Skocz do zawartości
Nerwica.com

petunia

Użytkownik
  • Postów

    123
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez petunia

  1. petunia

    Skojarzenia

    Ridllic świntuch
  2. Pragniemy a boimy się ... No i rodzi się wewnętrzny konflikt ... Jak zawsze i wszędzie pomoże złoty środek, na którego pojawienie się wszyscy tutaj liczą ...
  3. petunia

    cześć

    witamy i zapraszamy
  4. Dobrze wiedzieć, ze nie jestem sama z tym "problemem". Zła jestem na siebie, że tak się dzieje. Inni wymiotują kiedy im się tylko podoba i nie jest to dla nich problem. Zastanawiam się czy ja kiedykolwiek będę w stanie "swobodnie" zwymiotować i ulżyć sobie. Myślę, że byłby to dla mnie przełom. Coś na zasadzie nowej życiowej siły, dokonanie rzeczy, która przez całe życie była dla mnie wręcz niemożliwa (odkąd pamiętam mam ten problem). Czy to nie śmieszne z punktu widzenia człowieka który z tym nie ma żadnego problemu?? Wymioty to przecież nic takiego a w moich oczach wyglądają jak przepaść, której nie da się pokonać. Ah no i te emocje, których również, nie mogę swobodnie z siebie wyrzucić. Moze kiedyś, kiedy odważe się w końcu emocjonalnie wyładować, wyrzucić co zalega to i fizycznie przyjdzie mi łatwiej ... sobie ulżyć.
  5. Ja też miałam etapy lepszego samopoczucia ale zazwyczaj nie trwały one długo. PO pewnym czasie nawet się przyzwyczaiłam do objawów Zazwyczaj (jeszcze na początku nerwicy) nie umiałam sobie jakoś konstruktywnie dawać rady z lekiem, nie rozumiałam go nie wiedziałam z czego się bierze a przede wszystkim jak się go pozbyć. Kiedy czułam, że nadchodzi zazwyczaj się dodatkowo nakręcałam bo już wiedziałam co czeka mnie za chwilę No niestety ale przez cały pierwszy rok nerwicy kiedy nie pomagałam sobie ani terapią ani lekami to funkcjonowałam na zasadzie czekania na lęk i godzenia się na jego objawy. Zazwyczaj po lęku byłam strasznie wyczerpana i nie miałam już siły na nic, nie mówiąc o koncentracji na zajęciach. Walka z lękiem jak zapewne sama wiesz sporo energii kosztuje nasz organizm. P.S. A dlaczego nie zaczerpniesz porady specjalisty??
  6. magdalenabmw może zaczynasz źle się czuć przez świadomość że jutro masz obowiązki, którym musisz sprostać a nie jesteś pewna jak się będziesz jutro czuła i czy dasz radę przejść przez ten dzień swobodnie. Pamiętam jak zaczęłam licencjat (początki mojej nerwicy). Jak objawy rozszalały się na dobre i często miałam ataki -a nie brałam wtedy żadnych leków- to obawiałam się tych zjazdów na samą myśl mnie mdliło i robiło się niedobrze Jakoś wytrzymałam więc jest to do przejścia ale człowiek cholernie sie męczy Czego się nie zrobi dla swojej przyszłości i poczucia obowiązku. Pozdrawiam i życzę powodzenia na zjeździe
  7. petunia

    Skojarzenia

    FOTOGRAFIA-NAGA KOBIETA-AKT-ZGON-biała lilia-PRAWIE NAGA KOBIETA-rzeźba- popiersie -biustonosz- piersi- piękno-moja córeczka-pociecha-maskotka i MIŚ-mój chłopak -przyszły mąż (?) -rabarbar- mała dziewczynka
  8. Hmmm utalentowana fryzjerka Artystyczna profesja
  9. petunia

    Skojarzenia

    FOTOGRAFIA-NAGA KOBIETA-AKT-ZGON-biała lilia-PRAWIE NAGA KOBIETA-rzeźba- popiersie -biustonosz- piersi- piękno-moja córeczka-pociecha-maskotka i MIŚ- mój chłopak
  10. Jakbym czytała siebie Strasznie obawiam się wymiotów w miejscu publicznym a raczej kompromitacji kiedy to się stanie. I to nie tylko kiedy ja zwymiotuję, nie mogę też patrzeć jak inni to robią od razu pojawia się lęk paniczny. Więc jak najbardziej fobia społeczna mnie obejmuje. Ale jest jeszcze coś nawet w domu kiedy moje wymiotowanie mnie nie skompromituje odczuwam lęk przed nim. Potrafię np męczyć się całą noc z potwornymi mdłościami czy bólem brzucha niż zwymiotować i sobie ulżyć Szczerze powiem, że jest to dla mnie niezrozumiałe. Choć jestem w stanie to przedłożyć analogicznie na emocje. Po prostu nie wyrzucam zalegających toksycznych emocji. Wymioty to odruch obronny organizmu wyrzucamy toksynę. Cholera logicznie to jest zrozumiałe. Ale na poziomie emocji nie jestem w stanie z tym dojść do ładu
  11. Ja mam to samo, mój lęk wiąże się z możliwością zwymiotowania w miejscu publicznym (szczególnie w autobusie) Co silnie wiąże się z brakiem akceptacji mojej osoby po tym wydarzeniu To mnie przeraża
  12. Pora zobaczyć się w innym świetle !! Na momencik każdy zaglądający tutaj zapomina o wszystkich problemach i wynikających z nich konsekwencji. Przez sekundę jesteśmy prawdziwymi zaletowcami Zapraszam do zabawy!! Zaczynam: ciepła, troskliwa, ambitna, uparta w dążeniu do celu, wrażliwa, empatyczna, wyrozumiała, towarzyska to na razie by było na tyle Pamiętajcie uruchamiamy również wyobraźnie, opisy w stylu mam piękne paznokcie u stóp lub zgrabne kolana wchodzą jak najbardziej grę !!! Może potem jeszcze cosik dopiszę a teraz biegnę na tańce a po powrocie mam nadzieję zobaczyć mnóstwo postów jacy to jesteśmy wspaniali
  13. petunia

    Skojarzenia

    FOTOGRAFIA-NAGA KOBIETA-AKT-ZGON-biała lilia-PRAWIE NAGA KOBIETA-rzeźba- popiersie -biustonosz- piersi- piękno-moja córeczka-pociecha-maskotka
  14. W końcu ta nerwica na coś się przyda Nie dość że daje szanse na rozwój to jeszcze pozwala czuć się potrzebną innym z innymi ;p Pozytywnie ... i tak chcę zakończyć ten dzień.
  15. LucidMan bardzo do rzeczy i bardzo pozytywnie chcę w to wierzyć, bo jeszcze gdzieś w głowie kłębią się myśli podobne do aldary. Ale zaraz chyba właśnie wymyśliłam rozwiązanie łączące Wasze podejścia Pierwszy etap: oswoić się z nerwicą podać jej rękę aby móc normalnie żyć, następnie to podanie ręki owocuje poznaniem podświadomego mechanizmu, którym posługiwaliśmy się przez lata i które uwypukliło nerwicę, jednocześnie powoli poznajemy nasze prawdziwe Ja, prawdziwe potrzeby. Kolejnym etapem jest stopniowe odrzucenie starego postępowania na rzecz nowego, który może prowadzić do życia bez lęków i ograniczeń. Ale faktem jest, że ludzie z natury boją się zmian nawet tych, które dają szanse na lepsze życie, łatwiej nam tkwić w starych przyzwyczajeniach nawet jeśli powodują ciężkie dysfunkcje a tym samym utrudnienia w funkcjonowaniu.
  16. John_Nelson, widzę, że zależy Ci na tym związku ... Masz chęci go naprawić, może nawet stworzyć na nowo. Warto walczyć gdy jesteśmy przesiąknięci prawdziwym uczuciem. Ale uwaga do naprawy relacji potrzeba dwojga ludzi oraz ich szczerych chęci. Jeśli rzeczywiście Twoja żona nie chce uczestniczyć w tym związku to staranie się o naprawę relacji będzie bardzo ciężkie może wręcz niemożliwe. Wtedy pozostaje ułożyć sobie życie na nowo, które może się okazać szansą na prawdziwe szczęście. Życzę powodzenia i mnóstwo pozytywnego nastawienia bez względu jak rozwinie się ta sytuacja. Zawalcz o swoje szczęście!! Co do Ciebie Betty_boo jesteś uzależniona piszesz ... mamy coś wspólnego. Do niedawna mieszkałam ze swoich chłopakiem u niego w domu otoczona jego rodziną jego znajomymi jego zainteresowaniami - resztą kilka moich postów na ten temat znajduje się już na forum. Teraz od jakichś 3 mozę 4 tygodni mieszkam znów z rodzicami, wróciłam do domu. Nie dlatego, że pokłóciliśmy się o jakiś drobiazg a ja z podkulonym ogonem uciekam. Decyzję o wyprowadzce podjęłam po tym jak dostałam ataku agresji ... jak nigdy w swoim życiu. Do tej pory jak sobie o tym pomyślę, zastanawiam się co ja ze sobą do cholery zrobiłam. Ten atak agresji spowodowany był nagromadzeniem mnóstwa negatywnych emocji, które kiedyś w końcu musiały znaleźć drogę ujścia. Zaczęłam krzyczeć wyzywać, szarpać się koszmar, do tego obecni jego rodzice, obok dom brata. Cała jego rodzina sąsiedzi uwikłani w tą kłopotliwą sytuację. Strasznie się tego wstydziłam, ale uwierzcie nie wytrzymałam już, coś pękło. Na drugi dzień oczywiście przeprosiłam rodziców i podjęłam decyzję o wyprowadzce. To jest etap "odstawiania". Nadal jesteśmy razem spotykamy się ale uczę się jak żyć i myśleć bez niego. Jest ciężko, czasem szaleję, może nawet częściej niż czasem ... On ma koleżanki, przyjaciół, pracę, zainteresowania, on żyje ... ja dla niego poświęciłam wszystko bo myślałam, że tylko wtedy będzie się czuł przy mnie bezpieczny. Ja wegetuję. Ale wiem, że ciężką pracą nad sobą uda mi się odnaleźć siebie a tym samym wyznaczyć sobie terytorium w tym związku, zaczął szanować swoją osobę i własne jakże równie istotne potrzeby .To będzie prawdziwa lekcja cierpliwości ale warto dla siebie. Przyłączenie się do Was to pierwszy krok w poszanowaniu własnej osoby, stworzenie czegoś "mojego". mm bardzo podobają mi się Twoje wypowiedzi, oddajesz sedno sprawy zgadzam się z Tobą, to dojrzałe podejście ... Parę postów na temat mojej sytuacji z związku już zamieściłam, to problem, który mnie przerasta i staram się znaleźć rozwiązanie. Dlatego proszę bądźcie dla mnie wyrozumiali. Wasze opisane doświadczenia w stosunkach damsko męskich mogą mi pomóc, dlatego proszę piszcie, dzielcie się swoimi doznaniami, może dzięki temu uda mi się w końcu wyjść w tym temacie na prostą. Na razie mam mętlik w głowie i męczące natrętne myśli. Ale chcę wierzyć, że ten związek może się udać. Trzeba tylko spojrzeć na to z odpowiedniej strony. Teraz to dopiero chce mi się wyć (. Daje znak cholerne "odstawianie". Świadomość, że jest teraz gdzieś z kimś doprowadza mnie do szału Ale zaraz ja teraz jestem z Wami nie jestem sama, i ja mogę się czuć potrzebna. Pragnę w to uwierzyć ...
  17. A więc czeka mnie długa lekcja cierpliwości ... Przyda się na przyszłość Dzięki za słowa otuchy
  18. Ja dzisiaj byłam u swojego terapeuty, zresztą jak co tydzień 45 minut, dziękujemy, do zobaczenia za tydzień ... Od początku leczę się u jednej osoby. Czuję się przy niej swobodnie i pewnie, wierzę w jej kompetencje. Myślę, że najważniejsze w spotkaniach z psychologiem czy psychoterapeutą jest nieme porozumienie, zbudowanie atmosfery otwartości i wzajemnego zaufania. Ona od razu przypadła mi do gustu Ale dzisiejsze spotkanie było dość ciężkie. Jak na osobę uzależnioną przystało trudno pogodzić mi się z odstawieniem. Czasem szaleję !! Uzależniona od mężczyzny, bez własnego bezpiecznego Ja powoli powoli staram się na nowo ułożyć siebie. Stworzyć swój własny, kobiecy świat jak to dziś ładnie zostało ujęte przez panią mgr. Tak, zaczynam właściwie od nowa, do przeszłości nie wracam bo nie ma do czego. Została mi tylko teraźniejszość i oczywiście przyszłość. A wszystko zależy tylko ode mnie. Od czego zacząć, jak zacząć?? W środku wyję ...
  19. Piszesz, że boisz się mówić o swoich problemach bo ludzie będą cie postrzegać przez jego pryzmat. I tego się wstydzisz. Ja przez całe swoje życie starałam się dogodzić innym głównie dlatego aby być lubiana, akceptowana bo jako mała dziewczynka za dużo doświadczyłam poczucia odrzucenia. Poświęcałam się dla innych, nie walczyłam o siebie. Teraz próbuję na nawo układać siebie z naciskiem na "siebie". Ale do rzeczy, jeśli myślisz, że inni ludzie tak bardzo przejmują się czyimiś problemami to się mylisz, każdy z nas skupia się na sobie na swoich wewnętrznych niedorzecznościach. I pamiętaj jeśli ktoś śmieję się z Twojej emocjonalnej czy fizycznej dysfunkcji to sam z całą pewnością ma ogromny problem ale ze sobą, prawdopodobnie przez takie zachowanie próbuje podnieść swoją wartość albo ukryć swoje słabości. Pozdrawiam
  20. Jak długo "dochodziłaś" do siebie, od czego zaczęłaś budować własną tożsamość?? Ja staram się zebrać do kupy, problem w tym, że nie wiem od czego zacząć ... nie widzę siebie.
  21. ciekawe jak dobry będzie, może mój wewnętrzny lękniuszek nie będzie miał dzisiaj prawa głosu. Trochę spraw na tym ogromnym świecie mnie dziś czeka;) Pozdrowionka dla wszystkich
  22. Witam, Pisząc czuję się lekko podekscytowana, pewnie dlatego, że pierwszy raz dołączam do internetowej społeczności. Społeczności, która aby normalnie żyć musi zgryźć naprawdę twardy orzech Zanim przeczytacie mój post uzbrójcie się w cierpliwość, bo jest tego sporo ale nie pożałujecie, myślę, że moje doświadczenie z ta chorobą może się komuś przydać i wzbudzić refleksje no i poznacie mnie bliżej Ale do rzeczy. Mój (jakże silny) związek z nerwicą właściwie trwa od zawsze. Ale regularne objawy pojawiły się jakieś 5 lata temu. Porady lekarskiej zaciągnęłam 4 lata temu wtedy też zaczęłam swoje pierwsze leczenie farmakologiczne. Rok od pojawienia się pierwszych objawów próbowałam poradzić sobie sama, myślałam, że to przejściowa dysfunkcja, nie zdawałam sobie sprawy z tego co tak naprawdę mnie dotknęło i jak bardzo może to być poważne. To była męczarnia !! Zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje ta niewiedza napędzała jedynie całe lękowe koło. Pierwsze wizyty u psychiatry trochę otworzyły mi oczy na pewne sprawy, ale dużo więcej się dowiedziałam czytając o tych zaburzeniach. Mój pierwszy lek to Asentra, nie przyjął się szybko odstawiłam, nie byłam w stanie przejść skutków ubocznych. Następny Paxtin 20 i neurol doraźnie na lęki, na początku owszem bardzo się męczyłam, straszne nudności, zmęczenie, brak skupienia. Potem sama nadałam tym lekom nazwę "tabletki szczęścia". Czułam się wspaniale. Problem w tym, że jeszcze wtedy nie uświadomiłam sobie do końca, ze tabletki niwelują jedynie same objawy... Po około roku odstawiłam, po paru miesiącach od odstawienia wystąpiło zdarzenie, które spowodowało powrót wszystkich objawów czyli pocenie rąk, kołatanie serca, nudności, zawroty głowy, zaburzenia jedzenia i to przeczucie, ze zaraz zwymiotuję przy wszystkich. Wtedy po raz kolejny udałam się do psychiatry, który oprócz leków a właściwie zamiast nich dał mi skierowanie na terapię grupową. Tak więc nastąpił kolejny etap w moim docieraniu się z nerwicą lękową połączoną z agorafobią i fobią społeczną (moja diagnoza). Na terapię uczęszczałam prze pół roku, w trakcie nie wróciłam na stałe do leków. Skupiłam się na samej terapii. To była dokładnie 2 lata temu. Po leczeniu czułam się świetnie, lęki jak ręką odjął odeszły, zaczęłam aktywne życie, realizowanie własnych marzeń, celów. Próbowałam nawet rzeczy niemożliwych. Zaczęłam też studia II stopnia na AE. Życie jakoś się ustabilizowało. Aż do pewnego momentu. Ponad rok temu poznałam mężczyznę. Oszalał na moim punkcie, a ja pragnęłam takiego zaangażowania. Na początku buło cudownie, jak nigdy z żadnym innym mężczyzną ale niedługo potem odsłoniła się moja neurotyczna osobowość, ponieważ pojawiła się silna zazdrość, która wynikała z braku poczucia bezpieczeństwa oraz z niskiej samooceny. wróciły lęki. Związek całkowicie mnie pochłonął, nie starczyło miejsca na moje życie. Uzależniłam całe swoje szczęście i życie od niego ... Po pewnym czasie przestałam odczuwać swoje potrzeby, straciłam własną tożsamość zmechanizowałam swoje postępowanie tylko i wyłącznie do jego potrzeb. Teraz nie wiem kim jestem, nie czuję siebie... W każdym razie od paru miesięcy zaczęłam psychoterapię indywidualną a od tygodnia wróciłam do paxtinu + afoban doraźnie. Tabletki to była zawsze ostateczność. Właśnie taka nadeszła. Powiem tylko tyle, iż nie sądziłam, ze nawrót może być silniejszy i bardziej przerażający od samego pierwszego razu. Moim celem na forum jest poznanie Was ludzi, którzy przechodzili czy dalej przechodzą przez własną irracjonalność w poszukiwaniu siebie. Chcę poczuć się tu jak "u siebie" Bo aktualnie nie mam "swojego bezpiecznego miejsca". Pozdrawiam ciepło
×