomocna i miała przyspieszyć pewne procesy myślowe to będzie to dla mnie wielka radość, że mogę komuś pomóc. A oto link: viewtopic.php?f=12&t=17921
-
Tak, da się z tego wyjść. Tutaj jest wiele osób, które żyją w podobnym stanie co Ty i mieli różne historie życiowe. Jedną z takich osób jestem ja, wiem, że być może to marne pocieszenie, ale zapoznaj się nerwosol24 proszę z moją historią: viewtopic.php?f=12&t=17921 Być może moja historia Ci coś uświadomi, bo wiedz że z tym problemem jest nas więcej i istnieją skuteczne sposoby aby z tego stanu wyjść !!! Pozdrawiam - natrętek :)
-
Wiesz, z tikami nie miałem problemów, z ciężkim oddychaniem również. Fizycznymi objawami mojej nerwicy jest zwiększona potliwość (mimo iż nie jest specjalnie ciepło ja potrafię się w chwilach zwiększonego lęku porządnie spocić na twarzy, głównie czole) oraz uczucie guli w gardle, tak jakby mnie coś uciskało w krtań, poza tym drżą mi ręce. Chętnie porozmawiam z tobą na privie, ale nie dzisiaj bo już jestem zmęczony i kładę się spać, tak więc możesz mi napisać czym się zajmujesz, na pewno odpiszę. A to moja historia: oto-moja-historia-walki-z-chorob-krakow-t17921.html
-
Kurcze, widzisz - otworzyłes mi jeszcze szerzej oczy na nasz problem. Ja po prostu zacząłem się poddawać chorobie i na skutki nie trzeba było długo czekać. Naprawdę jak się czyta twoje posty to wraca chęć do życia i nadzieja, że są ludzie tacy jak Ty, czyli cieszący się życiem i normalnie funkcjonujący. Masz rację, nie jesteśmy gorsi od innych, po prostu inaczej odbieramy pewne rzeczy. A prawda jest taka, że inni mogą mieć jeszcze gorsze od naszych problemy, tylko, że my nie potrafimy tego dostrzec zamknieci w swoim przeklętym kręgu lęku. Wiesz, jakoś tak raźniej mi się zrobiło jak określiłeś, że uświadomiłem sobie pewne fakty późno, ale lepsze to niż jakbym nadal się truł prochami w nich jedynie upatrując ratunku. Masz rację, zacznę szukać na początek jakiegoś mniej ambitnego zajęcia, bo lepsze to niż siedzenie w domu i umartwianie się nad sobą, już mi nie zależy na większych pieniądzach, na początek dopóki nie dojdę do lepszej formy dobre i takie zajęcie. A Ty czym się zajmujesz zawodowo i co studiujesz? Raz jeszcze wielkie dzięki za słowa otuchy !!!
-
eksajter, naprawdę wielkie dzięki za słowa otuchy, zapewne zapoznałeś się z moją historią, którą zamieściłem na forum - to dość długi post, ale właśnie na moim przykładzie chciałem jako kolejna tutaj osoba uswiadomić ludziom, że z tym da się żyć choć czasem jest bardzo ciężko. Naprawdę powiem Ci, że bardzo ważnym czynnkiem w procesie leczenia jest wiara innych ludzi w to, że damy radę sobie z tym poradzić i wyjdziemy na prostą. Ja przez to, że na początku studiów nie trafiłem na własciwego lekarza, odwlekłem leczenie w czasie. Bardzo dugi okres czasu, ok. 5 lat swoje zdrowie zawierzyłem wyłacznie farmakoterapii i to często łączonej ze sporymi ilościami alkoholu. I to wszystko przez to, że 7 lat temu lekarz nie powiedział mi, że tego problemu tabletkami nie da się wyleczyć, dopiero to usłyszałem rok temu z ust mojego obecnego psychiatry i to dopiero skłoniło mnie do refleksji nad swoim życiem. A powiedz mi, Ty długo się leczysz, jak sobie radzisz w życiu? Powiem Ci jedno, że te gówniane natręctwa myślowe lubią przy dużym nasileniu wytwarzać bardzo depresyjny stan i to on potrafi nam zniszczyć życie jeśli długo trwa. Dziś własnie miałem taki dzień, po prostu bombardowałem swój umysł negatywnymi myślami, ale jak wiem z doświadczenia do niczego to nie prowadzi. Stosuję od niespełna roku część twoich metod, może czas na ten magnez faktycznie i witaminy. Poza tym jako, że teraz mam dużo czasu, to czytam sporo książek o tematyce związanej z naszymi zaburzeniami lękowymi, a następnie staram się te nowe scematy myślowe wprowadzać w konkretnych życiowych sytuacjach, czasem jest cholernie ciężko, ale na prawdę nie mam już nic do stracenia.
-
Dzięki eksajter za twoje rady, do psychiatry chodzę regularnie i od roku jestem na Rexetinie 20 mg. Dodatkowo od maja chodziłem na psychoerapię indywidualną, którą zakończyłem 2 tygodnie temu ze względu na wyczerpany limit w NFZ, a prywatnie mnie nie stać. W minionym roku jako, że miałem bardzo dużo wolnego czasu to zacząłem się więcej ruszać (ćwiczenia fizyczne, biegi, rower, rolki). Niestety niemożność podjęcia pracy strasznie dobija, jak napisaa etien próby szukania zajęcia są odwleczone w czasie, przez to, że natręctne myśli mają priorytet przed życiowymi sprawami, czyli głównie pracą zawodową. Dlatego też chętnie poznam osoby, które są w podobnej sytuacji, może wspólnie jakoś sobie pomożemy. Ja np. próbuję się po raz 4-ty dostać do grupy terapeutycznej do kliniki leczenia nerwic na ul. Lenartowicza 14 w Krakowie, rozmowę wstępną mam w połowie stycznia przyszego roku, więc jakby ktoś chciał dołączyć to zapraszam, udzielę porad i cennych informacji no i oczywiście będzie raźniej niż w pojedynkę.
-
Witaj ! Przeczytałem etien twój post i nie mogłem wręcz uwierzyć, że jest osoba, która znajduje się w sytuacji identycznej do mojej. Ja również obecnie nie pracuję i już niespełna rok przebywam na bezrobociu. Przez miniony rok 3 razy podchodziłem do pracy, ale niestety zaburzenie lękowe z jakim się borykam skutecznie uniemożliwiło mi to, po prostu przerwałem pracę i pokrętnymi drogami załatwiałem, żeby nie dostać zwolnienia dyscyplinarnego. Mam identyczny problem do twojego, obsesyjne myśli wchodzą na pierwszy plan, szukanie pracy strasznie odwlekam choć jak sama wiesz praca zawodowa w naszym przypadku jest zbawienna. Wręcz lepiej nie mogłaś opisać stanu w którym oboje się znajdujemy, sam lepiej bym tego nie ujął. Bardzo zależy mi na kontakcie z osobami, które są w identycznym położeniu co ja, więc proszę odezwij się na priva. Pozdrawiam - natrętek.
-
Psychoterapia grupowa-ostatnią szansą?
natrętek odpowiedział(a) na JoannaN temat w Pozostałe zaburzenia
Cześć Asiu, wiesz, ostatni raz próbowałem pod koniec ubiegłego roku, wtedy to po serii testów i rozmów kwalifikacyjnych powiedziano mi, że dla mnie wskazana jest bardziej terapia indywidualna, na co się zdziwiłem, gdyż sam ne wiem w jakim stanie psychicznym musiałbym się znajdować żeby mnie tam przyjęli (nie wiedziałem, czy jest ze mną jest aż tak źle czy wręcz przeciwnie, nie aż tak źle i że powinienem sobie poradzić). Obecnie zastanawiam się nad kolejnym podejściem,a jestem już po przeszło półrocznej terapii indywidualnej.Jeżeli masz jakieś pytania to pisz śmiało, postaram się odpowiedzieć - a może razem będzie nam raźniej coś zdziałać? -
Psychoterapia grupowa-ostatnią szansą?
natrętek odpowiedział(a) na JoannaN temat w Pozostałe zaburzenia
Witajcie !!! Nie wiedziałem w jakim dziale zamieścić to ogłoszenie, ale pomyślałem, że ten będzie najbardziej odpowiedni. Mianowicie szukam osoby lub osób, które są chętne aby podjąć psychoterapię w Krakowie w Zakładzie psychoterapii (Poradnia Leczenia Nerwic i Zaburzeń Behawioralnych) na ul. Lenartowicza 14. Sam starałem się tam zakwalifikować 3 razy, ale jak dotąd nie udawało mi się i bedę próbował ponownie po rocznej przerwie. Szukam osób, które w najbliższym czasie chcą tam podjąć leczenie, w celu wymiany doświadczeń i opinii. Oczywiscie jeśli osoby nie mają żadnego doświadczenia w temacie psychoterapii, mogę zaproponować pomoc oraz dotrzymać towarzystwa w ścieżce kwalifikacji na grupę terapeutyczną - wiadomo, we dwójkę raźniej. Osoby zainteresowane proszę o kontakt na priva lub w formie odpowiedzi na tego posta. Pozdrawiam serdecznie - natrętek :) -
Czyli już się nie leczysz ? Czy podjęłaś jakąś terapię Lena88 ??
-
Witajcie ! Ja osobiście chodzę do Scanmedu na ul. Armii Krajowej w Krakowie do P. Tomasza Mączki - mogę śmiało go polecić, nie jest nastawiony na leczenie tylko i wyłączie farmaceutykami a raczej kieruje na psychoterapetyczne leczenie. A co do spotkania na żywo to raczej się nie odbyło, jakoś opornie to idzie.
-
Oto moja historia walki z chorobą - KRAKÓW
natrętek odpowiedział(a) na natrętek temat w Nerwica natręctw
Witam Was wszystkich, którzy odpowiedzieli na mojego posta, szczególnie Ciebie Madziu - doskonale rozumiem co przeszłaś i podobnie jak Ty myślałem, że jestem sam samiutki ze swoją historią. Bedąc na tym forum zmieniłem zdanie i wiem, że jest cakiem sporo osób, które przeszły/przechodzą podobne piekło. Szkoda, że w Krakowie nie ma takiej grupy wsparcia dla osób z zaburzeniami lękowymi, chętnie bym dołączył. Obecnie nie czuję się na siłach, żeby samemu pomysleć o założeniu takiej grupy wsparcia, choć jakby się ktoś do mnie dołączył to może wspólnymi siłami moglibyśmy stworzyć jakiś projekt. Tym bardziej, że na ten rok skończyłem terapię indywidualną ze względu na wyczerpanie limitu przez NFZ na świadczenie usług psychoterapeutycznych a nie stać mnie chodzić prywatnie na sesje terapeutyczne. W dziale ogłoszeń zamieściłem swój anons, a mianowicie poszukuję obecnie osób, które były by chetne podjąć terapię grupową na ul. Lenartowicza w Krakowie, a oto jego treść: Witajcie !!! Nie wiedziałem w jakim dziale zamieścić to ogłoszenie, ale pomyślałem, że ten będzie najbardziej odpowiedni. Mianowicie szukam osoby lub osób, które są chętne aby podjąć psychoterapię w Krakowie w Zakładzie psychoterapii (Poradnia Leczenia Nerwic i Zaburzeń Behawioralnych) na ul. Lenartowicza 14. Sam starałem się tam zakwalifikować 3 razy, ale jak dotąd nie udawało mi się i bedę próbował ponownie po rocznej przerwie. Szukam osób, które w najbliższym czasie chcą tam podjąć leczenie, w celu wymiany doświadczeń i opinii. Oczywiscie jeśli osoby nie mają żadnego doświadczenia w temacie psychoterapii, mogę zaproponować pomoc oraz dotrzymać towarzystwa w ścieżce kwalifikacji na grupę terapeutyczną - wiadomo, we dwójkę raźniej. Osoby zainteresowane proszę o kontakt na priva lub w formie odpowiedzi na tego posta. Pozdrawiam serdecznie - natrętek :) Tak więc jeśli ktoś jest chętny to proszę o kontakt !