Skocz do zawartości
Nerwica.com

natrętek

Użytkownik
  • Postów

    804
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez natrętek

  1. Pobyt na oddziale trwa 3 miesiące, ale jak uznasz, że potrzebujesz więcej czasu to nie robią problemu i go przedłużają. Sesje terapeutyczne odbywają się codziennie od 10.00-11.30 za wyjątkiem czwartku, kiedy to są zajęcia plastyczno - artystyczne, że tak to ujmę. Jest to terapia wglądowa, a wiec polega głównie na spojrzeniu w głąb siebie (wydarzenia z dzieciństwa i te z całkiem niedalekiej przeszłości) i dojście do często nieuświadomionych źródeł wewnętrznych konfliktów. Duża w tym procesie zasługa terapeuty, który podobnie jak grupa pełni rolę zwierciadła, tyle, że w bardziej profesjonalny sposób. Terapia jest bezpłatna, w ramach ubezpieczenia zdrowotnego, nie ma testów, a jedynie rozmowa kwalifikacyjna z terapeutą prowadzącym.
  2. U mnie na oddziale dziennym też są osoby młode i te starsze, ale z tymi starszymi nie rozmawiałem o tym ile już się leczą. Jest pewne, że części z nas psychiatria nie opuści do końca życia, pewne rzeczy trzeba zaakceptować i nauczyć się z nimi funkcjonować. Korat o rentę socjalną nie jest tak łatwo, ja się staram i marne szanse by sąd uchylił decyzje komisji ZUS i uznał mnie za osobę całkowicie niezdolną do pracy, a to musi być orzeczone, by mieć prawo do tej renty. Prawda jest brutalna, jeśli teraz nic z tym nie zrobimy na tyle na ile można coś zrobić to życie wcześniej czy później upomni się o nas i to w najbardziej brutalny sposób.
  3. uht myślę, że to co opisujesz może być jakąś formą natręctwa, co prawda u mnie wygladały zgoła inaczej niż u Ciebie, ale wiem, że każdy przeżywa je na swój sposób. U mnie natręctwa zostały wyciszone leki, które obecnie przyjmuję. Może warto byś się zastanowi nad podjęciem farmakoterapii ? Oczywiscie psychoterapia w tym stanie również wskazana, mogę polecić miejsce, o którym wspomniałem w jednym z poprzednich postów.
  4. Właśnie wróciłem z oddziału dziennego, a odpowiadając na twoje pytanie uht to chodzę do Pro-psyche koło Bagateli, 3 miesięczna wglądowa terapia grupowa. Przechodziłem już kilka terapii i tą mogę polecić choćby ze względu na dobrego psychoterapeute i panującą atmosferę. U mnie uczucia są spłycone, a jedyną emocją silnie przeżywaną jest właśnie lęk.
  5. W ubiegłym roku byłem na tej terapii grupowej na Lenartowicza. Nie jest łatwo tam się dostać, długa droga kwalifikacyjna a sama terapia choć sprawia wrażenie profesjonalnej to prowadzona w chłodnej atmosferze. Do tego obligatoryjnie schodzą każdemu z pacjentów z leków, niezależnie od stanu psychicznego, więc wychodząc z tamtąd nie przyjmuje się już żadnej chemii. W moim przypadku ten fakt w połączeniu ze splotem niekorzystnych sytuacji życiowych skończył się hospitalizacją.
  6. I to co napisałeś magic by zaprzeczało domniemaniom brak uczuć co do schizofrenii prostej. Według mnie nikt z nas nie ma tej choroby, bo osoby z tym rozpoznaniem zachowują się zgoła inaczej od nas. Dobrze to opisała Shadowmere w jednym ze swoich postów w tym wątku, że widziała w szpitalu osobę z tą diagnozą i była ona zamknięta w swoim świecie, mruczała coś niewyraźnie pod nosem i oburzała się, gdy chciało się zaburzyć jej porządek działania. Może więc nie demonizujmy i nie wyolbrzymiajmy swoich przeżyć i stanów psychicznych.
  7. Bardzo sensowna wypowiedź, wyraźnie i konkretnie przedstawiająca analogię między cierpieniem związanym z nieczuciem i czuciem zbyt intensywnym. To prawda, że my boimy się schizofrenii prostej, ale prawda jest taka, że każdemu z nas tutaj obecnych daleko do niej. Osoby z tym rozpoznaniem funkcjonują zgoła inaczej niż my tutaj i to fakt niezaprzeczalny. Ja miałem ten problem jako nastolatek, bywało, że takie akcje kończyły się opuchlizną prącia.
  8. Jak widzisz brak uczuć nie tylko we mnie budzisz takie mieszane uczucia, ale też magic napisał: więc jak widzisz każdy z nas inaczej przeżywa swój stan.
  9. Przepraszam brak uczuć, ale te podejrzenia co do hipohondrii wynikają chyba z różnego przeżywania przez nas pustki, cierpienia i anhedonii. Odnoszę to co opisujesz do siebie oraz swoich doświadczeń i wiem, że ja w takim stanie jaki opisujesz nie byłem w stanie funkcjonować i stąd moje zdziwienie, ze sobie radzisz pomimo tego stanu. Teraz wiem, że jest tak jak to opisuje uht bo sama to potwierdziłaś. Jeżeli poczułaś się dotknięta moją wypowiedzią to bardzo przepraszam.
  10. Już to pisałem w którymś z postów, że u brak uczuć odczuwam skłonności hipohondryczne i nie piszę tego, żeby ją jeszcze bardziej dobić, ale żeby być może mogła zobaczyć to z tej strony. Po opisie objawów i subiektywnych odczuć towarzyszących jej stanowi psychicznemu nie mogę jakoś uwierzyć, że jest z tym ogromnym obciążeniem w stanie pracować. Dobrze magic, że podjąłeś jakies działanie, bo tak patrzeć na życie z boku to można do końca życia, a przecież nie o to chodzi, żeby się tak mordować. Nawet jakby Ci mieli nie pomóc to będziesz miał świadomość, że robiłeś wszystko, aby przystosować się do życia na miarę swoich możliwości.
  11. Właśnie zawsze mnie to intrygowało, jak brak uczuć wytrzymuje w pracy w takim stanie pustki, cierpienia czy całkowitej anhedonii. Chyba dużo energii ją to kosztuje, by zakamuflować przed innymi współpracownikami swój wewnętrzny stan ? I do tego jeszcze angażować się w powierzone obowiązki, to przekracza granice mojego pojmowania.
  12. Jeżeli chodzi o moje zainteresowania to ostatnio z tym słabo, wszystko robię tak raczej na siłę, bez większego zaangażowania i emocji z tym związanych. Dlatego też obecnie myślę o pracy, w której nie będzie wymagane zbytnie zaangażowanie, choć trudno o taką. Jeżeli człowiek w wystarczającym stopniu nie zaangażuje się w daną pracę to wcześniej czy później pracodawca to zauważy i się z nim rozstanie. W ogóle to straciłem trochę orientację co do swojej przyszłości zawodowej i na dzień dzisiejszy naprawdę nie wiem, co będę robił w przyszłości. W każdym razie już będę zadowolony jeśli będę mógł wykonywać jakąkolwiek pracę nawet tę mniej ambitną, bo to w moim stanie psychicznym to i tak będzie ogromny sukces. Na razie jestem na etapie rozważań co mógłbym robić w chwili obecnej, bo na rentę to się raczej nie zapowiada. Czekam już niespełna 2 miesiące na wezwanie z sądu w sprawie renty socjalnej i na razie nic nie otrzymałem. Zresztą nie liczę na rentę, bo ta jest śmiesznie niska, poza tym przyznawana na okres max. 2 lat, a jak potem odmówią prawa do niej to co, ręcę do Bozi ??
  13. Ja od miesiąca czasu chodzę codziennie na 9.15 na oddział dzienny i siedzę tam do 12.45 Popołudniami czasem wychodzę gdzieś na spacer z ludźmi z terapii, albo wracam do domu i czas spędzam sam ze sobą. Jako, że jestem osobą nie pracujacą i nie zarobkującą w żaden inny sposób, to na rozrywki typu pójście do kina, czy basen nie mogę sobie pozwolić, więc pozostaje spacer, lub wyjście na przejażdżkę rowerową, bo to kosztuje tylko własny wysiłek. Wierzę, że terapia pomoże mi spojrzeć inaczej na moje życie i w końcu stanę na nogi, oczywiście na miarę swoich możliwości. Brak uczuć jest pewnie tak jak piszesz, że u mnie są długo trwające remisje, ale nawet podczas nich mam problemy z funkcjonowaniem społecznym i zawodowym. Z tych różnic w naszym przeżywaniu się bierze po części niezrozumienie rzeczy, które skutecznie utrudniają czy wręcz uniemożliwiają "normalne" życie.
  14. brak uczuć jeśli Cię uraziłem to przepraszam, nie to miałem na celu. Chodziło mi bardziej o odniesienie do własnej osoby i tego jak ja przeżywałem stany, które opisujesz jako cierpienie i pustkę. Tak jak napisał magic każdy z nas te stany, które niby nazywają się identycznie przeżywa często w zupełnie inny sposób. Dlatego też mnie to u Ciebie brak uczuć zmyliło i wprowadziło dezorientację, że opisujesz ten swój stan ogromnego cierpienia i związane z nim myśli samobójcze, co mnie się kojarzy np: z depresją a jednocześnie w tym stanie dajesz radę funkcjonować (praca, wyjście do restauracji itp.). Ja będąc w stanie który opisujesz nie wstaje z łóżka, tylko leżę przezywając lęk, cierpienie oraz myśląc jak się pozbawić życia. Wstaję tylko żeby załatwić potrzeby fizjologiczne i taki stan trwa u mnie od 1-2 miesięcy. Ostatni taki epizod miałe miejsce w ubiegłym roku w środku wakacji mniej więcej od połowy lipca do połowy września. Dlatego też brak uczuć pewnie tak niejednoznacznie odbieram stan w którym jesteś.
  15. magic masz rację, ze brak uczuć przeżywa w specyficzny sposób swoje zaburzenia, bo po pierwsze niby tak ogromnie cierpi i odczuwa anhedonię a mimo tego funkcjonuje w miarę normalnie, pracuje, chodzi do lekarzy, robi badania, rozmawia z psychologami, a po drugie obraz jej zaburzeń ulega diametralnej zmianie niemal z godziny na godzinę, bo raz jest cierpienie i pustka z niemożnością zrobienia czegokolwiek, a potem zebranie sił i podjęcie próby działania z zamiarem dojścia do celu. Mnie osobiście to dziwi i odczuwam w tym powiew hipohondrii.
  16. brak uczuć tam gdzie chodzę nie diagnozują w trakcie trwania leczenia, a jedynie przy wypisie na podstawie obserwacji w czasie pobytu na oddziale. Zresztą mam juz na tyle duże doświadczenie z psychiatrią, że taka diagnoza nie jest mi do niczego potrzebna, po pierwsze samo postawienie diagnozy nie sprawi, że będę się czuł inaczej (fakt raczej oczywisty) a po drugie co z diagnozy nawet trafnej, jak psychiatrzy w pewnych stanach są bezradni i nie potrafią ich leczyć. Tak więc kolejna "etykietka" mnie nie uszczęśliwi, a przypuszczam, że powielą poprzednie rozpoznanie, czyli zaburzenia osobowości, zaburzenia lękowo - depresyjne oraz obsesyjno - kompulsyjne. Uważam, że bardziej korzystam z samej terapii i obecności z ludźmi, których tam poznałem.
  17. brak uczuć rozumiemy Cię chyba jak nikt inny. Pomimo tego, że masz rodziców, siostrę a także będąc w związku z mężczyzną cały czas odczuwasz bezsens wszystkich swoich działań i decyzji. Przypuszczam, że żadna z wymienionych przeze mnie bliskich Ci osób nie w pełni rozumie powagę problemu i nawet nie zdaje sobie sprawy jak Ci ciężko. Dla nich, patrzących na Ciebie z zewnątrz zapewne nie ma tak dużego problemu, w końcu widzą, że pracujesz, dajesz sobie radę. Szkoda tylko, że nie widzą tego jakim kosztem funkcjonujesz i każdy dzień w którym wstajesz rano i idziesz do pracy wymaga od Ciebie heroicznego wysiłku. Podpisuję się w całości pod tym co napisał uht, przede wszystkm szczera rozmowa z bliskimi, a jeśli tego nie zrozumieją to już nie twój problem. Najgorsze w tym wszystkim jak sama dobrze wiesz jest to co TY przeżywasz, nikt nie doceni ani nie wynagrodzi cierpienia, które stało się twoim udziałem, na to nawet nie masz co liczyć. U mnie może jest o tyle łatwiej, że w moim domu nie jestem pierwszą osobą dotkniętą psychopatologią i że tak to ujmę panuje "małe" przyzwolenie na zaburzenia psychiczne, a więc tekstów w stylu: "Weź się za siebie", "Zrób coś z sobą" jest stosunkowo niewiele. Na terapii, którą obecnie przechodzę na oddziale dziennym rozpracowuję każdą psychopatologię, która kolejno skutecznie rozwalała mi życie. Mam tu na myśli zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne, poprzez zaburzenia lękowe uogólnione, aż po anhedonie, pustkę, depresję i związane z nią myśli samobójcze. Jest ciężko, ale ja podobnie jak Ty brak uczuć nie widzę innych szans, by się "usprawnić". Jeżeli terapia sprawi choć w niewielkim stopniu to, że moje odczucia, przeżywanie emocje staną się mniej patologiczne, czyli stracą na częstości występowania i na sile to uznam to za cud. W przeciwnym razie pozostanie mi już tylko zaakceptować, że te przykre odczucia (pustka, anhedonia) będą mi towarzyszysz już zawsze i tak jak to powiedział terapeuta, będę musiał nauczyć się z nimi zyć na zasadzie: "taka już moja uroda" oczywiście mając świadomość, ze będzie mi ciężej niż zdrowym osobom. Po prostu szukam cały czas swojego miejsca i zastanawiam się obecnie gdzie, gdyby mi się nie udało zmniejszyć natężenia objawów mógłbym się zrealizować zawodowo. Jednym słowem gdzie mógłym pracować ze swoim zaburzeniem, które jeżeli nie straci na sile to być może w niedługim czasie uda mi się zaakceptować jako część siebie i swojej "psychicznej urody".
  18. Korat nie mów, że się poddajesz ?? Renta nawet jak Ci przyznają jest tylko doraźnym rozwiązaniem, póki żyją twoi rodzice. Jej wysokość nie starczy, aby samodzielnie się utrzymać, nawet nie zostanie Ci na chleb i wodę jak opłacisz czynsz i rachunki. Zresztą rentę przyznają na określony czas, przeważnie rok, max. 2 lata a jak Cię jej pozbawią to co potem ? Jeżeli na dzień dzisiejszy definitywnie zakończyłes swoją edukację na studiach to na twoim miejscu zgłosiłbym się na jakiś oddział dzienny, ewentualnie szpital, ale chyba nie jesteś w takim stanie byś się musiał zgłaszać do niego. W każdym razie nawet jeżeli już chcesz się starać o rentę to jedna z tych placówek leczniczych Cię nie ominie, jeżeli chcesz mieć jakiś mocny papier. Pamiętasz jak sam mi radziełeś odnośnie pobytu na oddziale dziennym ? Na chwilę obecną oceniam, że był to najlepszy krok jaki mogłem wykonać biorąc pod uwagę mój ówczesny stan psychiczny. Jednym słowem jestem bardzo zadowolony, że tam trafiłem. Pomimo tego, że wiem, iż pewne moje patlogiczne stany psychiczne i emocjonalne nigdy mnie nie opuszczą, to być może dzięki pobytowi tam bedę sobie umiał lepiej z nimi radzić tak by nie siały takiego spustoszenia w moim życiu. Poza tym spotkałem tam świetnych ludzi, u których mogę liczyć na zrozumienie, słowa wsparcia, akceptację, czasem dobrą radę. Tych zdawałoby się prostych i banalnych rzeczy miałem deficyt w swoim dotychczasowym życiu.
  19. Korat co Ci z diagnozy nawet być może trafnej, jak psychiatrzy nie potrafią skutecznie leczyć takich stanów ??
  20. Ja póki co też się nie nudzę, przynajmniej jest co rano obowiązek, aby wstać i iść na oddział by uczestniczyć w życiu społecznym i pracować w trakcie sesji terapeutycznej. To dla mnie dużo, bo dotychczasowy tryb życia wprowadził mnie w jeszcze większy marazm, pustkę i bezcelowość istnienia. Też tak jak brak uczuć chciałbym pójść do pracy, bo życie bez swojego grosza znacząco wpływa na pogłębienie bezsensu istnienia. Dlatego też podejście brak uczuć do sprawy pracy pomimo znaczącego obciążenia psychicznego jest jak najbardziej zdrowe. Obecnie na terapii zastanawiam się jaki typ pracy nie byłby dla mnie zbyt obciążający, żebym nie uciekł z niej po jednym dniu tak jak to czyniłem do tej pory. Uważam, że pracoterapia jest jedną z lepszych form przywrócenia do "życia", bo oprócz zajęcia są kontakty społeczne i wymierne korzyści w postacji comiesięcznej pensji. A w chwili obecnej tylko obserwuję życie z boku i bezradnie patrzę jak przecieka mi przez palce ...
  21. Dokładnie tak jest, "czysta" depresja jest o wiele łatwiejsza do wyleczenia niż ta na podłożu zaburzeń osobowości. Na tą pierwszą przeważnie działają leki, ta druga jest znacznie bardziej lekooporna, wiem bo mimo brania leków wcale nie czuję się dobrze. Moje podejście do leków obecnie jest takie, że traktuję je jako zabezpieczenie przed ciężkim zjazdem depresyjnym, natomiast tak jak napisał magic moja forma wyjściowa, że tak to określę pozostawia wiele do życzenia i wiem, że leki tego nie sprawią, że zmieni mi się osobowość i zacznę odczuwać satysfakcję z życia. Pozostaje mi tylko zaakceptować ten fakt, nad czym pracuję na terapii.
  22. No ja właśnie się staram o ten psi grosz, ale mam obecnie poważne wachania co do tego, że uda mi się wygrać w sądzie. To chore, że osoby z naszymi problemami muszą walczyć w sądzie o przyznanie środków na wegetację !!! Ja też słyszałem, że w Niemczech dostają ten zasiłek przez cały okres pozostawania na bezrobociu, dopóki nie podejmą zatrudnienia. U nas nie dość, że jest to dziadowizna w postaci ok. 500 zł to jeszcze tylko przez okres 6 miesięcy. No, ale w końcu Niemcy to bogatszy kraj, więc w zasadzie nie ma się czemu dziwić. Ja od 2 lat pozostaje bez środków do życia i nikt w tym Państwie i tym czasie się tym nie przejął, ani Urząd Pracy, ani żadna inna instytucja. U nas w Polsce niestety tak jest, że o wszystko trzeba walczyć i się upominać, bo siedząc cicho można czekać tylko na śmierć głodową.
  23. Założycielka tematu ostatnio przycichła. Czyżby zbawienne działanie solianu ? A jak z motywacją i chęcią do działania ?
  24. Tak magic wszędzie w chorobie, ale chyba lepiej w chorobie iść na oddział dzienny i coś próbować robić niż w chorobie siedzieć w domu czekając niewiadomo na co.
  25. Szpital to ostateczność, ma Cię chronić, żebyś nie popełnił samobójstwa przy nasilonych zaburzeniach. Niestety cudów też się nie należy spodziewać, ale może być początkiem czegoś nowego, zależy od indywidualnych predyspozycji psychospołecznych.
×