jesli chodzi o kwestie wiary i Boga, to u mnie z tym roznie.
wierze, ze jest Bog, podoba mi sie ta swiadomosc, ze gdy czuje sie naprawde zle i beznadziejnie, to moge sobie pogadac do niego.
bo zwykle gadam, nie potrafie sie modlic, klepac zdrowasiek, jesli juz to robie, to niestety jakos tak mechanicznie, byle szybko skonczyc.
mysle, ze bylabym bardziej "praktykujaca" katoliczka, gdyby nie pewne przymusy dotyczace zachowania sie np. w kosciele itp.
nie lubie i zle sie czuje z tym, gdy mam na kazde skinienie ksiedza wstac, zaspiewac, odklepac modlitwe, kleknac, wstac itd.
wiare chyba uproscilam do takiego stopnia by bylo mi wygodnie.
wydaje mi sie, ze wazniejsze jest to, jak zyje, jak odnosze sie do innych, czy nie robie czegos zlosliwie...
nie uwazam ze moja religia jest ta jedyna i prawdziwa, kazdy wierzy w co chce, jesli nie robi przy tym krzywdy innym, to niech sobie wierzy.