Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. Przygotowuj się do więzienia do kogokolwiek Cię przymusili i zajmijcie się zazdrosnymi *** z forum. Niedorozwiniętą Willow i victorią. N
  3. Nie mogę zasnąć. Sumienie gryzie. Ale spokojnie, do rana jeszcze trochę. Zduszę, jak zawsze.
  4. Dzisiaj
  5. Ostatnio źle sypiam, czy nudzę się w nocy i siedzę później do rana, a rano znów mi się chce spać. Wkurza mnie to, czemu to życie jest takie pojebane.
  6. Sprawdziłam. No to co wojujesz, to dobrze powiedziałam:D ale słyszałam toże słowo
  7. EEG - zapis nieprawidłowy w części skroniowo-czołowej z prawej strony. Trochę podobny do tego co publikacje opisują o FTD. Czyli miałem rację. W sumie to nawet już nie czuje się tragicznie, dalej nie umiem spać więcej niż 4-6h na dobę chyba że organizm się konkretnie zmęczy taką bezsennością, dalej mam problem z odczuwaniem jakiś emocji, biorę pregabę po tym ataku i jakoś idzie do przodu. I tak na razie w życiu nic nie robię poza graniem w Tibię, do 7 stycznia mam urlop a co będzie potem, nie mam bladego pojęcia xd
  8. Doktor Indor

    Co teraz robisz?

    https://www.nerwica.com/settings/signature/
  9. A potem się okaże że nie tego sobowtóra pochowali
  10. Przecież ja ci tylko przytaknąłem Jezus nie był z zelotów, bo Jezus nie istniał. To jest legenda, mit. Tak jak mit o Zeusie czy Posejdonie, czy Minotaurze. Myślisz że Zeus istniał?
  11. Nie lubię jak mi mówisz że nie jestem mądra Więc Jezus też był z zelotow czy nie, chowani byli w grobowcach rodzinnie więc to nie ma związku?
  12. Boże, ty jesteś tak niewinna jak łąka nieosrana. „Pozdrowienia dla Ani Sphincter.”
  13. O i teraz coś mądrego powiedziałaś Jakub był ukamienowany bo był silnie związany z najbardziej ekstremalnymi ugrupowaniami zelotów i esseńczyków. To nie byli dobrzy ludzie.
  14. Grzyb? A ok wiedziałam że skądś kojarze Hahaha dobre są moje mądrości
  15. Był jakiś i był pochowany obok Jakuba, tego z rodziny jego czy tam maryi Nie wchodzę w polemikę bo mi się ani nie chce linków dawać ani jestem za glupia
  16. Skąd wiesz? Bo legenda tak mówi? Najbardziej prawdopodobne jest, że legenda o Chrystusie opiera się na postaci Jana z Gamli, który był doktorem prawa, nazirejczykiem i zelotą nacjonalistą.
  17. Analus chciałeś rzecz i trójanus i swinganus
  18. No, ty to chyba na odwrót, hiperseksulanus dziuranus
  19. Pamiętam swoje poszukiwania "siebie", kreowanie wizerunku przez pobieranie cech tu z jednej osoby, tam z drugiej, niczym gąbka chłonąca wszystko, co mi imponowało. Za wszelką cenę chciałam być taka i owaka, bo normalnie czułam się pusta, nijaka. Zawsze kończyło się to zgubieniem, niezrozumiałymi dla mnie kłótniami z innymi, w końcu jednak trochę udawałam kogoś innego, kim chciałam być, ale nie byłam. Nie potrafiłam wychodzić z tych kłótni, pokonywałam się własną bronią, choć wymierzoną w innych. Wszystkich dookoła mogłam opisać w kilku zdaniach, a siebie nie potrafiłam, byłam nudna, depresyjna, koniecznie chciałam nadać sens swojemu istnieniu, bezskutecznie. Dorośli wówczas opisywali mnie jako grzeczną, spokojną, bezproblemową dziewczynę, co się ze mną kłóciło, bo w środku chodziłam wiecznie nabuzowana, wściekła na ludzi, ale zakładam, że błędy rodziców w wychowywaniu mnie zabiły wtedy moją osobę, lepiej było się słuchać, przytakiwać i robić wszystko, co każą, jak wzorowy obywatel. Nie wiedziałam kim jestem, kim chcę być, wszystko mnie irytowało, a myśli wędrowały tylko w jedno miejsce. Miejsce, w którym bym nareszcie odpoczęła od tej ciągłej gonitwy za byciem kimś, skoro nawet nie chciałam być. Nigdy niczego od życia nie pragnęłam, nie miałam wizji swojego życia, ani więc tym bardziej siebie. Myślałam, a właściwie miałam nadzieję, że umrę tuż tuż, modliłam się o to. Dosłownie, już od zerówki. Kończyłam szkołę jedną za drugą, bo tak trzeba było. Kiedy wreszcie wyszłam z tego szkolnego systemu i mogłam zrzucić wszystkie maski, a było ich od groma, pomyślałam, że może odnajdę siebie na samotnej wyprawie. Wtedy miałam silną fobię społeczną, która utrudniała mi znalezienie pracy, a wąty rodziców wszystko tylko pogarszały, musiałam uciec, naprawić się. Chyba w życiu się tak nie trzęsłam ze strachu, jak właśnie w dniu swojej wyprawy, ale wszystko miałam zaplanowane, a cel jasno sprecyzowany. Dotarłam na miejsce i... pustka. Naprawdę myślałam, że zmiana miejsca pomoże mi w zbudowaniu swojej osoby i odnalezieniu szczęścia? Ale przynajmniej zmniejszyłam swój lęk przed ludźmi i ogólnie życiem, innym niż mi wtedy znane, w którym to odgrywałam głównie statystę. W końcu zrobiłam coś innego, czego mi nikt nie kazał, ani system nie narzucił. Jednak wróciłam z wyprawy z towarzyszącymi wciąż smutkiem i pytaniami "kim ja jestem i czego chcę?". Czułam, że poniosłam porażkę. Jeszcze bardziej pogłębiła się moja depresja, zwłaszcza po pierwszych kilku pracach, w których nie wytrzymywałam dłużej niż trzy miesiące. Miałam wrażenie, że kompletnie nigdzie nie pasuję, że jestem kosmitą, którego nie powinno tu być, a znalazł się na Ziemi przez przypadek. Dalej trochę próbowałam kreować siebie, pisać zawsze w taki sposób, a potem w inny, sprawdzałam co do mnie pasuje, co nie, specjalnie szukałam niszowych zainteresowań, żeby nadać sobie jakąś rolę, poczuć się wyjątkowa, dużo notowałam w dzienniku i potem patrzyłam, co mi w sobie nie odpowiada i chciałabym zmienić. Wszystko to było bardzo męczące (poza dziennikiem, w którym czarno na białym były moje problemy i mogłam się im bliżej przyjrzeć, a potem rozwiązać). Z czasem zaczęłam odpuszczać i zrozumiałam, że wcale nie muszę być kimś, że w mojej sytuacji to by i tak nic nie zmieniło ani cudownie nie nadało życiu sensu, że raczej nie o to w tym chodzi. Weszła anhedonia, byłam jak zombie bez żadnych emocji, ale paradoksalnie pomogło mi to. Przestałam się przejmować opiniami innych, nie myślałam już natarczywie o sobie, tylko o realnych rzeczach, które chcę robić, które sprawiały, że zapominałam o dopasowywaniu się do tego świata, do bycia kimkolwiek. Zeszła ze mnie presja, zaczęłam zgłębiać różne dziedziny, coraz więcej mnie interesowało, a siebie wyrzuciłam z głowy, choć smutek dalej mi doskwierał. Później pewne wydarzenie, mianowicie śmierć kliniczna, całkowicie zmieniło moje postrzeganie o sobie i otaczającym świecie, jeszcze bardziej dotarło do mnie, że nie muszę być konkretnie kimś, bo jestem wszystkim. Zachowuję się teraz tak, jak mam ochotę, i to wszystko stanowi mnie, nawet jeśli dalej nie potrafię skonstruować opisu swojej tożsamości. To straciło jakiekolwiek znaczenie. Czego teraz chcę od życia? Skoro wiem, że jest wieczne, to tym razem bez wyrzutów sumienia, ale wciąż - niczego. Niech sobie płynie, a ja zmuszona będę pływać razem z nim, bylebym miała działające organy, pieniądze, bo tak sobie wymyślono, że życie ma kosztować, oraz miłość, która zagościła w moim sercu i nie wyobrażam sobie już żyć bez tego uczucia.
  20. Z Krzyśkiem11 najlepiej pojechać do Australii, pogadać o kangurach i misiach kola. Nic nie czuje, wszystkich pomyli, zmiesza i chodzą z powykręcanymi ciałami..
  1. Pokaż więcej elementów aktywności
×