Skocz do zawartości
Nerwica.com
Wszędzie

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. Daj znać, jak się będziesz czuł. Btw. czy ktoś się czuł gorzej na 225, niż na niższych dawkach, bo go za bardzo spłaszczyło emocjonalnie i dopadła go apatia od tego?
  3. Ja też uwielbiam @Dalja takie już świadome najbardziej, gdy mówić zaczynają o coś pytają, rozmawiają. Od 3 lat. Z niemowlakami ciężko jest, gdy są malutkie, ja sama ważyłam 2800 jak się urodziłam i Ojciec bał się mnie brać na ręce by mnie nie przełamać, musiał przez coś bo tak bezpośrednio nie chciał mi zrobić krzywdy. Sama jak się takimi małymi dziećmi zajmowałam też to czułam jakie są drobne, kruche choć ja mam i tak takie dziecięce dłonie, delikatne nawet w wieku dorosłym więc jest mi łatwiej. Zresztą ten okres niemowlęcy tak naprawdę szybko mija rok, 2 to już jest taki bobasek, poza tym ja bardzo lubię nosić dzieci na rękach i one też to lubią.
  4. Czemy wskakujesz wyzej jesli na 75 jest ok? Tez mialem tak zrobic ale wczoraj bylem u lekarza u wlasnie mi powiedzial ze jak 75ok na razie zostac przy tej dawce
  5. Przez dłuższy czas eksperymentowałem z dawkami 450 i 525 mg, było całkiem dobrze tylko ciśnienie za wysokie i stąd redukcja do 375. Przez pewien czas miałem niedobór wenli i brałem tylko 225 mg i przyznam że było naprawdę dobrze, fajny balans nastroju i napędu.
  6. Mic43

    Przegrywy

    Daljunia każe innym iść na terapię, a sama się na niej nudziła On już chodził, nie doczytałaś dokładnie, wiem, dużo tekstu xdd
  7. Ty już wiesz o co żeby pewne rzeczy robić, wydaje mi się, że trzeba się jakoś odwrażliwić. Ale mogę się mylić
  8. Mic43

    Ezoteryka- dyskusja.

    No człowiek potrzebuje jakiegoś głębszego sensu w życiu, inaczej musi się znieczulać. Wiarę w boga daje poczucie że ktoś nad nami czuwa, że cierpienie ma sens, daje szansę na życie po śmierci etc. Stąd ludzie chcą wierzyć.
  9. Dzisiaj
  10. A ja bardzo lubię dzieci. Może nie takie malutkie niemowlaki, ale kilkuletnie jak w przedszkolu są super, takie ciekawe świata. One mnie też lubią. Ale ja też nie chce mieć jak na razie i raczej nie powinam, a jak mi się zachce w późnym wieku to już nie będzie można miec Współczuję jak ktoś z rodziny z dzieckiem przybywa i musisz się mizgrac do nich
  11. Dalja

    Przegrywy

    @Prince of darknessidz na terapie jakaś dobra, może grupowa ? Przepracuj przegadaj może uwolnisz się od przeszłości. Mi się wydaje że terapia grupowa jest jednak bardziej wspierająca i sensowna z punktu widzenia ludzkiej psychiki (osobniki stadne, taka natura że odnalezienie się w gromadzie bylo warunkiem przetrwania). Bo jesteś młody, masz przyjaciół których kiedyś nie miałeś (!) To super Fajnie że Ci się udało zdobyć, też bym chciałA. I masz pracę i to za.jebi :))) ppozdrawiam ściskam i na pewno dasz radę z tym nie ma znaczenia że dotąd nie dawało się
  12. Dalja

    Ezoteryka- dyskusja.

    Hih. A @Mic43nie ma nic wspólnego ze strzelcem, A ja specjalnie dla niego przeczytałam i jednak się trochę zgadza A nawet sporo
  13. Kurde to ja od tygodnia na 150 mg I nie czuje różnicy nie wiem o.co chodzi Ja już ponad tydzień i nie czuje zmiany.. Leki z grupy SSRI (selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny) to najczęściej przepisywana klasa leków przeciwdepresyjnych. Ich działanie polega na zwiększaniu poziomu serotoniny w mózgu – neuroprzekaźnika wpływającego m.in. na nastrój, sen i apetyt. Jak działają SSRI? SSRI blokują wychwyt zwrotny serotoniny w neuronach – co oznacza, że więcej serotoniny pozostaje dostępnej w szczelinie synaptycznej (przestrzeni między komórkami nerwowymi). To może poprawiać nastrój i łagodzić objawy depresji oraz lęku. Typowe zastosowania SSRI: depresja zaburzenia lękowe (np. GAD, fobia społeczna) OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne) PTSD (zespół stresu pourazowego) zaburzenia odżywiania (np. bulimia) PMS/PMDD Popularne leki SSRI: Fluoksetyna (Prozac) Sertralina (Zoloft, Asentra) Escitalopram (Lexapro, Elicea, Cipralex) Citalopram (Cipramil) Paroksetyna (Seroxat, Rexetin) Fluwoksamina (Fevarin) Kiedy zaczynają działać? Poprawa nastroju pojawia się po 2–6 tygodniach regularnego stosowania. Działania niepożądane mogą pojawić się wcześniej, zanim pojawi się pozytywny efekt. Możliwe działania niepożądane: nudności, biegunki bóle głowy zaburzenia snu (bezsenność lub senność) zmniejszenie libido, zaburzenia orgazmu niepokój, "wewnętrzne roztrzęsienie" na początku leczenia u niektórych: zwiększenie lęku w pierwszych dniach (często przejściowe) czasami: poczucie odrealnienia, emocjonalne "spłaszczenie" Ryzyko odstawienia (zespół odstawienny): Niektóre SSRI (szczególnie paroksetyna) mogą powodować objawy przy nagłym odstawieniu: zawroty głowy uczucie "porażenia prądem" drażliwość lęk objawy grypopodobne Dlatego leki te należy odstawiać stopniowo, pod kontrolą lekarza.
  14. @Cień latającej wiewiórki też nie znoszę dzieci. Nie chcę ich mieć i nie chcę mieć z nimi styczności.
  15. Raccoon

    Ezoteryka- dyskusja.

    Fajnie, ja jestem lew i opis nie ma nic wspólnego z moją osobowością
  16. Szczebiotka

    Spam

    Proszę abyś zachowała szacunek do innych użytkowników. Wiesz czasami nie warto i tyle. A jeśli coś jest nie tak to zgłoś do nas, pomożemy. I nie, nie ma znajomości. Tutaj nawet jak masz znajomości a źle się zachowujesz to i tak zostaniesz ukarany bądź mądrzejszy, proszę (tak, tak. Zrobiłam smutne oczka. Podobno to działa )
  17. Szczebiotka

    Spam

    Wiesz, nie jestem osobą wierząca ale uważam że nikomu źle nie powinno się życzyć. Sama w życiu przechodzę piekło ale nigdy nie życzyłam źle osobie przez którą mam jak mam. Uważam że karma wraca do ludzi. Nie prowokuj
  18. Dryagan

    Przegrywy

    @Prince of darkness piszesz o bólu, napięciu, samotności i poczuciu utknięcia – to wszystko brzmi dla mnie bardzo znajomo. Sam mam za sobą trudne dzieciństwo, urazy, które siedzą głęboko, fobię społeczną i duże problemy z relacjami. Przez lata czułem, że jestem z boku – że coś we mnie nie działa tak jak powinno i że nigdy nie znajdę swojego miejsca. A jednak z czasem – choć długo na to czekałem – coś się zmieniło. Założyłem rodzinę późno, bo dopiero w wieku 35 lat. Nie wszystko od razu stało się łatwiejsze, ale obecność drugiego człowieka i dziecka w moim życiu pozwoliła mi inaczej spojrzeć na samego siebie. Przesunęły się priorytety, coś się we mnie rozluźniło. Wciąż mam w sobie różne lęki i trudności, ale już nie definiują całego mojego świata. Przez to i w pracy się zmieniło, zostałem doceniony jako specjalista, chociaż dalej jestem outsiderem. Nie piszę tego, żeby dawać proste rady ani nikogo przekonywać, że "wszystko będzie dobrze". Ale wiem jedno: nawet bardzo głębokie warstwy, o których wspomniałeś, mogą się z czasem uchylić – może nie wszystkie naraz, może nie tak, jakbyśmy chcieli, ale wystarczająco, żeby zacząć oddychać trochę lżej. Z wiekiem człowiek przestaje się tak szarpać jak ćma w kloszu. Nadal czasem uderza w szkło, ale coraz częściej siada na chwilę, patrzy inaczej, oddycha spokojniej. I to już robi różnicę. Czasem pomaga też spojrzeć na siebie z boku, nie ze środka – jak na kogoś, komu po prostu warto współczuć, dać trochę luzu i nie oceniać zbyt surowo.
  19. W dzieciństwie byłam płaczliwa a też podobno płacz w dzieciństwie powoduje bezdech nawet nie domyślałam się, że to od płaczu mam bezdechy senne np. Zwykle mi w szkole nauczycielki mówiły płacz, płacz będziesz piękniejsza, że płacz to zdrowie, bo oczyszcza organizm a jednak też coś w środku blokuje. Znam to uczucie takiego znoszenia, jakby się zachłysnęło wodą i czuć ją w nosie tak przynajmniej ja czasem odczuwam, ale gdy słyszę jak ktoś szlocha mnie bardzo drażni. Chyba, że ma jakiś słodki melodyjny głos, robi to po cichu to może nie aż tak bardzo. Czasem też przy płaczu niektórzy to wymuszają, takie szlochania, płakanie, fałszywe, nienaturalne jest straszne.
  20. Prince of darkness

    Przegrywy

    25 lat to rzeczywiście młody wiek, pełen potencjału i możliwości, a takie słowa jak „niby dlaczego nic się nie zmieni?” brzmią na pierwszy rzut oka jak rozsądne przypomnienie, które ma rozbudzić nadzieję. Ale rzeczywistość często okazuje się mniej linearna i bardziej złożona. Młodość nie jest magiczną gwarancją szybkich zmian, ani przepustką do łatwego odnalezienia się w świecie. Czasem to, co wydaje się naturalne i proste dla innych, dla jednej osoby może być górą nie do przebycia. Nie chodzi tu tylko o wiek — to raczej kwestia tego, jak na własnej drodze napotykamy przeszkody i ile sił potrzeba, żeby dalej iść, kiedy najprostsze kroki stają się wyzwaniem. Czasem nosimy w sobie bagaż doświadczeń, które wbrew temu, co by się chciało, nie ulatują z wiekiem, lecz wręcz utrwalają pewne wzorce, kształtują sposób, w jaki postrzegamy siebie i świat. Możesz mieć 25 lat i jednocześnie czuć się, jakbyś toczył walkę trwającą już całe dekady. Zmiana nie pojawia się zazwyczaj z dnia na dzień, jak jakaś olśniewająca błyskawica. To często długi, mozolny proces, pełen potknięć i chwil zwątpienia. Młodość nie zawsze chroni przed tymi momentami — czasem wręcz przeciwnie, bo im większe oczekiwania, tym bardziej bolesne rozczarowania. Być może prawdziwą siłą nie jest szybka przemiana, ale wytrwałość, żeby trwać pomimo wszystkiego, mimo że nie widać jeszcze jasnego światełka na końcu tunelu. Twoja „zazdrość” jest dla mnie też przypomnieniem, że są ludzie, którzy potrafią dostrzec, że życie to nie tylko ciężar, ale i możliwość, nawet jeśli czasem ta możliwość jest ukryta za mgłą codziennych trudności. Może to właśnie ta perspektywa jest potrzebna — nie po to, by przyspieszyć zmiany, których nie da się wymusić, ale by pamiętać, że one są możliwe. I że warto trzymać się tej myśli, nawet gdy trudno ją poczuć, nawet gdy dotychczasowe próby nie przyniosły efektu. Dziękuję za ten impuls, bo to właśnie rozmowy i otwartość dają szansę na powolne przesuwanie się z miejsca, gdzie czujemy się uwięzieni, ku czemuś, co może jeszcze mieć kształt nowego początku. Dziękuję za Twoją odpowiedź. Czytałem ją kilkukrotnie – i za każdym razem miałem wrażenie, że ktoś próbuje do mnie dotrzeć przez warstwy ciszy, w które przez lata owijałem samego siebie. To nie jest łatwe – nie dlatego, że jestem zamknięty, ale dlatego, że nie wiem już, czy którakolwiek z tych warstw daje się naprawdę rozchylić. Ale fakt, że próbujesz – że mówisz nie tylko z troski, ale też z wysiłkiem zrozumienia – to ma znaczenie. I chcę Ci za to podziękować. Napisałeś, że to nie moje życie jest przegrane, tylko sposób, w jaki o nim myślę. Chyba rozumiem, co masz na myśli. W teorii zmiana wewnętrznej narracji może zmienić trajektorię losu, ale spróbuję wyjaśnić, dlaczego w moim przypadku to nie jest takie proste. Ta historia zaczyna się nie od myśli, ale od doświadczeń, które je ukształtowały. Przez długi czas miałem nadzieję. A może lepiej: upór. Wewnętrzne przekonanie, że jeśli tylko będę wystarczająco się starał, coś się przesunie, coś się otworzy, coś zacznie zazębiać. Wierzyłem, że nawet jeśli nie mam naturalnej łatwości w relacjach, w przebijaniu się, w oswajaniu rzeczywistości, to dzięki cierpliwości i wysiłkowi mogę zbudować coś własnego, coś mojego. Próbowałem. Rzeczywiście próbowałem. Zmieniałem środowiska, szukałem ludzi, podejmowałem terapie, przekraczałem siebie, tłumiłem lęki, uczyłem się komunikacji, wytrwałości, pracy. To nie była pasywność. To nie był brak inicjatywy. Wręcz przeciwnie – wiele z tych prób wymagało ode mnie więcej niż od tych, którym takie działania przychodzą naturalnie. Jednak im więcej prób kończyło się ciszą, rozczarowaniem, brakiem odpowiedzi – tym trudniej było zrozumieć, co robię źle. A może to właśnie pytanie „co robię źle?” zaczęło budować we mnie to, co dziś nazywam utratą wiary w samego siebie. I nie jest to figura retoryczna, tylko surowa świadomość, że powtarzające się niepowodzenia zaczynają nadpisywać moje poczucie wartości. Z czasem pojawił się jeszcze ból – bardziej fizyczny, pierwotny, nieustępliwy. Początkowo epizodyczny, potem codzienny, teraz stały. To nie jest metafora ani cień psychosomatyczny. To realny ból mięśni, głowy, karku, który zmienia ciało w napięcie, którego nie da się rozluźnić. Przeszedłem badania neurologiczne. Diagnoza – nadwrażliwość neuronów. Układ nerwowy, który nie potrafi się wyciszyć, ciało reagujące na codzienne bodźce jak na zagrożenie. Codzienne funkcjonowanie w stanie gotowości, choć nic się nie dzieje, poza bólem, który powraca. Trudno w takim stanie myśleć o zmianie „sposobu myślenia”. Myślenie jest skutkiem przeżycia, produktem codzienności – chaotycznej, męczącej i pozbawionej punktów odniesienia. Gdy dominuje ból, samotność i napięcie, trudno, by umysł był lekki, otwarty i wolny. Kiedy słyszę „masz podstawy – mieszkanie, znajomych, wykształcenie” – nie zaprzeczam, ale to są rzeczywistości strukturalne, nie egzystencjalne. To jak powiedzieć tonącemu, że ma buty – prawda, ale buty nie pomagają oddychać. Praca bez sensu, mieszkanie bez domu, znajomości bez kontaktu – to nie życie, to powierzchowne trwanie. Z każdą godziną coraz trudniej powiedzieć, dlaczego jeszcze się unoszę. Ta praca… jest dla mnie rodzajem męki, codzienną udręką, w której nie przesuwam się do przodu, lecz jedynie staram się nie zatonąć w bezkresnym labiryncie monotonnego istnienia. Nie jest to walka o lepsze jutro, lecz przetrwanie kolejnego popołudnia. To wymaga ode mnie wysiłku, którego często nie jestem w stanie dać, zwłaszcza gdy silne leki – czasem nawet opioidowe – ograniczają nie tylko samopoczucie, ale i możliwości, takie jak prowadzenie samochodu, które przecież od mnie się wymaga. To wszystko pozostawia poczucie utknięcia. Wiem też dobrze, że inni mają swoje ciężary, często znacznie bardziej dotkliwe, ich historie są trudniejsze, a ból – głębszy. Nie oceniam, nie uskarżam się – po prostu mówię, jak jest z mojej perspektywy, subiektywnie i szczerze. To nie lament, lecz próba nazwania własnej prawdy, bez upiększeń i ucieczki w iluzje. Moja egzystencja, napakowana farmakologią, by tylko przetrwać kolejny dzień, nie jest tym, czym chciałbym, aby było życie. To nie jest cel sam w sobie, lecz cichy alarm – znak, że ta opowieść wymaga zmiany, choć dziś jeszcze nie wiem, jak się do niej zabrać. Jeszcze raz dziękuję za uwagę i cierpliwość – czasem to wszystko, czego potrzeba, by poczuć się choć trochę mniej niewidzialnym
  21. Ja jestem nadwrazliwa na dźwięk szlochania, jest to dla mnie irytujące obrzydliwe. Aż mnie wzdryga ten dźwięk, może nie tyle co jak pisanie po tablicy, są gorsze dźwięki, ciężko mi teraz porównać, ale nie znoszę szlochania zwłaszcza kobiecego. Męskiego też nie.
  1. Pokaż więcej elementów aktywności
×